Czytaj dalej, Weekend

„Spisuję siebie, jakbym był ołówkiem”. Literatura mniejsza Leo Lipskiego

Opisując wrażenia z lektury Lipskiego, komentatorzy i badaczki często posiłkują się sformułowaniami wykraczającymi poza hermeneutyczny dyskurs interpretacji, znaczenia i sensu. Mowa o „ściskaniu za gardło”, „szoku”, „zdumieniu i zgrozie”, „porażeniu” wywołanym przez tekst „sproszkowany”, „zgruzowany”, „zeżwirowany”.

Doświadczenie – pamięć – pismo. Życie i twórczość Leo Lipskiego to pierwsza monografia wieloautorska poświęcona Leo Lipskiemu (Lipschützowi, 1917–1997), polskiemu prozaikowi żydowskiego pochodzenia. Lipski jest pisarzem niekanonicznym – pozostaje na marginesie recepcji historycznoliterackiej, choć jego twórczość, współcześnie opisywana w kategoriach literatury mniejszej, budziła zainteresowanie, a czasem wręcz fascynację najważniejszych postaci emigracyjnego życia literackiego: Jerzego Giedroycia, Józefa Czapskiego, Mariana Pankowskiego czy Konstantego Jeleńskiego. Ten ostatni po lekturze mikropowieści Lipskiego Piotruś napisał: „Dziwne spotkanie Bruno Schulza i Becketta w tym chłopcu – przecież tak indywidualnym. Wreszcie prawdziwy nowy pisarz”.

Maranizm pozwala na rewolucyjną i kompleksową rewizję polskiej kultury

Proza Lipskiego jest lapidarna, a zarazem intensywna. Każde jej zdanie jest ryzykiem podjętym w imię oddania traumatycznych przeżyć, takich jak ucieczka z rodzinnego Krakowa po wybuchu II wojny światowej, utrata najbliższych w Zagładzie, pobyt w łagrze czy ciężka choroba. Oryginalność dzieła Lipskiego jest niezaprzeczalna, choć jego utwory budzą skojarzenia z twórczością innych pisarzy dwudziestowiecznych, którzy eksperymentowali z formami, stylami i narracjami, poszukując formuł zdolnych oddać lęk, niepokój, egzystencjalny chaos. Jeleński nazywa Lipskiego „nowym pisarzem”, którego idiom twórczy jest świeży i oryginalny – raczej wyznacza nieznany wcześniej paradygmat, niż naśladuje zastane schematy reprezentacji, nawet kiedy odnosi się do fundamentalnych tematów literatury powojennej.

Przykład stanowi opowiadanie Dzień i noc (nagrodzone przez „Kulturę” w 1955 roku), w którym Lipski oddaje doświadczenie łagrowe w sposób surowy i wstrząsający, bez dokumentalistycznego zacięcia czy konturu narracyjnego. Skupia się na konkrecie wydarzeń, poddanych jednak deformacji. Brutalna i wyrafinowana, pozbawiona ozdobników proza rezonuje z anomią świata wojennego, z jej skrajnie subiektywnym doświadczeniem – cielesnym i zmysłowym.

W recenzji Dnia i nocy Pankowski pisał o „krótkich, rąbanych zdaniach” tworzących „aurę bliską halucynacji, która ogarnia nas spoconym oddechem”. Połączenie formy, tematyki i nastroju tekstu wydaje się kluczowe; nie tylko ekspresja obrazowania, lecz także kształt narracji sprawiają, że pisarstwo Lipskiego silnie oddziałuje na czytelnika i prowokuje wyraziste reakcje, zarówno intelektualne, jak i afektywne.

Opisując wrażenia z lektury Lipskiego, komentatorzy i badaczki często posiłkują się sformułowaniami wykraczającymi poza hermeneutyczny dyskurs interpretacji, znaczenia i sensu. Mowa o „ściskaniu za gardło”, „szoku”, „zdumieniu i zgrozie”, „porażeniu” wywołanym przez tekst „sproszkowany”, „zgruzowany”, „zeżwirowany”. Kontakt z prozą Lipskiego jest więc dla wielu odbiorców czymś na tyle intensywnym i niecodziennym, że jej późniejsza recepcja nie może odbyć się według standardowych protokołów – wymaga bowiem bardziej osobistych formuł lektury.

Poza warstwami znaczeniową i wrażeniową formuły te powinny uwzględnić również specyficzną materialność pisarstwa Lipskiego, długo traktowaną nawiasowo (jako cecha pozatekstowa), a przecież mającą bezpośredni wpływ na kształt tej twórczości, szczególnie w jej dojrzałej fazie – wojennej i powojennej.

W ciągu roku spędzonego w łagrze i podczas tułaczki z Armią Andersa Lipski nie miał warunków do pracy twórczej; dopiero gdy znalazł się w obozie cywilnym w Teheranie (1942), kupił zeszyt, który zaczął wypełniać notatkami: „Mieszają się tam dość chaotycznie wspomnienia i bieżące obserwacje, przybierają już jednak formę literacką i kształty poszczególnych utworów lub ich partii” – pisze Agnieszka Maciejowska. W marcu 1945 r. podczas pobytu w Bejrucie przeżył udar mózgu, którego skutkami były połowiczny paraliż ciała i afazja. Po długiej rehabilitacji powrócił do pracy, tym razem jednak przychodziła mu z ogromnym trudem: pisał trzema palcami zdrowej ręki na maszynie, na skrawkach papieru, w dużej mierze niezdolny do dyktowania ze względu na niewyraźną mowę. Z powodu afazji musiał od nowa uczyć się mówić i pisać po polsku, nigdy zaś nie opanował hebrajskiego – znajomość tego języka z pewnością ułatwiłaby mu życie w Tel Awiwie, w którym mieszkał (mierząc się z trudnymi warunkami materialnymi) w latach 1945–1997, aż do śmierci. Znajdował się tam „na marginesie marginesu”; był outsiderem nawet w środowisku izraelskiej Polonii. Jego osamotnienie przejmująco opisała Irit Amiel:

„U rodziców […] koleżanki z tamtych czasów poznałam też pana Leosia Lipskiego. Tak go zwali tutaj: pan Leoś. Istniała wtenczas wspólnota żydowskiej krakowskiej inteligencji, gdzie nawzajem służyło się sobie wsparciem w trudnych chwilach. […] Był swego czasu sklep z ubraniami dla dzieci na ulicy Dizengoff, gdzie wyżej wymienieni krakowianie zostawiali buty i ubrania dla pana Leosia, który był ubogi ze względu na swój paraliż. Gościło się go po domach na podwieczorkach, co nie było łatwe, bo bardzo się jąkał i był przez to małomówny. Nigdy nie nauczył się hebrajskiego. Pamiętam, jak przechadzał się po Sderot Rothshild, młody, wychudzony, kulejący i z ręką na temblaku – a jego temblak był zawsze kolorowym krawatem”.

Wasilewska spadła Stalinowi z lewicowego nieba

czytaj także

Zdrobniała forma „pan Leoś” sugeruje pobłażliwy czy litościwy stosunek do człowieka, którego postrzega się jako niesamodzielnego, nieporadnego i zależnego od pomocy innych, traktuje wręcz jak dziecko – odzież dla Lipskiego zostawiano zresztą w sklepie z dziecięcymi ubraniami. To nie jedyne takie świadectwo infantylizacji: Jeleński w cytowanym wcześniej liście nazywa ponadczterdziestoletniego pisarza „chłopcem”, z kolei Łucja Gliksman, jego długoletnia partnerka i opiekunka, zwracała się do niego „synku”.

W Izraelu Lipski zmagał się z cielesnymi, materialnymi i finansowymi ograniczeniami, walczył także o podmiotową odrębność – możliwość samostanowienia, dzięki której jego życie w skrajnie wrogim świecie stałoby się znośniejsze. Próby wyswobodzenia się z egzystencjalnego klinczu („Siedzę zamknięty w kręgu patu”, pisał do ukochanej, Ireny Lewulis) i poszukiwania namiastki szczęścia powracają jako temat Piotrusia. Stale obecne są tu aluzje autobiograficzne, a Lipski wkomponował w powieść fragmenty swoich listów i osobistych notatek. Tym trudniej zignorować zdrobnienie pojawiające się w tytule, które jawi się jako echo „pana Leosia”. Inaczej (jako „kamyk”, w odniesieniu do postaci Świętego Piotra i greckiego Petros – kamień) rozumie ten tytuł Piotr Sadzik:

„Tekst powieści stanowi rodzaj przerzuconego przez mur znękanego ciała językowego raportu o życiu. Wyprowadzając „ja” z więziennego zamknięcia, język przekracza ograniczenia cielesności, jednocześnie będąc naznaczony śladami jej niedowładu i pamięcią o własnych dysfunkcjach. W tej sytuacji to sam tekst (Piotruś) staje się świadectwem i powtórzeniem gestu exodusu, całkiem dosłownie wyłamanym z muru sparaliżowanego ciała i zblokowanego języka kamykiem („piotrusiem”), który znaczy ruch zbawiennego wychodźstwa poharatanego „ja”. Kamyk, który był figurą milczącej martwoty i elementem zamurowania jednostki w niej samej, staje się na mocy dialektycznej wywrotki właściwym nośnikiem nadziei, nie jest już objawem niemej permanencji bytu, który wyłącznie jest, ale bytu, który żyje i który mówi mimo zgruzowania własnej mowy”.

Czy socjaliści mogą być szczęśliwi?

czytaj także

Sadzik odróżnia stan wegetatywnego trwania od upodmiotowionego życia, które jest zdolne powiedzieć o sobie „ja” i zaświadczyć o własnym istnieniu, nawet jeśli czyni to z wielkim wysiłkiem, ponieważ dysponuje zaledwie resztkami języka. Mówienie i pisanie warunkują dalszą egzystencję, literatura stanowi zaś ratunkową strategię przetrwania. Pisarstwo byłoby więc jedynym dostępnym „półwyjściem” z impasu – nie zmieni sytuacji podmiotu i nie wymaże jego traum, ale stworzy mu dodatkową przestrzeń, w której możliwe będzie opowiedzenie, choćby cząstkowe, o najtrudniejszych doświadczeniach. „Spisuję siebie, jakbym był ołówkiem”, stwierdza autor Piotrusia. Trudno o bardziej esencjonalną charakterystykę biograficzno-tekstowego splotu i świadectwo bezprecedensowego zaangażowania, widocznego w każdym zdaniu gęstej i bogatej prozy Lipskiego – na tyle żywotnej, by skutecznie wymykać się kanonizacji. Rację ma Sadzik, gdy pisze, że „z Lipskim mamy jeszcze mnóstwo rzeczy do obgadania”.

*

Fragment wstępu monografii Doświadczenie – pamięć – pismo. Życie i twórczość Leo Lipskiego, która ukazała się w Wydawnictwach Uniwersytetu Warszawskiego. Pominięto przypisy. Dziękujemy wydawnictwu za zgodę na przedruk.

**

Antoni Zając – literaturoznawca i krytyk literacki. Pracuje nad doktoratem o twórczości Leo Lipskiego w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UW. Redaktor kwartalnika „Wizje”. Publikował w „Literaturze na Świecie”, „Twórczości”, „Tekstach Drugich” czy „Pamiętniku Literackim”. Pisze o literaturze polsko-żydowskiej, psychoanalizie, queerowej męskości.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij