Czytaj dalej, Weekend

Poradnik pozytywnego myślenia? [o „Manifeście” Bernardine Evaristo]

Nie jestem białą Polką, która mówi czarnej Brytyjce, jak ma żyć. Jestem czytelniczką, która spodziewała się po Evaristo czegoś więcej: wymagającej, krytycznej, może nawet kontrowersyjnej i radykalnej narracji biograficznej.

Mimo że swoją pierwszą książkę – tom wierszy Island of Abraham – Bernardine Evaristo opublikowała w 1994 roku, rozgłos zyskała dopiero trzy lata temu, gdy wraz z Margaret Atwood została wyróżniona Nagrodą Bookera. Nagrodzona prestiżową statuetką (czy raczej jej połową), Dziewczyna, kobieta, inna opowiada o losach jedenastu czarnych kobiet w różnym wieku oraz jednej osoby trans. Eksperymenty formalne obejmują rezygnację z wielkich liter czy kropek i łączenie narracji prozatorskiej z językiem poetyckim. Kinga Dunin nazwała powieść „popowym, liberalno-progresywnym czytadłem”. Ja – podobnie jak moja mama, przyjaciółki i mamy przyjaciółek – byłam nią zachwycona. I nie mogłam się doczekać kolejnego tytułu tej autorki.

„Dziewczyna, kobieta, inna”: Bajka z innego świata?

Pomysł na najnowszą książkę zrodził się pod wpływem wywiadów udzielanych przez laureatkę Bookera – „życiowe refleksje, na które zwykle nie ma czasu” ostatecznie przybrały formę siedmioczęściowego Manifestu. Evaristo pisze w nim o swoim pochodzeniu, dzieciństwie i dojrzewaniu, homo- i heteroseksualnych relacjach, brytyjskim społeczeństwie, teatralnej pasji, aktywistycznym zacięciu, warsztacie pisarskim, ambicjach twórczych oraz filozofii życiowej.

Książka nie jest jednak klasyczną autobiografią; nie jest też, wbrew charakterystyce zaproponowanej przez samą Evaristo, „potężnym autowywiadem”. To zbiór wspomnień, osobistych i zawodowych refleksji, ujętych w ramy outsiderstwa i niepokorności („Cóż, nie ma to jak zostać wyrzutkiem, by zmobilizować wewnętrzną Amazonkę”, czytamy w jednym z fragmentów).

Evaristo opisuje „fikcję rasy” z perspektywy osoby, która – będąc córką białej Angielki i Nigeryjczyka, czwartym z ośmiorga dzieci – dorastała jako „mieszaniec”. Choć urodziła się i wychowała w Londynie, nigdy nie była traktowana jak pełnoprawna Brytyjka (nauczycielki notorycznie myliły jej imię, nazywając ją Bernadine; brata pisarki, jedynego czarnego w klasie, zmuszano do głośnego czytania rasistowskich rymowanek). Podczas gdy pokolenie Windrush – osoby przybyłe z kolonii na Karaibach w latach 1948–1973 – doczekało się wielu opracowań i kulturowych reprezentacji (Mały topór Steve’a McQueena), a także własnego skandalu (tzw. skandal Windrush), o swoich afrykańskich korzeniach Evaristo do dziś wie stosunkowo niewiele, a skomplikowany język przodkiń i przodków – joruba – udało jej się opanować jedynie w zakresie liczenia do dziesięciu.

„Teraz myślę, że jako osiemnastolatka miałam mnóstwo szczęścia. Chciałam mieć chłopaka i go miałam; potrzebowałam domu i go znalazłam; szukałam pracy i ją dostałam”, stwierdza otwarcie w jednym z fragmentów. Swoje wczesne relacje damsko-męskie uznaje za względnie udane („Na szczęście propozycje, bym straciła dziewictwo, wyrażano w formie pełnych szacunku zapytań, a moja odmowa spotykała się z akceptacją, a nie z brutalnym naciskiem”), przyznając jednocześnie, że wśród znajomych miała ofiary napaści seksualnych i fizycznej przemocy, milczące z obawy przed napiętnowaniem i victim blamingiem.

Syndrom oblężonej rasy, czyli o co chodzi z wielkim zastąpieniem

Sama przez kilka lat tkwiła w toksycznym związku ze starszą od siebie kobietą; izolowana od rodziny i znajomych, pogrążała się w kryzysie twórczym i stopniowo traciła wiarę we własne umiejętności. Doświadczenie to – literacko przetworzone w Dziewczynie, kobiecie, innej – nauczyło ją, że „nadużywanie władzy nie stanowi wyłącznie domeny mężczyzn, białych ani związków heteroseksualnych”. Queerowy etap w jej życiu osobistym (przelotne romanse i dłuższe relacje) Evaristo uznaje za coś zupełnie naturalnego i kwituje w dość niewyszukany sposób: „Moja lesbijska tożsamość stanowiła nadzienie w heteroseksualnej kanapce”.

Nieco dojrzalej pisarka komentuje ewolucję swojej świadomości feministycznej – początkowo sprzężonej z uprzedzeniami wobec mężczyzn, przekonaniem o wyższości kobiet i wojowniczą postawą. Gdyby tylko w czasach jej młodości istniał Twitter, Evaristo regularnie „atakowałaby każdego, kto nie zgadza się z jej polityką” i „odrzucałaby wszelkie niuanse”. Współcześnie koncentruje się raczej na tropieniu ślepych plamek procesu emancypacyjnego i stawia pytania o to, czy młodym dziewczynom i kobietom aby na pewno żyje się lepiej: czy idąc ulicą, mogą czuć się bezpiecznie; czy jeśli padną ofiarą przestępstwa, mogą liczyć na wsparcie; czy ich ciałom pozwala się dojrzewać z dala od opresyjnych norm i standardów.

Jako współzałożycielka pionierskiego Teatru Czarnych Kobiet oraz pisarka doceniona po ćwierćwieczu od debiutu Evaristo odsłania także kulisy swojej – wieloletniej i różnorodnej – pracy twórczej. Wskazuje źródła inspiracji, charakteryzuje metody i zwyczaje, zmieniające się na przestrzeni lat ambicje i środki artystycznego wyrazu. Skrupulatnie relacjonuje wysiłek wkładany w dopieszczanie tekstów i docieranie z nimi do szerszego grona – wydawniczego czy odbiorczego. Opisuje żmudny proces poszerzania brytyjskiego pola literackiego; szukania – stwarzania – w nim miejsca dla czarnych twórczyń i twórców. Przyznaje wprost, że stara się jak najlepiej wykorzystać zyskany stosunkowo niedawno kapitał kulturowy i że mimo skoku popularności w niektórych kręgach nadal jest spychana na margines.

Im ciekawiej to wszystko brzmi, tym większe rozczarowanie przynosi lektura. Evaristo zaskakująco często uderza w boomerskie tony: jak wtedy, gdy przypomina, że kiedyś zamiast komórek istniały budki telefoniczne, utyskuje na „gorączkę internetu” albo stwierdza, że „czytanie książek – w przeciwieństwie do pospiesznego sprawdzania maili, przeglądania mediów społecznościowych czy zerkania na wiadomości w sieci – zawsze ją odprężało”.

Pamięć, czułość i znaczenie. Czy współczesna powieść może być zaangażowana?

Innym razem porównuje dzisiejszych „wyperfumowanych, uczesanych, nawilżonych i wypielęgnowanych wielbicieli regulowania brwi” z nastolatkami z okresu jej młodości, którzy „byli niczym pierwotne bestie, cuchnęli wczorajszym piwem i mieli języki pokryte warstwą gęstego osadu albo śliskie od lepkiej wydzieliny”. (Trudno stwierdzić, którą z tych odrealnionych wizji preferuje). Równie słabo wypadają – pojawiające się co jakiś czas – nieśmieszne anegdotki o pierdzących braciach, wyniesionej z wielodzietnego domu umiejętności szybkiego sikania albo o z natury surowym wyrazie twarzy autorki, którego boją się małe dzieci w samolotach i który – dostrzeżony w sklepowej witrynie – czasem przeraża ją samą.

Według Evaristo od czarnych autorek i autorów oczekujemy przede wszystkim cierpiętniczych narracji o ucisku, rozważań poświęconych wyłącznie kwestiom tożsamości i rasizmu. Czyżbym nieświadomie wpadła w pułapkę takiego myślenia? Odpowiedź przynosi ostatni rozdział, poświęcony „jaźni, afirmacji, transformacji i aktywizmowi”. Tym, co sprawia, że Manifest aż tak mi się nie podoba, jest jego coachingowy wymiar, niepotrzebnie spłycający treść i wymowę całości. Nie sposób mieć pretensji do Evaristo o jej stosunek do własnej przeszłości. Problem polega na tym, że niemalże każdy element swojej biografii przedstawia ona jako kolejny krok na drodze ku samodoskonaleniu. Tak jak ramą dla opowieści o różnorodności, wykluczeniu, poczuciu przynależności i samozaparciu nie musi być użalanie się nad sobą i wtórna wiktymizacja, tak sprawczości jednostki nie trzeba sprowadzać do kilku pustych fraz, przyswojonych na kursach motywacyjnych i podanych w formie poradnika pozytywnego myślenia.

Zamiast walić pięścią między oczy, Evaristo mydli je hasłami o optymistycznym nastawieniu jako przeciwwadze dla „emanowania negatywnością”. „Na drodze ku pozytywności pułapka negatywnego nastawienia to bagno, którego należy unikać”, peroruje natchniona. Pisząc o Bookerze, rozpływa się nad triumfem siostrzeństwa – szlachetnie z jej strony, ale ów „historyczny moment dla literatury” byłby zapewne nieco bardziej historyczny, gdyby należał tylko do niej i gdyby nie musiała szukać plusów dzielenia statuetki z białą, od dawna cieszącą się uznaniem koleżanką po fachu. Nie zabraniam Evaristo przeżywać i przedstawiać tego doświadczenia według własnych kryteriów, w zgodzie z własnym światopoglądem. Jego bezkrytyczna afirmacja wydaje mi się jednak formą zaklinania rzeczywistości, efektem wypracowywanej przez lata techniki autoperswazji – i jako taka zupełnie mnie nie przekonuje. Może przy tej okazji warto byłoby pochylić się zarówno nad wielkim sukcesem czarnej autorki, jak i nad politycznie dyskusyjną, umniejszającą go decyzją jury?

Bernardine Evaristo, Manifest okładkaNie jestem białą Polką, która mówi czarnej Brytyjce, jak ma żyć. Jestem czytelniczką, która spodziewała się po Evaristo czegoś więcej: wymagającej, krytycznej, może nawet kontrowersyjnej i radykalnej, narracji biograficznej. Tymczasem Manifest to książka nierówna, nudnawa i językowo nijaka, miejscami wręcz uderzająco niezborna (potknięć translatorskich w rodzaju „nieaprobowania dezaprobaty” i „bezwzględnej determinacji” czy kwadratowo brzmiących zdań w stylu „Życie jako zadeklarowana lesbijka nie było łatwe” z pewnością dało się uniknąć). Brak jej, niestety, rozmachu, energii i pazura. Na tle dziesiątków podobnych tytułów, zalegających na półkach księgarskich w dziale „Rozwój osobisty”, prócz koloru skóry autorki wyróżnia się chyba tylko dotkliwie niewykorzystanym potencjałem.

*
Bernardine Evaristo, Manifest, przeł. Kaja Gucio, Wydawnictwo Poznańskie 2022

**
Aleksandra Kumala – kulturoznawczyni, doktorantka UJ. Naukowo zajmuje się (nie)pamięcią wojny i Zagłady, a zwłaszcza reprezentacjami nieheteronormatywności w obozach koncentracyjnych. Teksty poświęcone literaturze, filmom i serialom publikuje m.in. na łamach „Czasu Kultury”, Popmoderny i Dwutygodnika.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Aleksandra Kumala
Aleksandra Kumala
Kulturoznawczyni, doktorka nauk humanistycznych
Kulturoznawczyni, doktorka nauk humanistycznych UJ. Naukowo zajmuje się (nie)pamięcią wojny i Zagłady, a zwłaszcza reprezentacjami nieheteronormatywności w obozach koncentracyjnych. Publikuje teksty poświęcone literaturze, filmom i serialom.
Zamknij