Świat

5 rzeczy, które was wkurzą na szczycie klimatycznym w Dubaju

Skoro na szczycie klimatycznym w Katowicach Polska promowała swój węgiel, czy kogoś jeszcze zdziwi, że Dubaj zaczął przygotowania do COP28 od zakulisowych rozmów o zwiększeniu eksportu swojej ropy i gazu?

Dyrektor generalny spółki naftowej, która dziennie produkuje ok. 4 milionów baryłek ropy, przewodniczy szczytowi klimatycznemu, a do negocjacji nad przyszłością planety zasiądą najwięksi gracze w branży paliwowej. To nie scenariusz koszmaru aktywistów, lecz rozpoczynającej się właśnie w Dubaju Konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu – COP28.

„Mój lud opiekuje się lasem deszczowym od sześciu tysięcy lat. To najwspanialszy przejaw życia na całej naszej planecie. Ale koncerny paliwowe tego nie rozumieją. Robią odwierty dokładnie tam, gdzie bije serce puszczy, a wylewając czarną śmierć, zatruwają nasze rzeki – i podbijają klimatyczną gorączkę. Mordują las deszczowy i wszelkie zamieszkujące go życie. Teraz ci sami paliwowi giganci chcą zdominować negocjacje na konferencji ONZ dotyczącej klimatu. Szczytowi w Dubaju będzie przewodził szef koncernu naftowego, a lobbyści już zacierają ręce” – pisze Txai Suruí, jedna z najbardziej znanych brazylijskich aktywistek działających na rzecz ochrony środowiska.

List otwarty przyrodników i strony społecznej do opozycji demokratycznej

Problemy wynikające z eksploatacji planety w poszukiwaniu złóż najbrudniejszych surowców bynajmniej nie dotyczą wyłącznie Ameryki Południowej, ale całego globu, o czym światowi decydenci rozmawiają właśnie na szczytach klimatycznych. Idzie to mniej więcej tak, że do jakiegoś dużego miasta prywatnymi samolotami zjeżdżają liderzy państw – tylko po to, by zrobić sobie parę zdjęć, uścisnąć komuś dłoń, poopowiadać, jak to dbają o klimat, a potem, jak gdyby nigdy nic, wrócić do swoich paliwożernych, dokładających się do katastrofy krajów. Same ich podróże wygenerują większy ślad węglowy niż każde z was przez całe życie. I tak co roku od prawie trzech dekad. Nie inaczej będzie zapewne i w tym.

Może się wam wydawać, że jestem zbyt surowa, ale trudno z nadzieją podchodzić do kolejnego COP-u [Conference of the Parties of the UNFCCC – przyp. aut.], czując, że za każdym razem odgrzewam ciągle ten sam tekst, w którym wytykam organizatorom i uczestnikom wydarzenia hipokryzję. Nie jestem konserwatywna, ale akurat tej tradycji nie porzucę, bo 28. szczyt klimatyczny w Dubaju, w którym udział zadeklarowało – wedle wstępnych szacunków – nawet 70 tys. osób – to kopalnia (sic!) greenwashingu. Nie do wszystkich jego tajemnic zapewne dotrzemy, bo należy pamiętać, że większość negocjacji toczy się za zamkniętymi drzwiami, ale część poznaliśmy jeszcze przed rozpoczęciem całego przedsięwzięcia.

Klimatyczne plagi egipskie. COP27 to kolejny szczyt hipokryzji

Ostrzegam, że kolejne akapity mogą podnieść wam ciśnienie, ale dostarczą także powodów do wnikliwej obserwacji tego, co do 12 grudnia będzie się działo w arabskiej stolicy luksusu, w której emisje gazów cieplarnianych w przeliczeniu na jednego mieszkańca należą do najwyższych na świecie. W końcu to my – obywatele i obywatelki – musimy wywierać presję na decydentów, by zajęli się wreszcie najważniejszym kryzysem współczesności. Na szczęście na miejscu będą też aktywiści.

„Bezpieczny świat i bezpieczna Polska, w których żyje się godnie, są możliwe – by do nich dotrzeć, musimy działać. Właśnie dlatego jedziemy na COP28 w Dubaju” – tak swoją obecność na szczycie zapowiedziały przedstawicielki inicjatywy Wschód, które na poprzedniej edycji wydarzenia w Egipcie zawstydziły Andrzeja Dudę, demaskując jego klimatyczną ignorancję. To właśnie wtedy polski prezydent na pytanie o inwestycje w odnawialne źródła energii, w tym energetykę wiatrową, rzucił swoje słynne: „A co, jeśli nie będzie wiało?”.

Czego jeszcze możemy się spodziewać?

1. Ambicje sułtana

Zaangażowany w ochronę klimatu były wiceprezydent USA i noblista Al Gore stwierdził, że COP28 można nazwać nie inaczej jak „fatalnie wadliwym wydarzeniem, biorąc pod uwagę, kto jest gospodarzem, a kto pełni funkcję przewodniczącego”. Amerykański polityk mówił, rzecz jasna, o jednym z największych producentów ropy naftowej na świecie i hamulcowym zielonych zmian, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, oraz dyrektorze tamtejszego państwowego giganta paliwowego Adnoc (Abu Dhabi National Oil Company), sułtanie Ahmedzie Al-Jaberze.

O tym ostatnim plotkuje się, że ma duże ego i takie same ambicje, co oznacza, że szczyt klimatyczny traktuje bardzo poważnie – przede wszystkim jako okazję do ugruntowania swojej dyplomatycznej i biznesowej pozycji. Pytanie, czy będzie chciał pokazać się jako lider transformacji energetycznej i odchodzenia od emisyjnych paliw, a może jednak planuje domknąć lukratywne kontrakty na dalsze wydobycie szkodliwych dla klimatu surowców?

Nie mam dobrych wiadomości. Obok szefowania kompanii paliwowej Al-Jaber zasiada wprawdzie także w zarządzie spółki Masdar znanej jako Abu Dhabi Future Energy Company i zajmującej się – jak wskazuje nazwa – energią odnawialną, co może wskazywać na fakt, że sułtana interesują alternatywne kierunki w energetyce. Oddajmy mu to, że rzeczywiście jest fanem nowych technologii, ale o samym przedsiębiorstwie mówi się, że to zielony listek figowy, mający generować dodatkowe zyski, a przede wszystkim przykryć resztę brudnych biznesów, z których ani ZEA, ani sam przewodniczący COP28 w Dubaju nie zamierzają rezygnować.

Al-Jaber dał się poznać raczej jako entuzjasta zapraszania paliwowych gigantów do negocjacji w sprawie ochrony klimatu oraz eliminacji emisji z paliw kopalnych, a nie samych paliw. Słowem: liczy na to, że będzie można produkować spaliny dalej, a specjalna technologia będzie je usuwać z atmosfery. Niestety, nie wymyślono jeszcze, jak to skutecznie robić, a istniejące rozwiązania należy traktować raczej jako wsparcie w walce z katastrofą klimatyczną, a nie główny oręż.

Greenwashing linii lotniczych przy okazji szczytu COP28. Fot. Ekō/flickr.com

Poza tym, oprócz negatywnego wpływu na klimat wydobycie paliw kopalnych generuje też potężne szkody w środowisku. A odtwarzanie bioróżnorodności też nie leży w zasięgu ludzkich możliwości. Ekosystemy są trwale uszkadzane, większość gatunków ginie bezpowrotnie. Naukowcy nie są w stanie nawet przewidzieć, do jak dramatycznych konsekwencji to doprowadzi. Na pewno możemy się przyzwyczajać do kolejnych pandemii, bo zapuszczanie się na dziewicze tereny to prosty przepis na dotarcie do takich patogenów, na których ekspansję zwierzęce i ludzkie organizmy bynajmniej nie są gotowe.

Szklane domy na pustyni? NEOM, saudyjskie miasto przyszłości

Tylko czy Al-Jaber się tym przejmuje, skoro dochód jego kraju z eksportu, w którym ropa i gaz grały pierwsze skrzypce, w 2020 roku wyniósł 300 miliardów dolarów? Niekoniecznie.

Skąd to wiadomo? Nie tylko z desperackich wpisów Ala Gore’a na eks-Twitterze, który głośno domagał się usunięcia sułtana i jego kraju z funkcji gospodarzy i prowadzących szczyt.

2. Petrogospodarka ma się świetnie. Wszędzie

Tuż przed rozpoczęciem COP28 media na całym świecie (jako pierwsze – BBC) opublikowały dokumenty pozyskane przez Centre for Climate Reporting (CCR), z których jasno wynika, że podczas przygotowań do szczytu klimatycznego Al-Jaber „starał się lobbować na rzecz porozumień w sprawie ropy i gazu”, a dokładniej – „po cichu planował wykorzystać szczyt jako okazję do zwiększenia eksportu” tych surowców przez Adnoc.

Przypomnę, że ZEA już teraz są jednym z największych dostawców paliw kopalnych na świecie i bynajmniej nie zmniejszają swojego apetytu na dalszą ekspansję. Dzieje się tak, pomimo że Międzynarodowa Agencja Energetyczna jasno wskazała 2021 jako ten rok, w którym należało zakończyć wszelkie inwestycje w poszukiwanie i wydobywanie nowych złóż węgla, ropy i gazu, jeśli chcemy jako ludzkość osiągnąć jeden z celów porozumienia paryskiego, czyli neutralność klimatyczną w 2050 roku.

CCR donosi na podstawie zdobytych maili, protokołów i notatek ze spotkań, a także innych dokumentów, że co najmniej kilkanaście krajów wydaje się zainteresowanych współpracą z ZEA. „Strategiczne partnerstwo” Al-Jaber ma utrzymywać m.in. z Chinami, rozwijając liczbę „międzynarodowych projektów gazowych”. Skroplony gaz ziemny LNG miałby także płynąć z Emiratów do Mozambiku, Kanady i Australii. Z kolei „[…] we wszystkich punktach dyskusji w czasie spotkań z urzędnikami z Arabii Saudyjskiej, Senegalu i Wenezueli pojawiało się to samo zdanie: »Nie ma konfliktu między zrównoważonym rozwojem zasobów naturalnych jakiegokolwiek kraju a jego zaangażowaniem w przeciwdziałanie zmianie klimatu«”.

Kontrowersyjne? Co w takim razie powiecie na to, że na liście uczestników zainicjowanych przez sułtana rozmów o prawdopodobnie lobbingowym i handlowym charakterze znalazły się również państwa europejskie, np. Wielka Brytania, a także Stany Zjednoczone i Brazylia?

Brzmi to tym bardziej przerażająco, im dokładniej wczytamy się w zasady obowiązujące przewodniczących COP. Sekretariat klimatyczny ONZ cytowany przez BBC wymienia wśród nich konieczność zachowania bezstronności, ale nie tylko. „Oczekuje się, że będą działać bez uprzedzeń, faworyzowania, kaprysów, własnych korzyści, preferencji i szacunku, ściśle opierając się na zdrowym, niezależnym i sprawiedliwym osądzie” – czytamy w oficjalnym stanowisku UNFCCC.

Monbiot: To już postanowione. Nikt nie odwoła katastrofy

Nie trzeba być znawcą rynku paliwowego ani ZEA, by wiedzieć, że Al-Jaber nie spełnia tych wymogów. Ba, obciążającymi go rewelacjami opublikowanymi przez CCR niespecjalnie się przejął, przekonując w wywiadach udzielanych mediom, w tym „Guardianowi”, że „»Bezprecedensowy wynik«”, który podtrzyma nadzieje na ograniczenie wzrostu temperatury na świecie do 1,5°C, jest w zasięgu ręki”. Przekonał was?

3. Wielcy nieobecni

Choć to nie głowy państw mają największy wpływ na to, jak toczą się negocjacje, ich obecność na szczycie ma kluczowe znaczenie, a przynajmniej może stanowić oznakę ich zainteresowania zieloną i sprawiedliwą transformacją energetyczną. Jednak w Dubaju nie pojawi się jeden z największych światowych trucicieli i potencjalnych liderów zmian, Joe Biden, który zobowiązał się przecież do podjęcia współpracy z Chinami w celu przyspieszenia wysiłków na rzecz rozwiązania kryzysu klimatycznego. „Mają wojnę na Bliskim Wschodzie i wojnę w Ukrainie, dzieje się mnóstwo rzeczy” – tak o decyzji administracji amerykańskiego prezydenta wypowiedział się John Kerry, specjalny wysłannik Bidena ds. zmian klimatycznych. On i jego zespół, jak podaje „New York Times”, przylecą do Dubaju.

Xi Jinping, który wraz z przywódcą USA deklarował troskę o klimat, także nie zaszczyci sułtana Al-Jabera swoją obecnością na szczycie. Wyśle tam przedstawicieli swojego rządu, którzy mogą mieć problem z wyznaczaniem krajowi ambitnych celów redukcji emisji. Zapotrzebowanie energetyczne Chin rośnie, a węgiel wciąż uznawany jest za najważniejsze źródło prądu i ciepła. „Guardian” podaje, że głównym problemem Chin jest nie tylko przywiązanie do tego surowca, ale także to, że zamiast magazynować wytworzone moce węglowe i „ulepszać infrastrukturę technologiczną sieci, budują kolejne brudne generatory”, nie mówiąc już o tym, że udział OZE w miksie energetycznym jest daleki od zadowalającego.

Sukces polityki klimatycznej USA zależy od sojuszu robotników i ekologów

Tymczasem jednym ze zobowiązań negocjowanych na COP28 będzie potrojenie mocy odnawialnych i podwojenie tempa podnoszenia efektywności energetycznej we wszystkich sektorach do 2030 roku. Coś, co kraj Xi Jinpinga powinno szczególnie zainteresować.

Wszystkich, którzy jednak wybiorą się do Dubaju, powinna obchodzić także inna kwestia: globalna sprawiedliwość, czyli spór o finansowanie funduszu na rzecz rekompensaty szkód i strat poniesionych w wyniku konsekwencji zmiany klimatu. Ta bowiem jest spowodowana w pierwszej kolejności przez kraje bogate, których rozwój gospodarczy opierał się na paliwach kopalnych i stopniowo pozbawiał kraje Południa miejsca i środków do życia.

Teraz zamożni mają wesprzeć uboższych w ramach mechanizmu o nazwie „loss and damage”. Takie zobowiązanie podjęto na poprzednim szczycie klimatycznym, ale nie doprecyzowano, jak owa globalna zrzutka będzie wyglądać. W Dubaju trzeba będzie to ustalić, jak również przeprowadzić globalną inwentaryzację, aby sprawdzić postęp realizacji długoterminowych celów porozumienia w zakresie łagodzenia zmiany klimatu, adaptacji i finansów.

4. Ściema net-zero i węglowa walka z wiatrakami

Zapewne nieraz już słyszałyście o przedstawianym w samych superlatywach dążeniu do „zerowej emisji netto”. Brzmi to dobrze, bo przecież chodzi o balans pomiędzy wytwarzanymi emisjami gazów cieplarnianych a tymi, które usuwa się z atmosfery. Wychodzimy na zero, tak? No, nie do końca, bo zero emisji netto nie jest tym samym co osiągnięcie neutralności klimatycznej.

W dużym skrócie chodzi o fakt, że net-zero jest eleganckim określeniem na obejście konieczności rezygnacji ze spalania paliw kopalnych, bo przecież można truć świat dalej, a wygenerowane gazy cieplarniane wychwytywać i usuwać potem z atmosfery. Rzeczywiście, mamy takie możliwości. Najlepiej działają te naturalne, czyli drzewa i torfowiska wychwytujące CO2. Kłopot w tym, że na potęgę niszczymy wszelkie tereny podmokłe i wycinamy lasy. Z sadzeniem nowych nie jesteśmy w stanie nadążyć za tym, co idzie z dymem i już znajduje się w powietrzu.

Pokochać bagna. Przewodnik dla początkujących i zaawansowanych

Jak wspominałam wcześniej, istniejące technologie usuwania gazów cieplarnianych z atmosfery są drogie i nieefektywne. Nie ma więc wątpliwości – a na pewno nie przejawia ich świat nauki – co do tego, że emisje trzeba ciąć, a nie brudzić dalej i obiecywać, że się ów bałagan posprząta za pomocą drzew i wynalazków, których nie ma.

Tymczasem wielcy paliwowi gracze i decydenci lubią przechwalać się zerowymi emisjami netto i wpisywać je do swoich strategii klimatycznych, bo tymi wartościami można łatwo manipulować i przerzucać się odpowiedzialnością za zanieczyszczanie i podgrzewanie atmosfery.

Jak? Na przykład – podaje BBC – dany kraj „może odnotować niższe emisje, jeśli importuje towary energochłonne z zagranicy, zamiast je produkować na miejscu”. A jeśli mówimy o bogatym państwie, może też „kompensować swoje emisje przez płacenie biedniejszym krajom za przejście na czystsze paliwa”. Możecie być pewni, że ci, którzy ani myślą o odejściu od ropy, węgla czy gazu, będą stosować podobne wybiegi na tegorocznym szczycie.

Pocieszające jest jednak to, że część krajów, w tym należące do UE, proponuje zmiany w zapisach o przyspieszeniu wycofywania z sektora elektroenergetycznego paliw kopalnych niezmniejszonych kompensacją/niewspieranych technologiami wychwytywania i usuwania gazów cieplarnianych. Chodzi o wykreślenie z dokumentów słowa „niezmniejszone” (unabated), by rzeczywiście można było dążyć do szybkich redukcji, a nie rozwlekać to w czasie, twierdząc, że przecież roboty i sadzonki drzew ogarną nasz bałagan.

5. Polska nadal w oparach klimatycznej bzdury

„Marek Suski, naczelny bloker rozwoju OZE w Polsce, człowiek uzależniony od węgla, ponownie stanie na czele Komisji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych?!” – pytała na dawnym Twitterze aktywistka klimatyczna z Inicjatywy Wschód, Dominika Lasota, na tydzień przed rozpoczęciem COP28. Wiemy już, że odpowiedź jest twierdząca. Polityk PiS-u, zwycięzca plebiscytu na największą „Klimatyczną bzdurę 2021 r.” przyznawaną przez portal Nauka o klimacie, stwierdził, że „nasze lasy i nasze zielone uprawy pochłaniają więcej, niż emitujemy CO2”, ale i tak w nowej kadencji Sejmu w 2023 roku dostał stanowisko w obszarze, na którym kompletnie się nie zna. I to na tydzień przed COP28.

Teraz, gdy Mateusz Morawiecki powołał swój dwutygodniowy rząd, polityczny cyrk dzieje się też w resorcie klimatu, gdzie stery po Annie Moskwie objęła Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, ekonomistka i dotychczasowa pełnomocniczka rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że nowa ministra porządzi krótko, wstępuje na stanowisko tuż przed COP-em i w sposób podobny jak jej poprzedniczka, którą premier dokooptował do rządu na miejsce Michała Kurtyki tuż przed rozpoczęciem 26. szczytu klimatycznego w Glasgow.

Lasota: Śmiej się i tańcz na pohybel dziadocenowi

Niczym się jednak nie martwcie, bo do Dubaju pojedzie także nasz klimatyczny ekspert od wiatru i nart, Andrzej Duda. Prezydent, korzystając z uroków ostatniej kadencji i słońca, z pewnością będzie świetnie się bawił, przynajmniej dopóki nie spotka aktywistek klimatycznych. Może tym razem chociaż powstrzyma się od komentarza?

Przedstawicielki Wschodu zapowiadają, że Dudzie nie odpuszczą. Najbardziej ubolewają jednak nad tym, że COP28 zlekceważył prawdopodobny premier przyszłego rządu, Donald Tusk.

„Na szczyt klimatyczny jedziemy z konkretami dla nowych rządzących, bo w obliczu nachodzących na siebie kryzysów nie mamy ani chwili do stracenia. Jeśli przyszły rząd chce faktycznie umocnić pozycję Polski w świecie, musi szybko ogłosić pierwsze kroki sprawiedliwej transformacji” – stwierdziła na konferencji prasowej zapowiadającej wyjazd do Dubaju Wiktoria Jędroszkowiak, również aktywistka inicjatywy Wschód. Wskazała najważniejsze obszary działań przyszłej koalicji, w tym m.in. rewizję tzw. umowy społecznej ze związkami górniczymi, odblokowanie energetyki wiatrowej na lądzie, przedstawienie planu renowacji sieci elektroenergetycznych czy włączenie postulatów społecznych w planie transformacji energetycznej.

A ja będę bacznie się temu wszystkiemu przyglądać i w połowie grudnia wrócę do was z podsumowaniem COP28.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij