Historia

Czy Bolesław Krzywousty jest lepszym wzorem dla młodzieży niż Ludwik Waryński?

Jakakolwiek próba rzetelnego prezentowania wartości wyznawanych przez Ludwika Waryńskiego wiąże się z zakwestionowaniem samych fundamentów dzisiejszego systemu społeczno-gospodarczego. A szkoła ma przecież służyć systemowi, nie go kwestionować.

Jaka postać jest w dzisiejszych czasach odpowiednim patronem dla placówki edukacyjnej? ­– takie pytanie od lat zadawała sobie pewna szkoła podstawowa z Łodzi. Od 1968 roku nosiła imię Ludwika Waryńskiego, pioniera polskiego ruchu socjalistycznego, dziś często kojarzącego się głównie ze stuzłotowym banknotem z okresu PRL. Ostatecznie uznano, że założyciel partii Proletariat powinien zostać usunięty z nazwy szkoły, co na mocy odpowiedniej uchwały uczyniła następnie rada miejska. W uzasadnieniu czytamy, że problem z Waryńskim dotyczył ustalenia, czy jest on „symbolem wartości istotnych dla kształtowania osobowości współczesnego młodego człowieka”.

Przez piłkarskie boisko do walki klas: zapomniana idea sportu robotniczego

O pomoc w ocenie patrona placówka postanowiła poprosić Instytut Pamięci Narodowej. I choć IPN nie nakazał zmiany wprost, to stwierdził, że „istnieje poważna wątpliwość czy poglądy prezentowane przez Waryńskiego odpowiadają wartościom współczesnego społeczeństwa obywatelskiego oraz potrzebie przekazywania uczniom postaw patriotycznych”.

Z pozoru wszystko odbyło się prawidłowo. To społeczność szkolna powinna mieć kluczowy głos w kwestii doboru symboliki znajdującej się w nazwie placówki. Nie ma też niczego złego w kwestionowaniu takiego czy innego patrona. Wskazane jest wręcz, by każdy podlegał rzetelnej i wnikliwej analizie. Jeżeli dany patron pochodzi ze świata rzeczywistego, a nie z krainy bajek, to warto ustalić, czy jest on właściwym wzorem dla współczesnej młodzieży. Takiej ocenie podlegać powinien również Ludwik Waryński.

Antylewicowa obsesja

W Polsce mamy szkoły imienia okrutnych średniowiecznych władców, możnowładców z czasów feudalnych i religijnych fundamentalistów. W przypadku większości z nich nie pojawiają się pytania o zgodność z wartościami świata XXI wieku. Tym wartościom przeczyć ma Ludwik Waryński, ale nie Bolesław Krzywousty, Stefan Czarniecki czy Piotr Skarga.

Jakimi to wartościami osobowość młodego człowieka może dziś kształtować Krzywousty? Jaki to rodzaj postawy patriotycznej może przekazywać ktoś, kto państwo traktował jak prywatną własność swojej rodziny? Dla kogo istnieli nie obywatele, a poddani, i w którego państwie funkcjonowała instytucja niewolnictwa? Ktoś, kto w imię bezpardonowej walki o władzę gotów był okaleczyć własnego brata? W XI wieku było to dość typowe, ale z perspektywy wieku XXI zdaje się wysoce nieetyczne. Jednak trudno sobie wyobrazić, by któraś ze szkół noszących imię Krzywoustego zaczęła nagle analizować wpływ wyznawanych przez niego wartości na rozwój osobowości uczniów i by zwracała się do IPN-u z prośbą o ekspertyzę na ten temat.

7 najprawdziwszych prawd, jakie znajdziecie w materiałach Polskiej Kroniki Filmowej

Czemu wątpliwości budzi więc Ludwik Waryński? Odpowiedź niesie inny fragment cytowanego wyżej uzasadnienia uchwały. Otóż łódzka szkoła domagała się od IPN-u oceny „działań patrona w kontekście ideologii komunistycznej oraz jego roli w krzewieniu idei komunizmu w Polsce, szczególnie w okresie PRL”. Przypomnijmy tu dla zasady, że Ludwik Waryński umarł w roku 1889. Mimo intelektualnie kompromitującego charakteru pytania instytut stwierdza w odpowiedzi, że podziela wątpliwości zgłaszane przez szkołę.

Stoi za tym polityczna i ideowa niechęć do lewicy. Od trzech dekad trwa w Polsce systematyczne wymazywanie z przestrzeni publicznej różnorodnych elementów lewicowej tradycji. Od 2016 roku ta tzw. dekomunizacja stała się nakazem ustawowym. Odtąd to nie szkoła, nie mieszkańcy danej ulicy, ale powołany z politycznego nadania IPN ma prawo decydować o tym, jakie nazwy mogą, a jakie nie mogą występować w przestrzeni publicznej. Proceder ten dawno już przekroczył granice absurdu, dotykając takich miejsc, jak ulica Czerwonych Wierchów albo pomnik Matki Polki.

Nie wszędzie jednak zmiany te daje się uzasadnić walką z elementami totalitaryzmu. Ta marnie kamuflowana krucjata antylewicowa posiłkuje się wtedy inną argumentacją.

O czym mówi nam historia bitwy pod Lenino?

czytaj także

Przywołajmy tu choćby przykład Stanisława Chudoby, niegdysiejszego patrona Zespołu Szkół Mechanicznych w Śremie. Ten represjonowany w okresie II RP socjalista, a podczas wojny organizator podziemia antyhitlerowskiego, w 1943 roku został schwytany i zamordowany przez niemieckiego okupanta. Nie był komunistą, nie był zwolennikiem ustroju totalitarnego, na dodatek stanowczo sprzeciwiał się imperialistycznym zapędom Związku Radzieckiego. Próba objęcia go tzw. dekomunizacją nie znalazłaby żadnego uzasadnienia merytorycznego. Jak więc wyjaśniono odebranie mu patronatu? Okazało się, że po prostu „nie spełnia już oczekiwań dydaktyczno-wychowawczych”.

Edukacja w służbie kapitału

Rzeczywiście ani Chudoba, ani tym bardziej Waryński, nie spełniają oczekiwań dydaktyczno-wychowawczych systemu obliczonego na egoistyczny indywidualizm, na kult pieniądza, na bezpardonową walkę o własność. Wszystko to trudno pogodzić z ideami dawnej lewicy. „Cały dzisiejszy ustrój społeczny jest taki, jakim go chce mieć kapitał. Wszystkie prawa, obyczaje nawet i opinia publiczna są niewolnicami kapitalizmu” – 143 lata temu napisał to nikt inny jak właśnie Ludwik Waryński. Twórcy Proletariatu marzył się koniec nieludzkiego wyzysku, powszechne wyzwolenie i sprawiedliwy podział dóbr w społeczeństwie. „Kto wszakże daje siły tym, co uciskają?” – pytał w 1880 roku. I sam odpowiadał: „Ci, którzy cierpią ucisk – sami robotnicy. Oni to hodują i bronią pasożytów wysysających ich krew. A pochodzi to z braku świadomości sił swoich, z braku znajomości środków, przy pomocy których wyjść można z tego fatalnego koła”.

Waryński tłumaczył osobom świadczącym pracę najemną, że to oni sami „współzawodnicząc między sobą, dopomagają kapitaliście”. Próbował przezwyciężyć „brak poczucia solidarności, dezorganizację, apatię, niezrozumienie najbardziej bijących w oczy systematów oszukiwania, uległość przy najbezczelniejszym wyzyskiwaniu”. Wzywał do organizowania się i toczenia walki o własne prawa. To z pewnością nie są idee, które korelować by mogły z potrzebami współczesnego kapitalizmu, z etyką funkcjonowania korporacji i z wynoszoną do rangi cnoty „kulturą zapierdolu”. Jakakolwiek próba rzetelnego prezentowania wartości wyznawanych przez Ludwika Waryńskiego wiąże się z zakwestionowaniem samych fundamentów dzisiejszego systemu społeczno-gospodarczego. A szkoła ma przecież służyć systemowi, nie go kwestionować.

Tę oczywistą, zdawałoby się, rzecz już prawie sto lat temu opisywał Adam Próchnik, jeden z czołowych działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej: „Nie należy przypuszczać, że wychowanie dzisiejsze jest wychowaniem bezstronnym, neutralnym i obiektywnym. Takiego wychowania nie ma i być nie może. Szkoły niepodobna odciąć od życia i wszystkimi szparami wciskają się do niej zagadnienia życia polityczno-społecznego. Każdy wychowawca ma swój światopogląd, którym świadomie czy nieświadomie wpływa na swych wychowanków […] Społeczeństwo burżuazyjne używa szkoły jako narzędzia do utrwalenia swego istnienia”.

W przeciwieństwie do Waryńskiego, w fundamenty współczesnego systemu świetnie wpisują się za to Bolesław Krzywousty czy Stefan Czarniecki. Ich nazwiska można bardzo łatwo ubrać w nadętą i niewymagającą głębszych przemyśleń baśń o patriotyzmie, poświęceniu dla ojczyzny i symbolach wielkości państwa polskiego. W tę wyidealizowaną opowieść wpisać można nawet niektóre postacie lewicy, np. Ignacego Daszyńskiego czy Kazimierza Pużaka. Wystarczy powierzchownie potraktować albo zupełnie pominąć kwestię ich poglądów społecznych i skupić się na wkładzie w walkę o niepodległość.

Dziewczyna z pepeszą? W życiu! Na pomnik dajmy sanitariuszkę

O wiele trudniej wpisać w tę narrację Ludwika Waryńskiego. W opinii IPN-u czytamy, że nie wiadomo, czy jego poglądy odpowiadają „potrzebie przekazywania uczniom postaw patriotycznych”. Tak właśnie uwidacznia się zwulgaryzowana wersja patriotyzmu w duchu nacjonalistycznej prawicy, promowana przez funkcjonariuszy instytutu. Tu przez patriotyzm rozumie się nie działanie na rzecz szeroko pojętego dobra społecznego, a skłonność do bezmyślnego wykrzykiwania pozbawionych głębszej treści frazesów. Charakterystyczna dla IPN-u negacja lewicowej perspektywy po prostu nie pozwala inaczej ocenić postawy Waryńskiego w tej kwestii.

Niepodległość to za mało

Spoglądając na tę postać w sposób prymitywny, stwierdzić można, że skoro Waryński odcinał się od hasła walki o niepodległość Polski, to pewnie był zwyczajnie wrogiem polskiej wolności. Jeżeli jednak zgłębi się jego motywacje, to łatwo zrozumieć, że po prostu gdzie indziej widział drogę do urzeczywistnienia tej wolności. Jako przedstawiciel pokolenia wyrosłego na tragicznych i przegranych zrywach powstańczych nabrał przekonania, że ten rodzaj walki jest nieskuteczny, a z drugiej strony obawiał się, że nawet zwycięstwo któregoś z takich powstań doprowadziłoby do przywrócenia „dawnej” Polski, która znów byłaby krajem olbrzymich nierówności społecznych, traktującym większość swoich obywateli jako ludzi drugiej kategorii. A Waryński chciał wolności dla wszystkich.

Platerówki: przemilczana historia żołnierek z armii Berlinga

Uważał, że to nie walka o niepodległość takiego czy innego kraju, a powszechna rewolucja społeczna będzie czynnikiem, który zniesie wszelki ucisk, tak ekonomiczny, jak i narodowościowy. A skoro wszelki ucisk będzie zniesiony i wszyscy ludzie będą wolni, odrębny postulat niepodległości któregokolwiek z państw traci jakikolwiek sens. Można zarzucać Waryńskiemu naiwność, ale nie ma powodu, by kwestionować jego pragnienie zdobycia wolności dla Polski i jej mieszkańców.

A już skrajnie nieuczciwe są częste dzisiaj próby przeciwstawiania Waryńskiego tym dobrym rzekomo, bo „patriotycznym” socjalistom spod znaku PPS. Mimo że toczył ostre spory ze współtowarzyszami, to w środowisku lewicy cieszył się powszechnym szacunkiem. Na łamach podziemnego „Robotnika” hołd oddawał mu Józef Piłsudski, a cytowany wyżej Adam Próchnik stawiał postać Waryńskiego na równi z Ignacym Daszyńskim. Feliks Perl nie miał wątpliwości, że celem Proletariatu była „zupełna niepodległość Polski w formach państwa robotniczego”, Leon Wasilewski uważał, że partia ta przygotowała „grunt do działalności PPS”, a Dorota Kłuszyńska stwierdzała wręcz, że uwieńczona sukcesem roku 1918 walka o polską niepodległość zaczęła się właśnie od działalności Ludwika Waryńskiego. W oczach tej „dobrej” i „patriotycznej” lewicy odpowiadał on wszelkim standardom osoby nadającej się na wzorzec dla przyszłych pokoleń.

A jeżeli dziś ktoś chce wygumkować Waryńskiego z przestrzeni publicznej, pozbawiać go patronatu nad szkołami i zrywać jego nazwisko z tabliczek z nazwami ulic, to niech ma odwagę przyznać, że kieruje nim niechęć lub strach przed ideami lewicy, a nie troska o wartości społeczeństwa obywatelskiego i potrzeba ochrony postaw patriotycznych.

**

Przemysław Kmieciak – z wykształcenia politolog, z zawodu księgowy, z zamiłowania historyk na trudnym odcinku popularyzacji dziejów polskiej lewicy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij