Kraj

Uczymy apatii, oczekujemy działania. Co zrobić, by młodzi zaczęli głosować?

Polska młodzież nie ufa politykom, nie ufa rządowi, nie ufa instytucjom, szkołom, nauczycielom, programom ani podręcznikom. Zmieńmy to jak najszybciej: przez włączenie młodych ludzi wszędzie tam, gdzie trwa narada nad strategią rozwoju lub działania publicznej instytucji, miasta czy gminy, i przez obniżenie do 16 lat wieku, który uprawnia do głosowania w wyborach.

Po kwietniowych wyborach samorządowych zwrócono uwagę na niską frekwencję w grupie wiekowej 18–29 lat. Ruszyła lawina negatywnych komentarzy pod adresem młodych osób, którym zarzuca się obojętność i lenistwo.

Tymczasem to starsze pokolenie ponosi winę za zniechęcenie młodzieży do polityki i spraw publicznych, przede wszystkim dlatego, że urządzone przez nie polskie szkoły wpajają młodym ludziom konformizm, oportunizm i posłuszeństwo oraz przyzwyczajają do tego, że prawa można łamać, a demokracja to fasada. Kolejnym problemem jest brak reprezentacji młodych w polityce.

Nasz świat opiera się na patoposłuszeństwie. Ale możemy to zmienić [rozmowa z Mikołajem Marcelą]

Lekarstwem na ten stan rzeczy byłaby włączająca polityka młodzieżowa, która przy okazji odświeżyłaby naszą scenę polityczną – na końcu tekstu proponuję kilka rozwiązań. Natomiast ignorowanie problemu z pewnością będzie skutkować dalszą erozją demokracji i słabnięciem państwa.

Frekwencja w niedawnych wyborach samorządowych w grupie wiekowej 18–29 była najniższa ze wszystkich i wyniosła 38,6 proc. W mediach społecznościowych już słychać głosy o tym, że młodzi nie przejmują się swoją okolicą. Dla niektórych przedstawicieli Nowej Lewicy brak obecności młodzieży przy urnach stał się wygodnym wytłumaczeniem jej słabego wyniku. Dla mnie jednak to jasny sygnał, że młodzież jest zawiedziona, a to uczucie zawodu się pogłębia.

Jeżeli politycy i polityczki szybko nie zdadzą sobie z tego sprawy, to w całym pokoleniu utrwalimy przekonanie, że angażowanie się w sprawy publiczne nie ma sensu. Łatwo przewidzieć, co to znaczy dla naszej demokracji – przy czym przez demokrację rozumiem „ustrój polityczno-społeczny, w którym władzę sprawują obywatelki i obywatele”, a nie „moment, w którym KO wygrywa wybory”.

Szkoła nieufności i marazmu

Według Międzynarodowego Badania Kompetencji Obywatelskich ICSS z 2022 roku uczennice i uczniowie szkół średnich w Polsce zajmują trzecie miejsce na świecie pod względem rozumienia sytuacji politycznej i praw obywatelskich w swoim kraju. Czemu więc nie głosują? Według tego samego badania tylko 33 proc. młodych uważa, że system polityczny w Polsce działa dobrze, a 77 proc. jest zdania, że deputowani do Sejmu i Senatu nie reprezentują interesów młodych ludzi.

Polska młodzież nie ufa politykom, nie ufa rządowi, nie ufa instytucjom, nie ufa szkołom, nauczycielom, programom ani podręcznikom. Wyniki badania ICSS wskazują, że tylko 38 proc. uczennic i uczniów jest zdania, że ludziom w ogóle można ufać. Trudno im się dziwić, skoro ich codziennością jest skrajnie niedemokratyczny, skostniały i silnie zhierarchizowany system szkolny, w którym mają obowiązek uczestniczyć. Tak zwana samorządność uczniowska to fasada – klasowe samorządy nie mają zwykle żadnego wpływu na decyzje nauczycieli, a kompetencje samorządów szkolnych zależą od widzimisię dyrektorki lub dyrektora.

Szkolna autokracja, czyli o zgrozie edukacji obywatelskiej w Polsce

Prawa osób uczniowskich łamane są na porządku dziennym, a ich próby reagowania spotykają się w najlepszym razie z obojętnością, a w najgorszym z wtórną wiktymizacją oraz represjami. Jest to powszechne zjawisko w szkołach publicznych, a zwłaszcza branżowych, czego dowodzi badanie wykonane w 2023 roku, które zleciła Fundacja Civis Polonus, a którego wyniki opublikowane zostały w raporcie o znamiennym tytule Szkolna autokracja. Tak wnioski z badania komentowali jego autorzy, Marta Cwalina i Przemysław Sadura:

„Nasza szkoła nie jest wehikułem nowoczesności, ale pasem transmisyjnym przekazującym kolejnym pokoleniom brak zaufania do współobywateli, państwa i jego instytucji. Jest sferą reprodukcji relacji folwarcznej i feudalnej struktury społecznej. […] Nasi rozmówcy zdawali sobie sprawę, że w szkołach branżowych jest mniej edukacji obywatelskiej oraz że jest ona traktowana mniej poważnie niż w liceach. Czuli, że są uważani za obywateli drugiej kategorii, ale byli zdania, że to nawet lepiej. Dlaczego? Mieli już wychowanie do życia w rodzinie i lekcje przedsiębiorczości – i co? Na tych pierwszych zajęciach dowiedzieli się, gdzie zagnieżdża się zarodek po zapłodnieniu, ale nie mieli pojęcia, jak uprawiać (konsensualny) seks ani jak skutecznie stosować antykoncepcję. Na drugich poznali wszystkie rodzaje spółek, ale nie nauczyli się wypełniać zeznania podatkowego czy porównywać oferty kont bankowych”. W tym samym badaniu uczniowie często wskazywali, że o organizacjach społecznych dowiedzieli się więcej z TikToka i Instagrama niż ze szkoły.

Polskie szkoły powinny przede wszystkim przygotowywać młodych ludzi do życia w demokratycznym, dynamicznym, innowacyjnym i otwartym społeczeństwie. Tymczasem nasz system edukacji zdaje się nie mieć żadnego jasno określonego formacyjnego celu. W efekcie szkołę opuszczają młode osoby o wysokim poziomie wiedzy encyklopedycznej w określonych zakresach, ale niskich kompetencjach miękkich i społecznych. Młode osoby są uczone, że nie zadba o nie nikt poza nimi samymi i najbliższymi, a od państwa (reprezentowanego też przez nauczycielki i nauczycieli) spodziewać się należy co najwyżej restrykcji, wtrącania się w sprawy prywatne i prób wychowania na potakiewiczy aktualnie rządzącej partii.

Spięcie: Nie ma demokracji bez dobrej szkoły publicznej

Uczennice i uczniowie liceów cenią więc sobie wysoko związki i przyjaźnie oraz czują silną presję na samorozwój, za to nie przywiązują wagi do wartości obywatelskich, a w aktywnym angażowaniu się w sprawy państwa i regionu nie widzą źródła realizacji i satysfakcji. Już w wieku 14 lat młode osoby – chociaż jeszcze entuzjastyczne względem głosowania – deklarują brak chęci do angażowania się w życie polityczne.

Edukacja obywatelska w Polsce polega zatem na tym, że szkoła uczy przede wszystkim cynizmu, hipokryzji, oportunizmu, obojętności i posłuszeństwa. Przepraszam za to uogólnienie nauczycielki i nauczycieli, którzy wkładają swoje serce i czas, żeby aktywizować młodzież, bo pewnie trochę was jest. Wasza praca jest bezcenna i dziękuję za nią – tu jednak opisuję systemową dysfunkcyjność naszego szkolnictwa.

Włączamy młodzież lub wyłączamy demokrację

Niska frekwencja w wyborach samorządowych jest wyrazem protestu młodych i oznaką niezadowolenia związanego z działaniem nowego rządu. Dzięki aktywności m.in. Inicjatywy Wschód czy Młodzieżowego Strajku Klimatycznego jesienią zeszłego roku udało się młode osoby przekonać, że ich głos ma moc zmiany. Niestety, premier Donald Tusk i jego koalicjanci zawiedli oczekiwania, bo zamiast obiecanej zmiany dali nam spektakl prymitywnej „naparzanki” starszych panów. Tymczasem kobiety dalej nie mają dostępu do bezpiecznej aborcji, studentki i studenci do akademików, a ceny mieszkań znów wzrosną przez kredyt „zero procent”. Swoim zwyczajem Ministerstwo Edukacji decyduje o tym, co się dzieje w szkole, bez konsultowania decyzji z uczennicami i uczniami.

Studia tylko dla bogatych? O co chodzi strajkującym w Jowicie

Brak lub pozorność zmian po październikowym zrywie nieuchronnie generuje w młodych osobach uczucie zawodu, które w połączeniu ze średnią wieku kandydatów na radnych oscylującą wokół 49 lat musiało przełożyć się na niską motywację do uczestniczenia w wyborach samorządowych. Wyobrażam sobie, że dodatkowo zniechęcać młode osoby do odwiedzenia lokali wyborczych mógł fakt, że większość z nich planuje lub marzy o trwałym opuszczeniu swoich miast i miasteczek, nie mając poczucia, że ktokolwiek troszczy się o ich przyszłość w regionie.

Z tego samego powodu ci, którzy już wyjechali na studia do większych miast, nie planują powrotu w rodzinne strony po ich ukończeniu – i nie odwiedzili rodzinnych miejscowości, by zagłosować. Pomijając głos młodych i nie dbając o ich reprezentację, tworzymy samonapędzający się mechanizm ich politycznego i społecznego wykluczenia.

Jeżeli nie chcemy, aby dominującą ideologią wśród młodych, (a w przyszłości wśród ogółu społeczeństwa) był międzypokoleniowy „rzepkoskrobizm”, musimy naszą demokrację gwałtownie odmłodzić – i to w dwojakim znaczeniu. Po pierwsze poprzez rewizję metodyk, odświeżenie narzędziownika i przystosowanie do warunków płynnej, cyfrowo-materialnej rzeczywistości. Po drugie poprzez skuteczne włączanie w nią młodych osób. Dobrze się dla nas składa, że obu tych reform można dokonać niejako za jednym zamachem, ponieważ wprowadzenie świeżej krwi do politycznego krwiobiegu przyniesie nowatorskie metody zarządzania państwem i samorządami.

Nie bez powodu Unia Europejska i ONZ rekomendują zapewnienie uczestnictwa młodych na każdym etapie podejmowania decyzji w zakresie polityk i spraw publicznych – obie te instytucje upatrują w młodzieży źródła innowacji, tak nam potrzebnych do poradzenia sobie z piętrzącymi się kryzysami. Ignorowanie tych wskazówek nie tylko odbiera nam szansę poznania unikalnej perspektywy, ale też utrwala przekonanie, że polityka jest brudną i hermetyczną grą, przestrzeń publiczna zabetonowana, a młodzi najlepiej wyjdą, dbając tylko o siebie i ewentualnie swoje najbliższe otoczenie.

Głębokiej rewizji w zakresie roli młodzieży w procesach decyzyjnych i demokratycznych musimy dokonać szybko. Potrzeba nam ogólnopolskiego dialogu nad długofalową polityką młodzieżową, która będzie włączać kolejne osoby w procesy polityczne. Ton temu dialogowi powinni nadawać właśnie młodzi ludzie. Ze swojej strony deklaruję działania na rzecz realizacji tej inicjatywy i od razu proponuję kilka rozwiązań, które mogłyby stać się przedmiotem debaty.

Postuluję, żeby wszędzie tam, gdzie trwa narada nad strategią rozwoju lub działania publicznej instytucji, przy stole znajdowały się przynajmniej dwie osoby poniżej 30. roku życia, a przy większych zespołach ich udział nie był mniejszy niż 20 proc. Cały proces powinien być dostosowany tak, by młodzi mogli w nim w pełni uczestniczyć i w pełni go rozumieć. Nie powinien, dla przykładu, kolidować z nauką szkolną, a ponadto młode osoby powinny być za swoją pracę i wkład wynagradzane. Podobne wymogi muszą dotyczyć wszelkich konsultacji społecznych, spotkań interesariuszy i wysłuchań obywatelskich.

Znamy już przyszłość. To wielopiętrowy kryzys

Postuluję także obniżenie wieku wyborczego do 16. roku życia, ponieważ wiele badań wskazuje na fakt, że obecny próg 18 lat nie tylko nie ma uzasadniania na gruncie psychorozwoju dzieci, ale jest także z wielu względów niefortunny. Chociażby dlatego, że każe młodym czekać zbyt długo na bezpośrednie uczestnictwo w procesach demokratycznych (zwłaszcza w obliczu wspomnianej wcześniej fasadowości samorządów szkolnych i klasowych), w międzyczasie ucząc je godzenia się na bezradność. Dowodzi tego fakt, że według wspomnianego wcześniej badania ICSS 86 proc. uczennic i uczniów w wieku 14 lat deklaruje, że po uzyskaniu czynnego prawa wyborczego będą z niego korzystać. Przykłady z Austrii, Szkocji i Brazylii pokazują, że obniżenie wieku wyborczego miało długofalowo pozytywny wpływ na frekwencję wyborczą w najmłodszej grupie wiekowej i całej populacji.

Postuluję również obniżenie wieku uzyskania biernego prawa wyborczego w wyborach do Sejmu i Senatu do 20. roku życia oraz wprowadzenie ustawowych parytetów w zakresie uczestnictwa młodych osób na listach wyborczych w wyborach na każdym szczeblu na wzór tych, które dotyczą płci. W mojej opinii osoby 30-letnie i młodsze powinny stanowić minimum 20 proc. wszystkich kandydatek i kandydatów wystawianych przez dany komitet.

Szesnastolatki chcą głosować w wyborach. Dlaczego warto im na to pozwolić?

Według danych GUS z 2022 roku osoby w wieku do 24 lat stanowią blisko 24 proc. polskiej populacji, tymczasem zaledwie 0,65 proc. obecnych posłów na Sejm ma mniej niż 30 lat. To znaczy, że grupa ta jest obecnie skrajnie niedoreprezentowana, czego najpewniej bezpośrednim efektem jest bardzo trudna dzisiaj sytuacja wchodzących w dorosłość. W świetle tych danych nie dziwi ich przekonanie o braku uwzględnienia ich interesów przez deputowane i deputowanych do Sejmu i Senatu.

Wszystkie osoby i instytucje dostrzegające wagę problemu, którego dotyka ten tekst, zapraszam do współorganizacji wspomnianego dialogu. Kontakt do mnie mogą państwo znaleźć na stronie internetowej Fundacji Przyjaciół Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Czytelniczki i czytelników zapraszam z kolei do wspierania organizacji pozarządowych. Gdyby nie ich ciężka praca, frekwencja wyborcza – nie tylko wśród młodych – byłaby w minionych wyborach jeszcze niższa.

**
Szmo Kacprzak – wieloletni aktywista Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, kampanier i koordynator projektów społecznych. Członek zarządu Fundacji Młodzieżowego Strajku Klimatycznego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij