Czytaj dalej

Kiedy Afrykanie nie byli czarni

Gra w rasy fragm. okładki

W XVI i pierwszej połowie XVII wieku odcień skóry nie był najistotniejszym kryterium podziału ludności na wolną i niewolną, nie mówiąc już o przypisywaniu obu grupom jakichś esencjalnych cech. Co wydarzyło się później?

Przywykliśmy do interpretacji rasizmu jako zestawu stereotypów i uprzedzeń. Przemysław Wielgosz proponuje inną perspektywę, poszukując jego korzeni w długiej historii narodzin i ekspansji kapitalizmu. Publikujemy fragment jego nowej książki Gra w rasy. Jak kapitalizm dzieli, by rządzić.

***
Na drugim biegunie formującej się w długim XVI stuleciu europejskiej gospodarki-świata, w basenie północnego Atlantyku, kolonizacja Mezoameryki i imperium Inków oraz handel niewolnikami z Afryki prowadziły nie tylko do rozrastania się wymiany handlowej, ale także do powstawania nowych, zróżnicowanych pod względem etnokulturowym społeczeństw. W XVI–XVII wieku na statkach europejskich handlarzy niewolnikami na Karaiby i do obu Ameryk przewieziono ponad 1,2 miliona Afrykanów. Jak szacuje Gerald Horne, „zniewoleni Afrykanie i Afrykanki stanowili dwie trzecie całkowitej migracji do Ameryki między rokiem 1600 a 1700”. Tylko w północnoamerykańskich koloniach Anglii między 1600 a 1800 rokiem na ląd zeszło milion Europejczyków i aż 2,5 miliona Afrykanów.

Handel żywym towarem był najpierw domeną Hiszpanów i Portugalczyków, później pałeczkę przejęli Holendrzy, a w drugiej połowie XVII wieku dołączyli do nich Francuzi i Anglicy. Na wybrzeżach Nowego Świata powstawały społeczeństwa, których gospodarka opierała się na pracy niewolników i dalekosiężnym handlu wyrobami rolnictwa plantacyjnego. O ile rasizm wobec ludności podbitej w kolonialnych Ameryce Północnej i Karaibach był chlebem powszednim, o tyle sytuacja Afrykanów była bardziej skomplikowana, co miało związek z ich przewagą liczebną na tych obszarach. Demografia przekłada się na charakter rozwijających się kultur. W istocie, jak podkreśla hiszpański historyk Felipe Fernández-Armesto, w europejskich koloniach w Ameryce przez długi czas dominowały języki, zwyczaje, tradycje religijne, a nawet podziały etniczne zaimportowane z Afryki. Afrykanizacja dotyczyła do pewnego stopnia także wąskiego grona elity wywodzącej się z Hiszpanii, Portugalii, a potem też, choć w znacznie mniejszym stopniu, Niderlandów, Anglii i Francji.

Dobrym przykładem tego procesu jest ukształtowanie się wieloreligijnej i wielokulturowej grupy ludności zwanej Kreolami atlantyckimi. Pochodzili oni z miast i portów zachodniego wybrzeża Afryki, skąd europejscy kupcy wywozili niewolników, ale nie można im przypisać tożsamości wyłącznie afrykańskiej. Do grupy tej należeli zarówno potomkowie Europejczyków wiążących się z mieszkankami takich miast, jak Dakar czy Akra, jak i mający afrykańskich rodziców uczestnicy handlu atlantyckiego. Kreole byli marynarzami i przewodnikami, tłumaczami i kupcami, stali się niezbędnymi uczestnikami przedsięwzięć handlowych i militarnych Europejczyków po obu stronach oceanu. Byli ludnością rdzenną obszaru trójkąta atlantyckiego. Niektórzy z nich cieszyli się wolnością i mogli podróżować do wszystkich jego wierzchołków, inni popadali w niewolę. Można ich było spotkać wśród tysięcy czarnych niewolników przebywających wtedy w Lizbonie i Sewilli.

Początek antropocenu: podboje, kolonizacja, niewolnictwo

czytaj także

Pierwsze wzmianki o przedstawicielach tej grupy pojawiły się w Amerykach na początku XVI wieku. Wspominali o nich uczestnicy wypraw Hernána Cortésa, Francisca Pizarra i Vasca Núñeza de Balboa. Afrykaninem był na przykład Juan Garrido, towarzysz Cortésa, członek kolonialnej elity, uczestnik wyprawy do Kalifornii i nadzorca akweduktu Chapultepec zaopatrującego miasto Meksyk. W tym samym czasie inni pływali na okrętach wojennych i statkach handlowych między Europą, Afryką i Karaibami. Jak pisze historyk Ira Berlin, „gdziekolwiek się znaleźli w imperium portugalskim i hiszpańskim, tworzyli międzykontynentalną sieć stowarzyszeń zwanych corfradías, tak że siatka czarnych bractw obejmowała obszar od Lizbony po Wyspy św. Tomasza, Angolę i Brazylię”.

Jednym z pierwszych Afrykanów, który postawił stopę na brzegu Ameryki Północnej, był Juan (lub Jan) Rodríguez, Kreol pływający z Hispanioli nad rzekę Hudson, by wypełniać ładownie statków futrami z północy. Jako agent statku „Jonge Tobias” i niezależny handlowiec operował na tej trasie od 1613 roku, aż popadł w konflikt ze swoimi partnerami i musiał salwować się ucieczką za granicę europejskich kolonii.

Społeczność Kreoli, wolnych czarnych i wyzwoleńców, rozwijała się w pierwszej połowie XVII wieku w Nowej Holandii. Niektórzy z nich osiągnęli pozycję właścicieli ziemskich, a nawet mieli niewolników, o czym świadczy na przykład historia Antonia a Negro, sprzedanego w niewolę Anglikom w 1621 roku w James­town, który kilkanaście lat później uzyskał wolność, zmienił nazwisko na Anthony Johnson i dorobił się wielkiego majątku oraz niewolników w Wirginii.

Susan Buck-Morss: Niewidzialny niewolnik

czytaj także

*
Z pewnością w XVI i pierwszej połowie XVII wieku odcień skóry nie był najistotniejszym kryterium podziału ludności na wolną i niewolną, nie mówiąc już o przypisywaniu obu grupom jakichś esencjalnych cech. Wśród wolnych mieszkańców kolonii i całego obszaru atlantyckiego byli czarni, wśród niewolników nie brakowało też białych. Niektórzy z nich popadali w niewolę z powodu długów, inni zostawali niewolnikami kontraktowymi – podpisywali umowy zobowiązujące ich do niewolnej pracy na określony czas, zwykle przez cztery lub siedem lat. Grupę tę nazywano ludźmi służebnymi (indentured servants), ale właściwie traktowano ich jak niewolników. Sądy często uniewinniały sprawców przemocy i gwałtów dokonywanych na służebnych.

Jak pisze Eric R. Wolf, w latach 1607 – 1776 tylko dwóch na dziesięciu niewolników kontraktowych w angielskiej części Ameryki Północnej po wygaśnięciu kontraktu osiągało status niezależnego farmera lub rzemieślnika. Większość umierała, gdy jeszcze trwał, a reszta zasilała szeregi biedoty pracującej na dniówki. Co więcej, w społeczeństwach kolonialnych nie była to marginalna grupa. Ponad połowa białej ludności kolonii amerykańskich Anglii w XVII i XVIII wieku pracowała jako ludzie służebni. Podobnie było w koloniach francuskich, gdzie nazywano ich engagés (ich kontrakty trwały trzydzieści sześć miesięcy).

Zinn: Dlaczego obchodzimy święto rzezi?

czytaj także

Kołem zamachowym tej odmiany pracy przymusowej był trwający w Anglii (a potem w całej Europie Zachodniej) proces akumulacji pierwotnej kapitału. Polegał on przede wszystkim na grodzeniu pól i rugowaniu chłopów z ziemi. Pola chłopskie przeznaczano między innymi na pastwiska dla owiec, z których pozyskiwano wełnę wykorzystywaną w manufakturach włókienniczych. Zubożali chłopi próbowali szczęścia w miastach. Choć głód zaglądał im w oczy, stosowano wobec nich represje – za włóczęgostwo groziła kara śmierci orzekana na podstawie praw ustanowionych w czasach Elżbiety I.

Trudno się zatem dziwić, że godzili się na pracę niewolną w koloniach. Wielu zmuszanych było podpisać umowy z pośrednikami wysyłającymi siłę roboczą do kolonii, przy czym sami musieli opłacić sobie podróż przez ocean, która niespecjalnie różniła się od tej odbywanej przez niewolników z Afryki. Rzecz jasna, nikt nie negocjował z nimi warunków. Fernand Braudel pisze, że „w niektórych dzielnicach Paryża urządzano istne łapanki. W Bristolu porywano bez ceregieli mężczyzn, kobiety i dzieci, czasami zaś ciężkie wyroki skazujące zwiększały liczbę «ochotników» na wyjazd do Nowego Świata, ratujących się tym sposobem przed szubienicą. Krótko mówiąc, skazywano na kolonie jak na galery”.

Najwięcej ludzi służebnych zatrudniono w koloniach w XVII wieku aż do lat 1670 – 1680. Ale na tym białe niewolnictwo atlantyckie się nie zakończyło. W latach 1717 – 1779 sama Anglia zesłała do swoich kolonii 50 tysięcy osób. Niewolnictwo nie miało jeszcze wtedy koloru. Według Howarda Zinna „czarni i biali służebni razem pracowali i bratali się. Sam fakt, że niebawem wprowadzono prawa zabraniające takich relacji, dowodzi, że tendencja ta była silna”. Także w tym przypadku urasowienie było ideologiczną praktyką pozwalającą wzmocnić skutki władzy klasowej i ekonomicznej nierówności. O ludziach służebnych pisano podobnie jak o czarnych niewolnikach, zarzucając im brak higieny, lenistwo, złodziejstwo, skłonność do płodzenia bękartów i „psucie społeczeństwa plugawymi chorobami”.

Wynalezienie białych

Sytuacja ta zaczęła się zmieniać w drugiej połowie XVII wieku. W 1656 roku sąd kolonii Wirginia uznał Elizabeth Key, córkę zniewolonej Afrykanki i jej europejskiego właściciela, a także jej syna za osoby wolne. Kilka lat później dziecko zniewolonej Afrykanki nie miałoby już szans na wolność. W 1662 roku w Wirginii wprowadzono prawo, wedle którego status prawny dziecka był równy statusowi prawnemu matki (partus sequitur ventrem). Uspokoiło to właścicieli niewolników, a liczne gwałty na niewolnicach były właściwie z urzędu usprawiedliwione.

Zmiany te dokonywały się pod wpływem narastających konfliktów społecznych w angielskich koloniach północnoamerykańskich, których przyczynami były rosnący wyzysk i opór niewolników oraz wolnych grup plebejskich pracowników. Wybuchały kolejne strajki, dochodziło do sabotaży i ucieczek. Buntująca się wielorasowa i wieloreligijna biedota zaczęła zagrażać systemowi ekonomicznemu i władzy politycznej kolonii.

Punktem kulminacyjnym tego procesu stało się powstanie, do którego doszło w Wirginii w 1676 roku. Wielo­etniczny plebs wystąpił przeciw władzy gubernatora Williama Berkeleya i przejął ją. Przywódca rebeliantów Nathaniel Bacon współpracował wcześniej z gubernatorem i bynajmniej nie nadawał się do roli bohatera bez skazy. Buntownikom chodziło tyleż o sprawiedliwość, ile o możliwość wyrugowania rdzennych Amerykanów z ich ziem. Co jednak znaczące, do ruchu przyłączyło się wielu czarnych niewolników, dzięki czemu postulaty rebeliantów zyskały egalitarny rys. Sytuacja stała się na tyle poważna, że władze w Londynie skierowały dodatkowe oddziały wojska do spacyfikowania Wirginii. Rekonstrukcji władzy kolonialnej dokonano dosłownie po trupach. Było to jedno z tych wydarzeń, które przesądziły o narodzinach rasizmu.

Kolumb, Indianie i postęp cywilizacji

czytaj także

W rebelii Bacona urzeczywistnił się koszmar, który od dawna nawiedzał wielkich właścicieli ziemskich. Biali i czarni niewolnicy stanęli do wspólnej walki przeciw nim. Ich oddziały zbrojne były „kolorowe”, a jedna z ostatnich kapitulujących grup buntowników składała się z osiemdziesięciu czarnych i dwudziestu angielskich pracowników służebnych. Przerażone elity kolonii postanowiły nie dopuścić do podobnej sytuacji w przyszłości. Postawiły sobie za cel złamać ponadrasową solidarność pracowników niewolnych, aby zahamować proces zagrażający panującemu porządkowi. Trzeba było stworzyć przepaść między tymi dwiema grupami.

Zaraz po stłumieniu rebelii Bacona Zgromadzenie Wirginii ogłosiło amnestię dla białych służebnych, ale odmówiło jej ich czarnym towarzyszom. Wprowadzono też prawo pogłębiające nierówności między białymi i Czarnymi*. Do uchwalonego w 1661 roku przepisu, który dotyczył szczególnie surowego karania ludzi służebnych próbujących ucieczki w towarzystwie Czarnych, w 1691 roku dodano zakaz mieszanych małżeństw. W ten sposób stopniowo wytwarzano i pogłębiano różnice strukturalne między obiema grupami. Pod koniec wieku służebnym, którzy przepracowali wskazany w kontrakcie czas, proponowano pracę w milicjach zajmujących się ściganiem zbiegłych niewolników. Tak pogłębiała się przepaść między białą biedotą a biedotą czarną, przepaść, która do dziś odgrywa istotną rolę w podtrzymywaniu kultury rasizmu w Stanach Zjednoczonych.

Podwaliny pod ekonomię polityczną tego procesu położyła rewolucja plantacyjna. Jako że zaczęła się na obszarach położonych nad zatoką Chesapeake, nowy model rolnictwa będący jej rezultatem nazwano systemem Chesapeake. Dominujące wcześniej w koloniach angielskich drobne rolnictwo koncentrowało się na produkcji żywności dla rolników i ich rodzin. Pola obsiewano różnymi gatunkami zbóż i innych roślin jadalnych. Zapewniało to dostęp do żywności, w razie gdyby któraś z upraw nie przyniosła plonu. W ostatnich dekadach XVII i pierwszych XVIII wieku wszystko uległo zmianie. Przedstawiciele kolonialnej elity zaczęli powiększać swoje majątki. W tym celu skupowali ziemię od drobnych rolników, nierzadko stosując różne formy ekonomicznej presji, a nawet przymusu. Na przejętych – i ciągle rosnących – obszarach zakładali plantacje masowo wytwarzające produkty na sprzedaż.

Wielkie gospodarstwa miały przy tym charakter monokulturowy. Najpierw uprawiano tam tytoń, trzcinę cukrową albo ryż, a w XIX wieku – bawełnę. Proces ten wiązał się z rosnącym zapotrzebowaniem na ziemię i siłę roboczą, a także z pogorszeniem sytuacji tej ostatniej. System Chesapeake pochłaniał ziemię drobnych farmerów i rujnował rzemiosło obsługujące gospodarkę rolną. Przyczynił się też do pogorszenia sytuacji niewolników i wzrostu wyzysku, któremu podlegali. Wywołało to silny opór zarówno drobnych farmerów, jak i niewolników. Plantatorzy próbowali więc nie dopuścić do sojuszu tych zubożałych grup.

Black Lives Matter. Kościuszko to mówił 250 lat temu

Zwycięstwo rewolucji plantacyjnej na obszarze południowych kolonii brytyjskich w pierwszej połowie XVIII wieku doprowadziło do przekształcenia lokalnych społeczności – uwidocznił się podział wzdłuż linii koloru. Wolni czarni stali się ledwie pięcioprocentową i wciąż malejącą mniejszością w rosnącej populacji czarnych. Jak pisze Ira Berlin, rewolucja plantacyjna w Chesapeake de facto postawiła znak równości „między przynależnością do rasy czarnej i statusem niewolnika”, a zarazem przyczyniła się do powstania w zniewolonej społeczności tożsamości afrykańskiej, „której dotąd nikt nie brał pod uwagę ani nawet nie był świadomy jej istnienia”.

Wielorasowy plebs został spacyfikowany przy zastosowaniu strategii „dziel i rządź”. Afrykańskich niewolników przeciwstawiono europejskim robotnikom przymusowym. To był początek końca epoki niewolników białych, a niewola została trwale zespolona z afrykańskim pochodzeniem, i ostatecznie z kolorem skóry. Czarność zyskała znaczenie polityczne i sens prawny, a przemianie tej patronowała opowieść podkreślająca różnicę antropologiczną dzielącą plebejską masę na segmenty rasowe, etniczne i religijne uporządkowane według zasady hierarchii i przeciwieństw.

Represje po rebelii Bacona stanowią modelowy przykład tego, jak elity wczesnego kapitalizmu w odpowiedzi na zaostrzającą się walkę klas stworzyły rasy. Ustanowiony i narzucony klasom plebejskim „porządek gryzienia” pozwalał skierować gniew jednych podporządkowanych na inne jego ofiary, te słabsze. Biali plebejusze mogli okazać pogardę i wyższość czarnym niewolnikom, a zarazem stracili szansę uzyskania politycznej podmiotowości i czerpania z bogactwa, które powstawało przy ich udziale. Innymi słowy, uznanie byłych służebnych i wolnej biedoty przez elity kolonialne było kamuflażem, który miał dopomóc w procesie ich marginalizacji.

**
* Kwestia zapisu tego słowa wymaga wyjaśnienia. W książce na ogół uży­wam zapisu od małej litery. Podobnie jak „biały” czy „żółty” słowo „czarny” – mające rasistowską genezę, ale obecnie znacznie bardziej neutral­ne i używane krytycznie – odnosić się tutaj będzie do osób o określonym odcieniu skóry, na ogół do mieszkańców subsaharyjskiej Afryki, wywodzą­cych się z Afryki osób zniewolonych, migrantów/ek, pracowników/czek itd. „Czarny” od wielkiej litery, podobnie jak „Afroamerykanin” (który pojawia na kartach tej książki wymiennie z „Czarnym”), to słowa zaczerpnięte z języka samookreślania się potomków afrykańskich niewolników w Stanach Zjednoczonych w XX wieku. Wielka litera wska­zuje, że mówimy o eksponującej swoją odrębność etnokulturową gru­pie mniejszościowej lub o mniejszości narodowej. W tradycji północno­amerykańskiego czarnego nacjonalizmu Czarni są uznawani za odrębny naród, a walka o ich prawa uznawana jest za przykład ruchu wyzwole­nia narodowego.

**
Gra w rasy okładkaPrzemysław Wielgosz
– dziennikarz, wydawca i kurator. Redaktor naczelny polskiej edycji „Le Monde diplomatique” oraz serii książkowych: Biblioteki „Le Monde diplomatique” i Biblioteki alternatyw ekonomicznych. W wydawnictwie RM jest redaktorem merytorycznym serii Ludowa historia Polski. Publikował m.in. w „Trybunie”, „Przekroju”, „Piśmie”, „Guardianie”, „Aspen Review” i „Freitagu”. Autor książek: Opium globalizacji (2004) i Witajcie w cięższych czasach (2020), a także redaktor i współautor Dyktatury długu (2016), Pandemii kapitalizmu (2021) i Ekonomii przyszłości (2021). Kurator cykli Ekonomie przyszłości w Biennale Warszawa, Ludowa Historia Polski w Strefie WolnoSłowej oraz Historie ludzi bez historii w Teatrze Ósmego Dnia. Jego najnowsza książka, Gra w rasy. Jak kapitalizm dzieli, by rządzić, ukazała się w listopadzie 2021 roku nakładem Wydawnictwa Karakter.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij