Kraj, Weekend

Studentki, pracownice, lokatorki, związkowczynie. Kobiety w ruchu socjalnym

Trzeci dzień spędzony w DS Jowita zaczęłyśmy panelem „Jak wzmacniać kobiece głosy w naszym ruchu?”. W tym tekście chcemy podzielić się z Wami naszymi wnioskami, obserwacjami oraz metodami, które uznajemy za niezbędne.

Panuje powszechne przekonanie, że skoro lewicowe środowiska rozpoznają i nazywają problemy wynikające z patriarchatu, to są od niego wolne. Doświadczenie nasze, jak i wielu innych działaczek – nie tylko w naszym związku zawodowym, ale też w innych lewicowych, progresywnych strukturach – temu przeczy. Nierzadko docierają do nas głosy pojedynczych (a przynajmniej w to mamy wierzyć) kobiet mówiące o gorszym traktowaniu ze względu na płeć. Dlatego, podczas okupacji Jowity zdecydowałyśmy się przeprowadzić panel skupiony wokół tej problematyki. Naszym celem było przedstawienie oraz wspólna diagnoza problemów, z jakimi mierzą się kobiety w szeroko pojętym ruchu socjalno-lewicowym, a następnie zastanowienie się, czy i jak możemy to zmieniać.

Studia tylko dla bogatych? O co chodzi strajkującym w Jowicie

Zaczęłyśmy od przedstawienia banalnych założeń, które miały towarzyszyć z tyłu głowy obecnym na sali przez całość panelu. Wydają się prozaiczne, jednak wiemy, że są one kluczowe i często pomijane w codziennej organizacji.

Kobiety myślą. Kobiety są zaangażowane w kwestie, których sens i znaczenie dostrzegają. Kobiety chcą mieć wpływ na sprawy, w które są zaangażowane. Kobiety lubią zmiany i działania, na które mają wpływ. Kobiety są gotowe podejmować decyzje, które dotyczą ich samych i nie tylko, oraz brać za nie odpowiedzialność. Kobiety chcą się uczyć i robią to, też przez (współ)działanie i (współ)doświadczanie. Kobiety są zdolne do działania i do zabierania głosu.

Prostota tych stwierdzeń trafnie prezentuje skalę problemu, z którym się mierzymy. Następnie zastanowiłyśmy się, jak sytuacja kobiet w społeczeństwie jest reprodukowana w antysystemowych przestrzeniach. Wyszłyśmy z założenia, że jesteśmy socjalizowani do powielania seksistowskich schematów, a co za tym idzie – cała otaczająca nas rzeczywistość funkcjonuje na bazie mizoginistycznego paradygmatu. W takich warunkach twierdzenie, że feministyczne autodeklaracje gwarantują nam wolność od przemocy ze względu na płeć, jest nielogiczne. Ponadto argumentowałyśmy, że tak jak kwestionujemy stosunki władzy wytworzone poprzez akumulację kapitału, tak nieustannie powinniśmy kwestionować stosunki władzy wynikające z dynamiki płciowej.

Wśród problemów, z którymi mierzymy się na co dzień, szczególnie wybrzmiewały:

  • podważanie kompetencji;
  • uciszanie;
  • uprzedmiotowienie i seksualizacja;
  • przemoc ze względu na płeć, w tym przemoc seksualna;
  • ignorowanie przemocy ze względu na płeć, w imię dobra ruchu;
  • podwójne standardy, również w zewnętrznej ocenie działalności politycznej;
  • izolacja oraz autoizolacja działaczek;
  • „męska” kultura organizacyjna i komunikacyjna.
Studencka akcja protestacyjna w akademiku Jowita. Fot. Jarosław Jan Hemmerling

Bezimienne liderki

Pochodząc z robotniczej rodziny i spędzając lata w politycznych środowiskach, trudno jest nie zauważyć pewnego schematu. Mówi się o „bojowych kobietach”, „dziarskich babeczkach”, „stojących na froncie kobietach”, kobiety te jednak rzadko posiadają imiona. Pełnią funkcję dzielnych, odważnych robotnic, lokatorek, biedaczek, ale nie zasłużyły na bycie wymienionymi z imienia. Najprawdopodobniej nie są one nawet zapamiętane – mamy do czynienia z Mariuszami, Krzysztofami, Krystianami, Dariuszami i „bojowymi działaczkami”. Jesteśmy świadome, że istnieją wyjątki – wiemy to aż za dobrze, bo zawsze służą za dowód, że jest inaczej, a problem nie istnieje. Jednak nasz osobisty szacunek i uznanie do konkretnych osób nie zmieniają materialnej rzeczywistości, w której lider ma męskie imię. Nieraz słuchamy z naszymi towarzyszkami, że jesteśmy w błędzie, bo przecież trzonem naszej działalności są kobiety. Dla nas jednak jest to jedynie jaskrawy dowód, że problem narasta.

Studenci do nauki? Marzenie, a nie rzeczywistość

Męska, „antykapitalistyczna” dominacja

Najcenniejsze były dla nas głosy kobiet z publiczności. Chciałybyśmy, aby każdy czytelnik wziął je do siebie i żeby każda czytelniczka potraktowała je z należytą powagą – nie zakładając, że ich koleżanki są po prostu nadwrażliwe, słabsze, niedostosowane. Rozpoczęcie rozmowy było trudne – zgodnie z przewidywaniami, uczestniczki nie chciały zabierać głosu i odpowiadać na pytania. Zmieniło się to dopiero przy podchodzeniu z mikrofonem osobiście do konkretnych osób – wizja zajęcia przestrzeni zrobiła się wtedy mniej straszna. Każda wypowiedź prowokowała następną – w ten sposób zaczęłyśmy grupowo dzielić się swoimi doświadczeniami i bolączkami. To właśnie dlatego kobieca obecność w ruchu jest tak istotna. Nie istnieje ona w próżni, wpływa na otoczenie i nasze towarzyszki. Wiąże się z tym pewna niesprawiedliwa odpowiedzialność: gdy mówisz ty, kobieta – mówimy my, kobiety. Gdy jednak głos zabiera mężczyzna, robi to on sam, samodzielny człowiek. Nie zaskoczyło nas to, że chętniej ręce podnosili obecni na sali mężczyźni. Większość wypowiedzi była wartościowa (samym uczestnikom zadawano również pytania mające na celu zmuszenie do refleksji nad mechanizmami grupy), chociaż były wymowne wyjątki. Jednym z nich była uwaga związkowca nawiązująca do naszych spostrzeżeń dotyczących tonu i barwy głosu (te wyższe są prędko dyskredytowane i zagłuszane). Uśmiechnięty uczestnik zauważył żartobliwie, że rozwiązanie nasuwa się samo – po prostu powinnyście zacząć zażywać testosteron! Jego wypowiedź, choć spotkała się z powszechnym oburzeniem obecnych na sali, trafnie ilustruje stosunek towarzyszy do naszych realnych problemów. Można je trywializować, obracać w żarty i anegdoty. Z tych samych pobudek wynika panująca zgoda na seksualne odzywki i żarty – to nie w nich leży kłopot, a w braku dystansu i powadze spiętych towarzyszek. Jeśli masz szczęście, twoje zmagania nie zostaną ośmieszone. W zamian staną się symbolem, łzawą historią lub należącym do każdego w otoczeniu faktem z życia, ot publiczną historią. Stało się tak między innymi, gdy jeden ze związkowców zaintrygowany próbował dowiedzieć się, czy wśród zrzeszonych w naszej organizacji kobiet są te z doświadczeniem aborcji. Nie zapominaj – twoje istnienie jest abstrakcyjną anegdotą, która ma służyć uciesze publiczności.

Co trapi polskie uczelnie? Studenci i studentki wyjaśniają

Czego uczymy działaczki?

  • Twoje doświadczenie nigdy nie jest wystarczające – przecież jesteś młodą kobietą. Na sali wielokrotnie podnoszono problem seksistowskich norm środowisk anarchistycznych i ogólnie pojętych grup lewicowych. Niezależnie od twoich kompetencji i wykonywanej na co dzień pracy, twoje obserwacje i słowa będą miały mniejszą wagę od słowa mężczyzny – zarówno starszego, jak i młodszego.
  • Jeśli jesteś przekonana o swojej racji i jesteś w stanie ją obronić, jesteś żądna władzy. Naturalnie, pewni siebie i kompetentni przedstawiciele płci męskiej są po prostu charyzmatycznymi liderami, ale ciebie obowiązują inne kryteria. Uważaj na ton – wszystko, co powiesz, może być wykorzystane do przedstawienia cię jako nieuprzejmej.
  • Gdy zauważysz problem w naszej pozycji i traktowaniu kobiet przez ideologicznych kolegów, zduś go w sobie. Wydaje ci się, brakuje ci rozeznania w ruchu (patrz: punkt 1), plotkujesz, a przede wszystkim dopuszczasz się największej zbrodni, na jaką stać kobietę: nakręcasz aferę. Przełknij poczucie niesprawiedliwości, odwróć wzrok od skrzywdzonych koleżanek, zegnij kark i już nigdy się nie prostuj. Bądź lojalna.
  • Przede wszystkim jesteś ciałem i obiektem seksualnym – nie damy ci o tym zapomnieć. Jeśli nie odnajdujesz się w archetypie rozwiązłej seksualnie ladacznicy, czeka na ciebie inna etykietka, bez obaw. Zostaniesz Madonną – pruderyjną cnotką, której konserwatywne przekonania i kompleksy powstrzymują innych od dobrej zabawy, przyjemności i seksualnego wyzwolenia.
  • Jesteś ozdobą. Nie jest tak, że ruch ciebie nie potrzebuje – jest wręcz przeciwnie i nikt tego specjalnie nie ukrywa. Ruch nie może obyć się bez dzielnych, zaharowujących się kobiet – męczennic kapitalizmu. Będą wielokrotnie podkreślać, że „na froncie wielu walk społecznych stoją kobiety”, co po pewnym czasie przestanie robić na tobie wrażenie, zaczniesz traktować owe deklaracje z dystansem, a całokształt narracji doprowadzi cię do dysonansu poznawczego.
Studencka akcja protestacyjna w akademiku Jowita. Fot. Dawid Majewski

Praca, której nie widać

Kobiety wykonują w strukturach organizacyjnych nakład pracy, który pozostaje niedostrzegany i brany za tzw. pewnik. To dbanie o wszelkie procesy, które z perspektywy grupy dzieją się same – w grę wchodzą formalności, dokumentacja, zapewnianie przepływu informacji. Bez nich ugrupowania polityczne nie istnieją. Na politycznej ścieżce zaskakuje wątpliwa kompetencja działaczy w tym zakresie. Gotowy do podpisu papierek pojawi się pod ich nosami samoistnie, podczas gdy ci będą zajęci byciem geniuszami i bojowymi załogantami.

Wobec członkiń stosujemy podejście „niech przyjdą i się zaangażują”. Rzeczywistość wskazuje, że to życzeniowe myślenie uniemożliwia kobietom wdrażanie się w życie organizacji. Działacze rozkładają z niemocą ręce – w końcu zrobili wszystko, co mogli, aby ich koleżanki się zaangażowały. W ten niezagospodarowany obszar wkraczają kobiety, które dostrzegłszy niuans, podejmują próby przeciwdziałania izolacji członkiń – nie zawsze z sukcesem. Odgórne negowanie faktu, że dołączenie do organizacji wymaga przedstawienia kwestii będących dla weteranów „oczywistościami”, aktywnie zapobiega faktycznemu rozwojowi grupy.

Pani dziennikareczko, praca jest dla zarządu, dla pani są (lub nie) napiwki od czytelników

Obserwacje i nasze doświadczenia

Grupy i środowiska, jakie tworzymy, są odbiciem społeczeństwa, w jakim żyjemy. Nie zgadzam się z narracją głoszącą, że wystarczy skupić się na walce z szefostwem, by nierówności płciowe zniknęły „ot tak”. Nie uważam też, że powinnyśmy unikać trudnych tematów (takich jak np. wyzysk seksualny, który idzie w parze z władzą kapitału) i uciekać od niuansu na rzecz „nierobienia sobie wrogów w środowisku”. Zostawianie kobiet w tyle nie jest strategicznym krokiem, a przykrym schematem.

Ruch jest przesiąknięty narcystycznymi mężczyznami, którzy odnajdują się w nim niczym ryby w wodzie. Nie obowiązują cię żadne zasady współżycia społecznego, bo przestrzeganie ich szkodzi ruchowi. Nie musisz mieć krzty pokory, bo nie popełniasz błędów. Nie zaprzątaj sobie też głowy interesowaniem się, czy twoje czyny wpływają negatywnie na ogół grupy – przecież wystarczy wykorzystać garść słów-wytrychów, aby tego uniknąć. W końcu jesteś niezastąpiony – nie to, co one.

Proces zastępowania kobiet w ruchu jest czymś fascynującym, gdy oglądamy go z boku. Jest niczym propagandowy spektakl, na którym publiczność wiwatuje, gdy antagonista dąży po trupach do celu, bo scenariusz jest wybitnie napisany. Przez dekady przewinęło się nas niemało przez najróżniejsze ruchy społeczne. Pozostajemy anonimowe, wyczerpane, znikamy po doświadczeniu przemocy lub ostracyzmu, albo wkupujemy się w łaski antysystemowego systemu i bronimy go pełną piersią – bo po co to wszystko było, jeśli miałybyśmy po latach przyznać przed samymi sobą, że nie wykreowałyśmy utopii?

Niech żyją pracowniczki! Również te seksualne [rozmowa]

Zdarzało nam się być na blokadach eksmisji, na których wybrzmiewało „przyszedł nasz wybawca”, gdy pojawiał się spóźniony, charyzmatyczny mężczyzna. Niejednokrotnie telefonowałyśmy do starszych kolegów ze związku przed spotkaniami z prośbą, by przedstawili nasz pomysł, bo gdy robiłyśmy to samodzielnie, w oczach innych nie miał znaczenia. Nieraz tłumaczyłyśmy rówieśniczkom, że wcale nie pałamy do nich nienawiścią, jeśli nie podobają nam się ich pomysły. Widujemy, jak otoczenie odwraca się na pięcie od tych, którym nadaje się łatkę aferzystek. Często obserwujemy, jak nasze koleżanki podważają świadectwa kobiet ze swojego otoczenia, bo tak jest bezpieczniej. Stworzyłyśmy swój własny, czarno-czerwony patriarchat.

Co złego, to nie my

Samo zauważanie i zwracanie uwagi na różnice wynikające z płci generuje solidną dawkę problemów. Spojrzenie na siebie w roli uległej nie jest komfortowe i wolimy tego nie robić. Jeśli jednak stan rzeczy będzie wystarczająco dawał się we znaki, napotykamy kolejną ścianę w postaci działaczy, towarzyszy, kolegów – tych, którzy mają być „tymi dobrymi”. Prędko okazuje się, że ta dychotomia jest fałszywa. Kiedy przyjmiemy za fakt kontrowersyjne według niektórych stwierdzenie, że mężczyzn wychowuje się do roli mizoginów, wiele elementów zaczyna tworzyć spójną całość. Ci, którzy deklaratywnie odcinają się od narzuconych przez kulturę ścieżek, nie kryją samozadowolenia. Stają się oświeceni, a ewentualne uwagi kierowane w ich stronę zostają szybko sprowadzane do poziomu absurdu. Przecież Mietek popiera prawo do aborcji i uważa, że pensje w żłobkach są zbyt niskie, o czym ty opowiadasz? Nie widziałaś jego zdjęcia z odważnymi robotnicami?

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

Wypleniane antykobiecych przekonań dotyczy nas samych, działaczy i działaczek. Wymaga pokory i otwartości na doświadczenia innych kobiet. Oprócz tego niezbędne jest postawienie swoich interesów na drugim planie oraz wyjście ze strefy komfortu. Czasami to twój kolega będzie zachowywał się w sposób krzywdzący, niewykluczone jest też, że dopuści się nadużyć. Ofiarą przedstawionych przez nas w tekście zachowań może paść koleżanka, z którą jest Ci co najmniej nie po drodze. W takich sytuacjach działaczki stają przed moralnym konfliktem – czy niesione na ustach ideały są na tyle istotne, aby żyć według nich?

Jowita uratowana, ale kolejne radykalne kroki są koniecznością

Konflikt idei z rzeczywistością

Działalność związkowa dla kobiet oznacza niezliczone rozmowy z grubiańskimi seksistami. Nieraz nie dopuszczą cię do głosu, usłyszysz żarty z podtekstem seksualnym w swoją stronę lub zaczepki nawiązujące do twojej płci. Wobec tego kołacze w naszych głowach wiele pytań: Co robić? Czy zignorować uprzedmiotawiające traktowanie? Czy powinnaś zareagować? Co, jeśli zadziałasz na szkodę związku? Jak pogodzić swoją niezgodę na poniżające traktowanie z walką o godną płacę? Czy sprzeciw oznacza bycie winną, czy też zdradę klasową? Samo wytknięcie tych rzeczy w antykapitalistycznym gronie naraża nas na kwestionowanie naszych zamiarów i ideowości. Problemy, z którymi na co dzień mierzą się organizatorki, zostają potraktowane jak miejskie legendy. Lepiej o nich nie wspominać głośno – w końcu wszyscy wiemy, że to się dzieje, ale nie zaburzaj naszych mitów.

Studencka akcja protestacyjna w akademiku Jowita. Fot. Jarosław Jan Hemmerling

Każdy może się wypowiedzieć

Podczas dyskusji wielokrotnie obnażano absurdy ruchu będące swojego rodzaju wytłumaczeniem tego, że kobiety nie biorą aktywnego udziału w procesach politycznych. Jednym z nich jest słynna ahierarchiczność i równość. W demokratycznej organizacji każdy głos waży tyle samo, a odezwanie się pozostaje kwestią woli. To proste – gdy kobiety się nie wypowiadają, wynika to z ich niechęci. Okazuje się, że dziwnym trafem zwykle nie mają nic do powiedzenia. To samo dotyczy decyzyjności oraz podejmowania inicjatywy. Jeśli kobiety się nie angażują, to powodem są brak ambicji, niezainteresowanie czy obojętność. Przyjmując taką optykę, nie dochodzimy do sedna sprawy. Dlaczego kobiety nie biorą udziału w procesach politycznych, mimo że w teorii nic ich nie ogranicza? Deklarowana nieobecność hierarchii stawia wiele wyzwań i nie oznacza braku dynamiki władzy. To mężczyźni bez zahamowania przekrzykują się na zebraniach, nawet jeśli ich wypowiedzi nie wnoszą niczego wartościowego. Możliwość swobodnego wypowiedzenia pozostaje w takim układzie pozorna. Kobiety podnoszą rękę i czekają cierpliwie na swoją kolej, której mogą się nie doczekać. Z obserwacji uczestniczek okupacji, wynika, że mężczyźni będą śmiało i bez skrępowania wygłaszać przemowy na każdy temat (nawet gdy nie mają o nim pojęcia). Tymczasem kobiety, czasem nawet ekspertki w danej dziedzinie, zastanawiają się dziesięć razy nad doborem słownictwa i tonu twojej wypowiedzi.

Sukces studentów okupujących DS Jowita. Ale walka trwa!

O jakby, nie jestem pewna, wydaje mi się, i patrzeniu w ziemię

Słuchając sposobów, w jakie formułujemy komunikaty, można dojść do jednego, ogólnego wniosku: same kopiemy pod sobą dołki. Na okupacji przewijało się hasło „nie potrzebujesz szefa, aby coś zrobić”, które miało za zadanie przedstawić podejmowanie inicjatywy jako coś, co może być naturalne (przykład: sprzątanie w łazience nie jest czymś, co musi zostać przegłosowane na zebraniu czy wypowiedziane w formie polecenia – po prostu to zrób i nie czekaj na zgodę). Do niego dodałybyśmy myśl o wiele banalniejszą, a jednak trudniejszą do wprowadzenia we własne, kobiece życie, a mianowicie: „nie musisz przepraszać za to, że mówisz”. Nasza kultura wypowiedzi drastycznie różni się od męskiej. Mamy tendencję do nieustannego podkreślania, że nam się coś wydaje, że według nas, że tak jakby. W przestrzeni internetowej jest jeszcze ciekawiej, bo w grę wchodzą wszystkie możliwe emotki mające za zadanie ocieplić przekaz oraz akronimy pokroju „idk tho” czy inne anglojęzyczne wstawki, podkreślające, że zwykłe zdania oznajmujące nie leżą w naszej damskiej naturze. Groźne jest również zadanie prostego pytania, bo wpadamy w przekonanie, że brzmimy ofensywnie, więc: 1) zmiękczamy brzmienie zadawanych przez nas pytań do granic możliwości; 2) reagujemy defensywnie, gdy pytanie skierowane jest w naszą stronę. Na samych spotkaniach, nawet jeśli kobiety są większością obecnych, mówimy mniej. Jedną z przyczyn jest towarzyszące nam stałe uczucie braku kompetencji i lęku przed mówieniem w grupie, a drugą męskie przekonanie, że świat jest ich sceną, które pozwala na powtarzanie oczywistości i prowadzenie trzyosobowych dyskusji z kolegami na zebraniu liczącym 50 osób. Nie jest ważne, że frekwencja wskazuje na dominację kobiet, jeśli swoje zdanie wypowiadają przy dobrych wiatrach te same 3 działaczki, co zawsze. Mówcie więcej. Nie zostawiajcie swoich uwag w głowie czy na koleżeńskich czatach na mediach społecznościowych – zacznijcie mówić. Nawet jeśli na początku sama ta wizja jest przerażająca. Wasze myśli zasługują na wypowiedzenie na głos.

A wy, nasi związkowi towarzysze: musicie nauczyć się milczenia. Nie każde wasze słowo jest na wagę złota. Organizacja obędzie się bez waszego powtarzania po tysiąckroć uwag, które wybrzmiały już wcześniej głośno i wyraźnie. A wreszcie – wasz głos nie jest najważniejszy i może pożądaną dyskusję zabijać w zarodku.

*

Tekst pochodzi z książki Jowita zostaje. Historia 10 dni ruchu studenckiego, która ukazała się nakładem wydawnictwa Heterodox. Krytyka Polityczna objęła publikację matronatem.

**

Aleksandra Taran – studentka etnologii i antropologii kulturowej oraz filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. W trakcie swoich studiów chodzi po bagnach na warszawskim Wawrze i bada, jak kobiety mieszkające w okolicy wchodzą w relacje z okolicznymi roślinami, grzybami i zwierzętami. Działaczka Warszawskiego Koła Młodych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracownicza”. Przez lata związana z ruchem klimatycznym.

Gabriela Wilczyńska – działaczka Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracownicza”, koordynatorka ds. młodzieży przy Komisji Krajowej. Członkini Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, współzałożycielka feministycznego Stowarzyszenia Bez Mizoginii, Wyzysku, Przemocy. Po zdobyciu wykształcenia średniego w 2020 roku wprowadziła się do Warszawy, gdzie osobiście zetknęła się z prostytucją. Obecnie pracuje i organizuje młodzież w ramach Warszawskiego Koła Młodych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij