Siedem kroków do prawdziwej transformacji energetycznej

Mówi się, że transformacja energetyczna postępuje coraz szybciej. Czasem jednak trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. To nie jest żadna transformacja.
Richard Heinberg
Prace porządkowe w zlikwidowanej kopalni Makoszowy w Zabrzu. Fot. Jakub Szafrański

Zmiany w gospodarce, które obecnie są wprowadzane, nie są żadną „transformacją energetyczną”. Z roku na rok wciąż rośnie zużycie energii i rosną emisje. Ta droga prowadzi do katastrofalnej porażki, a podążamy nią tylko dlatego, że nie odczuwamy jeszcze w pełni jej konsekwencji. Oto jak wygląda zielona transformacja z prawdziwego zdarzenia.

Niekiedy mówi się, że przejście ludzkości od powszechnego użycia paliw kopalnych do alternatywnych, niskowęglowych źródeł energii jest nie do zatrzymania i postępuje w zawrotnym tempie. Takie optymistyczne podejście ze strony wielu zwolenników energii odnawialnej jest zrozumiałe – przezwyciężenie rozpaczy klimatycznej wśród ludzi i zasianie ziarna nadziei może pomóc w wygenerowaniu niezbędnej oddolnej motywacji, abyśmy wspólnie zerwali z naszym zbiorowym uzależnieniem od paliw kopalnych. Czasem jednak trzeba też spojrzeć prawdzie w oczy.

A prawda jest taka, że przemiany energetyczne to poważna sprawa, zazwyczaj wymagająca całych stuleci. Historycznie rzecz ujmując, takie przemiany pociągały za sobą zmianę społeczną – czy to, gdy setki tysięcy lat temu ludzkość ujarzmiła ogień, czy w czasie rewolucji rolnej dziesięć tysięcy lat temu, czy też gdy przed około dwustu laty zaczęliśmy korzystać z paliw kopalnych. Biorąc pod uwagę obecną wielkość ludzkiej populacji (jest nas obecnie osiem razy więcej niż w 1820 roku, gdy nastąpiło przejście na paliwa kopalne), ogromną skalę ogólnoświatowej gospodarki, a także bezprecedensowe tempo, w jakim trzeba byłoby dokonać transformacji energetycznej, aby zapobiec katastrofalnej zmianie klimatu, szybkie przejście na odnawialne źródła energii stanowi najambitniejsze jak dotąd przedsięwzięcie naszego gatunku.

Żarówki LED i nowe zakrętki. Czy to wszystko, na co stać Unię Europejską?

Są dowody na to, że owa transformacja jest nadal w powijakach, a przy obecnym jej tempie nie uda się zaradzić katastrofie klimatycznej, która spowoduje śmierć lub wypędzi z domów niewyobrażalną liczbę osób, a także radykalnie zmieni większość ekosystemów.

Przyjrzyjmy się ,zatem dlaczego transformacja tak się wlecze. A potem zastanówmy się, jak naprawdę transformacja energetyczna powinna wyglądać i jak do niej doprowadzić.

To nie jest prawdziwa transformacja

Mimo że na infrastrukturę energii odnawialnej wydaje się biliony dolarów, emisje dwutlenku węgla nadal nie spadają, ale rosną, zaś odsetek światowej energii pozyskiwanej z paliw kopalnych jedynie nieznacznie się zmniejszył w stosunku do poziomu sprzed dwudziestu lat. W 2024 roku świat zużywa więcej ropy, węgla i gazu ziemnego niż w roku 2023. Stany Zjednoczone i wiele państw europejskich zmniejszyło odsetek energii elektrycznej produkowanej w drodze spalania węgla, jednak ciągły wzrost zużycia paliw kopalnych i rosnące emisje dwutlenku węgla sprawiają, że nie ma czego świętować.

Dlaczego jednak szybkie wdrażanie odnawialnych źródeł energii nie przekłada się na mniejsze wykorzystanie paliw kopalnych? Głównym winowajcą jest wzrost gospodarczy, pochłaniający coraz więcej energii i surowców. Do tej pory coroczny wzrost zapotrzebowania na energię na całym świecie przekraczał wartość energii, jaką co roku dodają nowe panele słoneczne i wiatraki. Brakującą energię wytwarza się, sięgając po paliwa kopalne.

Na razie nie doświadczamy zatem prawdziwej transformacji energetycznej. Ludzkość po prostu dodaje energię ze źródeł odnawialnych do coraz większej ilości energii generowanej z paliw kopalnych. Opiewaną przez niektórych transformację energetyczną można by nieco cynicznie określić mianem zaledwie żarliwej aspiracji.

Ile czasu zajęłoby ludzkości całkowite zastąpienie paliw kopalnych energią z odnawialnych źródeł, gdybyśmy podążali po obecnej trajektorii wzrostu ilości energii słonecznej i wiatrowej oraz utrzymali ciągły wzrost światowej gospodarki na obecnym poziomie trzech procent rocznie? Modele ekonomiczne sugerują, że świat mógłby pozyskać większość potrzebnej nam energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych do roku 2060 (choć wiele krajów nawet nie weszło jeszcze na ścieżkę wiodącą do uzyskania nawet tak skromnego wyniku). Energia elektryczna to jednak jedynie około 20 procent ogólnego zużycia energii na świecie. Pozostałe 80 procent zajęłoby znacznie dłużej – prawdopodobnie wiele dziesięcioleci.

Społeczność naukowców na całym świecie jest zdania, że aby zapobiec katastrofalnej zmianie klimatu do 2050 roku, musimy ograniczyć emisje dwutlenku węgla do zera – co oznacza, że mamy na to zaledwie 25 lat. Jako że wydaje się fizycznie niemożliwe, byśmy zdołali tak szybko pozyskiwać całą potrzebną nam energię ze źródeł odnawialnych, utrzymując jednocześnie obecne tempo wzrostu gospodarki, IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmiany Klimatu) zakłada, że ludzkość w jakiś sposób zastosuje na wielką skalę technologie wychwytywania i składowania dwutlenku węgla – w tym technologie, o których już wiadomo, że nie działają – pomimo, że nie ma sposobu, aby sfinansować tak gwałtowny rozwój nowego przemysłu. Życzeniowe myślenie IPCC bez wątpienia jest dowodem na to, że transformacja energetyczna nie przebiega wystarczająco szybko.

Przestańcie wydobywać te paliwa! „Zero emisji netto” to ściema koncernów paliwowych

Dlaczego nie? Jednym z powodów jest to, że rządy, firmy oraz wielu zwykłych zjadaczy chleba kurczowo trzyma się wyznaczonych, nierealistycznych celów transformacji. Kolejny powód jest taki, że brakuje właściwego taktycznego i strategicznego, globalnego zarządzania całością podejmowanych działań.

Kluczem do transformacji jest zmniejszenie zużycia energii

U podłoża większości dyskusji o transformacji energetycznej leżą dwa duże założenia: że transformacja pozwoli na utrzymanie ogólnoświatowej uprzemysłowionej gospodarki o skali i rodzaju usług podobnych do obecnych oraz że przyszła gospodarka oparta na odnawialnych źródłach energii nadal będzie rosnąć, tak jak działo się to z gospodarką opartą na paliwach kopalnych przez ostatnie dziesięciolecia.

Oba te założenia mijają się z rzeczywistością. Wypływają z niezadeklarowanego jawnie chcemy, aby transformacja energetyczna dokonała się całkowicie bezboleśnie, bez konieczności poświęcenia ani zysków, ani wygody. Cel to zrozumiały, bo z pewnością łatwiej byłoby przekonać opinię publiczną, rządy i korporacje do przystąpienia do tego ogromnego, nowego zadania, gdyby nie wiązały się z nim żadne koszty (choć historyczne przykłady takich wysiłków i godzenia się całych społeczeństw na istotne poświęcenia w czasie wojny stawiają to założenie pod znakiem zapytania).

Transformacja energetyczna bez wątpienia pociągnie za sobą pewne koszty. Oprócz inwestycji idących w dziesiątki bilionów dolarów sama transformacja będzie także wymagała energii – i to niemało. Wyprodukowanie paneli słonecznych, wiatraków, pomp ciepła, pojazdów elektrycznych i elektrycznych maszyn rolniczych, zeroemisyjnych samolotów, baterii oraz całej reszty szerokiej gamy urządzeń potrzebnych do zarządzania zelektryfikowaną ogólnoświatową uprzemysłowioną gospodarką na obecną skalę samo w sobie byłoby energochłonne.

Na wczesnych etapach transformacji większość energii do budowania nowej, niskoemisyjnej infrastruktury musiałaby zostać pozyskana z paliw kopalnych, jako że właśnie owe paliwa dostarczają światu 80 procent energii (bo korzystanie wyłącznie z energii odnawialnej do budowy związanej z transformacją machinerii zajęłoby zbyt dużo czasu). Zatem sama transformacja, zwłaszcza dokonywana w szybkim tempie, wygeneruje olbrzymie zwiększenie emisji dwutlenku węgla.

Emisje związane z transformacją mogą być znaczne, od 70 to 395 miliardów ton CO2 „przy czym analiza komplementarnych scenariuszy wskazuje na wartość 195 mld ton CO2” czyli równowartość ponad pięcioletnich obecnych światowych emisji dwutlenku węgla.

Jedynym sposobem na zminimalizowanie emisji związanych z transformacją byłoby po pierwsze, postawienie sobie za cel stworzenia znacząco mniejszego globalnego systemu energetycznego niż ten, który staramy się zastąpić; po drugie zaś, znaczące zmniejszenie zużycia energii na cele niezwiązane z transformacją, w tym na transport i produkcję, stanowiące podwaliny obecnej gospodarki.

Monbiot: Wzrostu gospodarczego nie da się utrzymać

Poza energią transformacja wymaga także surowców. Obecny system oparty na paliwach kopalnych wymaga wydobywania miliardów ton węgla, ropy i gazu oraz o wiele mniejszych ilości żelaza, boksytu i innych rud w celu wytworzenia wierteł, rurociągów, pomp i innych maszyn, jednak budowa infrastruktury dla energii odnawialnej o porównywalnej skali wymagałaby o wiele większych ilości surowców pozapaliwowych – w tym miedzi, żelaza, glinu, litu, irydu, galu, piasku oraz pierwiastków rzadkich.

Choć według niektórych szacunków ogólnoświatowe złoża tych surowców są wystarczające, aby zainicjować rozbudowę infrastruktury energii odnawialnej na wymaganą skalę, pozostają jeszcze dwa wielkie wyzwania. Po pierwsze – pozyskanie tych surowców będzie wymagać ogromnego rozwoju przemysłu wydobywczego i jego łańcuchów dostaw. Taki przemysł z gruntu rzeczy powoduje zanieczyszczenie i wyjaławia glebę. Aby na przykład pozyskać jedną tonę rudy miedzi, należy wydobyć ponad 125 ton skał i ziemi. W przypadku innych rud przelicznik jest jeszcze bardziej niekorzystny.

Wydobycie często odbywa się na terenach ludów rdzennych, a jego produkty uboczne często powodują zanieczyszczenie rzek i strumieni. Gatunki pozaludzkie i społeczności globalnego Południa już teraz przeżywają traumę związaną ze zniszczeniem i zatruciem gleb. Ogromne zwiększenie wydobycia surowców – w tym wydobycie z dna mórz – jedynie powiększy te szkody.

Drugie wyzwanie związane z surowcami polega na tym, że infrastruktura energii odnawialnej musiałaby być okresowo wymieniana – co jakieś 25 do 50 lat. Nawet jeśli starczyłoby na Ziemi surowców na pierwszą rozbudowę paneli, wiatraków i baterii, czy ograniczona pula zasobów umożliwi ich ciągłą wymianę?

Górnictwo morskie – pieśń przyszłości i requiem dla planety

Zwolennicy transformacji mówią, że możemy uniknąć zużywania rud poprzez recykling minerałów i metali już po wyprodukowaniu pierwszej iteracji technologii słoneczno-wiatrowych. Recykling jednak nigdy nie jest całkowity, w jego trakcie niektóre materiały ulegają degradacji. Według jednej z analiz recycling zapewniłby nam jedynie jakieś dodatkowe dwieście lat, zanim ostateczne zużycie zasobów doprowadziłoby do końca systemu opartego na wymienialnych maszynach napędzanych energią odnawialną, a i to zakładając powszechne, skoordynowane wdrożenie recyklingu na niespotykaną dotąd skalę. I znów, jedynym prawdziwie długofalowym rozwiązaniem jest skurczenie ogólnoświatowego systemu energetycznego.

Odejście społeczeństwa od zależności od paliw kopalnych na rzecz niskoemisyjnych źródeł energii będzie niemożliwe, jeśli znacząco nie zmniejszymy zużycia energii, a następnie nie utrzymamy tego spadku. Transformacja nie polega na wyprodukowaniu multum paneli słonecznych, wiatraków i baterii. Polega także na innej organizacji społeczeństwa, tak, aby zużywało o wiele mniej energii oraz by pozyskiwało ową energię z długofalowych źródeł.

Siedem kroków

Dokonać tego można w siedmiu równoczesnych krokach.

Krok pierwszy: ustanowienie pułapu globalnego wydobycia paliw na mocy ogólnoświatowego traktatu oraz obniżanie go co roku. Nie zmniejszymy emisji dwutlenku węgla, dopóki nie zmniejszymy zużycia paliw kopalnych – to proste. Zamiast podejmować próby dodania do istniejącego miksu energii ze źródeł odnawialnych (co, do tej pory, nie doprowadziło do zmniejszenia emisji) o wiele sensowniej jest ograniczyć samo wydobycie paliw kopalnych. Założenia takiego traktatu opisałem kilka lat temu w mojej książce The Oil Depletion Protocol.

Krok drugi: sprawiedliwe zarządzanie popytem na energię. Ograniczenie wydobycia paliw kopalnych nastręcza pewne problemy. Skąd wziąć energię potrzebną do transformacji? Realistycznie rzecz biorąc, można ją pozyskać wyłącznie poprzez przekierowanie energii, którą obecnie zużywany na cele niezwiązane z transformacją. To oznacza, że większość ludzi, zwłaszcza w państwach wysoko uprzemysłowionych, musiałoby zużywać znacząco mniej energii, bezpośrednio oraz pośrednio (w sensie energii zużywanej do wytwarzania dóbr i świadczenia usług publicznych, z których korzystają, takich jak choćby budowa dróg). Aby tego dokonać, do minimum ograniczając uciążliwość dla społeczeństwa, potrzeba społecznych środków zarządzania popytem na energię.

Najsprawiedliwszym i najbardziej bezpośrednim sposobem zarządzania popytem jest racjonowanie udziałów. Tzw. Tradable Energy Quotas (udziały energetyczne, którymi można handlować, TEQ) to system opracowany dwie dekady temu przez brytyjskiego ekonomistę Davida Fleminga nagradzający tych, którzy energię oszczędzają, i delikatnie karzący tych, którzy ją pochłaniają bez umiaru, jednocześnie zapewniając wszystkim dostęp do energii, której naprawdę potrzebują. Każda dorosła osoba otrzymywałaby równy cotygodniowy darmowy przydział TEQ. Jeśli zużyje mniej niż przydział, nadwyżkę może sprzedać. Jeśli potrzebuje więcej, może ją dokupić. Wymiana odbywa się po ustalonej cenie krajowej, która wzrasta lub spada zgodnie z popytem.

W gospodarce nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, żeby było co jeść

Krok trzeci: zarządzanie materialnymi oczekiwaniami społeczeństwa. Przekonanie ludzi, żeby zgodzili się zużywać mniej energii, będzie trudne, jeśli wszyscy nadal będą chcieli zużywać jej coraz więcej. Dlatego konieczne będzie zarządzanie oczekiwaniami ogółu. Brzmi to technokratycznie i dość przerażająco, ale w istocie społeczeństwa już od ponad wieku zarządzają oczekiwaniami za sprawą reklam, które stale zachęcają wszystkich do jak największej konsumpcji. Teraz potrzebujemy innego przekazu, który ukształtuje nowe oczekiwania.

Co jest naszym celem w życiu? Czy posiadanie jak najwięcej rzeczy, czy też szczęście i poczucie bezpieczeństwa? W obowiązującym ustroju gospodarczym zakłada się, że to pierwsze, czemu służyć ma ustalenie celu gospodarczego (ciągły wzrost) oraz wskaźnika (dochód na mieszkańca, PKB). Jednak coraz więcej ludzi zużywających coraz więcej rzeczy i energii prowadzi do coraz większego wyjałowienia, zanieczyszczenia i zniszczenia, a przez to stanowi zagrożenie dla przetrwania ludzkości i reszty ziemskiej biosfery.

Ponadto dążenie do szczęścia i bezpieczeństwa jest bardziej zgodne z tradycjami kulturowymi oraz ludzką psychiką. Jeśli to właśnie szczęście i bezpieczeństwo będą naszym celem, powinniśmy przyjąć pewne wskaźniki, które pomogą nam je osiągnąć. Zamiast PKB, mierzącego po prostu, ile pieniędzy przechodzi corocznie z rąk do rąk w danym kraju, powinniśmy mierzyć sukcesy naszego społeczeństwa, monitorując dobrostan ludzi. Maleńki Butan robi to od dziesięcioleci, stosując wskaźnik szczęścia narodowego brutto, który przedłożył zresztą jako model reszcie świata.

Następca PKB pilnie poszukiwany

czytaj także

Następca PKB pilnie poszukiwany

Lisa Hough-Stewart, Nick Meynen

Krok czwarty: stopniowe zmniejszanie populacji. Jeśli populacja miałaby stale rosnąć, a jednocześnie zmniejszałaby się ilość dostępnej energii, coraz mniej energii przypadałoby na osobę. Nawet jeśli społeczeństwa odejdą od PKB i przyjmą wskaźnik oparty na mierzeniu dobrostanu, perspektywa stale zmniejszającej się puli dostępnej energii będzie generowała trudności adaptacyjne. Jak zminimalizować negatywne skutki niewystarczających zasobów energii? Rozwiązanie jest oczywiste: dążyć do zmniejszenia populacji i odpowiednio to zaplanować.

Liczebność ludzkiej populacji zacznie się zmniejszać jeszcze w tym stuleciu. Dzietność spada na całym świecie, a Chiny, Japonia, Niemcy i wiele innych krajów już odnotowuje zmniejszenie ogólnej liczby ludności. Zamiast postrzegać to jako problem, powinniśmy dostrzec w tym okazję. Mniej ludzi oznacza, że łatwiej będzie obdzielić ich mniejszą ilością wytwarzanej energii.

Są również korzyści uboczne: mniejsza populacja wywiera mniejszą presję na przyrodę, a często także prowadzi do zwiększenia zarobków. Powinniśmy zaprzestać promowania większej dzietności. Kobiety powinny mieć możliwość kształcenia się, odpowiedni status społeczny, zapewnione bezpieczeństwo i dostęp do antykoncepcji, tak by mogły na własną rękę podejmować decyzje o rodzeniu dzieci. Należy zachęcać do zakładania małych rodzin i długofalowo dążyć do osiągnięcia stabilnej liczby ludności na całym świecie, bliższej tej z okresu początku rewolucji paliw kopalnych (choć dobrowolne zmniejszenie populacji będzie i tak następowało zbyt powoli, aby bardzo przyczyniło się do natychmiastowego ograniczenia emisji).

Ekologiczny socjalizm bez wzrostu – tego trzeba Polsce i światu [rozmowa z Jasonem Hickelem]

Krok piąty: nakierowanie badań i rozwoju technologii na transformację. Dziś głównym sprawdzianem nowej technologii jest jej rentowność. Transformacja będzie jednak wymagać, aby owe technologie sprostały zupełnie innemu zestawowi wymogów, takich jak niskie zużycie energii i zminimalizowanie wykorzystania toksycznych lub trudnych do pozyskania surowców. Rozwinęła się już subkultura osób parających się inżynierią, które opracowują energooszczędne i pośrednie technologie, wspierające odpowiednio przeskalowaną gospodarkę o obiegu zamkniętym.

Krok szósty: selekcja technologii. Wiele z istniejących technologii nie spełni nowych wymogów. Podczas transformacji będzie trzeba zatem będzie zrezygnować ze znanych lecz w ogólnym rozrachunku niszczycielskich i niezrównoważonych w eksploatacji maszyn. Z niektórymi energochłonnymi urządzeniami – jak z benzynowymi dmuchawami do liści – łatwo się będzie pożegnać. Z samolotami pasażerskimi I towarowymi będzie trudniej.

Sztuczna inteligencja pochłania mnóstwo energii, a do niedawna świetnie obchodziliśmy się bez niej i być może najlepiej będzie się jej szybko pozbyć. Statki wycieczkowe? Łatwizna – zmniejszyć, silniki zamienić na żagle i pogodzić się z myślą, że w wielką morską podróż wyrusza się raz w życiu.

Wiele przykładów maszyn, bez których da się żyć, znajdziemy oczywiście w przemyśle zbrojeniowym. Oczywiście, pozbycie się urządzeń, które teraz oszczędzają nam pracy, pociągnie za sobą konieczność zdobycia nowych umiejętności, co jednak może nam się przysłużyć, bo będziemy mieli więcej ruchu. Kolejne tego typu wskazówki można znaleźć w bogatym zbiorze literatury krytycznej dotyczącej technologii.

Wysychająca Wisła stała się sensacją. Mniejsze rzeki umierają po cichu

Krok siódmy: wspieranie przyrody w zagospodarowaniu nadwyżki dwutlenku węgla. IPCC ma rację: aby zapobiec katastrofalnej zmianie klimatu, musimy wychwytywać i długotrwale magazynować dwutlenek węgla. Jednak nie za pomocą maszyn. Przyroda już wychwytuje i magazynuje ogromne ilości CO2, wystarczy ją wspomóc, by działo się to na większą skalę (zamiast ograniczać zdolność środowiska naturalnego do pochłaniania CO2, jak to czynimy obecnie). Zreformować rolnictwo, tak aby prowadziło do wzbogacenia, nie zaś jałowienia gleby. Odtworzyć ekosystemy, w tym mokradła, bagna, lasy i rafy koralowe.

Wdrożenie tych siedmiu kroków wszystko zmieni. Efektem będzie mniej zatłoczony świat, w którym przyroda odżywa, a nie zanika, gdzie ludzie są zdrowsi (bo nie nurzają się w zanieczyszczeniach) i szczęśliwsi. Oczywiście, program oparty na tych siedmiu krokach wydaje się dzisiaj politycznie niemożliwy do zrealizowania, jednakże tylko dlatego, że ludzkość nie zmierzyła się jeszcze z porażką, do jakiej prowadzi droga, którą teraz podążamy, a na której bardziej liczą się natychmiastowy zysk i wygoda niż długofalowe przetrwanie. Nie odczuwamy jeszcze na sobie pełnych konsekwencji owej porażki. Większa wiedza o tym, dokąd zmierzamy, i świadomość alternatywnych ścieżek mogą sprawić, że to, co dziś jest politycznie niemożliwe, bardzo szybko stanie się nieuniknione.

Filozof społeczny Roman Krznaric zauważa, że głębokie społeczne transformacje często wiążą się z wojnami, kataklizmami lub przewrotami. Jednakże sam kryzys niekoniecznie prowadzi do pozytywnej przemiany. Potrzeba także pomysłów na różne sposoby zorganizowania społeczeństwa, a także ruchów społecznych, które owe pomysły podchwycą. Kryzys już mamy. Mamy także (jak się właśnie przekonaliśmy) dobre pomysły na to, jak żyć inaczej. Teraz pora na ruch.

Zbliża się moment przełomu. Co nas czeka potem?

Zbudowanie obywatelskiego ruchu wymaga umiejętności organizowania się politycznie i społecznie, wymaga czasu i ciężkiej pracy. Nawet jeśli nie masz takich umiejętności, możesz wspomóc sprawę, dowiadując się, na czym polega prawdziwa transformacja energetyczna, a potem uświadamiając znajomych. Możesz domagać się dewzrostu i wprowadzenia odpowiednich polityk, możesz ograniczyć własne zużycie energii i dóbr. Możesz obliczyć własny ślad węglowy i wpływ na środowisko i z czasem je zmniejszać, stawiając sobie cele i realizując strategie. Możesz opowiedzieć rodzinie i znajomym, co robisz i dlaczego.

Powstanie nowego społecznego ruchu domagającego się prawdziwej transformacji energetycznej nie gwarantuje, że cywilizacja wyłoni się z obecnego stulecia w formie, jaką znamy. Wszyscy musimy jednak zrozumieć, że to walka o przetrwanie, wymagająca współpracy i wyrzeczeń, jak na totalnej wojnie. Dopóki nie poczujemy wspólnie, że sprawa jest naprawdę paląca, nie będzie prawdziwej transformacji, a widoki na dobrą przyszłość ludzkości będą marne.

**
Richard Heinberg jest analitykiem w Post Carbon Institute i autorem czternastu książek, z których najnowsza nosi tytuł: Power: Limits and Prospects for Human Survival (2021). Jego wcześniejsze książki to między innymi Our Renewable Future: Laying the Path for One Hundred Percent Clean Energy (2016), Afterburn: Society Beyond Fossil Fuels (2015) oraz Peak Everything: Waking Up to the Century of Declines (2010).

Artykuł opublikowany w magazynie Common Dreams na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij