Nauka

A gdyby tak kobiety nie musiały już same rodzić dzieci?

W świecie idealnym ciąża przebiegająca poza ludzkim ciałem mogłaby być krokiem w kierunku prawdziwie równego społeczeństwa – reprodukcja gatunku trwa, ale jej kosztami nie jest obciążona tylko jedna z płci. Jednak świata idealnego, jak wiadomo, nie ma.

Idea ektogenezy wbrew pozorom nie jest nowa, sam termin liczy już prawie 100 lat. Jej twórca – biolog ewolucyjny J.B.S. Haldane, wyobrażał sobie, że zrewolucjonizuje świat do tego stopnia, że w 2074 roku ektogeneza będzie odpowiadała za ponad 70 proc. narodzin. Do daty wyznaczonej przez Haldana mamy jeszcze ponad 50 lat, możemy więc w spokoju zastanowić się nad tym, jaka jest przyszłość reprodukcji gatunku ludzkiego.

Ektogeneza? Czy można by prościej?

Ektogeneza to nazwa techniki, która umożliwia zapłodnienie, a następnie rozwój płodu poza organizmem człowieka, w tzw. sztucznej macicy lub sztucznym łonie. Choć ektogeneza jest pojęciem szerszym, to na razie z braku innych form nasza wyobraźnia musi zadowolić się operowaniem właśnie wizją sztucznej macicy jako potencjalnego „inkubatora” reprodukcyjnego.

Zasadniczo ektogenezę możemy podzielić na dwa rodzaje. Pierwszą jest ektogeneza całkowita, która zakłada, że płód od samego poczęcia aż do porodu rozwija się w sztucznej macicy. Istnieje też ektogeneza częściowa. W tym przypadku po początkowym rozwoju płodu w organizmie osoby zapłodnionej płód zostaje przeniesiony do sztucznej macicy, aby tam dalej się rozwijał i wzrastał.

Pastelowe tortury − jedna z najbardziej natarczywych i obrzydliwych kampanii społecznych w historii

Próby ektogenezy częściowej zakończyły się na razie obiecującym sukcesem w przypadku mysich i owczych płodów. Prace nad rozwinięciem technologii trwają, a prognozy są co najmniej optymistycznie. Wobec tego, pytanie o to, co by było, gdyby kobiety nie musiały już rodzić dzieci, wkrótce nie będzie już tylko ćwiczeniem z wyobraźni. Sny o prawdziwym sztucznym łonie, w którym będzie mógł dojrzewać płód ludzki i z którego rodzić się będzie zdrowy człowiek, to pomysł wcale nie tak odległy, jak może nam się wydawać.

Ptaki, wystawy i pożyczone dzieci. Krótka historia neonatologii

Impulsem do rozmyślania o sztucznym łonie były znane nam dzisiaj inkubatory. Prototypy inkubatorów pojawiły się pod koniec XIX wieku we Francji. Młoda Republika Francuska odnotowała wtedy niski współczynnik urodzeń dzieci i wysoką śmiertelność noworodków.

Odpowiedź przyszła ponoć do głowy Stéphane’a Tarniera, profesora położnictwa i wynalazcy, który podczas spaceru po paryskim zoo zobaczył podgrzewane skrzynki lęgowe dla ptaków i postanowił spróbować tego samego – żeby ratować życie wcześniaków. Po łacinie incubatio znaczy mniej więcej tyle co „wysiadywać jajo”. Pierwsze inkubatory pełniły dokładnie taką funkcję.

Początkowo do pomysłu odnoszono się niechętne, a ówcześni lekarze nie widzieli w nim potencjału. Pierwsze francuskie inkubatory nie były nawet częścią szpitali, lecz… wystaw, na które ludzie kupowali bilety, aby móc oglądać leżące w nich wcześniaki. Wynalazek zaprezentowano pierwszy raz na wystawie światowej w Berlinie w 1896 roku, gdzie poproszono berliński szpital charytatywny, aby „pożyczył” wcześniaki na czas trwania wystawy i eksperymentu. Szpital prośbę spełnił, między innymi dlatego, że jego personel nie dawał noworodkom dużych szans na przeżycie.

Sam Tarnier wprowadził pierwsze prototypy swoich inkubatorów dla niemowląt na oddział położniczy paryskiego szpitala w 1881 roku. Urządzenia przyniosły 28-procentowy spadek śmiertelności u noworodków o masie niższej niż 2000 g.

Dziś większość zdrowych noworodków urodzonych o czasie waży od 2,8 kg do 3,8 kg. Jednak jeszcze 50 lat temu nie do pomyślenia było ratowanie dzieci poniżej 1500 g. Dzisiaj ratuje się nawet te ważące zaledwie 500 g. Najmłodsze wcześniaki, które w inkubatorze mają szansę na przeżycie, rodzą się nawet w 22. tygodniu. To ważne, bo w niektórych wersjach ektogenezy częściowej zakłada się przeniesienie płodu do sztucznej macicy już po 4. tygodniu.

Fot. Dustman/flickr.com

W pewnym sensie inkubatory spełniają już dziś funkcję „zewnętrznego” łona. Zapewniają wcześniakom odpowiednią temperaturę i wilgotność, choć na dziś to w zasadzie wszystko, czego możemy od nich oczekiwać. Nie dysponujemy jeszcze technologią, która pozwoliłaby dostarczać noworodkowi składniki odżywcze inaczej niż za pomocą mechanicznie wprowadzanych do żył dziecka rurek. W inkubatorze noworodek dodatkowo zostaje poddany sedacji, czyli procedurze znieczulenia, która ma sprawić, że nie będzie czuł bólu i dyskomfortu, które towarzyszą karmieniu poprzez rurki.

20 lat minęło, a świat wciąż nie widzi kobiet

Sztuczna macica jest w tym sensie logicznym dopełnieniem projektu zapoczątkowanego przez produkcję inkubatorów. Ektogenezę można porównać do inkubatora w wersji 2.0 – z tą aktualizacją, że urządzenie potrafiłoby dodatkowo zaopatrywać płód w składniki odżywcze potrzebne do prawidłowego wzrostu.

Seksmisja 2.0, czyli gdyby Machulski był Machulską

Ektogeneza interesuje nie tylko położników. Dotyka też jednego z kluczowych punktów spornych w feminizmie: co tak naprawdę leży u źródła historycznej opresji kobiet? Czy historycznie słabsza pozycja kobiet w społecznej hierarchii wynika wyłącznie z czynników kulturowych, które da się skorygować na drodze prawnych regulacji i odpowiedniej polityki edukacyjnej? A może to jednak biologiczne uwarunkowanie, które połowę populacji obarcza trudem ciąży, rodzenia dzieci i odpowiedzialnością za nie na pierwszych etapach życia? Wiele radykalnych drugofalowych feministek stwierdziłoby, że to właśnie macica stawia osoby na niższej pozycji w drabinie społecznej.

Wszystko, co chciałaś wiedzieć o aborcji, ale dziadersi woleli, żebyś nie pytała

Niezależnie od tego, jaka będzie wasza odpowiedź, ciąża bezsprzecznie pozostanie wydarzeniem powodującym także niedogodności. Zaczynając od tej najważniejszej, jaką jest ryzyko dla zdrowia i życia osoby będącej w ciąży, przez ból porodu i potencjalne po nim komplikacje. Ciało, które zapewnia płodowi optymalne warunki do rozwoju, jest narażone na ekstremalny wysiłek. Przez dziewięć miesięcy oraz w okresie połogu codzienne funkcjonowanie osoby w ciąży może być w wielu kwestiach utrudnione, a praca zawodowa ograniczona albo po prostu niemożliwa.

Dlatego ektogeneza, zwłaszcza w wersji całkowitej, gdzie płód od samego początku rozwija się poza biologicznym organizmem, mogłaby być rozumiana jako wielki krok w kierunku prawdziwie równego społeczeństwa, gdzie reprodukcja gatunku trwa, ale jej kosztami nie jest obciążona tylko jedna z płci.

W wyidealizowanych wizjach sztuczna macica jawi się nawet jako narzędzie rewolucyjne, które wywróci stosunki panujące między płciami do góry nogami i zmieni relacje władzy. Zrówna prawa reprodukcyjne, pozwalając wszystkim na pełne uczestnictwo w rynku pracy i zdejmie ciężar ciąży i porodu z jednej tylko płci. Wiele autorek twierdzi, że ektogeneza jest spełnieniem marzeń o bardziej egalitarnym społeczeństwie, a posiadanie dzieci staje się po prostu techniczną możliwością.

Dobór płciowy to system, w którym zwycięzca bierze wszystko

Ektogeneza w świecie idealnym

Przyjmijmy, że technologia pozwalająca na rozwój płodu w sztucznym środowisku stała się faktem. Pierwsze skojarzenie pokieruje nas zapewne w kierunku myślenia o tym, jak taka sytuacja przełożyłaby się na sytuację kobiet.

Wiele obowiązków, które spoczywają dzisiaj na kobietach, jest nadal uzasadnianych właśnie biologią. Konserwatyści utrzymują, że kobiety lepiej („naturalniej”) zajmują się dziećmi ze względu na anatomiczne predyspozycje czy biologiczną bliskość z dzieckiem.

Czy podważenie tego – poprzez „zewnętrzny” poród – otworzy przestrzeń do przemyślenia na nowo nie tylko relacji między dzieckiem a rodzicem, ale też do renegocjacji płciowej dynamiki władzy?

Fot. Serguei Mourachov/flickr.com

Ale na ektogenezie zyskałyby nie tylko kobiety i osoby z macicami. Ciąża pozaustrojowa mogłaby odmienić również sytuację par jednopłciowych, osób mających trudności z utrzymaniem ciąży i osób transpłciowych. Oczywiście dalej potrzebna byłaby komórka jajowa, ale płód mógłby rozwijać się już poza ciałem osoby z macicą. Na rozwinięciu technologii sztucznej macicy skorzystałyby również niepłodne heteroseksualne pary, kobiety w starszym wieku bardziej narażone na ryzyko wynikające z porodu czy kobiety, które z różnych powodów nie mają macicy.

Nawet postępy w ektogenezie częściowej zwiększą przeżywalność wcześniaków i ich szanse na zdrowy rozwój. Jednym z najwcześniejszych elementów, które różnicuje sytuację dziecka po porodzie, jest tryb życia rodzica w ciąży. Sztuczna macica mogłaby zapewnić jednakowe warunki do wzrostu płodu, co w perspektywie czasu mogłoby przyczynić się do zmniejszania nierówności społecznych. Przecież nawet dzisiaj przejście ciąży bez stresu, bez ciężkiej fizycznej pracy i z dobrą opieką medyczną jest przywilejem, na jaki stać tylko nieliczne.

Ale czy cały ten entuzjazm argumentów nie przysłania nam jednego, bardzo ważnego elementu rzeczywistości?

Ektogeneza w świecie nieidealnym, czyli pamiętaj o kapitalizmie

Jeżeli wizja dzieci ze sztucznej macicy wydała się wam w jakiś sposób niepokojąca, to niestety, kiedy włączy się ją w rzeczywistość, którą znamy, wątpliwości tylko przybędzie.

Po pierwsze, technologia ektogenetyczna, jak niemal wszystkie tego rodzaju innowacje, jest bardzo kosztowna. Nawet jeśli nauce uda się przekroczyć prenatalny Rubikon i dokonać ektogenezy płodu ludzkiego, to tylko najwięksi optymiści mogą sądzić, że nie stanie się ona technologią w służbie najbogatszym. Luka między bogatymi a biednymi będzie pogłębiać się bardziej, kiedy najzamożniejsza część ludzkości będzie zdolna rozwijać i rodzić dzieci pozaustrojowo, pod ścisłą kontrolą naukowców i lekarzy, którzy od poczęcia będą dbali o optymalne i bezstresowe warunki dla płodu. Taka pozabiologiczna ciąża szybko stałaby się kolejną dystynkcją i klasowym przywilejem.

To właśnie Prawo i Sprawiedliwość jest cywilizacją śmierci

W ramach intelektualnej gimnastyki możemy rozważyć, co by się stało, gdyby ektogeneza była wprowadzona w dzisiejszej Polsce. Kto będzie posiadał ektogenetyczne technologie? W czyich rękach zgromadzone będą nowe narzędzia do reprodukcji gatunku ludzkiego i w imię jakich wartości będą używane? Zapewne łatwiej jest wyobrazić sobie funkcjonowanie ektogenezy w krajach, które kojarzymy z innowacyjnością, zaawansowanymi technologiami i dużymi wydatkami na opiekę zdrowotną.

Czy prawicowy, religijny rząd w Polsce w ogóle dopuściłby możliwość rodzenia dzieci poza ustrojem ciała ludzkiego? Czy dopuściłby aborcję takich płodów, jeśli okazywałyby się ciężko uszkodzone i niezdolne do samodzielnego istnienia? Jak wielką kontrolę miałby nad rozrodczością? Czy pary nieheteronormatywne otrzymałyby kiedyś dostęp do sztucznej macicy? I wreszcie, czy kobiety, nawet nie rodząc same dzieci, nadal nie byłyby obciążone opieką nad nimi, bo mężczyźni u władzy znaleźliby ku temu nowe argumenty?

Dąbrowska: Nic cudownie nie spływa na nas podczas porodu

**
Kasia Bielecka jest studentką socjologii w ramach MISH na Uniwersytecie Warszawskim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij