Historia, Weekend

Wysiłek pamięci: pomazanie Kościuszki a wymazywanie Afropolaków

Przy okazji pomazania sprayem waszyngtońskiego pomnika Kościuszki odnotowano w Polsce z przykrością, że Afroamerykanie nie wiedzą, kim był polski dowódca i dlaczego ma w Ameryce pomniki. Ale i my nie wiemy, kim byli historycznie zasłużeni Afropolacy.

Kilka lat temu, w czasie trwających na całym świecie protestów przeciwko systemowemu rasizmowi, ucierpiały między innymi dwa pomniki Tadeusza Kościuszki, wybitnego XVIII-wiecznego polskiego dowódcy wojskowego, naczelnika powstania z 1794 roku, weterana zarówno wojny polsko-rosyjskiej z 1792 roku, jak i wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych (1773–1783).

Na postumentach pomników w Warszawie i w Waszyngtonie wypisano sprayem litery BML, skrót hasła Black Lives Matter, czyli „życie czarnych ma znaczenie”. W ten sposób Polonia została uwikłana, nawet jeśli tylko pośrednio, w rzucone przez część ruchu Black Lives Matter wezwanie do tego, by wskazywać (czy to metodą akcji bezpośredniej, czy za pomocą petycji) te historyczne pomniki, które wymagają usunięcia, jako że gloryfikują ideę supremacji białych.

Black Lives Matter. Kościuszko to mówił 250 lat temu

Praktyka malowania sprayem, oblewania farbą i obalania pomników rozpowszechniła się przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, w kraju usianym upamiętnieniami obrońców niewolnictwa i rzeczników rasistowskich hierarchii. Już od kilkudziesięciu lat obywatele mający rdzenne lub afrykańskie pochodzenie protestują przeciwko pomnikom Kolumba: 4 lipca 2020 roku, w Dzień Niepodległości, kolejny z nich został obalony w Baltimore, a jego szczątki wrzucono do portowego kanału. Ale i w Europie zdarzają się gwałtowne ataki na pomniki. 4 lipca 2020 roku w Słowenii podpalono drewnianą figurę Pierwszej Damy Stanów Zjednoczonych, Melanii Trump. To tylko jeden z wielu przykładów: podobnie działo się w Belgii, Francji, we Włoszech i w Wielkiej Brytanii. Pomniki monarchów, mężów stanu i przedsiębiorców, odpowiedzialnych za kolonialne podboje i ludobójstwa, są niszczone, obalane przemocą lub usuwane przez władze.

W niektórych przypadkach wybór celu może budzić pewne zdziwienie. W holenderskiej Bredzie wypisano sprayem litery BLM na pomniku z kopią obrazu Czarnej Madonny z Częstochowy, wzniesionym dla uczczenia polskich żołnierzy, którzy wyzwalali ten region spod nazistowskiej okupacji. Nie wiadomo, czy ten gest został rzeczywiście dokonany przez osoby wspierające ruch Black Lives Matter, czy też przez kogoś, kto realizował zupełnie inne cele. Zdarzają się przypadki działań reakcyjnych, które stawiają pod znakiem zapytania to, po czyjej stronie są sprawcy. W Pau na południu Francji pomnik upamiętniający zniesienie niewolnictwa oblano białą farbą i wypisano na nim „życie białych ma znaczenie”.

Obalony pomnik handlarza niewolnikami zachowa ślady farby, którą został oblany

Gdy pomazane zostały pomniki Kościuszki, polscy i polsko-amerykańscy oficjele pospieszyli, by wyrazić oburzenie. Fundacja Kościuszkowska, mająca swoją siedzibę w Nowym Jorku, wystosowała pisemne oświadczenie, w którym napisano, że jest to „zły cel frustracji”, i przypomniano poparcie, jakiego generał Tadeusz Kościuszko udzielił sprawie wyzwolenia i edukacji czarnych. W Waszyngtonie korespondent polskiego radia Marek Wałkuski pytał przechodniów, wyłącznie Afroamerykanów, mijających pomazany pomnik, czy wiedzą, kim jest uwieczniona na nim postać. Nikt nie wiedział. Zarazem jednak każda z zapytanych osób racjonalnie objaśniała, jak rozumie motywy stojące za pomalowaniem pomnika.

Pewien młody mężczyzna, dowiedziawszy się, że Kościuszko był polskim ochotnikiem, walczącym w amerykańskiej wojnie o niepodległość, powiedział: „Przykro nam z powodu waszego przodka. Ale nawet tu, w tym mieście, w tym kraju, nie traktują Polaków dobrze. Imigranci nie są już dobrze traktowani”. W tym samym czasie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski napisał na Twitterze, że nie zgadza się na wandalizm i że nakazał oczyszczenie pomnika w swoim mieście.

Wymazani

Jeśli jednak oderwiemy się od problemu potępienia i spojrzymy z innej perspektywy, pomazane pomniki Kościuszki mogą stać się okazją do debaty nad swoistym wymazaniem z przestrzeni publicznej historycznych Afropolaków – poczynając od towarzyszy samego Tadeusza Kościuszki, Jeana Lapierre’a i Władysława Franciszka Jabłonowskiego. Tego rodzaju debata, mówią osoby zaangażowane w ruch Black Lives Matter w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii, jest konieczna: arbitrzy opinii publicznej muszą się w nią zaangażować, jeśli na serio chcą zmierzyć się z problemem systemowego rasizmu.

Co jednak tego rodzaju propozycja miałaby oznaczać dla społeczeństwa takiego jak polskie, w którym, inaczej niż w przypadku Anglii czy USA, Afropolki i Afropolacy stanowią mniej niż 0,1 proc. populacji? Co miałaby oznaczać w kraju, który nie ma opartej na niewolnictwie kolonialnej przeszłości? Tym bardziej że mowa o społeczeństwie, w którym powszechnie, choć niesłusznie, uważa się, że przed schyłkiem XX wieku czarnych praktycznie w nim nie było.

Nie wszyscy Polacy są biali, czyli o czym nie śniło się Norwidowi

czytaj także

W artykule z Foreign Policy, zatytułowanym Europe Needs To Talk About Race Too dziennikarz Remi Adekoya, Afropolak, stwierdza, że „Stany Zjednoczone, których czarna ludność jest dostatecznie liczna, by zasilić własny ogólnokrajowy ruch, nie stanowią dobrego modelu do naśladowania; nie stanowi go jednak także Polska, w której niesprawiedliwość i gniew buzują w milczeniu”.

Osoby mające afrykańskie pochodzenie, a urodzone lub wychowane w Polsce, powtarzają, że wkład, a nawet sama obecność Afropolaków w historii kraju zostały zapomniane lub nie są właściwie przedstawiane. Do pokolenia urodzonego w latach 90. należą akademicy i akademiczki oraz twórcy i twórczynie kultury, którzy w swojej pracy skupiają się na badaniu rasowego wymazywania, a także na przemocy, której sami doznawali, dorastając. Dr. Margaret Ohia-Nowak, lingwistka zajmująca się dyskursem na temat czarności w Polsce, poprowadziła webinar zatytułowany „Czy tylko źli ludzie są rasistami?”, w ramach którego analizowała relacje na temat śmierci George’a Floyda w mediach polskich i zagranicznych i wyjaśniała znaczenie BLM dla polskiego społeczeństwa. Z kolei reżyser teatralny Wiktor Bagiński wystawił spektakl, w którym stara się odzyskać takie czarne postacie z historii Polski, jak Józef Holender, kamerdyner Jana III Sobieskiego.

Ordynansem i powiernikiem Kościuszki był „elegancki czarny mężczyzna, Jean Lapierre”, pisze dziennikarz Alex Storozynski, autor biografii Kościuszki zatytułowanej Kościuszko: książę chłopów (Warszawa 2018). Miejsce pochodzenia Lapierre’a nie jest znane; wiadomo natomiast, że miał przydomek „Domingo”, co może sugerować, że pochodził z San Domingo, które wkrótce miało się stać Haiti. Poliglota i obieżyświat, imigrował w 1794 roku do Polski, a dzięki znajomości języków i talentowi do rachunkowości (znacznie później został księgowym pewnego polskiego szlachcica) szybko związał się z Kościuszką.

Efekt „Makumby”: Krzywda, rasizm i wyzwiska, jakich biały Polak nigdy nie doświadczy

Lapierre znajdował się przy boku komendanta, gdy ten stanął na czele powstania, by podjąć próbę wyzwolenia białych chłopów-poddanych z feudalnej niewoli. Jego postać widzimy na rysunku Aleksandra Orłowskiego (1777–1833) – jest przy uwięzionym Kościuszce, którego odwiedza car Paweł I ze swoją świtą. W archiwach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie znajduje się poruszający obraz „Portret Domingo, służącego Kościuszki”, namalowany przez Józefa Sikorskiego (1804–1887).

Dobrym wyznacznikiem tego, ile uwagi poświęcano dotychczas Lapierre’owi w opracowaniach historycznych, niech będzie fakt, który Storozynski odnotowuje we wstępie do swojej książki: „O ile wiem, zamieszczona w tej książce reprodukcja portretu Lapierre’a nie była nigdy wcześniej publikowana”.

Innym współpracownikiem, a w zasadzie równorzędnym partnerem Kościuszki, który miał afrykańskie pochodzenie, był Władysław Franciszek Jabłonowski (1769–1802), żołnierz i oficer. W 1794 roku Jabłonowski walczył w powstaniu kościuszkowskim przeciw carskiej Rosji. Biologiczny ojciec Jabłonowskiego był Afrykaninem, a jego samego uważa się za pierwszego polskiego czarnego generała.

Według badaczki i dziennikarki doktorki Ernestyny Skurjat-Kozek, przewodniczącej organizacji Kościuszko Heritage z siedzibą w Sydney, Jabłonowski odegrał w powstaniu znaczącą rolę, dowodząc podczas kilku bitew. Po klęsce powstania stał się częścią podziemnej siatki łączącej Polaków w różnych rozbiorach. W 1799 roku został mianowany generałem brygady w Legionach Dąbrowskiego.

Historycy spierają się o to, jak interpretować skierowanie Jabłonowskiego w 1802 roku na San Domingo, gdzie znalazł się wraz z wojskami Napoleona, wysłanymi celem stłumienia haitańskiej rewolucji. W książce The Slaves Who Defeated Napoleon: Toussaint Louverture and the Haitian War of Independence, 1801–1804 (2011) dr Philippe Girard przedstawia Jabłonowskiego jako postać tragiczną, kogoś, kto dobrowolnie wyruszył, by „walczyć z podobnymi sobie niebiałymi”. Wiadomo jednak, że znaczna liczba polskich żołnierzy przeszła na stronę Haitańczyków, decydując się stanąć u boku rewolucjonistów, zamiast przeciwko nim, za co do dziś uznaje się ich za bohaterów.

Sam Jabłonowski nie zdążył zademonstrować, po czyjej jest stronie, ponieważ krótko po wylądowaniu na wyspie zmarł na żółtą febrę – los, który spotkał większość sił Napoleona. Adam Mickiewicz unieśmiertelnił Jabłonowskiego w Panu Tadeuszu, niestety – we fragmencie, wyrażającym raczej niechęć wobec Afrykanów: „Jak Jabłonowski zabiegł, aż kędy pieprz rośnie, / Gdzie się cukier wytapia i gdzie w wiecznej wiośnie / Pachnące kwitną lasy; z legiją Dunaju / Tam wódz Murzyny gromi, a wzdycha do kraju”.

Wodiczko: Kościuszko może być nazwany radykalnym demokratą

Czy byli jeszcze inni? Na słynnym obrazie „Widok Warszawy z tarasu Zamku Królewskiego” (1773) wenecki malarz Canaletto (1721–1780), dla którego Warszawa stała się domem na ostatnich 14 lat jego życia, ukazał czarnego mężczyznę w samym centrum miejskiej panoramy. Na warszawskim rynku Starego Miasta, po stronie Dekerta, znajduje się budynek pochodzący z początków XVII wieku, tak zwana Kamienica pod Murzynkiem. Nazwa pochodzi od rzeźby przedstawiającej głowę młodego czarnego mężczyzny, ozdabiającej centralną część fasady. Obecna rzeźba to powojenna kopia oryginalnej, zniszczonej w czasie II wojny światowej. Resztki oryginału znajdują się w Muzeum Warszawy, do którego kamienica należy i które w niej się mieści. W opisie zabytku mowa jest o tym, że „postać Murzyna pojawia się w relacji z karnawałowego pochodu przebierańców, który odbył się w Starej Warszawie 15 lutego 1580 roku”.

Upamiętnienie takich postaci jak Lapierre czy Jabłonowski w przestrzeni publicznej nie tylko przyczyniłoby się do przywrócenia wiedzy o nich, mogłoby też wprowadzić do toczących się obecnie debat perspektywę historyczną. Jabłonowskiego na przykład koledzy-oficerowie przezywali „Murzynkiem” – w ten sposób zwracano się do niego w całej jego pełnej wybitnych osiągnięć karierze. Od śmierci Jabłonowskiego minęły dwa stulecia, a polskie społeczeństwo nadal prowadzi dyskusję nad tym słowem, czego świadectwem może być zdjęcie, które nie tak dawno zaczęło krążyć po Internecie: młoda Afropolka na warszawskiej demonstracji Black Lives Matter trzyma kolorowy transparent z napisem „Stop calling me Murzyn”.

Kolektyw artystów zaangażowanych w tworzenie instalacji i organizowanie działań w przestrzeni publicznej w Gdańsku, z którego pochodził Jabłonowski, stworzył poświęcony mu projekt artystyczny, zatytułowany Czarny Generał. Celem projektu jest „zachęcenie Polaków do głębszej refleksji nad naszym patriotyzmem”.

Od upadku żelaznej kurtyny w 1989 roku Polska przechodzi własny, przedłużający się okres rozrachunków, także z pomnikami. Działania i zaangażowanie zmieniają się, w zależności od kontekstu politycznego, jednak w Polsce setki upamiętnień z czasów radzieckich, tak zwanych „pomników wdzięczności”, stanowiących wspomnienie o radzieckiej dominacji, albo usunięto, albo zmieniono. Pojawiły się także wezwania do zburzenia Pałacu Kultury i Nauki, stanowiącego dar Stalina dla Warszawy. Tymczasem tam właśnie, na jednej z łukowato wygiętych zewnętrznych ścian tej masywnej budowli, ukończonej w 1955 roku, można zobaczyć wyjątkowy widok: szereg kamiennych figur, z atrybutami wskazującymi na bardzo różne pochodzenie przedstawionych postaci. Na najdalszym krańcu ściany znajduje się posąg czarnego mężczyzny. Dr Michał Murawski, antropolog architektury, autor książki Kompleks Pałacu. Życie społeczne stalinowskiego wieżowca w kapitalistycznej Warszawie, wyjaśnia:

„Pomnik »mieszkańca Afryki« jest jedną z kilku monumentalnych postaci reprezentujących różnorodność etniczną, stojących w niszach wokół pałacowej Sali Kongresowej. Inne posągi przedstawiają kobiety z Azji Środkowej, Azji Wschodniej i Azji Południowej, a także androgynicznego Araba, wszystkie mniej-więcej w czymś, co rzeźbiarze mogli uznać za »strój narodowy« odpowiednich postaci”.

Przestańcie mówić „Murzyn”. Serio

Pochodzenie tych rzeźb, pisze Murawski, wyjaśnia się w ten sposób, że zostały przygotowane z okazji Światowego Festiwalu Młodzieży, zorganizowanego w 1955 roku wielkiego międzynarodowego zlotu, który miał być oznaką postępów w sporcie i kulturze.

„Zrujnowane, izolowane miasto, jakim była Warszawa, zalały tysiące odwiedzających ze wszystkich części świata. Niezależnie od esencjalizacji i mieszanki stereotypów, którymi kierował się rzeźbiarz, tworząc poszczególne postaci, pomnik Afrykańczyka i jego towarzyszy, żywa ilustracja późnej stalinowskiej kultury wizualnej i geopolityki, komplikuje nasze rozumienie stalinizmu jako jednostronnie izolacjonistycznego i zaściankowego”.

Postać „Afrykańczyka” jest być może jedyną pełnofigurową rzeźbą osoby czarnej umieszczoną w Polsce w przestrzeni publicznej. (W 2019 roku odsłonięto na placu Hoovera w Warszawie monolit ku czci Augusta Agboli Browne’a, urodzonego w Nigerii i mieszkającego przez 31 w Polsce jedynego znanego czarnego uczestnika Powstania Warszawskiego. Na kamieniu znajduje się kopia zdjęcia przedstawiającego twarz Browne’a, nie ma jednak jego trójwymiarowej podobizny).

Ludowej historii nie można zakląć w pomnik. Ona wciąż trwa

Zbędnym byłoby w podsumowaniu niniejszego tekstu twierdzić, jak już to zostało zaproponowane, że farba na pomnikach Kościuszki, zwłaszcza na tym w Warszawie, na którym napisano „Black Lives Matter”, stanowi symboliczne przypomnienie wsparcia, jakiego sam Kościuszko udzielił wyzwoleniu czarnych Amerykanów. Zamiast zaprzątać sobie głowę tym, jakie znaczenie miał Kościuszko dla życia czarnych w Ameryce – i jego wolą, by coś z tym zrobić – warto skupić się na wartościach, jakie czarni z Polski wnieśli w życie Kościuszki i w życie całego społeczeństwa.

Wymazywanie życia czarnych Polaków z zasobów publicznej wiedzy i nieukazywanie ich w przestrzeniach publicznych sprawia, że historyczne zaangażowanie Kościuszki w sprawę życia czarnych nie może nabrać znaczenia dla teraźniejszości. Ostatnie słowa niech należą do biografa Kościuszki, Alexa Storozynskiego – oto jego relacja o obecności i roli Jeana Lapierre’a, który wszelkimi sposobami starał się uwolnić Kościuszkę z rąk tych, którzy go uwięzili, i wesprzeć kampanię na rzecz wyzwolenia Polski:

„przyjechał Lapierre – przywiózł osobiste rzeczy Kościuszki oraz list z propozycją wymiany jeńców: Kościuszkę w zamian za trzy tysiące rosyjskich żołnierzy uwięzionych w Warszawie. Lapierre przywiózł także trzy tysiące złotych, trzy zegarki, złotą papierośnicę, wełniane koce, świeże prześcieradła i czystą bieliznę. Dwanaście lat wcześniej Kościuszko usiłował, w wymianie jeńców, doprowadzić do uwolnienia rannego czarnego żołnierza za schwytanego brytyjskiego. Jak na ironię, sytuacja uległa odwróceniu i teraz czarny mężczyzna, przywożąc podobną propozycję, usiłował doprowadzić do uwolnienia rannego Kościuszki”.

**
Nicholas Boston
– socjolog mediów, pracuje na City University of New York, Lehman College. Był konsultantem i współscenarzystą amerykańskiego serialu dokumentalnego Slavery and the Making of America; jest też autorem książki The Amorous Migrant: Libidinal Cosmopolitanism in the United Kingdom, from Accession to Brexit, etnograficznego spojrzenia na polskich migrantów z okresu po 2004 roku identyfikujących się jako geje w wielokulturowej Wielkiej Brytanii.

Z angielskiego przełożyła Anna Dzierzgowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij