Jaś Kapela

Czego nauczyłem się na Festiwalu Świadomej Pracy z Ciałem

Jesteś zestresowany? Nie masz na nic siły? Czujesz, że robisz rzeczy, które nie posuwają świata do przodu? Chce ci się wyć, ale tego nie robisz, bo wyrzuciliby cię z pracy? Masz hemoroidy, depresję, problemy z zasypianiem? Być może szkodzi ci cywilizacja europejska.

Gdy byłem dzieckiem, przez pewien czas myślałem, że jestem adoptowany. Po prostu nie mogłem uwierzyć, że moje miejsce jest w tym świecie i w tym środowisku, do którego zdarzyło mi się trafić. Być może był to zaściankowy klimat prowincjonalnej Zielonki, w której przyszło mi się wychowywać. Być może dusząca osobowość szkoła i religia katolicka, w których podporządkowanie się autorytetom okazywało się ważniejsze od poszukiwania prawdy i świadomego przeżywania życia. Być może po prostu czułem się niekochany przez moich rodziców, pochłoniętych pracą zawodową i opieką nad naszą niesforną piątką. Dosyć szybko zrozumiałem jednak, że nie jestem adoptowany i nikt nie przyjdzie i nie uratuje mnie z tej sytuacji. Dziś nawet całkiem doceniam moich rodziców, którzy co prawda byli bardziej liberalni, gdy mnie wychowywali, niż są obecnie, ale jednak zawsze próbowali mnie chronić przed autorytarnym i patriarchalnym światem, którego jednak ciągle byli i są częścią. To między innymi dzięki nim nauczyłem się sprzeciwiać dominującej większości i nie poddawać się konformizmowi.

To wszystko przypomniało mi się, gdy spacerowaliśmy w stronę morza z przyjaciółką Lottą, którą poznałem w Obozie dla Puszczy i z którą tyle razy spotykaliśmy się w tych samych miejscach, że w końcu musieliśmy się zaprzyjaźnić. Ona też długo myślała, że jest kosmitką, którą ktoś przypadkiem podrzucił w Polsce, tym dziwnym kraju, w którym ludzie myślą o sobie, że są racjonalni i cywilizowani, ale którym rządzą upiory dawno (albo całkiem niedawno) zmarłych, najstarsza sekta na świecie (z siedzibą w Watykanie) oraz popęd śmierci.

Postanowiliśmy z Lottą wybrać się na Festiwal Świadomej Pracy z Ciałem, bo Lotta od dwudziestu lat uprawia jogę, od dwunastego roku życia nie je mięsa oraz od dawna interesuje się „wszelkim new age mambo jambo”, więc było to coś, co totalnie ją interesuje. Ja kiedyś byłem wierzącym katolikiem, mięsa nie jem tylko jakieś osiem lat, a świadomością ciała zacząłem się interesować chyba dopiero trzy lata temu, gdy zacząłem chodzić na siłownię, ale od tamtego czasu coraz bardziej doceniam, jak ważne jest dbanie nie tylko o duszę, ale również o ciało (w końcu to w nim znajduje się dusza), a skupienie się na ciele, pozwala również uzdrowić duszę. Sam nie wiem, czy to się zaczęło od lekcji oddychania, które robiła nam przyjaciółka artystka Dobrawa Borkała w Sokołowsku, czy może od jeszcze czegoś innego, ale po warsztatach z mindfulness dla aktywistów, które zrobił nam Zenon Kruczyński w Obozie dla Puszczy, wiedziałem, że muszę się tym zainteresować bardziej. Być może kluczowe była właśnie spotkanie Zenona Kruczyńskiego, byłego myśliwego i autora książki Farba znaczy krew, a obecnie trenera mindfulness. W efekcie ściągnąłem sobie dwie apki i ćwiczę mindfulness codziennie.

Zenon Kruczyński: Za całe zło, które czynimy przyrodzie, trzeba będzie w końcu zapłacić

Technologia to czasem wspaniała rzecz, więc cieszę się, że apka mi mówi, że mam się skupić na oddechu i doceniać teraźniejszość i siebie. Bo w kościele, ani w szkole, mi tego nie mówili, a to rzeczywiście działa. Oddycham, skanuję ciało i bardziej doceniam to jakim jestem fajnym chłopcem i jakie fajne mam życie. Jednak dopiero na wykładzie o mindfulness na Festiwalu Świadomej Pracy z Ciałem dowiedziałem się, jak bardzo skuteczna jest medytacja. Okazuje się, że badania pokazują, że dwadzieścia minut mindfulness dziennie jest tak samo skuteczne w leczeniu depresji jak farmakologia. Ciężko było mi w to uwierzyć, ale z każdym dniem medytacji łatwiej mi to przychodzi, a ostatnio doczytałem, że w zapobieganiu nawrotom depresji mindfulness jest nawet skuteczniejsze od leków. Zdziwiony tym, jak bardzo mindfulness może być dobre dla psychofizyczynej kondycji społeczeństwa, spytałem prowadzącą wykład, dlaczego nie uczą tego w szkołach. Podobno jednak uczą. W Wielkiej Brytanii od paru lat idą na to duże pieniądze. W Polsce może też pójdą. Za jakieś sto lat.

Jak przetrwać w Polsce?

Co prawda nie mam depresji, a jak kiedyś pomyślałem, że mam, i poszedłem do pani psychiatry jej o tym opowiedzieć, to już samo czekanie w kolejce z ludźmi, którzy mają prawdziwe problemy, tak bardzo poprawiło mi nastrój, że gdy wszedłem i zacząłem pani opowiadać o tym, jak bardzo jest mi źle i ciężko, to mnie wyśmiała i powiedziała, że to problem z moją wizją świata i być może muszę po prostu zmienić podejście do życia. Niestety moja wizja świata jest oparta na naukowych podstawach i nie bardzo wiem, jak mam zmienić podejście do tego, że emitujemy tyle dwutlenku węgla, że postępujące zmiany klimatyczne uczynią wiele miejsc na świecie niezdatnymi do życia, a ludzi tam mieszkających zmuszą do migracji.

Ciężko żyje się z tą świadomością, ale jednak nie aż tak bardzo ciężko, a dziesięć minut medytacji dziennie sprawia, że żyje mi się znacznie lżej. Ostatecznie nie ma powodów zadręczać się tym, że jest jak jest, bo z zadręczania się raczej nic specjalnie dobrego nie wynika (nie licząc całej masy świetnej literatury.) Jednak nie można się zadręczać za bardzo, bo wtedy się człowiekowi wszystkiego odechciewa, a jak nam się nie będzie chciało, to nie sprawi, że chcieć przestanie się też siejącym propagandę nienawiści faszystom, którzy pomimo tego jak bardzo obawiają się migrantów, osób homo lub transseksualnych, cyklistów i wegan, to jednak wydają się wciąż pełni energii. Być może to właśnie dzięki swoim lękom tyle jej mają.

Potencjalni terroryści vs. realnie nadużywający władzy politycy

Oczywiście mieszkając w Polsce nie mamy powodów obawiać się terrorystów. Wystarczy spojrzeć na statystyki, żeby zobaczyć, że prawdziwe zagrożenia, z jakimi mamy do czynienia, to ruch samochodowy, zanieczyszczenie powietrza oraz choroby cywilizacyjne, powodowane często przez naszą niezdrową dietę. Niestety w naszej uważającej się za racjonalną cywilizacji wolimy się bać zagrożeń wydumanych niż tych realnych, które mamy na wyciągnięcie ręki.

Europejskie kible to zagłada dla mięśni dolnych miednicy

O tym jak bardzo nieracjonalna jest nasza – uważająca się za oświeconą i opartą na nauce – cywilizacja posłuchaliśmy na wykładzie o mięśniach dolnych miednicy. Wykładowczyni Katarzyna Galińska była odrobinę zdziwiona, że na sali byli też chłopcy, bo jej prezentacja była skierowana raczej do kobiet, ale ucieszyła się. Ja też się ucieszyłem, że przyszedłem na wykład, bo już wcześniej podejrzewałem i czytałem, że europejskie toalety to jakaś porażka, ale zawsze warto sobie tę wiedzę utrwalić, gdyż jak do tej pory nic z tą świadomością nie zrobiłem. Ale zrobię, gdyż teraz już wiem, że kible to zagłada dla mięśni dolnych miednicy. Pozycja, do której przyjmowania skłaniają nas nasze kibelki, jest wbrew naturze i sprawia, że sobie szkodzimy. Defekować należy, będąc lekko pochylonym i z nogami w kucki, dzięki czemu układ wydalniczy ustawia się w prostopadłej linii i nie musimy napinać mięśni, żeby uwolnić przetrawione resztki. Wiedzą o tym choćby Arabowie, których tak się boimy. Niestety światli Europejczycy ciągle nie potrafią przyswoić tej wiedzy i produkują kible takie, jakie produkują, narażając kolejne pokolenia na ból pupy oraz inne problemy, nie tylko gastrologiczne. Trudno mi tego nie łączyć z ogólną psychofizyczną kondycją polskiego społeczeństwa, które choć w badaniach deklaruje, że jest szczęśliwe, to jakoś trudno mi w to uwierzyć, obserwując poziom przemocy w kontaktach międzyludzkich.

Nie bardzo wiem, co jest priorytetem w naszym społeczeństwie, ale ostatnio dużo się słyszy o bezpieczeństwie naszych dzieci. Jednocześnie ze szkoły i kościoła pamiętam jak straszono nas piekłem i kazano nieść swój krzyż. Podporządkowanie się autorytetom wydawało się ważniejsze niż nasz rozwój i potrzeby. Mieliśmy nieść swój krzyż i z tą świadomością przeżyłem sporą część życia. Dziś już nie mam na to ochoty. Wolę oddychać pełną piersią i cieszyć się życiem, dlatego jedną z pierwszych rzeczy po wejściu do wynajętego na Airbnb mieszkania, było zdjęcie krzyża, który tam wisiał i schowanie go do szuflady. Niech sobie Jezusik trochę odpocznie. Tyle już wisi na tym krzyżu, że zdecydowanie zasłużył na odpoczynek.

Między Janem Pawłem II a gimnastyką seksualną

Po drodze z mieszkania do Domu Kultury Zaspa, w którym odbywał się Festiwal, mijaliśmy dwa kościoły i jeszcze więcej podobizn Jana Pawła II. Wśród nich znalazł się nie tylko monumentalny pomnik, ale również gigantyczny mural na jednym z bloków, a także plakaty zapraszające na spektakl „Karol – musical o życiu Jana Pawła II” z udziałem m.in. Edyty Geppert, braci Cugowskich oraz Jacka Kawalca w roli naszego papieża. Istne papieskie szaleństwo. Być może wszystko to dlatego, że szliśmy tam ulicą Jana Pawła II albo przez park również jego imienia, ale niekoniecznie. Podobizny naszego papieża spotykam wszędzie, gdziekolwiek się udam, choć nie bardzo wiem, co z tego wynika, dla naszego życia publicznego, bo jakość większość Polaków zdaje się nie pamiętać, że Karol Wojtyła pisał i mówił o tym, żeby w twarzy każdego uchodźcy dostrzec twarz Chrystusa.

Dostrzegam dużo chrześcijańskiej hipokryzji w naszym życiu publicznym, dlatego bardzo się ucieszyłem, że na zajęcia z gimnastyki seksualnej przyszło tyle osób, że ledwo się pomieściliśmy w salce, w której na co dzień najwyraźniej odbywały się zajęcia dla dzieci, bo ze ścian patrzyły na nas zdjęcia uśmiechniętych bobasów. Nie spotkaliśmy się jednak tutaj w celach prokreacji, ale żeby nauczyć się jak wykonywać ekstatyczny masaż pupy. Było to odrobinę onieśmielające, bo musieliśmy się dobrać w pary z obcymi sobie osobami, żeby nawzajem masować sobie pupy, ale jednocześnie było bardzo przyjemne. Okazuje się, że głód wiedzy o seksie jest w naszym społeczeństwie wielki. Nic w sumie dziwnego, skoro nikt nas o tym nie uczy.

Jednak to nie zajęcia z seksu były głównym tematem Festiwalu. Znacznie więcej było warsztatów z jogi, oddychania czy tańca. Program był napięty do granic możliwości. To był chyba pierwszy festiwal w moim życiu, na którym nie było wieczornej imprezy ani picia alkoholu, ale godzina z Tańcem Czakr tudzież Pięcioma Rytmami z powodzeniem zastępowały najlepsze imprezy. Pomimo braku alkoholu dawno nie uczestniczyłem w tańcach, które byłyby tak intensywne, a tańczący tacy swobodni. Momentami było to dla mnie aż stresujące, bo niektórzy uczestnicy mieli chyba ochotę uwolnić całą swoją energię i nie bali się tego robić. Krzyczeli i szaleli do tego stopnia, że prowadzący zajęcia z Tańca Czakr Mateusz Wiszniewski poprosił w którymś momencie o stonowanie emocji, bo najwyraźniej zauważył, że dla niektórych może to być krępujące. Jednocześnie poprosił też o zrozumienie i zaakceptowanie, że niektórzy mają taką potrzebę uwalniania głosu w tańcu. Bardzo to było empatyczne, że tak wyczuwał przeciwstawne nastroje. Generalnie chyba za mało tańczymy, a przecież taniec może być w życiu bardzo pomocny i mieć również działanie terapeutyczne. Mówiła o tym Edyta Bonk na prowadzonych przez siebie zajęciach Wytańczyć stres. Nie do końca były to zresztą zajęcia z tańczenia, a raczej z różnych rodzajów form ruchu i dotyku, pozwalających rozpoznać powstające w ciele napięcia i lepiej sobie z nimi radzić. Warsztat skończyliśmy ćwiczeniem ze śmiechu. Śmiech jest zaraźliwy, co łatwo sprawdzić, wsiadając większą grupą do autobusu. Gdy zaczniecie się śmiać, po chwili śmiech pojawi się również na twarzach przypadkowych współpasażerów.

Jednak z Lottą nie wracaliśmy do Warszawy autobusem, tylko uberem i pociągiem. Pociąg oczywiście miał spóźnienie, ale może to dobrze, bo niewiele brakowało, byśmy się sami na niego spóźnili. Wszystko dlatego, że kierowca ubera zaczął nas zagadywać, czy udały nam się wakacje. Gdy dowiedział się, że wracamy z Festiwalu Świadomej Pracy z Ciałem, zapytał, czy jesteśmy zainteresowani rozwojem osobistym, bo on ostatnio ogląda na youtubie programy o kosmitach. Cóż, w pewnym sensie jesteśmy, a w pewnym sensie jesteśmy kosmitami, bo Lotta szybko z obcych cywilizacji przeszła na temat weganizmu i złych korporacji, które nas tuczą niezdrowym jedzeniem. Chłopiec już wcześniej coś o tym słyszał, ale po kwadransie opowieści o ropiejących cyckach szyprycowanych antybiotykami krów na fermach przemysłowych z pewnością zainteresuje się tym bardziej.

„Obrzydliwa, brązowa, śliska podłoga, na niej resztki zwierząt. Przez tę pracę przestałam jeść mięso”

Lekko zaskoczony otwartością umysłu kierowcy ubera powtórzyłem ten wykład w skróconej formie w ankiecie ewaluacyjnej, którą dostałem do wypełnienia po Festiwalu. Ostatecznie świadoma praca z ciałem powinna też zakładać świadomą dietę, a naprawdę nie ma żadnych racjonalnych powodów, żeby jeść nabiał czy jajka, choć najwyraźniej nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą.

Na szczęście świadomość w narodzie rośnie i ciągle pozostaję pełny optymistycznej wiary, że któregoś dnia zamiast pomników papieża łatwiej będzie w przestrzeni publicznej znaleźć miejsca do medytacji. Tymczasem medytuję sobie patrząc na papieża i przypomina sobie pytanie, które padło podczas warsztatów z mindfulness: „Czy można całkiem wyłączyć myślenie?”. Prowadząca odpowiedziała, że owszem, ale nie o to chodzi w medytacji, a takie odłączenie się od jakichkolwiek myśli spotyka ludzi, którzy przeżyli traumę i jest to patologia. Jedna z uczestniczek pozwoliła sobie z się z nią nie zgodzić, bo czytała, że nasz papież podczas kontemplacji potrafił zupełnie przestać myśleć. Cóż, być może przeżył traumę, zażartowałem, a ludzie się śmiali, choć to wcale nie był żart. Życie w Polsce może być ciężką traumą, ale na szczęście można z niej wyleczyć.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij