Po tygodniach to otwartej, to podjazdowej walki wewnątrz „zjednoczonej” prawicy przyszedł tydzień otrzepywania spodni, podpisywania tajnych rozejmów i ogłoszenia nowego składu rządu.
Co tydzień redakcja Krytyki Politycznej poleca Wam w newsletterze najciekawsze teksty ostatnich dni. Czytelniczki i czytelnicy, którzy są zapisani na newsletter, dostali poniższy tekst już wczoraj. W tym tygodniu newsletter przygotował Marek Jedliński. Zapiszcie się na newsletter, a regularnie będziecie dostawać od nas autorski przegląd tygodnia.
*
Po tygodniach to otwartej, to podjazdowej walki wewnątrz „zjednoczonej” prawicy przyszedł tydzień otrzepywania spodni, podpisywania tajnych rozejmów i ogłoszenia nowego składu rządu.
Oto zniknęło gdzieś Ministerstwo Cyfryzacji, a pojawiło się nowe stanowisko dla członka Rady Ministrów ds. obywatelskich oraz tożsamości europejskiej. Brzmi jak jakieś Ministerstwo Prawomyślności. Nad sprawami tożsamości europejskiej pracować ma Michał Woś, który zapewne zajmować się będzie tym samym, co pochłaniało go dotychczas jako ministra środowiska. Ministerstwa Środowiska i Klimatu będą połączone i tym nowym tworem pokieruje Michał Kurtyka. Inną nowością jest obecność w rządzie Jarosława Kaczyńskiego (w randze wicepremiera). Inny wicepremier, Piotr Gliński, pokieruje resortem kultury, dziedzictwa narodowego i sportu. No i potwierdziły się przecieki, że ministrem edukacji i nauki będzie Przemysław Czarnek.
Jedno, co w tym wszystkim naprawdę zabawne, to jak w ostatnich tygodniach ważyły się losy Jarosława Gowina: mógł być upatrzonym premierem w rządzie Koalicji Obywatelskiej, a tu proszę, będzie ministrem rozwoju, pracy i technologii w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Masz wybór, Polsko!
Rekonstrukcję komentuje na łamach Krytyki Politycznej Jakub Majmurek.
czytaj także
Co z tego zamieszania wynika dla PiS i jakimi kalkulacjami kierował się Jarosław Kaczyński – o tym Michał Sutowski rozmawiał z Jarosławem Flisem. Wybaczcie spojler, ale to podsumowanie muszę zacytować: „Kiedy komuś rośnie ego, to i mózg uciska jego. Nie da się wykluczyć, że po kilku latach stały zachwyt otoczenia i masowanie ego Prezesa doprowadziły w końcu do sytuacji jak w Paragrafie 22: jak to nie mogę rozstrzelać, kogo zechcę?!”.
„Kiedy komuś rośnie ego, to i mózg uciska jego”. Po co był Kaczyńskiemu ten kryzys?
czytaj także
Już w kwietniu podejrzewaliśmy, że pandemia niewiele zmieni w realiach władzy i kapitalizmu – co najwyżej nasili tendencje, które znamy już od dawna. Na początku września potwierdziła te przypuszczenia Paulina Siegień w krótkim podsumowaniu rzeczy, które nic a nic się nie zmieniły. Koronawirus nie obalił żadnego reżimu, nie przyhamował ani globalizacji, ani globalnego ocieplenia, a już na pewno nie wzmocnił pozycji pracowników. Tu, jeżeli cokolwiek się zmieniło, to na gorsze. Łukasz Grajewski przyjrzał się pracy Polaków ściągniętych do pracy w wielkiej niemieckiej ubojni Tönnies:
„Koncern w ostatnich latach notował miliardowe obroty. Ubój blisko 17 mln świń w 2019 roku pozwolił firmie pokryć 30 proc. niemieckiego zapotrzebowania i eksportować wieprzowinę na cały świat, w tym m.in. do polskich supermarketów. Wyniki pewnie dalej szybowałyby w górę, gdyby nie pandemia. COVID-19 w głównym zakładzie w Rhedzie-Wiedenbrück zebrał wyjątkowo obfite żniwo. Ponad 2 tysiące pracowników zaraziło się wirusem. – Cały zakład był zamierzony na 450–500 półtusz na godzinę – tłumaczy mój rozmówca. – Za moich czasów podkręcono tempo do 700–800, a planowano nawet do tysiąca sztuk na godzinę. Pracownicy wcześniej byli ustawieni zygzakiem po obu stronach linii, ale po podkręceniu tempa zamiast 40 postawiono obok siebie 60, nawet 70 ludzi – opowiada. – W takim ścisku wirusowi pozostało tylko przeskakiwać wzdłuż linii produkcyjnej z jednego pracownika na drugiego”.
czytaj także
W Stanach Zjednoczonych również bez zmian, chyba że na gorsze. Jeśli dotarły do was echa debaty prezydenckiej, to zapewne już wiecie, że prezydent Trump kazał „dumnym chłopcom” (białym neofaszystom) stanąć z boku i czekać, aż przyjdzie ich czas. Rzutem na taśmę, bo tuż przed końcem kadencji, zdążył także mianować nową sędzię do Sądu Najwyższego USA. Zmarłą niedawno Ruth Bader Ginsburg, która w olbrzymim stopniu przyczyniła się do wykreślenia dyskryminacji kobiet z amerykańskich kodeksów, Trump zamierza zastąpić zagorzałą katolicką konserwatystką. To na długie lata przypieczętuje konserwatywny przechył sądu, o czym pisze Agata Popęda:
Sąd pod prąd. Ruth Bader Ginsburg zastąpi skrajna konserwatystka
czytaj także
Tymczasem w Polsce już za niecały miesiąc Trybunał Konstytucyjny rozpatrzy wniosek o uznanie, że dopuszczanie przerywania ciąży ze względu na ciężkie i nieodwracalne upośledzenie płodu jest niezgodne z konstytucją. Jeśli sędziowie przychylą się do tej opinii, ostatecznie zdelegalizują aborcję. Pisze Paulina Januszewska:
„W TK zapadła decyzja o tym, by rozpatrzyć [wniosek posła PiS Bartłomieja Wróblewskiego] ponownie i – jak możemy się spodziewać – pozytywnie. Nad losem Polek będzie debatować bowiem nie tylko związana z obozem władzy prezes Trybunału Julia Przyłębska, ale także – w roli sprawozdawcy – sędzia Justyn Sikorski, który zasłynął radykalnie prawicowymi poglądami i tezą m.in. o tym, że walka na poziomie prawnym z przemocą w rodzinie stanowi „zamach na ojcostwo”.
Czarne chmury nad bezpieczeństwem kobiet. PiS znów majstruje przy aborcji
czytaj także
A co sądzicie o Dniu Szpilek? Z jednej strony – ekskluzywna i niestroniąca od seksistowskich haseł marka robi sobie za psie pieniądze reklamę, wymyślając akcję charytatywną, w której mogą wziąć udział wyłącznie posiadaczki szpilek na co najmniej 5-centymetrowym obcasie. Aleksandra Bełdowicz pisze, że lewicy trudno temu przyklasnąć:
„Pomijając szkodliwość społeczną reklam butiku, który traktuje kobiety, jakby ich zadaniem było uszczęśliwiać męża dzięki kupionej sobie kolejnej parze drogich butów, warto pamiętać o tym, że dla zdecydowanej większości Polek ceny obuwia w tym drogim sklepie są poza zasięgiem – para luksusowych szpilek od projektanta to nierzadko średnia krajowa. Statystyczna Polka zatem nie zostanie ich klientką, a jednak to również do niej marka zwraca się z prośbą o promocję… o, przepraszam, z prośbą o wrzucenie zdjęcia na social media, aby pomóc chorym dzieciom”.
„Dzień Szpilek”. Dlaczego nie wrzuciłam na Instagram zdjęcia w szpilkach?
czytaj także
Z drugiej strony – może lepiej zrobić coś niż nic? Karolina Wasielewska przeczytała regulamin akcji i zdjęcie wrzuciła:
„Zrobiłam to, bo taka akcja napatoczyła się na FB i nic mnie to nie kosztowało. Pewnie z tego samego powodu zdjęcie z hasztagiem #DzieńSzpilek opublikowały dziesiątki, jeśli nie setki innych osób. Owszem, lepiej byłoby przekazać datek fundacji tak po prostu. Ale nie oszukujmy się, większość z nas tego nie zrobi. Dlaczego? Bo zwyczajnie nie przyjdzie nam to do głowy ad hoc. I od tego również są takie akcje – żeby raz do roku im przyszło. Ilu z nas interesuje się wyposażeniem szpitali, poza tym jednym dniem, kiedy wrzucamy do puszki WOŚP? Ilu jest gotowych pojechać do Afryki i pracować z głodującymi dziećmi, a ilu wyśle SMS z hasłem »UNICEF«?”.
„Dzień Szpilek”. Dlaczego opublikowałam zdjęcie i będę tej decyzji bronić?
czytaj także
To jednak tylko przygrywka do tematu pomagania, bo kiedy kapitalizm zaczyna pomagać potrzebującym, potrafi zabrnąć na znacznie bardziej grząski grunt, w szpilkach lub bez. Wielokrotnie pisaliśmy o wyczynach „filantrokapitalistów”, pomagających głównie sobie. W tym tygodniu gorąco polecamy zaś artykuł Anny Mikulskiej o doświadczeniu osób pełnych dobrych chęci, które jadą pomagać ludziom z dalekich krajów:
„Przez kilka tygodni w Brazylii pracowałam za darmo, zabierając pracę lokalnym, z pewnością dużo bardziej kompetentnym edukatorom. Opowiadałam o skutkach globalnego ocieplenia i o tym, jak ważne są wybory konsumenckie, dzieciom, które wracając codziennie do domu, narażone były na stanie się przypadkową ofiarą ulicznej strzelaniny. Dzieci z brazylijskich faweli miały być narzędziem do poprawy mojego samopoczucia. W praktyce nie miało to nic wspólnego z rzeczywistą pomocą”.
Ale to jeszcze pół biedy – gorzej, kiedy wolontariuszy przebiera się w lekarskie kitle i zaprasza do pomocy przy zabiegach aborcji, przyjmowania porodu czy amputacji kończyn. Przeczytajcie koniecznie:
Wolonturystyka. Szkodliwy biznes zbudowany na dobrych intencjach
czytaj także
Czasem najlepiej nie liczyć na cudzą pomoc. Wiedzą o tym uchodźcy w doszczętnie spalonym obozie Moria i wielu innych, podobnych miejscach na świecie, którzy bardzo skutecznie organizują się sami. Szkoda, że światowe organizacje charytatywne nie bardzo umieją (lub nie bardzo chcą) tej samoorganizacji wspierać, o czym pisze Marta Górczyńska:
„Samoorganizacja osób w kryzysie uchodźstwa nie jest czymś nowym. Jak pokazało badanie przeprowadzone w 2018 roku przez badaczy z uniwersytetu w Cambridge, sami uchodźcy i prowadzone przez nich działania są bardzo ważnym, a jednocześnie najczęściej zaniedbywanym ogniwem w procesie świadczenia pomocy humanitarnej w obozach. Organizacje międzynarodowe zdają się nie dostrzegać wagi ich roli i nie wspierają ich niezbędnym finansowaniem. Zamiast tego pieniądze płyną hojnie do zachodnich organizacji pomocowych. W tak zwanych krajach rozwijających się mniej niż 1 proc. pieniędzy trafia do organizacji zarządzanych lokalnie przez miejscową społeczność”.
Rozdają mydło, leczą i uczą dzieci. O samoorganizacji uchodźców
czytaj także
Podobne odczucia mogą dziś mieć Białorusini. Tu rewolucja już się wydarzyła i nic nie odbierze demonstrującym doświadczenia wspólnoty. Przeczytacie o tym w tekście Julii Aleksiejewej:
„Kulminacją osiedlowych działań były urodziny Swiatłany Cichanouskiej 11 września. Ludzie wyszli na swoje podwórka, częstowali się ciastkami i herbatą, śpiewali piosenki. Organizowano też spektakle uliczne i koncerty. Fasady bloków ozdobiono wstążkami, symbolami narodowymi, stworzonymi na tę okazję osiedlowymi flagami itd. Tego rodzaju lokalne wyrazy sprzeciwu wobec władz można tłumaczyć tym, że w prawie każdej dzielnicy zdarzały się brutalne zatrzymania przez milicję. Nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie ci skorzystać z sąsiedzkiej pomocy. Tak samo jest i na moim osiedlu. Moi sąsiedzi organizują wspólne niedzielne marsze, ostrzegają się przed radiowozami i przygotowują podziemną prasę”.
czytaj także
A w Polsce kurz niedługo całkiem opadnie i zobaczymy, gdzie się podziało Ministerstwo Pracy albo czym będzie się zajmować minister od naszych światopoglądów. Ale co ostatecznie zmieni ta wewnętrzna rewolta w obozie władzy? Jak wpłynie na polską opinię publiczną? To się okaże, ale musi upłynąć trochę czasu i musi się najpierw pojawić realna alternatywa dla rządów PiS. Rafał Matyja opowiada w rozmowie Michała Sutowskiego, że reakcje społeczeństwa na skandale, konflikty i rozłamy w rządzących ugrupowaniach przychodzą z wielomiesięcznym opóźnieniem. Tak było z aferą Rywina i z aferą taśmową: każda z nich wywołała wielkie przesunięcia, ale nie od razu: „W pierwszym miesiącu poinformowani o wszystkim są tylko liderzy opinii, potem ci, co się jakoś interesują, rozmawiają z tymi liderami, ale żeby dotarło do tych, co się w ogóle nie interesują, potrzeba bardzo dużo czasu. Pół roku, rok. Bo wiedzieć, że coś się stało, a uznać, że to jest ważne i mieć na ten temat zdanie, to jednak zupełnie inna sprawa”.
Po kryzysie. Czy możemy już przestać zajmować się problemami Zjednoczonej Prawicy?
czytaj także
*
Jeśli chcesz co tydzień otrzymywać nasz newsletter – zapisz się.