Świat

Zbliża się moment przełomu. Co nas czeka potem?

Obecny „wielokryzys” świadczy o tym, że nadchodzi przełom, punkt zwrotny w historii naszej cywilizacji. Gdy przekroczymy ten szybko zbliżający się próg, ludzkość nie będzie mogła żyć tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło, nawet jeśli podejmie daleko idące reformy. Próby rozwiązania problemów zaczną przynosić niepożądane skutki – i mało kto będzie rozumiał dlaczego.

Od dobrych kilkudziesięciu lat przyglądam się światowym trendom i jeszcze nigdy nie widziałem aż tylu alarmujących sygnałów jednocześnie. W 2024 roku ludzkość stoi na rozdrożu, gdy chodzi o gospodarkę, społeczeństwo i środowisko – a kurs, który obierze, zadecyduje o jej przetrwaniu.

Przyjrzyjmy się pobieżnie tym sygnałom i spróbujmy dociec, dlaczego tak wiele różnych zagrożeń zbiegło się w czasie.

Prawie każdy wie, że klimat się ociepla. Ostatnio jednak badacze lawinowo alarmują o gwałtownym wzrastaniu temperatury w oceanach, dodatnim sprzężeniu zwrotnym i punktach krytycznych, które wskazują, że tempo ocieplania się planety przyspiesza. Według danych NASA ubiegły rok był najcieplejszy w historii, a średnia światowa temperatura przewyższyła drugi w kolejności rok 2016 o całe 0,27°C. Wyszło też na jaw, że międzynarodowa społeczność klimatologów nie tyle podsycała panikę, ile niedoszacowała wagę kryzysu.

Nie ma antropocenu, jest wielki pożar

czytaj także

Światowy ocean od wielu lat mierzy się z takimi problemami, jak zanieczyszczenie plastikiem, przełowienie i rozrastanie się „martwych stref” spowodowane spływaniem nawozów z pól. Jednocześnie przyjmuje on większość energii powstałej wskutek globalnego ocieplenia. Tylko w ciągu kilku ostatnich miesięcy ocieplanie się oceanu gwałtownie przyspieszyło – rekordowe temperatury odnotowuje się codziennie.

W tym samym czasie doszło do wybuchu dwóch wojen, w Europie i na Bliskim Wschodzie. Konflikty te nie tylko nie mają się ku końcowi, ale grożą eskalacją i wciągnięciem kolejnych państw i wojsk. Dawne sojusze zmieniają się i słabną, przez co mamy do czynienia z jednym z najbardziej niebezpiecznych momentów w geopolityce od kilkudziesięciu lat.

Również globalna gospodarka znajduje się na krawędzi. Z natury jest podatna na zmiany, ponieważ opiera się na niestabilnych podstawach, jakimi są zmieniające się zależności między wydobyciem zasobów, energetyką, technologią, inwestycjami i pracą.

Współczesna gospodarka z czasem uzależniła się od nieskończonego wzrostu, aby móc spłacać zadłużenia, a wzrost z kolei możliwy jest przede wszystkim dzięki wykorzystaniu paliw kopalnych. Obecnie wydobycie ich wymaga zwiększonego wysiłku z powodu trwałego wyczerpania łatwo dostępnych konwencjonalnych zasobów wysokiej jakości. Spadek wydajności głównych źródeł energii gospodarka rekompensuje sobie w ten sposób, że do finansowania wzrostu coraz częściej wykorzystuje zadłużenie. Niedawno całkowity dług światowy – publiczny i prywatny – osiągnął nowy rekord, liczony zarówno jako wartość bezwzględna w dolarach, jak i (w krajach mniej uprzemysłowionych) procent PKB.

Jednocześnie gospodarka mierzy się z poważnymi przeciwnościami, w tym wpływem zmiany klimatu, wyzwaniami energetycznymi, nieodłącznie związanymi z wysiłkami na rzecz dekarbonizacji przemysłu, oraz nową rewolucją technologiczną skoncentrowaną wokół sztucznej inteligencji. Wprawdzie każda rewolucja technologiczna niesie ze sobą daleko idące konsekwencje, jednak AI ma potencjał, aby doszczętnie zrujnować całe branże przemysłu i zawody. Właściciele firm z sektora big tech kochają „burzyć porządek”, jednak ich zapędy przy tak dużej skali i takim tempie są szalenie niebezpieczne.

Od globalizacji do „Wielkiego Rozpadu”

czytaj także

Jedną z konsekwencji zmiany klimatu i rozwoju sztucznej inteligencji będą zapewne rosnące nierówności ekonomiczne. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wzrosły nierówności dochodowe w gospodarkach zamożnych i szybko się uprzemysławiających, co łącznie dotyczy około dwóch trzecich ludności świata i 85 proc. światowego PKB. Ekonomiczne rozwarstwienie widać szczególnie wyraźnie w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Indiach i Rosji.

Typowym makrospołecznym skutkiem rosnącej nierówności jest destabilizacja instytucji państwa. W społeczeństwach demokratycznych ekstremalne nierówności podważają zaufanie do przywódców i torują drogę autorytarnym reżimom. Polityczna polaryzacja pogłębia się również w wyniku upowszechniania się teorii spiskowych i braku zgody wśród serwisów informacyjnych co do podstawowych faktów, takich jak wyniki wyborów.

W czasie gdy sztuczna inteligencja przyczynia się do zwiększenia liczby i perswazyjności internetowych fejków, osiągnięcie lub utrzymanie konsensusu wśród opinii publicznej staje się coraz trudniejsze. W globalnej perspektywie demokracja ledwo zipie – szczególnie w USA, ale także w Wielkiej Brytanii, Europie i Indiach. Nawet w krajach autorytarnych, takich jak Rosja i Chiny, władze muszą mierzyć się z nowymi wyzwaniami ze strony prześladowanych mniejszości etnicznych, protestujących społeczeństw i konkurencyjnych frakcji politycznych.

Globalizacja doprowadziła do permanentnej wojny

Radykalne zmiany widać także w stosunkowo wolno zmieniającym się polu demografii. Przez wiele lat liczba ludności na świecie rosła. Procentowy współczynnik wzrostu osiągnął szczytowy poziom w latach 70., jednak w wartościach bezwzględnych populacja ludzi rosła co roku o około 80 milionów. Liczba ta prawdopodobnie nadal rośnie, jednak współczynnik urodzeń prawie wszędzie gwałtownie spada – nie dlatego, że wszyscy nagle zdali sobie sprawę, że świat jest przeludniony lub stali się bogaci (teoria „przejścia demograficznego”), ale dlatego, że coraz więcej potencjalnych rodziców na całym świecie obawia się przyszłości i nie wierzy, że kiedykolwiek będzie stać ich na posiadanie potomstwa.

W ubiegłym stuleciu ludzkość doświadczyła wielu przełomowych zmian – wojen, pandemii, wprowadzenia nowych technologii i rozwoju nowych gałęzi przemysłu. Liczba ludności się podwoiła, a geopolityczna mapa świata zmieniała się kilkakrotnie. Teraz jednak wszystkie opisane powyżej zmiany razem wzięte skłaniają do przypuszczenia, że tempo zmian wkrótce osiągnie punkt kulminacyjny.

W wielu przypadkach zniszczeniu ulegną fundamentalne instytucje ludzkości, a zmiany będą coraz bardziej wymykać się naszym próbom sprawowania nad nimi kontroli. Długofalowe trendy wzrostu ulegną odwróceniu, sprawiając, że doświadczenia z przeszłości będą kiepskim doradcą w przystosowywaniu się do nieoczekiwanych i często zatrważających zdarzeń ekologicznych, politycznych i gospodarczych.

A wszystko to zaczyna się dziać już teraz – między 2024 a 2030 rokiem.

Głód, zniszczenie, choroby, migracje i wojna. Tak, mowa o twoim życiu

W 2023 roku zawrotną karierę zrobiło słowo „wielokryzys”, a w ciągu ostatnich kilku lat powstała sieć think tanków, których misją jest badanie zbiegów niepokojących globalnych tendencji. Do tej sieci należy moja organizacja, Post Carbon Institute, która także tworzy publikacje na ten temat (na przykład obszerny raport i krótkie podsumowanie, jak również artykuły i podcasty).

Postrzegamy jednak wielokryzys nieco inaczej od innych. Wiele osób uważa, że to jedynie trudny okres przejściowy na drodze do niechybnej ewolucji ku większym, potężniejszym i bardziej technologicznie zaawansowanym społeczeństwom. Optymiści twierdzą, że ludzkie grupy od zarania mierzyły się z problemami, jednak zawsze ostatecznie je przezwyciężały. Według nich źródło wielokryzysu to w dużej mierze rosnąca współzależność: odwieczne problemy (geopolityczna rywalizacja, panika na rynkach finansowych, kłopoty natury ekologicznej) wpływają na siebie i wzmacniają się wzajemnie szybciej niż kiedykolwiek. Ludzkość musi po prostu znaleźć sposób, aby szybciej na nie reagować.

Staram się patrzeć na sytuację świata pod kątem systemów, zachowując przy tym wnikliwy ogląd historyczny. Z obu tych perspektyw tendencje wzrostowe ubiegłego stulecia są fundamentalnie niemożliwe do utrzymania. Powstały one na skutek szeregu wcześniejszych wydarzeń (innowacji w dziedzinie metalurgii i finansów, europejskiego kolonializmu i wprowadzenia technologii spalania paliw takich jak silniki cieplne), w szczególności zaś rosnącego wykorzystania paliw kopalnych.

Początkowe efekty w postaci wzrostu – zwiększenia dobrobytu, mobilności, produkcji żywności czy ogólnej liczby populacji – wydawały się czymś wspaniałym. Tyle że wzrost oparty na paliwach kopalnych jest z natury ograniczony ze względu na skończoną liczbę występujących w przyrodzie surowców oraz możliwości ich wydobycia. Rosnąca konsumpcja i liczba ludności tylko pogłębia nasz dług ekologiczny względem długofalowej zdolności Ziemi do „goszczenia” ludzkości.

Najistotniejszą pionierską pracą w zakresie analizy globalnych systemów był komputerowy projekt dotyczący dynamiki systemów Limits to Growth, powstały w Massachusetts Institute of Technology na początku lat 70. Doczekał się on kilku aktualizacji (ostatnio w 2023 roku). Celem projektu nie było prognozowanie przyszłości, ale stworzenie zestawu scenariuszy, które wskażą prawdopodobne zależności między wyczerpywaniem się surowców, zanieczyszczeniem środowiska, wydajnością przemysłu, produkcją żywności i liczbą ludności. Faktyczna ewolucja tych czynników oraz danych wejściowych i wyjściowych na ogół odpowiadała standardowemu scenariuszowi, w którym tendencje wzrostowe utrzymywały się nie dłużej niż do połowy XXI wieku, po czym ulegały odwróceniu, dając początek dziesięcioleciom spadku.

Znamy już przyszłość. To wielopiętrowy kryzys

Z mojego punktu widzenia wielokryzys może być spodziewanym wstrząsem poprzedzającym osiągnięcie szczytowego poziomu wielu wskaźników takich jak dostępność zasobów, wydajność przemysłu, liczba ludności i produkcja żywności. Gdy wzrost zacznie kuleć, czekają nas prawie codzienne niespodzianki w postaci niepokojących zdarzeń ekonomicznych, ekologicznych i politycznych.

Jedną z definiujących cech wielokryzysu i jednym ze źródeł jego nieprzewidywalności są coraz bardziej chaotyczne oddziaływania czynników systemowych na rezultaty. Na przykład w miarę ocieplania się klimatu, które powoduje coraz poważniejsze w skutkach susze, upały i burze, ludzie będą próbowali przenieść się w miejsca, gdzie kataklizmy nie uderzają tak silnie. Jednak wzrost migracji może powodować większą polaryzację społeczną w krajach docelowych, co z kolei znacznie utrudni polityczną współpracę w kwestii działań klimatycznych.

Podam inny przykład: wiele starań mających na celu ograniczenie efektów zmian klimatycznych obejmuje budowanie elektrowni opartych na odnawialnych źródłach energii, przy jednoczesnej elektryfikacji przemysłu. Ilość nowej infrastruktury potrzebnej do całkowitego odejścia od paliw kopalnych przy równoczesnym zachowaniu obecnego poziomu zużycia energii byłaby ogromna. Wybudowanie tej infrastruktury samo w sobie pochłonie olbrzymią ilość energii i surowców, co wymaga zaangażowania branży górniczej i transportowej. Ironia polega na tym, że próby rozwiązania jednego problemu ekologicznego (zmiany klimatu) prawdopodobnie pogorszą inne problemy (wyczerpanie surowców i dewastacja ekosystemów).

Gaia Vince: Większym problemem od migracji jest to, że ludzie obawiają się ich podejmować [rozmowa]

 

Złożone zależności tego rodzaju prowadzą do naprawdę paskudnych problemów, tj. takich, których rozwiązanie wymaga poświęcenia czegoś innego, co ma dużą wartość dla społeczeństwa, lub takich, których rozwiązanie generuje kolejne poważne problemy.

Obecny wielokryzys świadczy o tym, że nadchodzi przełom, punkt zwrotny w historii naszej cywilizacji. Gdy przekroczymy ten szybko zbliżający się próg, ludzkość nie będzie mogła żyć tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło, nawet jeśli podejmie daleko idące reformy. Gospodarka będzie zachowywać się według nowych reguł. Próby rozwiązania problemów zaczną przynosić niepożądane skutki. I mało kto będzie rozumiał dlaczego.

Tymczasem zrozumienie tych kwestii jest niezbędne, jeśli mamy zapobiec najgorszym potencjalnym skutkom i położyć fundamenty pod zrównoważone społeczeństwa przyszłości. Jeśli nie chcemy dopuścić do tragedii, musimy być w stanie przewidywać, na tyle, na ile to możliwe, nadchodzące trzęsienia ziemi w naszych społecznościach, aby chronić siebie i naszych najbliższych oraz promować i dawać przykład bardziej zrównoważonych sposobów na życie.

Obserwując tempo rozwoju wydarzeń, łatwo popaść w fatalizm i dojść do wniosku, że to, co robimy, nie ma znaczenia. W rzeczywistości jednak możemy zrobić naprawdę sporo, aby zaadaptować się do wielokryzysu. Strategiczne wysiłki zmierzające do ocalenia przyrody i kultury są ważniejsze niż kiedykolwiek. W tym celu należy wynajdować i wprowadzać w życie metody osiągania wielu różnorodnych korzyści jednym działaniem – na przykład odtwarzanie środowisk naturalnych jako sposób na przechwycenie i przechowywanie dwutlenku węgla.

Na głęboko osobistym poziomie każdy i każda z nas pragnie znaleźć sens w tym, co się dzieje, i wieść życie tak, aby przysłużyć się innym, a nie dodatkowo ich obciążać. Dlatego musimy odnaleźć swoje miejsce pośród myślicieli i aktywistów z całego świata i odkryć swój własny głos.

Czasami oznacza to, że musimy lepiej zrozumieć, co jest ze światem nie tak – i nie wybierać pierwszego rozwiązania, które się nasunie. Donna Haraway powiedziała, że musimy „pobyć z problemem”. To nieprzyjemne, dlatego wielu z nas wybiera ucieczkę – zazwyczaj przybiera ona formę fatalizmu lub technooptymizmu.

Fatalizm z pewnością nie pomaga. Prowadzi tylko do depresji i marginalizacji.

Więcej osób wybiera ścieżkę technooptymizmu, jednak przeważnie prowadzi ona do złudzeń, ponieważ u jej podstawy leży błędna diagnoza wielokryzysu. Podstawowym ludzkim problemem nie jest to, że dokonaliśmy złego wyboru technologicznego (oparcia gospodarki na paliwach kopalnych) i że inny wybór (źródła odnawialne) wszystko naprawi.

Świat wymyka się spod kontroli. Czy demokracja przetrwa warunki hybrydowe?

Nasz problem polega na tym, że krótkotrwała passa energetyczna umożliwiła ludzkości wzrost populacyjny i konsumpcyjny wykraczający daleko poza poziom, który byłby możliwy do utrzymania na dłuższą metę. Jedynym realistycznym rozwiązaniem dla ludzkości jest zmiana sposobu, w jaki zamieszkujemy naszą planetę. To zaś będzie wymagać wizji, perswazji i czasu; proces adaptacyjny będzie musiał toczyć się na tle społecznego i ekologicznego załamania.

Podróż jest ważniejsza niż cel, więc, czy to nam się podoba, czy nie, pobądźmy z tym problemem; spróbujmy dowiedzieć się tyle, ile się da na temat tej sytuacji i jej możliwych rozwiązań. A potem zróbmy tyle, ile jesteśmy w stanie, aby ograniczyć cierpienie ludzi i innych gatunków do minimum podczas trwania wielokryzysu i okresu adaptacyjnego.

**
Richard Heinberg jest analitykiem w Post Carbon Institute i autorem czternastu książek, z których najnowsza nosi tytuł: Power: Limits and Prospects for Human Survival (2021). Jego wcześniejsze książki to między innymi Our Renewable Future: Laying the Path for One Hundred Percent Clean Energy (2016), Afterburn: Society Beyond Fossil Fuels (2015) oraz Peak Everything: Waking Up to the Century of Declines (2010).

Artykuł opublikowany w magazynie Common Dreams na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Anna Opara.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij