Czytaj dalej

Na początku jest ból. Dzięki mindfulness spotykasz się ze sobą

Pokutuje takie błędne przekonanie, że mindfulness jest techniką relaksacyjną. Że ma sprawić, że poczujemy się super. Tak nie jest. Mindfulness jest lustrem, przed którym mamy siadać, żeby zobaczyć, co się w nas dzieje. Dlatego medytacja może być bolesna – mówi Zuzanna Ziomecka, autorka wydanej przez Krytykę Polityczną książki „Wyspa Spokoju. Jak mindfulness pomaga w trudnych sytuacjach”.

Jaś Kapela: Na stronie KP ukazał się kiedyś tekst Laury Marsh pt. Mindfulness robi wam wodę z mózgu. Redaktorka „Dissent Magazine”: pisze między innymi: „Orędownicy uważności w miejscu pracy przymykają oczy na to, co spacyfikowani w ten sposób pracownicy mogą tracić”. Współpracujesz z wieloma przedsiębiorstwami, oferując im kursy medytacji. Dlaczego przymykasz oczy i pacyfikujesz pracowników?

Zuzanna Ziomecka: (śmiech) Nie mam przekonania, że kogokolwiek pacyfikuję. Ale domyślam się, skąd takie przekonanie się bierze. Faktycznie mindfulness zachęca, żeby najpierw się uspokoić, a dopiero potem podjąć działania. Pojawia się też takie słowo jak akceptacja.

No właśnie. Marsh pisze, że „idealny pracownik to ktoś, kto pośrodku tej nawałnicy zachowuje anielski spokój, niewzruszenie skupiony na sprawnym wykonywaniu swoich obowiązków”. Stąd zarzut, że mindfulness służy kulturze akceptacji.

Z obecności pojęcia „akceptacja” bierze się błędne przekonanie, że mindfulness proponuje, żeby akceptować świat taki, jakim jest, zamiast zmieniać to, co w nim niedobre. Dla osoby z zewnątrz, która nie praktykuje, może to tak wyglądać. To by faktycznie było dosyć niepokojące, gdybym proponowała kobietom, żeby pracowały nad sobą i zaakceptowały męża, który się nad nimi znęca. Albo gdybym proponowała to pracownikom firmy, która ich wyzyskuje, a szef się na nich wyżywa. Byłoby to niezgodne z moimi wartościami, gdybym mówiła im, jak mają się uspokoić, nie denerwować, po to, żeby mogli dłużej tam trwać.

Mindfulness robi wam wodę z mózgu

czytaj także

Na czym w takim razie polega akceptacja w mindfulness?

Ona nie jest celem i końcem procesu. Akceptacja jest początkiem. W przekonaniu praktyków i nauczycieli mindfulness, żeby móc cokolwiek zmienić, najpierw musisz zaakceptować, że jest problem. Dopóki zajmujesz się walką z samą obecnością dyskomfortu, który ten problem wywołuje, nie jesteś w stanie zrozumieć, co on ci robi, ani mądrze zadziałać, żeby coś zmienić. Akceptacja jest pierwszym krokiem. Po pierwsze zaakceptuj, że masz problem.

Po drugie, zamiast zdawać się na nawykową, instynktowną reakcję, podejmij świadomą decyzję, co z tym zrobisz. Jeśli pomijamy etap akceptacji, wchodzimy natychmiast w działanie – uruchamia się instynktowny odruch walki z zagrożeniem albo ucieczki. A to przeważnie nie jest najlepsza odpowiedź na problem. Czasem warto zadziałać w inny sposób, żeby ten problem lepiej i trwale rozwiązać. Dlatego najpierw powinna pojawić się akceptacja, a potem przemyślane, świadome działanie.

Znasz przykłady osób, które kończąc twój kurs, zaakceptowały, że są wyzyskiwane, i w efekcie się zwolniły albo zmieniły swoje życie?

Znam dużo takich przykładów. Miałam kobietę w średnim wieku, która pracowała w dużej organizacji i była znana z tego, że jest perfekcjonistką. Perfekcjoniści mają trudne życie. Nie jest im łatwo ani w świecie, ani ze sobą. Na skutek praktyki mindfulness jej ocena tego, co ona powinna i musi, zaczęła łagodnieć. Mniej więcej w połowie kursu zaczęła nagminnie spóźniać się do roboty. (śmiech) Opowiadała o tym z rozbrajającym śmiechem i radością. Był to jakiś okres przejściowy, badania innych sposobów bycia sobą w pracy. Co się stanie, jeżeli czegoś nie dostarczę na czas? Jeżeli nie zjawię się w porę? Zrobię tylko połowę? Nie odpiszę?

Nie została w tym długo, ale dzięki mindfulness pojawiła się w niej gotowość, żeby posprawdzać, jak może być inaczej. Potem miała wybór: czasem postępowała jak perfekcjonistka, a czasem nie musiała.

I jak to się skończyło?

Niewiele osób, które przechodzą moje kursy, spowiada się z tego, co się dalej w ich życiu wydarzyło. Na pewno zdobyła o wiele szerszą perspektywę na to, co musi robić. Nie wiem, jak to się przełożyło na jej karierę. Znam jednak losy przynajmniej dwunastu osób, które opowiadają mi w książce, jak mindfulness zmieniło ich życie. Jedna dziewczyna, prezeska firmy, przyszła dosyć znerwicowana, z kłopotami ze snem, uzależniona od sportu… Po kursie radykalnie odmieniła swoje życie. Obecnie jest nauczycielką jogi i pracuje w bibliotece. Czasem takie zmiany się dzieją.

Czasem jest tak jak w przypadku Michała Nowakowskiego, który opisuje swoją historię w szpitalu covidowym. Jako szef chirurgii miał pod sobą dużą część zespołu. Czuł ogromną presję. Przychodzili do niego przestraszeni podwładni, szukając u niego zapewnienia, że wszystko będzie w porządku. Tymczasem on nie wiedział, jak będzie i czy będzie w porządku. Mindfulness pomogło mu się uspokoić, na tyle opanować własną niepewność i lęk, że mógł szczerze i autentycznie być z tymi ludźmi i okazać im wsparcie.

Znam też przykład ludzi, którym mindfulness pomógł zrozumieć, że chcą czegoś więcej, nie mniej. Odkrywali w sobie nowe przekonanie o swojej wartości i motywację, by starać się o awans, zmianę w związku lub miejscu zamieszkania. Takie historie też są w książce.

Jednocześnie mamy przykłady różnych prezesów korporacji, choćby Goldman Sachs, General Mills czy Monsanto, którzy praktykują mindfulness, ale ich korporacje nie stają się przez to mniej krwiożercze. General Mills nie przestaje sprzedawać śmieciowego jedzenia, choć po wprowadzeniu kursów mindfulness atmosfera w firmie jest ponoć bardziej przyjazna.

Prawda. Mindfulness nie uczyni korporacji bardziej etycznymi. To nie jest lekarstwo na całe zło indywidualne i zbiorowe. To jest sposób na wzmacnianie samoświadomość i lepsze radzenie sobie z trudnościami. Nie ma w nim obietnicy, że zmienisz się w działacza społecznego albo że zamiast budować imperium spożywcze, zbudujesz sobie nagle szałas w lesie. Nie do tego mindfulness ma służyć. Ma ci pomóc stawać się lepszym, ale nie jest to zakorzenione w żadnym światopoglądzie. Ani lewicowym, ani prawicowym, ani rynkowym, ani socjalistycznym. Bo co to znaczy, że Jaś Kapela czy Zuza Ziomecka, czy prezes General Mills stają się lepsi? To bardzo indywidualna sprawa.

Innym popularnym zarzutem jest właśnie prywatyzacja problemów przez mindfulness, przez medytację. Zamiast dostrzegać błędy systemu i je naprawiać, szukasz błędów w sobie i siebie próbujesz zmienić, podczas gdy przyczyną naszego stresu często jest otoczenie.

Tak, to ciekawe. Wydaje mi się, że jedną z rzeczy, która powoduje, że nie udaje nam się zmienić na lepsze ani swojego życia, ani świata, jest pozostawanie w koleinach swoich nieprzemyślanych działań i reakcji. Mindfulness pokazuje ci, na co faktycznie masz wpływ. Wielkie problemy systemowe tego świata są dosyć odporne na jednostkowe działania.

Nasz wpływ zwiększa się, kiedy działamy w grupie, a grupa osiąga jakąś masę krytyczną. Ale gdy samotnie w swoim pokoju zamartwiamy się globalnym ociepleniem i zmagamy się z pytaniami, dokąd się przenieść ze swoją rodziną, żeby ona była bezpieczna, albo z niezgodą na to, że polski minister środowiska uznaje za stosowne wycinać jak najwięcej drzew, to niewiele wskóramy. Jeżeli czujemy ogromne obciążenie psychiczne i emocjonalne tymi problemami, wiedząc, że nie możemy dzisiaj, w tej chwili, wstać i tego naprawić, to nie pomożemy ani sobie, ani swojej rodzinie, ani organizacji, w której funkcjonujemy. Nie zdziałasz wiele, będąc kłębkiem nerwów.

Mindfulness konfrontuje cię z tym, że prawdopodobnie nie masz wpływu na ministra środowiska – poza tym, na kogo zagłosujesz w wyborach. Ale może cię uspokoić na tyle, że zamiast pogrążać się w lęku, złości i frustracji, zauważysz, co możesz zrobić na poziomie własnego domu, swojej rodziny, swojej okolicy, swojego miasta.

Dlaczego zaufać byłej dziennikarce, obecnej entuzjastce mindfulness?

Zarzut, że mindfulness nie reperuje świata, można postawić w zasadzie każdej innej dziedzinie. Choćby psychologii. Dlaczego ludzie, którzy chodzą na terapię, dalej pracują w korporacjach, które wyzyskują pracowników? Po co ta cała terapia, skoro w jej wyniku ani firma nie staje się bardziej etyczna, ani środowisko bardziej czyste? To samo można zarzucić fitnessowi. Ach, machacie sobie nogami, żeby lepiej wyglądać nago, tymczasem są takie wielkie problemy i niesprawiedliwości na świecie.

No są. Ale mówimy o dwóch różnych porządkach. W im lepszej kondycji psychicznej będziemy, im jaśniej i klarowniej będziemy widzieć sytuację, w której jesteśmy, tym lepiej dla każdej zmiany, którą będziemy starać się wprowadzać. Co nie znaczy, że ta klarowność przeniesie się jeden do jednego na naprawę świata.

À propos naprawiania świata: czy mindfulness może jakoś leczyć z agresji, na którą często pozwalamy sobie w sieci? Z tego narcystycznego przekonania o konieczności hejtowania każdego, kto nie ma racji w internecie?

Jest na to szansa. Istnieją dwa przeciwstawne nawyki, które kierują ludźmi. Jeden to jest taki zupełnie naturalny odruch oceniania. Dobre – złe, ładne – brzydkie, fajne – niefajne, moje – nie moje. Przeciwstawny nawyk, który mindfulness próbuje wyrobić u praktyków, to ciekawość. W momencie, kiedy oceniamy coś jako złe, brzydkie, niedobre, nieetyczne, niewystarczająco fajne, zaczynamy to odpychać, przestajemy się temu przyglądać z ciekawością. Bo już uznaliśmy, że to jest śmieć, który chcemy wyrzucić. Podobnie jest, gdy oceniamy, że coś jest świetne – tak świetne, że aż święte, budujemy temu pomniki, intronizujemy. Wtedy również przestajemy się przyglądać rzeczom, które oceniamy jako dobre, bo boimy się, że znajdziemy w nich jakąś skazę. Mamy pomniki i historię zbudowaną z bohaterów, którzy przecież nie byli ludźmi bez wad.

Zamiast odrzucania lub hołdowania mindfulness proponuje, żeby pozostać ciekawym. Przyglądać się z uwagą zarówno rzeczom, które wydają nam się pozytywne, jak i tym, które wydają nam się złe.

Jedną z cech rzeczywistości, której nie lubią nasze umysły, jest jej cholernie niewygodna złożoność. Ludzkie losy nie są proste i nie zawsze kończą się jednoznacznie. Życie jest bałaganiarskie. Składa się na nie bardzo skomplikowana siatka zależności, które trudno pojąć. Łatwiej nam ocenić niż się im przyglądać, bo złożoność nas niepokoi.

Właśnie dlatego wydaje mi się, że mindfulness jest łatwy do odrzucenia, bo wymaga odwagi. Trzeba być odważnym, żeby spojrzeć na to, że ktoś, kogo mamy ochotę odrzucić, nie jest cały zły. Albo ktoś, kogo kochamy nad życie, nie jest cały fajny. I przecież nawet ja, cała na biało, z moim wspaniałymi intencjami, też nie jestem bez wad. Kiedy praktykuje uważność, mam więcej gotowości, żeby się tym wadom przyjrzeć i zmierzyć z nimi i być trochę lepsza dla siebie i dla innych.

Czego nauczyłem się na Festiwalu Świadomej Pracy z Ciałem

Chciałbym cię zapytać o twoją osobistą historię, którą opowiadasz w książce. Jesteś przykładem osoby, która pod wpływem mindfulness zmieniła swoje życie. Co prawda nie wiem, na ile to może być regułą i czy wszyscy mogą rzucić pracę i zostać nauczycielami mindfulness.

Nie stało się to z dnia na dzień, chociaż w książce, dla potrzeb opowiadania historii, która trzyma się kupy, może to tak wyglądać. Stopniowo zaczęłam wychodzić poza dziennikarstwo i media. W Polsce jest dużo genialnych, utalentowanych dziennikarzy i redaktorów. Jestem tylko jedną z nich i w zasadzie nie jestem tak dobra, jak wielu, których znam. Nauczycieli mindfulness jest mniej. Naprawdę mam przekonanie, że ta metoda zmienia grę. Pomaga na tylu różnych poziomach, że jeżeli więcej osób miałoby możliwość rozwoju za pomocą mindfulness, wierzę, że nasza zdolność dogadywania się i budowania lepszej przyszłości byłaby większa. Poczułam w pewnym momencie, że tym działaniu mogę być bardziej pożyteczna dla świata.

Sięgnęłam po mindfulness, bo mi pomogło. Jest taki moment w życiu człowieka w tzw. średnim wieku, że pojawia się coś, co w Polsce nazywamy kryzysem. Bardzo nie lubię tego sformułowania. Uważam, że jest nacechowane oceną, która przykrywa, czym ten moment w życiu faktycznie jest. To, co nazywamy kryzysem wieku średniego, jest momentem, kiedy się zatrzymujemy, rozglądamy i zastanawiamy: o kurde, gdzie ja jestem? Co ja robię? Jak ja sobie umeblowałam to życie? Ten moment zatrzymania bywa bolesny, bo czasem okazuje się, że wcale nie jesteśmy szczęśliwi w tym, cośmy sobie zbudowali. Ale jest też fantastyczny, bo pokazuje, że to jest dopiero połowa drogi, jeszcze możesz wszystko zmienić.

Po moich otwartych grupach widzę, że bardzo często zgłaszają się ludzie właśnie w takim momencie. Widzą, że nie muszą dalej żyć tak do tej pory. Ale sami nie są pewni, czego chcą. Co ich uszczęśliwia? Jaką drogę mają wybrać, żeby pod jej koniec mieć poczucie spełnionego życia? Przychodzą na kursy mindfulness, żeby się sobie przyjrzeć. Oczywiście, nie każdy rzuca pracę i staje się nauczycielem mindfulness. Jednak wiele osób zaczyna myśleć, szukać i stawiać pierwsze kroki w kierunku jakiejś zmiany. Takiej, która jest bliżej tego, co oni gdzieś głęboko w sercu czują, że jest ich, że ich uszczęśliwi i spełni.

Rób to, co kochasz. Kochaj to, co robisz

czytaj także

Czy osoby, które nie mają czasu ani pieniędzy na długi kurs, mogą zacząć praktykować i mieć z tego korzyści? Co byś im radziła? Da się zamienić przerwę na kawę i papierosa na mindfulness?

Jest wiele dróg do uważności. W książce przytaczam historię Alexa, kolegi redaktora z BBC, który zaczął praktykować z aplikacją Headspace. Już od dwóch lat codziennie medytuje przez dziesięć minut rano, przed śniadaniem. Bez kursu czy nauczyciela doświadczył wielu korzyści i wyszedł ze sporego dołka psychicznego. Ale nawet bez aplikacji, wyszukując medytacje mindfulness na YouTubie czy dołączając do moich medytacji, które prowadzę na żywo dwa razy w tygodniu na facebookowym profilu Wyspy Spokoju, można zacząć praktykować.

Bez medytacji nie zmienimy mózgu i nie staniemy się odporniejsi na negatywne skutki stresu, choć można dotknąć lepszej jakości życia i odnowy, robiąc ćwiczenia zwane „nieformalnymi”. One polegają na tym, że robimy jedną rzecz na raz, starając się kierować przy tym uwagę na zmysły. Taką przerwę na kawę i peta można więc zamienić w uważny spacer, podczas którego słuchamy dźwięków przyrody albo miasta, zwracamy uwagę na zapachy i szukamy w otoczeniu szczegółów, których wcześniej nie zauważyliśmy. Tak samo można powoli, z wykorzystaniem wszystkich zmysłów, pić kawę, układać puzzle, myć ręce albo pielić w ogródku.

Do człowieka wydajnego

czytaj także

Chciałbym wrócić do wątku firm i korporacji. Zdarza się, że oferują kursy albo dostęp do apki zamiast podwyżki. To przykład Starbucksa i jest dla mnie oczywiste, że należy to oceniać negatywnie.

Pomysł Starbucksa, żeby zamiast podwyżki dać ludziom dostęp do nagranych kursów mindfulness, to jest potwarz. Tyle że cokolwiek firma dałaby ludziom, zamiast podnieść im wynagrodzenia, byłoby równie nie na miejscu i niestosowne. Bez względu na to, czy byłby to pakiet do Multisportu, kupon na ciuchy czy na jedzenie, co samo w sobie nie jest niczym złym. Oferowanie tego zamiast godnej płacy jest złym, niemądrym postępowaniem.

Jednocześnie zastanawiam się, skąd ta popularność mindfulness w korporacjach, skoro może to być dla nich przeciwskuteczne, a pracownicy, zamiast stać się bardziej produktywni, mogą uznać, że wolą robić z życiem coś innego.

Myślę, że można podzielić rzeczywistość na przed i po covidzie. Przed pandemią popularność mindfulness rozwijała się raczej w dużych firmach na zachodzie niż w Polsce. Takich, w których oferowanie pracownikom możliwości rozwoju jest sposobem na przyciągnięcie do firmy najlepszych, utalentowanych ludzi. To forma wartości dodanej szczególnie cenna dla wysokich kadr oraz w branżach, gdzie stres jest wpisany w środowisko pracy.

Od początku pandemii zainteresowanie mindfulness w polskich firmach znacznie wzrosło. Dostrzegam w tym zmianę, której bardzo kibicuję. Widzę poszerzanie pola odpowiedzialności pracodawcy za pracownika. Firmy, w których do niedawna zdrowie psychiczne było tematem kompletnie nieobecnym, teraz dzwonią na mnie i mówią: „pani Zuzanno, nasi pracownicy zmagają się z trudnościami, co możemy zrobić, żeby im pomóc?”. Przed covidem wielu pracodawców uważało, że pracownik ma przyjść, wykonać swoje obowiązki i iść do domu. Jeżeli trzeba go było zachęcić, żeby pracował lepiej, to zazwyczaj dorzucało się do pensji. Teraz nagle pracodawcy czują się współodpowiedzialni za to, jak ich ludzie sobie radzą z trudnościami. To jest pozytywny sygnał.

Przepracowani? Wypaleni? To przestańcie się samowyzyskiwać

A czy mindfulness nie odziera medytacji z duchowości? Metoda, która miała służyć dojściu do głębszej prawdy o świecie, staje się techniką relaksacyjną.

Faktycznie, jest to metoda świecka. Zarzut może wynikać z tego, że mindfulness pochodzi z buddyzmu, wielkiego systemu myśli i filozofii prowadzącej do duchowego oświecenia. Świeckie mindfulness zostało wycięte z buddyzmu bez korzenia i przeniesione do kontekstu nauki, a stąd dalej w świat w formie duchowo neutralnej. W takim sensie to prawda – mindfulness jest praktyką wyjętą z buddyzmu i jakby oczyszczoną z mistycyzmu.

Mogę sobie wyobrazić, dlaczego buddyści, czyli ludzie, którzy praktykują latami, dla których mindfulness jest jednym z kroków do oświecenia, mogą czuć, że świecka praktyka jest zubożałym uproszczeniem. Potrafię zrozumieć frustrację, którą słyszę ze środowisk buddyjskich w stosunku do mindfulness. Podobnie mogliby się czuć katolicy, gdyby ze mszy świętej wyciągnąć na przykład przekazywanie sobie znaku pokoju i sprzedawać jako technikę rozwoju relacji społecznych.

Jednak pytanie, czy mindfulness w oderwaniu od buddyzmu jest czy nie jest metodą duchową, to temat na dłuższą dyskusję. Trzeba by najpierw zdefiniować, czym jest duchowość. Odróżniłabym ją od religijności.

W sensie religijnym mindfulness jest całkowicie świeckie. Nie ma bóstw, nie ma rytuałów, nie ma hierarchii kościelnej, organizacyjnej i nie ma obietnicy życia po śmierci. Nie jest religią, i bardzo dobrze. Coraz więcej osób widzi w religii więcej dzielenia niż łączenia, więcej nakazów niż odkryć. Co nie znaczy, że nie potrzebujemy chwili do refleksji nad sobą, nad światem, nad tym, kim ja jestem i co jest dla mnie ważne. Jeśli tak właśnie definiujemy duchowość, to mindfulness to oferuje. Medytacja buduje nawyk dawania sobie momentów w ciszy, dedykowanych tylko i wyłącznie temu, żeby się sobie przyjrzeć i nad sobą zastanowić

Jednocześnie kapitalizm robi wszystko, żebyśmy takiego momentu na refleksję nie mieli. Dobrym przykładem jest fakt, że Polacy spędzają średnio 5 godzin przed telewizorem, a to przecież niejedyna rzecz, jaka odciąga naszą uwagę i sprawia, że poświęcenie 20 minut na medytację wydaje się często ekstremalnie trudne. Jak byś zachęciła osoby, które nie widzą w swoim życiu przestrzeni na mindfulness?

Miałam kiedyś zlecenie, by nauczyć pracowników fabryki redukcji stresu i skupienia poprzez mindfulness. Po analizie sytuacji tych osób z moim partnerem Piotrem Ferdynem z WellCome Institute odkryliśmy, że wstają tak wcześnie, pracują tak dużo i w domu czeka ich tyle dodatkowych obowiązków, że narzucenie kolejnego w postaci 30 minut medytacji byłoby niewykonalne, a nawet nieetyczne. Dlatego razem z zarządem stworzyliśmy program małych kroków, krótkich praktyk i „przemeblowania” przerw – po to, by uważność dawała im odpoczynek i regenerację. Bo faktycznie, jeśli ktoś nie ma czasu wolnego, to potrzebuje przede wszystkim siły i zdrowia, by móc jak najlepiej funkcjonować w tym, co jego lub ją codziennie spotyka.

A tych, co mają czas wolny i wybierają rozrywkę, doskonale rozumiem. Rozumiem też tych, którzy wybierają sport. Jeśli to, co robisz, by radzić sobie z trudnościami, działa dla ciebie, to rób to, człowieku, i na nic się nie oglądaj. Ale jeśli to, co robisz, przestanie wystarczać, jeśli zmierzysz się z czymś, co cię wywróci i zechcesz poznać inną metodę wzmacniania się w obliczu wyzwań i zmian, to spróbuj mindfulness.

Dość już tej pracy. Pora się w życiu zabawić

Jest dużo badań nad mindfulness pokazujących skuteczność tej metody na różnych poziomach: redukowania stresu czy polepszania zdrowia, ale jednocześnie jest taka głęboka wątpliwość, że właściwie nie do końca wiadomo, czym w ogóle jest medytacja i jak można prowadzić badania naukowe nad czymś, co jest trudne do zdefiniowania.

Akurat mindfulness łatwo zdefiniować. To seria ćwiczeń mentalnych robionych w konkretnej kolejności z pewnym szczególnym nastawieniem. Dzięki technologii MRI wiemy, które części mózgu aktywują się podczas tych ćwiczeń i z jakim skutkiem. Dlatego doskonale wiemy, czym jest medytacja.

Ale dlaczego mindfulness daje takie skutki, jakie daje, już nie jest takie oczywiste. Na przykład są takie wąsiki na końcu naszych chromosomów, które nazywają się telomery. Gdy komórki w ciele się rozmnażają, to one się skracają, zużywają. Jest to proces starzenia się komórek. Okazuje się, że pod wpływem regularnej praktyki medytacji mindfulness te skubane telomery się odbudowują. Nie mamy bladego pojęcia, jak i dlaczego tak się dzieje. Widzimy tylko, że redukcja stresu i samoświadomość wpływają na zdrowie i utrzymanie się długości tych istotnych w odnowie biologicznej wąsików.

Jednocześnie wciąż wielu ludzi traktuje mindfulness jako jakieś New Age mambo-dżambo. Skąd to wynika?

Ponieważ mindfulness pojawia się w takich kontekstach. Podobnie jak świece, które często stają się rekwizytem w paraduchowych rytuałach. Tak samo jest z modlitwą, ołtarzami, szatami, kadzidełkami. Włożone w odpowiedni kontekst i użyte w intencji mistycznej stają się częścią ekosystemu New Age. Medytacja, nie tylko z nurtu mindfulness, często pojawia się alternatywnych środowiskach szukających rozwoju duchowego. Ale tak jak świeca nie jest w swojej istocie new age’owa, tak samo mindfulness nie jest. Zależy, jak i do czego ich używasz.

Odkryto pigułkę szczęścia. Koncerny farmaceutyczne jej nienawidzą

Niektórych mindfulness wręcz fizycznie boli. Siadają i już po pięciu minutach naprawdę zaczyna ich boleć, muszą się ruszyć, zacząć coś robić. Dlaczego mindfulness boli?

Bo ma boleć. Bardzo się cieszę, że o to spytałeś. Pokutuje takie błędne przekonanie, że mindfulness jest techniką relaksacyjną. Że ma sprawić, że będziemy czuć się super. Tak nie jest. Mindfulness jest lustrem, przed którym mamy siadać, żeby zobaczyć, co się w nas i z nami dzieje. Gdy jest super, to zobaczymy, że jest super, a kiedy dzieje się źle, jesteśmy rozkojarzeni, smutni, sfrustrowani, to siądziemy przed lustrem i w trakcie medytacji to właśnie spotkamy. Niełatwo jest wytrzymać przy tym, że jest nam źle. Dlatego czasem medytacja jest bolesna, bo konfrontuje nas z bolesną świadomością momentu, w którym jesteśmy.

Na samym początku jest też taki zwyczajny ból, który wynika z tego, że ciało nie jest przyzwyczajone do medytacji. Początki wchodzenia w mindfulness są wysiłkiem. Musimy rozruszać pewne mentalne mięśnie i fizycznie przyzwyczaić ciało do siedzenia prosto i w bezruchu. Ze sportem jest tak samo. Kiedy zaczynamy trenować, mamy zakwasy i nie zawsze nam wychodzi. Dopóki się nie roztrenujemy i nie nauczymy, jak dane ćwiczenie robić dobrze, będzie trochę męki.

Nauka medytacji jest takim samym treningiem. Ale jeżeli damy sobie czas, to zaskakująco szybko ciało i umysł zaczynają lepiej funkcjonować. Zajmuje to mniej więcej czternaście dni, by zaczęło robić się łatwiej. Po dwóch tygodniach medytacji zaczynamy się zmagać mniej i pojawiają się pierwsze korzyści neurologiczne.

**
Zuzanna Ziomecka – dziennikarka i trenerka specjalizującą się w rozwoju zdolności przywódczych przez uważność i psychologię pozytywną. Jest wiceprezeską Polskiego Instytutu Mindfulness oraz dyrektorką programową w WellCome Institute, gdy tworzy autorskie programy rozwojowe dla międzynarodowych firm.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij