Świat

COP28. Zapisy spóźnione o trzy dekady, ale progres jest

Ustalenia z COP28 zasługiwałyby na miano odważnych, ale 30 lat temu. Dziś – co podkreśla sekretarz ONZ ds. klimatu, Simon Stiell – dostaliśmy jedynie koło ratunkowe. Linia brzegu jego zdaniem jest wciąż daleko.

Wiecie, że do tej pory odejście od paliw kopalnych nie było zapisane w żadnym z porozumień zawartych na szczytach klimatycznych? Teraz to się zmieniło, ale od odchodzenia planeta z pewnością wolałaby natychmiastowe i kategoryczne wycofywanie. Jedno słowo, a całkowicie zmienia rzeczywistość, tak samo jak przybywające globalnej temperaturze dziesiąte stopnia Celsjusza.

12 grudnia miał zakończyć się 28. szczyt klimatyczny w Dubaju. Negocjacje stron konferencji wydłużyły się o dobę z powodu niemożności dojścia do porozumienia w kwestii moratorium na paliwa kopalne. Komuś, kto niezbyt wnikliwie śledzi podobne wydarzenia, mogłoby się wydawać, że konieczność odejścia od ropy, gazu i węgla jest już oczywista dla wszystkich, tylko niezbyt skutecznie i szybko realizowana.

Monbiot: Okrutne fantazje dobrze odżywionych

czytaj także

 

Nic bardziej mylnego, mimo że nawet biorący udział w wydarzeniu Andrzej Duda, który jeszcze parę lat temu w Katowicach przekonywał, że „węgla mamy na 200 lat”, dostrzegł ważkość przeprowadzenia transformacji energetycznej i przejścia na niskoemisyjne źródła energii. Tak, wiem – niskoemisyjne, a nie zeroemisyjne. To niemała różnica. Diabeł tkwi w szczegółach, a te mogą zręcznie wybić zęby nawet najbardziej zielono brzmiącej umowie.

Na razie nie wyjdziemy z kopalni

W tym roku jednak przez dwa tygodnie trwania szczytu niespecjalnie bawiono się w niuanse. Zamiast tego wprost wygłaszano pełne hipokryzji bzdury, przy aprobacie licznie obecnego w Dubaju lobby paliwowego. Przewodniczący COP28, sułtan Ahmen Al Jaber, zorganizował jedno z najważniejszych międzynarodowych spotkań wokół zmian klimatu tylko po to, by szukać na nim kontrahentów chętnych na surowce wydobywane w Zjednoczonych Emiratach Arabskich pod auspicjami kierowanego przez siebie naftowo-gazowego molocha, i stwierdził publicznie, że nie ma żadnych dowodów naukowych na to, że rezygnacja z paliw kopalnych prowadziłaby do ograniczenia globalnego ocieplenia.

Jak wykarmić Polskę i świat, czyli Regenesis

 

Już widzę, jak po tych słowach Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu wyrzuca wszystkie sześć raportów udowadniających, że jest odwrotnie, do kosza, i odwołuje katastrofę. Sułtan liczy jednak zyski, a nie strony prac naukowych. Zawyrokował także, że droga wiodąca przez odesłanie paliw do lamusa do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych sprowadzi świat „z powrotem do jaskiń”. A raczej do kopalni, z których przecież nigdy nie wyszliśmy. Al Jaber broni swoich racji tak, jakby istniała jakaś alternatywna ścieżka dążenia do neutralności klimatycznej. Może liczy na rozwój technologii wychwytywania dwutlenku węgla z atmosfery? Takie narzędzie jest stosowane od lat i mimo że świat nauki rekomenduje jego wykorzystanie, nie zastępuje ono redukcji emisji. Więcej na ten temat pisałam w tekście zapowiadającym szeroko krytykowany jeszcze przed rozpoczęciem szczyt.

W dniu, w którym stało się jasne, że w największej metropolii ZEA nie dojdzie do konsensusu, brałam udział w Open Climate Day w Warszawie, organizowanym m.in. przez polską Ambasadę Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. W formule okrągłego stołu dyskutowaliśmy wówczas – jako przedstawiciele mediów, organizacji pozarządowych, nauki, samorządu i społeczności aktywistycznej – na temat prawa do życia w czystym środowisku oraz do zrównoważonej żywności.

Stiglitz: Dlaczego Inflation Reduction Act to ważna sprawa

Moderujący dyskusję profesor nauk biologicznych na Uniwersytecie Śląskim Piotr Skubała słusznie utyskiwał na szereg zaniechań, opóźnień i fałszu, toczących międzynarodową politykę klimatyczną i żartobliwie – choć to śmiech przez łzy – komentował ignorancję decydentów w tej sprawie. W pamięć zapadł mi mem, na którym widać wykres reakcji ludzkości na nadciągającą katastrofę. Najwięcej miejsca, a zatem najdłuższy okres, przypada w udziale stanowisku, wedle którego globalne ocieplenie „nie jest problemem”. Niewiele mniej zajmują lata, w których wprawdzie przyznawaliśmy, że zmiana klimatu zachodzi, ale ignorowaliśmy alarmy, powołując się na rzekomy brak pewności co do tego, czy rzeczywiście zmiana klimatu jest odpowiedzialnością człowieka. Na końcu, czyli najbliżej momentu, w którym się właśnie znajdujemy i w którym kończy nam się czas – na zaznaczonym na czerwono króciutkim pasku widać tylko wielkie „ups”. Brzmi jak westchnienie, którym komentuje się raczej rozlane mleko, a nie upadek cywilizacji w dotychczas znanym nam kształcie. Jednak biorąc pod uwagę poziom przejęcia wielkiego biznesu i wielkiej polityki naszą wspólną przyszłością, trudno będzie znaleźć lepszy komentarz.

IRA to nie jest program klimatyczny w stylu europejskim [rozmowa z Tooze]

Wyobrażam sobie, że owym „ups” kwitują sytuację – zwłaszcza tych państw, które na COP28 najgłośniej domagały się uznania końca ery paliwowej i które już zdążyły doświadczyć dramatycznych skutków zmiany klimatu – najwięksi ropożercy, gazożercy i węglożercy. Nierówność pomiędzy głównymi emitentami i potęgami ekonomicznymi a mniej zamożnym globalnym Południem, państwami wyspiarskimi czy Ukrainą i innymi zakątkami świata, w których trwają wojny napędzane przez gospodarkę opartą na paliwach kopalnych, była – jak zwykle – bardziej niż dostrzegalna.

Ograniczenie petrogospodarki wśród celów klimatycznych

W finałowy dzień szczytu – środowy poranek 13 grudnia – Anne Rasmussen, negocjatorka reprezentująca wyspy pacyficzne, stwierdziła, że nie ma czego świętować, bo umowa, którą podpisano, jest „raczej krokiem w tył niż naprzód” oraz „litanią luk prawnych”. Zwróciła uwagę, że przedstawiciele Samoa – o czym informuje m.in. „Guardian” – nie byli obecni na sali obrad, gdy ogłoszono i podpisano konsensus. To symboliczne pominięcie mówi więcej niż słowa.

Pierwsza wersja porozumienia – pochodząca ze strony prezydenta szczytu, Al Jabera – opóźniła zakończenie negocjacji, a potem wzbudziła liczne protesty. Zdaniem obecnej na miejscu polskiej aktywistki z Inicjatywy Wschód, Mai Włodarczyk, wyglądała „jakby sporządzili ją ludzie z paliwowego kartelu OPEC [Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową, do których należą m.in. Zjednoczone Emiraty Arabskie – przyp. aut.]”. „Odejście od paliw kopalnych zostało całkowicie pominięte w zapisach. To był całkowity absurd” – dodała działaczka.

Ostateczną treść – na szczęście dla nas i planety – zmieniono, ale choć mówi się o historycznym sukcesie, wiadomo, że jest to tylko globalna deklaracja, a nie przymus, który na poziomie rządów zobowiązywałby je do podjęcia natychmiastowych działań transformacyjnych. Trzeba jednak stronom konferencji oddać to, że wreszcie oficjalnie włączyły ograniczenie petrogospodarki do celów klimatycznych. Spalanie paliw kopalnych – jako główny czynnik wpływający na zmianę globalnej temperatury – ma zakończyć swoje tłuste lata i powoli popaść w zapomnienie, co nie było do tej pory zapisane w żadnej z umów kończących odbywające się od blisko 30 lat szczyty.

Tekst „Wyborczej” o Thunberg dowodzi, że dziadocen miewa twarz babocenu

Treść postanowienia wzywa strony konferencji do „odejścia od paliw kopalnych w systemach energetycznych w sprawiedliwy, uporządkowany i słuszny sposób, przyspieszając działania w tej krytycznej dekadzie”. Brzmi nieźle, jednak najbardziej zaangażowane w budowanie bezpiecznej przyszłości kraje domagały się użycia słowa „wycofywanie” zamiast mniej konkretnego „odchodzenia”.

Poza tym niedoprecyzowane są kwestie dotyczące tempa, finansowania i wyrównywania szans w trakcie transformacji. Pamiętajmy, że przestawienie na zielone tory najbardziej trujących krajów stanowi wyzwanie dla najbogatszych. Co mają powiedzieć mniej zamożni, gdy ich zdanie nie jest brane pod uwagę? Odpowiedzi brak. Udało się ustalić jedynie zrzutkę na poziomie 800 milionów dolarów na potrzeby dotkniętego kataklizmami wywołanymi skokiem globalnej temperatury globalnego Południa. Nie jest to kwota, która faktycznie ratuje tamtejsze kraje.

Słoń w pokoju, a granice wytrzymałości Ziemi

Zwycięstwem jest storpedowanie pomysłów gospodarza wydarzenia oraz jego paliwowych koalicjantów, którzy ostatecznie podpisali się pod ważnym z punktu widzenia ludzkości kompromisem. Dążyli bowiem do tego, by paliwa kopalne w ogóle nie były tematem zmian zapisanych w globalnym klimatycznym pakcie. „Guardian” nazywa to słoniem w pokoju, którego przez dekady tolerowano na szczytach, unikając przyznania wprost, skąd bierze się globalne ocieplenie. Giganci paliwowi skrzętnie to wykorzystywali. Teraz ich ruchy będą nieco ograniczone, ale nie zablokowane.

Ustalenia z COP28 zasługiwały na miano odważnych, ale 30 lat temu. Dziś – co podkreśla sekretarz ONZ ds. klimatu, Simon Stiell – dostaliśmy jedynie koło ratunkowe. Linia brzegu jego zdaniem jest wciąż daleko. „Nie ma też przekonującego planu, w jaki sposób nastąpi odejście od paliw kopalnych. Wiemy, że nie nastąpi to wyłącznie poprzez dobrowolne działania na szczeblu krajowym. Potrzebne są również zbiorowe, globalne porozumienia w sprawie finansowania, ustalania cen emisji dwutlenku węgla i wymiany technologii, w skali znacznie przekraczającej to, co obecnie leży na stole” – zauważa profesor Johan Rockström, współprzewodniczący Earth Commission, dyrektor Potsdam Institute for Climate Impact Research, odpowiedzialny m.in. za badania nad granicami wytrzymałości Ziemi. W tym roku opublikowano analizę, wedle której przekroczyliśmy większość z nich, jako że „nasze systemy gospodarcze opierają się na niezrównoważonym wydobyciu zasobów i konsumpcji”, w tym paliwach kopalnych.

Wiem, że macie dosyć złych wiadomości i czarnych scenariuszy, ale nie próbuję was straszyć. Podaję fakty naukowe, a te wskazują wprost: „Nasze wyniki są niepokojące: w pięciu analizowanych obszarach wiele granic, w skali globalnej i lokalnej, zostało już przekroczonych. Oznacza to, że jeśli w porę nie nastąpi transformacja, najprawdopodobniej nie będzie się dało uniknąć nieodwracalnych punktów krytycznych i powszechnego wpływu na dobrostan ludzi. Uniknięcie tego scenariusza ma kluczowe znaczenie, jeśli chcemy zapewnić bezpieczną i sprawiedliwą przyszłość dla obecnych i przyszłych pokoleń”.

Ile jeszcze podobnych raportów musi powstać i ile szczytów się odbyć, by ta wiedza dotarła do świadomości decydentów tego świata? Planeta B nie istnieje, choć krezusi tego świata ostrzą sobie zęby na kosmiczne podboje. Zawróćmy jednak z drogi mlecznej nad Wisłę, bo tu też dokonują się zmiany.

Zadania dla rządu Donalda Tuska

Zaprzysiężenie nowego rządu to przecież idealna okazja, by rozmawiać o najważniejszym z bieżących kryzysów. Niestety w wystąpieniu nowego-starego premiera Donalda Tuska wybrzmiał biznes jak zwykle, czyli „coś tam zrobimy, ale nie wiadomo, co konkretnie”. Dużo słów dotyczyło ochrony lasów, ale od klimatu ważniejsze okazało się potępienie działań PiS-u.

Choć poprzedni rząd w zakresie oceny polityki klimatycznej zasługuje na lawinę krytyki, skupianie się w exposé na korupcji, która miała towarzyszyć budowie małych elektrowni jądrowych, nie daje nadziei na to, że nowa władza będzie chciała zrobić coś przełomowego. Wiadomo, że polityk Platformy Obywatelskiej powołał Ministerstwo Przemysłu odpowiedzialne za transformację na Śląsku, ale na razie nie wiadomo, jak miałaby ona przebiegać i – przede wszystkim – czy sprawiedliwie. Usłyszeliśmy jednak, że w pojedynkę żaden kraj nie poradzi sobie z katastrofą klimatyczną.

Monbiot: Gdy zabraknie żywności, bailoutu nie będzie

To prawda, ale takie deklaracje sprzyjają uciekaniu od jakiejkolwiek odpowiedzialności, co Dominika Lasota z Inicjatywy Wschód skomentowała, wymieniając listę najważniejszych zadań dla nowego rządu:

„Świat wykonuje właśnie olbrzymi krok do przodu, decydując się na odejście od paliw kopalnych, a my nie możemy tego przegapić. Czas na całkowitą zmianę naszej energetyki. Potrzebujemy odblokowania wiatraków i potrojenia energii ze źródeł odnawialnych. Należy nam się ogólnokrajowy program ocieplania budynków i naprawy sieci energetycznych, tak by każdy miał dostęp do energii, ale też byśmy nie tracili jej bez sensu. Musimy wreszcie usiąść do stołu z pracownikami sektorów związanych z paliwami kopalnymi – dla nas jest jasne, że muszą otrzymać konkretną gwarancję zatrudnienia bądź godnego wsparcia socjalnego. W końcu – musimy opodatkować naszych największych trucicieli. Mamy wszystkie narzędzia, by stanąć solidarnie z najbardziej poszkodowanymi narodami, podjąć się odważnych działań w kierunku zakończenia brudnego systemu paliw kopalnych i jednocześnie dostarczyć naszym rodakom perspektyw na bezpieczną, zdrową i spokojną przyszłość”.

Będziemy się bacznie przyglądać temu, czy takiej przyszłości chce Donald Tusk.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij