Czytaj dalej, Świat, Weekend

To nie „czarne owce” popełniają przestępstwa w policji [rozmowa z autorem książki „Miasto jest nasze”]

Policjant - kadr z serialu „Miasto jest nasze”

Na ławie oskarżonych wylądowało piętnastu funkcjonariuszy policji. Tego nie dało się już obronić opowieściami o kilku czarnych owcach – mówi Justin Fenton, ceniony dziennikarz śledczy, autor książki „Miasto jest nasze”, w rozmowie z Dawidem Krawczykiem.

Dawid Krawczyk: Klapki w Baltimore kosztują aż 300 dolarów?

Justin Fenton: Rozumiem, że pytasz o to z powodu sprawy sądowej, o której teraz piszę. Policjant z Baltimore jest oskarżony o kradzież 10 tysięcy dolarów, ale jedyne, co na razie prokuratura była w stanie udowodnić, to właśnie zakup klapek za 300 dolarów.

Ta sprawa jest dużo bardziej interesująca niż te klapki, bo pokazuje ważną zmianę. Zazwyczaj prokuratura federalna wnosiła akt oskarżenia, dopiero kiedy miała niepodważalne dowody winy, i przez to niemal zawsze wygrywała. W sprawach o korupcję w policji rzadko kiedy mamy do czynienia z twardymi dowodami. Przeważnie wyglądało to tak: ktoś się skarży, że policja go okradła, ale nie ma dowodów, więc nie ma sprawy. Teraz prokuratura działa inaczej.

Teraz, czyli po skandalu w Jednostce Zadaniowej ds. Śledzenia Broni (ang. Gun Trace Task Force) – elitarnej grupie policjantów w cywilu, która funkcjonowała jak zorganizowana grupa przestępcza. Latami nękała i okradała mieszkańców Baltimore. Napisałeś na ten temat książkę Miasto jest nasze, a HBO zrobiło na jej podstawie głośny miniserial.

Tak, ten skandal zmienił podejście prokuratury. W tej sprawie, którą teraz relacjonuję, mamy klasyczną sytuację „słowo przeciwko słowu”. Prokuratura, a w zasadzie była narzeczona oskarżonego policjanta, bo to jej zeznania są podstawą oskarżenia, twierdzi, że przywłaszczył on 10 tysięcy dolarów. Oskarżony nie przyznaje się do winy.

To już ostatnia z serii spraw dotyczących Jednostki Zadaniowej ds. Śledzenia Broni. To ani pierwszy, ani pewnie nie ostatni skandal z udziałem policjantów z Baltimore. One jeszcze w ogóle kogoś oburzają?

To prawda, że zawsze mieliśmy do czynienia z nieuczciwymi policjantami, ale ta sprawa jest jednak specyficzna. Potwierdziła to, co ludzie od dawna podejrzewali na temat policji – wcale nie chodzi o jakąś jedną czarną owcę, problem jest systemowy. Prokuratura oskarżyła 15 osób, które kradły w zorganizowany, metodyczny sposób.

Pamiętam, jak w 2010 roku opisywałem sprawę policjanta, który dorabiał sobie, sprzedając narkotyki. Pozwalał sobie na tyle, że dilował z samochodu na parkingu komisariatu. Policja wtedy twierdziła, że to odosobniony przypadek, właśnie taka czarna owca w stadzie. Udało się go wykryć, aresztować i skazać, sprawa zamknięta.

Piętnaście osób to już jest poważna grupa i nie da się na to odpowiedzieć: to jednostkowy przypadek. Oni popełniali przestępstwa rutynowo, praktycznie codziennie. Bo nie tylko okradali ludzi, ale też publiczny budżet – nagminnie fałszowali raporty na temat nadgodzin.

Pamiętasz, kiedy usłyszałeś po raz pierwszy o tym, co dzieje się w tej jednostce?

Dzień jak co dzień, przychodzę do pracy, włączam komputer, czytam maile, a tam wiadomość z prokuratury federalnej, zaproszenie na konferencję prasową. Poszedłem na nią i jeszcze zanim ktokolwiek podszedł do mikrofonu, wiedzieliśmy, że to coś dużego. Wszyscy zobaczyliśmy duże zdjęcia oskarżonych policjantów.

Znałeś ich? Pisałeś o nich wcześniej?

Było tam dwóch policjantów, których znałem całkiem dobrze. Jeden to Jemell Rayam, znany z tego, że w ciągu 18 miesięcy postrzelił trzy osoby. Drugi to Daniel Hersel – nie pamiętam, żebyśmy pisali więcej o jakimkolwiek innym policjancie.

Był tak brutalny wobec osób, które zatrzymywał, że raper Young Moose nagrał o nim nawet kawałek. Ten wątek w serialu HBO to nie fikcja.

Wszyscy wiedzieli, że jest z nim problem, bo media ciągle pisały o kolejnych oskarżeniach pod jego adresem. Jednak na nic nie było twardych dowodów, więc pracował dalej. Na tej konferencji prasowej dowiedzieliśmy, że funkcjonariusze jednostki, która miała zajmować się nielegalną bronią, okradali ludzi na masową skalę.

Zdziwiło cię to?

Słyszeliśmy o agresji w policji. Ale kradzieże? I to w metodyczny, zorganizowany sposób? Z początku myślałem, że może chodzić o jakąś błędnie rozumianą konfiskatę majątku. Kiedy policja odkryje, że posiadasz pieniądze, które pochodzą z działalności przestępczej, ma prawo je zająć. Ale tutaj chodziło o pospolitą kradzież.

Tajniacy od dragów: Ta wojna nie jest warta tych wszystkich trupów

Rozmawiałem kiedyś z policjantem z wydziału narkotykowego w Baltimore. Opowiadał, że marzeniem każdego młodego policjanta zawsze była praca w jednostkach w cywilu. Co jest w nich takiego pociągającego?

To samo, co pozwoliło im popełniać przestępstwa. Kiedy pracujesz w cywilu, jesteś wolnym strzelcem, możesz praktycznie robić, co chcesz. Działasz w szarej strefie. Przypominam, że mówimy o pracy policji, więc nie powinno być w niej miejsca na działanie w szarej strefie. W praktyce działa to tak: są patrole funkcjonariuszy w mundurach, którzy poruszają się po mieście w oznakowanych radiowozach; są też detektywi, zazwyczaj ubrani w garnitury, których zadaniem jest prowadzenie śledztw, i mamy też oddziały w cywilu – jeansy, bluzy z kapturem, czapki z daszkiem. Czym oni się zajmują? Mają za zadanie ogarniać, co się dzieje.

Co to znaczy?

Sami o sobie mówią, że są od zadania: „weźcie i coś zróbcie”. Zatrzymują ludzi bez nakazu pod byle pretekstem. Dostają niepotwierdzoną informację, że ktoś ma bagażnik pełen towaru albo broni – zatrzymują człowieka, sadzają go na krawężniku i przeszukują auto. Czasem uda się coś znaleźć, czasem nie. Jeśli się uda, to policja chwali się nagraniami z kamer montowanych na mundurach – to sprawia wrażenie, że są skuteczni. Ale ile jest takich interwencji, które do niczego nie prowadzą, są czystym nękaniem? Takimi nagraniami policja się, rzecz jasna, nie chwali.

Kiedy dowiedziałeś się o kradzieżach w Jednostce Zadaniowej ds. Śledzenia Broni, miałeś już na koncie serię tekstów na temat sprawy Freddiego Graya – 25-latka zamordowanego przez policjantów w Baltimore. Po jego śmierci miasto na kilka dni ogarnęły protesty. Wspólnie z zespołem „Baltimore Sun” zostałeś nominowany za te teksty do Nagrody Pulitzera.

Sprawa Freddiego Graya to był koronny przykład brutalności policji. Wtedy bardzo aktywny był ruch Black Lives Matter, który nagłośnił przypadki pobić, postrzałów czy nawet zabójstw czarnych Amerykanów. Co ciekawe, policjanci z Jednostki Zadaniowej ds. Śledzenia Broni nie byli wyjątkowo brutalni – powiedziałbym, że wręcz starali się obchodzić z ludźmi specjalnie w taki sposób, żeby nie było widać krzywdy. Jak ktoś zostaje pobity, to krzywdę widać na pierwszy rzut oka – przy kradzieży to trudniejsze.

Chociaż krzywda, jaką wyrządzili ci policjanci, jest większa, niż mogłoby się wydawać. Nadużywali swojej władzy i zniszczyli w ten sposób zaufanie do policji. To potrafi być nawet bardziej destrukcyjne niż brutalność, która swoją drogą mocno spadła na przestrzeni lat. W 2008 roku, kiedy zaczynałem pisać o policji w Baltimore, funkcjonariusze zastrzelili 33 osoby. Zeszłego roku były to dwie osoby. To nie przypadek, tylko trend, ta liczba spadała konsekwentnie od lat. Jednocześnie cały czas wracał wątek tego, jak policjanci traktują ludzi. Bezprawnie przeszukują samochody, wchodzą do domu bez nakazu.

Gra pozorów. Jak USA nie chronią swoich czarnych obywateli

A po śmierci Freddiego Graya cokolwiek się zmieniło?

Trochę się zmieniło. Mówię to z pewnym wahaniem, bo nie doszło do wielkich zmian, ale jesteśmy jednak w innym miejscu. Dobrym przykładem tych zmian są kamery, które pojawiły się na policyjnych mundurach. Wcześniej sądy po prostu ufały temu, co policjanci opowiadali w sądzie. Wydaje mi się, że warto się jednak na chwilę zatrzymać i pomyśleć o tych kamerach – jak bardzo nie ufamy policji, skoro decydujemy się na taki krok. Przecież nie do pomyślenia jest, żebyśmy zakładali kamery kucharzom w knajpach czy listonoszom albo kurierom.

Po śledztwie Departamentu Sprawiedliwości w 2016 roku Sąd federalny zobowiązał policję w Baltimore do wprowadzenia zmian, które mają poprawić jej wiarygodność i skuteczność. Problem w tym, że to nie działa – statystyki przestępstw od 2015 roku dość wyraźnie wzrosły. A to z kolei prowokuje krytyczne głosy, że policja zrobiła się zbyt miękka. To wszystko sprowadza się do bardziej ogólnego pytania: czy policja jest w stanie ograniczyć przestępczość?

A jest?

Zupełnie szczerze: nie znam odpowiedzi. Jestem reporterem, słucham różnych stron i staram się je zrozumieć. To, co mogę powiedzieć na pewno, to że opinia publiczna mocno się zmienia. Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś zgłaszał postulat, żeby zmniejszyć wydatki na policję i przekierować je na opiekę społeczną, edukację, politykę mieszkaniową, to w Baltimore zostałby wyśmiany. Nie wspominając już o pomysłach, żeby całkowicie zrezygnować z istnienia policji. Dzisiaj z pewnością dużo więcej ludzi jest otwartych na taką rozmowę, chociaż na razie wydatki na policję nie zostały ograniczone.

Zlikwidować policję, więzienia i granice. Od czegoś trzeba zacząć

W książce podobnie jak w serialu główną postacią jest sierżant Wayne Jenkins. Bardzo ambitny, pracowity gliniarz, charyzmatyczny mentor i chciwy złodziej. To jest typowy policjant z Baltimore?

Na pewno nie jest typowy dla całej policji. Ogromna większość, pewnie blisko 90 procent, to ludzie, którzy idą do pracy, inkasują wypłatę i wracają do domu. Mówiąc bardziej wprost: raczej leniwi. Ale te 10 procent to ludzie, którzy żyją tą pracą. To oni dostają nagrody, uznanie i szacunek – a kiedy zrobią coś etycznie wątpliwego, to uchodzi im to na sucho, bo policja tak naprawdę opiera się na ich pracy. Jenkins był jednym z nich – w książce cytuję ludzi, którzy opowiadali, jak wypisywał maile do całego oddziału, w których przechwalał się, ile broni zarekwirował. Wpadał na komendę i dosłownie wypinał klatę po ordery.

Tyle samo pracy, co w policyjną robotę, wkładał w budowanie swojej legendy.

Dzisiaj wiemy, po co mu to było potrzebne. Dzięki temu był nietykalny. Bardzo precyzyjnie budował wizerunek faceta, który zawsze robi wszystko zgodnie z przepisami. Potrafił zadzwonić podczas akcji, w środku nocy, do prokuratora i zapytać o to, czy zgodnie z prawem mogą podjąć jakieś działania. Przecież ktoś, kto jest skłonny do przestępstw, kradzieży, raczej by tak nie zrobił, prawda? Do dzisiaj jestem pod ogromnym wrażeniem, jak udało mu się tak długo utrzymywać kontrolę nad siecią kłamstw, którą skonstruował.

W sądzie nie brakowało ludzi, którzy ręczyli za to, że był nie tylko świetnym policjantem, ale i opiekuńczym ojcem, wspierającym bratem czy oddanym trenerem softballu dla lokalnych dzieciaków.

Prawo i przemoc. O źródłach brutalności policji

czytaj także

Skoro prowadził takie satysfakcjonujące życie, to po co właściwie okradał ludzi, których zatrzymywał? Po co przywłaszczał pieniądze podczas przeszukiwań?

Większość policjantów, którzy zostali skazani za kradzieże w tej jednostce, robiła to po to, żeby się wpasować – żeby poczuć się częścią zespołu. Zresztą, kto by nie chciał dodatkowej kasy? Jeden poszedł za te pieniądze na drogą kolację, inny wyremontował sobie taras. Zazwyczaj to proste. Jenkins kradł na potęgę i wszystko przepuszczał. Agentom federalnym, którzy prowadzili śledztwo, nigdy nie udało się odnaleźć tych pieniędzy. Nie ma ich nigdzie ukrytych ani zakopanych w ogródku, wszystkie się rozeszły.

Jenkins jest złodziejem i przestępcą, ale nie sposób odmówić mu ponadprzeciętnych umiejętności. Spokojnie mógłby odnieść sukces życiowy, nie łamiąc prawa. Jest trochę innym bohaterem niż większość postaci ze słynnego serialu The Wire napisanego przez Davida Simona – dla wielu z nich świat przestępczy to była jedyna realna ścieżka kariery.

Chyba mniej chodzi o cechy charakteru niż o to, w jakich sytuacjach ludzie się znajdują. Jeśli jako społeczeństwo tworzymy takie możliwości, że ktoś ma władzę i dostęp do gotówki, to na pewno część osób się skusi i ukradnie te pieniądze.

Przyznam, że ja też nie do końca rozumiem motywacje wszystkich policjantów, którzy angażowali się w te kradzieże. Policjant, od którego zaczęliśmy rozmowę, współpracował z DEA (ang. Drug Enforcement Administration) – w zawodowych kategoriach to jest szczyt sukcesu. Zarabiał też bardzo dobrze. Brał dużo nadgodzin i pracował czasem po 16 godzin na dobę. A podczas procesu wyszło, że pracował jeszcze jako ochroniarz drużyny futbolowej Baltimore Ravens. Jakby tego było mało, to kiedy kupił kosiarkę, dorabiał sobie jako ogrodnik. On musiał pracować na okrągło.

Hrapkowicz: „The Wire”. Ocalić musimy się sami

czytaj także

Myślisz, że to możliwe, że kiedyś przyjdziesz do pracy w dzień jak co dzień, siądziesz do komputera, a w skrzynce mailowej będzie czekać zaproszenie na konferencję prasową, na której dowiesz się o kolejnej zorganizowanej grupie przestępczej wewnątrz struktur policji w Baltimore?

Historycznie rzecz biorąc, nie byłoby to niestety nic dziwnego. Pewnie bardziej prawdopodobne wydaje się, że skandal będzie dotyczył jednego skorumpowanego policjanta. Ale nie wykluczam, że może to być i cały oddział. Dopóki będziemy utrzymywać strukturę, w której funkcjonują jednostki całkowicie pozbawione kontroli, dopóty jest to jak najbardziej możliwe.

**
Okładka książki "Miasto jest nasze"Justin Fenton – amerykański dziennikarz śledczy. Przez 17 lat pracował dla „Baltimore Sun”, obecnie pisze dla portalu Baltimore Banner. Wspólnie z zespołem „Baltimore Sun” był nominowany do Nagrody Pulitzera za serię tekstów na temat zabójstwa Freddiego Graya, 25-letniego czarnoskórego mieszkańca Baltimore zamordowanego przez policję. W książce Miasto jest nasze, która ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa ArtRage w przekładzie Kai Gucio, opisał zorganizowaną grupę przestępczą zajmującą się kradzieżami, którą stworzyli funkcjonariusze Jednostki Zadaniowej ds. Śledzenia Broni. W 2022 roku książka została zekranizowana przez HBO w formie miniserialu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij