Świat

Sąd pod prąd. Skrajna konserwatystka na miejsce Ruth Bader Ginsburg

Cztery lata temu republikanie twierdzili, że koniec kadencji prezydenta to nie czas na mianowanie nowych sędziów Sądu Najwyższego. Dziś są przeciwnego zdania, a liberalną Ruth Bader Ginsburg zastąpi najpewniej namaszczona przez Trumpa katolicka konserwatystka.

Liberalna sędzia amerykańskiego Sądu Najwyższego Ruth Bader Ginsburg zmarła 18 września, półtora miesiąca przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się już 3 listopada. Mimo to prezydent Donald Trump, który zdążył w czasie swojej pierwszej kadencji mianować już dwóch konserwatywnych sędziów do dziewięcioosobowego Sądu Najwyższego – Neila Gorsucha w 2017 roku i Bretta Kavanaugha w 2018 roku – ogłosił nową nominację w sobotę 26 września, zaledwie dzień po pogrzebie Ginsburg.

Jak w ubiegły piątek informowały media, Trump mianował katolicką sędzię Amy Coney Barrett, a przywódca republikańskiej większości i de facto głowa Senatu Mitch McConnell zamierza poddać nominację pod szybkie głosowanie i ma, jak się wydaje, tyle senatorskich głosów, ile potrzebuje.

Jak prawica przejmuje amerykańskie sądy

Czterdziestoośmioletnia Amy Coney Barrett będzie najmłodszą członkinią Sądu Najwyższego w historii tej instytucji – i nie mam tu na myśli wyłącznie zasiadających w nim dotychczas kobiet. O Ginsburg miała do powiedzenia jedno: podziwiała ją za przyjaźń z konserwatywnym Antoninem Scalią, swoim mentorem. Podobnie jak Scalia, Barrett nazywa siebie tekstualistką – czyli kimś, kto czyta amerykańską konstytucję co do litery, nie zgadzając się na jej interpretowanie w duchu współczesności i liberalizowanie prawa za pośrednictwem Sądu Najwyższego. Barrett ma siedmioro dzieci i jest zagorzałą katoliczką. Jej mężem jest Jesse Barrett, który pracuje jako prawnik federalny w stanie Indiana.

Jest to interesujące z dwóch powodów. Po pierwsze, razem z nominacją Barrett, która notabene będzie dopiero piątą kobietą w amerykańskim Sądzie Najwyższym, ta kluczowa dla amerykańskiej rzeczywistości instytucja staje się znacznie bardziej konserwatywna, zasadniczo dzieląc dziewiątkę na sześcioro sędziów konserwatywnych i troje liberałów. Jest to tendencja nie tylko przeciwna do światopoglądu kształtowanego przez zmieniającą się demografię USA, lecz również idąca wbrew roli, jaką Sąd Najwyższy odegrał w drugiej połowie XX wieku, przyczyniając się do rozszerzania praw i swobód obywatelskich dyskryminowanych grup, np. Afroamerykanów lub kobiet. Pod wielkim znakiem zapytania stawia precedensowe orzeczenie w sprawie Roe przeciwko Wade z 1973 roku, które zdecydowało o legalności aborcji w USA i od tamtej pory jest papierkiem lakmusowym każdego składu sądu.

Po drugie, śmierć jednego z dziewięciorga sędziów Sądu Najwyższego była decydująca w kontekście wyborów prezydenckich 2016, zmobilizowała bowiem konserwatywnych wyborców wokół trudnego do przełknięcia dla wielu republikanów kandydata – Donalda Trumpa. Wydaje się, że śmierć Ginsburg odegra podobną rolę w tegorocznych wyborach prezydenckich, potencjalnie mobilizując po obu stronach.

Żeby zrozumieć obecne poruszenie w Waszyngtonie, trzeba się cofnąć o kilka lat.

Gdy w lutym 2016 roku zmarł konserwatywny sędzia Antonin Scalia, ówczesny prezydent Barack Obama miał przed sobą całe dziesięć miesięcy urzędowania. Natychmiast wysunął kandydaturę sędziego Merricka Garlanda – liberała, choć zdecydowanie nie rewolucjonisty – lecz zdominowany przez republikanów Senat pod wodzą Mitcha McConnella postanowił zignorować prezydencką nominację.

Jako argument McConnell podał fakt, że tak blisko końca kadencji prezydent nie powinien podejmować tak ważnej decyzji. Decydować powinni wyborcy, stwierdził McConnell i postanowił, że dopiero nowy prezydent mianuje następnego sędzię. Formalnie cała procedura leży w gestii Senatu, więc kto ma większość, ten ma kontrolę nad procesem. Ponad rok po śmierci Scalii na jego miejsce powołano Gorsucha.

***

Uważna dziś za ikonę feminizmu Ginsburg wierzyła w reformę, nie w rewolucję, a gdy w 1993 roku prezydent Clinton mianował ją do Sądu Najwyższego, lewica wcale nie triumfowała. Wraz ze zmianami w składzie sądu, od początku prezydentury Baracka Obamy Ginsburg została okrzyknięta Notoryczną R.B.G. – w żartobliwym nawiązaniu do innego, nieżyjącego już amerykańskiego idola z Brooklynu, Notorious B.I.G. – prawdziwą gwiazdą legislacyjnego feminizmu. Pierwszą ustawą, którą podpisał pierwszy czarny prezydent USA, był Lilly Ledbetter Fair Pay Act o zrównaniu płac mężczyzn i kobiet.


Ginsburg wybrała studia prawnicze na Harvardzie, by towarzyszyć mężowi, Marty’emu Ginsburgowi, wielkiemu feminiście, w którym zawsze miała wielkie oparcie. W tamtych czasach na każdą studentkę przypadało czterech studentów. Mimo fantastycznych wyników na Harvardzie, a dalej na Columbii, Ginsburg miała problemy ze znalezieniem pracy. Jej bezpośrednie doświadczenie przełożyło się na sprawy, które wybierała w późniejszej praktyce, broniąc równych praw tak mężczyzn, jak i kobiet.

W roku 1980 prezydent Jimmy Carter nominował Ginsburg do sądu okręgowego w Dystrykcie Kolumbii, drugiego z najważniejszych sądów w USA. Stamtąd decyzją prezydenta Billa Clintona w 2003 roku trafiła do Sądu Najwyższego.

Ruth Bader Ginsburg pomogła ukształtować nową epokę praw kobiet

 

Ginsburg od kilku lat walczyła z rakiem i już w czasie prezydentury Obamy (2008–2016) pojawiały się głosy, że powinna przejść na emeryturę – by zagwarantować, że następna nominacja będzie należała do demokratów. Sama sędzia podobno czekała na pierwszą amerykańską prezydentkę, Hilary Clinton, jednak rak wrócił tuż przed końcem pierwszej kadencji Trumpa.

Życzeniem umierającej było, żeby jej następcę mianował już nowy prezydent – życzenie oczywiście politycznie naiwne, jak pokazują wypadki ostatnich dni.


Jeśli chodzi o republikański Senat, tu słowem kluczem oczywiście nie jest naiwność, tylko hipokryzja. McConnell jest graczem, który nie wstydzi się żadnej strategii, ale już senator Lindsey Graham z Południowej Karoliny, który paradoksalnie stoi na czele senackiej komisji sądownictwa, wygląda na kompletnego głupka. W 2016 roku, po śmierci Scalii, gdy Obama próbował mianować następnego sędziego w ostatnim roku swojej prezydentury, Graham bił się w piersi, że gdyby sytuacja była odwrotna – gdyby urzędujący prezydent był republikaninem – też nalegałby, żeby czekać na następne wybory. Oczywiście, cztery lata później mało kto o tej hipokryzji pamięta.

Graham już zadeklarował, że będzie głosował nad nominacją i wiadomo, jak zagłosuje. Wiadomo też, że republikański senator Mitt Romney nie zamierza się wyłamywać z szeregów, co pokazuje, że nominacja przejdzie przez Senat bez przeszkód.

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij