Czytaj dalej, Historia

Nauka miała przywilej decydowania, co jest zgodne z naturą

Połączenie uprzedzeń dotyczących kobiet z biologią ewolucyjną wytworzyło wyjątkowo toksyczną mieszankę, która zatruła badania naukowe na dziesięciolecia. Fragment książki Angeli Saini „Gorsze. Jak nauka pomyliła się co do kobiet”.

Wczesną jesienią, gdy z drzew zaczynają spadać liście, Uniwersytet w Cambridge jest równie urokliwy jak na początku XIX wieku, w studenckich latach Karola Darwina. W cichym północno­‑zachodnim narożniku biblioteki uniwersyteckiej do dziś pozostały jego ślady. Siedzę przy obciągniętym skórą stole w sali manuskryptów i trzymam w dłoniach trzy listy: pożółkły papier, wyblakły atrament, brązowe linie zagięć. Składają się na opowieść o tym, jak postrzegano kobiety w przełomowym momencie w historii nauki, kiedy wytyczano kierunki współczesnej biologii.

Pierwszy list, adresowany do Darwina, został napisany nienagannym charakterem pisma na arkusiku kremowego kartonu. Nosi grudniową datę 1881 roku, a jego autorką była pani Caroline Kennard z Brookline, zamożnego miasteczka pod Bostonem w stanie Massachusetts. Kennard należała do czołowych działaczek lokalnego ruchu kobiecego. Angażowała się w kampanie na rzecz podniesienia statusu kobiet; domagała się między innymi zatrudniania funkcjonariuszek na posterunkach policji. Interesowała się również nauką. Napisała do Darwina pod wpływem szoku, który wywołała u niej pewna wypowiedź usłyszana na zebraniu kobiet w Bostonie. Otóż jedna z uczestniczek zgromadzenia wyraziła pogląd, że „podrzędna pozycja kobiet dawniej, teraz i w przyszłości” pozostaje w zgodzie „z zasadami nauki”. W tym przekonaniu utwierdziła ją lektura jednego z dzieł samego pana Darwina.

Kiedy list pani Kennard dotarł do adresata, Darwinowi pozostało już tylko kilka miesięcy życia. Od publikacji jego najważniejszych dzieł – O powstawaniu gatunków (1859) i O pochodzeniu człowieka (1871) – minęło wiele lat. Darwin opisał w nich, jak współczesny człowiek mógł wyewoluować z prostszych form życia przez rozwijanie cech ułatwiających przeżycie i spłodzenie licznego potomstwa. Był to fundament teorii ewolucji drogą doboru naturalnego i doboru płciowego, która niczym dynamit rozsadziła wiktoriańskie społeczeństwo, wywracając do góry nogami poglądy na temat początków ludzkości. Darwin nie musiał się już martwić o swoje miejsce w historii.

Pani Kennard napisała do Darwina w przekonaniu, że geniusz tej miary nie może sądzić, że kobiety są gorsze od mężczyzn. Musiało dojść do błędnej interpretacji tego, co napisał. „Jeśli popełniono pomyłkę, to przez wzgląd na Pański autorytet należy ją koniecznie wyjaśnić”.

„Porusza Pani niezwykle trudną kwestię” – w styczniu następnego roku Darwin odpisał pani Kennard ze swojego domu w Downe w hrabstwie Kent. […] Jeżeli uprzejma pani Kennard spodziewała się, że wielki uczony potwierdzi jej pogląd, iż kobiety są nie mniej inteligentne od mężczyzn, to czekał ją srogi zawód. „Uważam, naturalnie, że kobiety, choć moralnie wartościowsze, ustępują mężczyznom intelektem – rozwiewa jej nadzieje. – Z praw dziedziczenia (o ile je właściwie pojmuję) wydaje się wynikać, że niezwykle trudno będzie im ich doścignąć”.

Ale to jeszcze nie koniec. Uczony dodaje, że kobiety tylko wtedy mogłyby dorównać mężczyznom, gdyby tak jak oni zaczęły zarabiać na życie. To zaś odbyłoby się ze szkodą dla małych dzieci i rodzinnego szczęścia. Darwin mówi pani Kennard, że kobiety nie tylko są mniej inteligentne od mężczyzn, lecz także dla własnego dobra powinny ograniczyć swoją aktywność do spraw domowych. Tym samym odrzuca wszystkie dążenia pani Kennard i ówczesnych ruchów kobiecych.

Poglądy, które Darwin wyraził w prywatnej korespondencji, pozostają w zgodzie z tym, co otwarcie pisał w swoich książkach. W epokowym dziele O pochodzeniu człowieka stwierdził, że w toku trwającego wiele tysięcy lat procesu ewolucji osobniki męskie rozwinęły się bardziej niż żeńskie, ponieważ musiały rywalizować o partnerki. Dla przykładu pawie wykształciły fantazyjne, kolorowe upierzenie, by zwrócić na siebie uwagę bardziej niepozornych samic. Na tej samej zasadzie u lwa pojawiła się imponująca grzywa. Darwin sugeruje, że z ewolucyjnego punktu widzenia samice nie muszą atrakcyjnie wyglądać, by przekazać swoje geny. Są w tej luksusowej sytuacji, że mogą spokojnie siedzieć i wybierać partnera, podczas gdy samce muszą się bardzo natrudzić, by zdobyć względy samicy i odpędzić konkurentów. Zgodnie z takim rozumowaniem ostra rywalizacja o kobiety uczyniła z mężczyzn wojowników i myślicieli. Tysiąclecia ewolucji udoskonaliły ich ciała i wyostrzyły umysły. Kobiety dosłownie zatrzymały się na niższym stopniu rozwoju.

„Główna różnica w zdolnościach intelektualnych między obiema płciami objawia się tym, że mężczyzna osiąga wyższe niż kobieta wyniki we wszystkim, czego się podejmuje – czy wymaga to głębokiego przemyślenia, rozumu lub wyobraźni, czy tylko zastosowania narządów zmysłowych i rąk”  – wyjaśnia Darwin w Doborze płciowym. Wystarczyło się rozejrzeć wokół, by znaleźć dowody. Wybitni pisarze, artyści i naukowcy byli niemal bez wyjątku mężczyznami. Ojciec teorii ewolucji uznał, że ta nierównowaga odzwierciedla biologiczne fakty. W ten sposób, jak rozumował, „ostatecznie mężczyzna uzyskał wyższość nad kobietą” .

„Naukowe” podstawy dyskryminacji kobiet? Ona z nimi walczyła

Dziś czyta się to ze zdumieniem. Darwin uważał, że kobietom udało się przejąć niektóre z przymiotów mężczyzn tylko dlatego, że ci niejako pociągnęli je za sobą, ponieważ dzieci w macicy dziedziczą cechy po obojgu rodzicach. Dziewczynki podkradają większe zdolności od swoich ojców. „Istotnie, bardzo korzystny jest fakt, że u ssaków panuje prawo równego przekazywania cech obu płciom; w przeciwnym bowiem razie prawdopodobnie [mężczyzna] przewyższałby kobietę wyposażeniem psychicznym tak bardzo, jak paw przewyższa pawicę upierzeniem ozdobnym” . Uczony sugeruje, że tylko łutowi biologicznego szczęścia kobiety zawdzięczają, iż nie dzieli je od mężczyzn jeszcze większa przepaść. Próby jej zasypania są z góry skazane na porażkę – oznaczałyby walkę z naturą.

Trzeba uczciwie przyznać, że Darwin był człowiekiem swoich czasów. Prace innych wybitnych biologów z epoki również odzwierciedlają tradycyjne poglądy na temat społecznej roli kobiet. Darwin stworzył rewolucyjną teorię ewolucji, ale o kobietach myślał jak typowy przedstawiciel ery wiktoriańskiej.

Jak się czuła Caroline Kennard, czytając odpowiedź Darwina, można się łatwo domyślić z jej płomiennej epistoły, zupełnie niepodobnej do pierwszego listu. Kennard przypomina, że kobiety nie zajmują się wyłącznie domem oraz dziećmi i że służą społeczeństwu tak samo jak mężczyźni. Tylko przedstawicielki zamożnych klas wyższych nie zarabiają własną pracą na chleb. Bez pieniędzy, które przynosiły do domu kobiety, wiele wiktoriańskich rodzin nie zdołałoby przetrwać. Różnica między mężczyznami a kobietami polegała nie na ilości wykonywanej przez nich pracy, lecz na rodzaju pracy, jaki mogli wykonywać. W XIX wieku kobiety były wykluczone z większości wolnych zawodów, polityki i edukacji uniwersyteckiej. W konsekwencji pracowały najczęściej jako źle opłacane służące, praczki, szwaczki i robotnice fabryczne.

„Które z małżonków jest żywicielem rodziny – pytała Darwina pani Kennard – gdy mąż pracuje pewną liczbę godzin tygodniowo i wręcza nędzną jałmużnę […] swej żonie, ta zaś od rana do nocy, odmawiając sobie wszystkiego, by starczyło dla tych, których kocha, haruje za psi grosz”. List kończy się gniewną uwagą: „Najpierw trzeba dać kobiecie takie same »środowisko« i możliwości, jakie ma mężczyzna, a dopiero potem mówić, że nie dorównuje mu intelektem, doprawdy”.

Pan i służąca. Od pracy na służbie do pracy seksualnej

Nie wiem, jak Darwin przyjął odpowiedź pani Kennard. W archiwum biblioteki uniwersyteckiej nie ma więcej ich listów. Wiemy jednak, że to Caroline Kennard miała rację – myśl naukowa Darwina odzwierciedla współczesne mu poglądy społeczne, które wpłynęły na jego ocenę wrodzonych możliwości kobiet. Jego postawa wpisuje się w długą tradycję intelektualną sięgającą korzeniami epoki oświecenia, kiedy to ekspansja racjonalizmu i rozumu zmieniła podejście do ludzkiego ciała i umysłu.

– Nauka miała przywilej decydowania, co jest zgodne z naturą – mówi Londa Schiebinger [historyczka nauki z Uniwersytetu Stanforda i autorka książki The Mind Has No Sex? Women in the Origins of Modern Science].

Nauka twierdziła, że kobiety są przypisane do prywatnej sfery domu, a sfera publiczna to domena mężczyzn. Zadaniem matek było wychowanie nowego pokolenia obywateli.

W połowie XIX wieku, kiedy Darwin prowadził swoje badania, panowało powszechne przekonanie, że kobieta jest istotą słabszą fizycznie i umysłowo. Społeczeństwo oczekiwało od żon, że będą cnotliwe, bierne i posłuszne swoim mężom. Doskonale ilustruje to popularny poemat The Angel in the House [Anioł w domu] angielskiego poety Coventry’ego Patmore’a: „Mężczyznę trzeba zadowolić; kobieta czerpie zadowolenie z zadowalania”. Sądzono, że kobiety nie zostały stworzone do uprawiania wolnych zawodów. Uczestnictwo w życiu publicznym jest im zbędne. Nie potrzebują praw wyborczych.

Połączenie tych uprzedzeń z biologią ewolucyjną wytworzyło wyjątkowo toksyczną mieszankę, która zatruła badania naukowe na dziesięciolecia. Pogląd Darwina, że kobiety stoją na niższym stopniu ewolucji, otwarcie podzielało wielu wybitnych naukowców.

Dziś niektóre wypowiedzi słynnych wiktoriańskich myślicieli na temat kobiet szokują. W 1887 roku na łamach „The Popular Science Monthly” zaprzyjaźniony z Darwinem biolog ewolucyjny George Romanes protekcjonalnym tonem sławi „szlachetne” i „czarujące” przymioty kobiet: „[…] urodę, takt, beztroskie usposobienie, oddanie, dowcip”. Jednocześnie podkreśla, że choćby nie wiem jak się one starały, nie zdołają dorównać intelektem mężczyznom: „Stałe poczucie słabości i wynikającej z niej zależności powoduje w kobietach owo głębokie pragnienie zadowolenia płci przeciwnej, które zrodzone ze strachu niewolnicy, z czasem przeobraziło się w oddanie małżonki”.

W 1889 roku dwaj szkoccy uczeni, biolog Patrick Geddes i przyrodnik John Arthur Thomson, wydali popularne dziełko The Evolution of Sex [Ewolucja płci], w którym napisali, że kobiety różnią się od mężczyzn tak, jak bierna komórka jajowa różni się od energicznych plemników. „Można owe różnice podkreślać lub umniejszać, nie da się ich jednak wymazać, gdyż w tym celu ewolucja musiałaby się odbyć raz jeszcze, ale inną drogą. Tego, o czym zadecydowały prehistoryczne jednokomórkowce, nie da się zmienić ustawą parlamentu” – wbijają szpilę sufrażystkom. Rozciągnięty na ponad trzysta stron wywód Geddesa i Thomsona, opatrzony tablicami i rysunkami zwierząt, w istocie sprowadza się do tego, że według nich kobiety są dodatkiem do mężczyzn – strażniczkami ognisk domowych żywicieli rodziny – i w żaden sposób nie zdołają się wspiąć na takie wyżyny jak oni.

Chcemy uratować naukę? Musimy ją zdemokratyzować i przemyśleć jej błędy

Kolejnego przykładu dostarczył kuzyn Darwina, Francis Galton, który przeszedł do historii jako ojciec eugeniki i fascynat mierzenia fizycznych różnic między ludźmi. Jednym z jego dziwacznych projektów była „brytyjska mapa urody”, którą stworzył pod koniec XIX wieku, przyglądając się ukradkiem kobietom w poszczególnych regionach Wielkiej Brytanii i klasyfikując je od najbrzydszych do najbardziej pociągających. Mężczyźni pokroju Galtona, wyposażeni w miarki i mikroskopy, uczynili z seksizmu niepodważalny monolit. Mierząc i kategoryzując, nadali skądinąd idiotycznym przedsięwzięciom pozory naukowości.

Wejście w spór ze zdominowanym przez mężczyzn szacownym środowiskiem naukowym nie było łatwe. Ale w XIX wieku takie kobiety jak Caroline Kennard nie miały nic do stracenia. Walczyły o podstawowe prawa. Nie miały nawet pełni praw obywatelskich. W Wielkiej Brytanii mężatki aż do 1882 roku nie mogły samodzielnie zarządzać osobistym majątkiem. W 1887 roku tylko dwie trzecie amerykańskich stanów pozwalało kobietom dysponować ich własnymi zarobkami.

Kennard i inne działaczki kobiece zdawały sobie sprawę, że intelektualną debatę na temat podrzędnej roli kobiet można wygrać wyłącznie na gruncie intelektualnym, z użyciem argumentów naukowych, którymi szafowali atakujący je biolodzy. Starsza o jedno stulecie angielska pisarka Mary Wollstonecraft wzywała kobiety, by postawiły na edukację: „[…] dopóki kobiety nie zaczną być wychowywane w zgodzie z rozumem, rozwój ludzkich cnót oraz doskonalenie wiedzy będą bezustannie hamowane”  – pisała w 1792 roku w Wołaniu o prawa kobiety.

„Kobieta jest zerem, jeżeli mężczyzna nie stanie obok niej jako cyfra dopełniająca”

Wiktoriańskie sufrażystki myślały podobnie. Starały się wykorzystywać całą zdobytą wiedzę do podważenia obowiązujących poglądów na temat kobiet. Ich uwagę skupiła przede wszystkim nowa, kontrowersyjna dziedzina nauki, jaką była wówczas biologia ewolucyjna. Antoinette Brown Blackwell, uważana za pierwszą kobietę wyświęconą na pastora uznanego nurtu protestantyzmu, wytknęła Darwinowi, że nie poświęcił dostatecznej uwagi kwestiom płci, w tym także kulturowej.

Amerykańska pisarka Charlotte Perkins Gilman, autorka feministycznego opowiadania Żółta tapeta, odwróciła argumentację darwinizmu, by uzasadnić nią konieczność reform – wyszła z założenia, że połowa ludzkości jest utrzymywana na niższym stopniu rozwoju przez drugą połowę gatunku. Gdyby kobiety uzyskały równouprawnienie, mogłyby wreszcie udowodnić, że nie są gorsze od mężczyzn. Gilman pod wieloma względami wyprzedzała swoje czasy. Uważała stereotypowy podział zabawek na przeznaczone dla chłopców albo dla dziewczynek za szkodliwy i przewidziała, w jaki sposób rosnąca armia pracujących zawodowo kobiet zmieni w przyszłości społeczeństwo.

*
Gorsze okładkaFragment książki Angeli Saini Gorsze. Jak nauka pomyliła się co do kobiet, która wkrótce ukaże się w Wydawnictwie Czarne w przekładzie Hanny Pustuły-Lewickiej. Pominięto przypisy.

**
Angela Saini (ur. 1980) – brytyjska dziennikarka i popularyzatorka nauki. Absolwentka Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz King’s College w Londynie. Autorka książek Geek Nation: How Indian Science is Taking Over the World i Superior: The Return of Race Science. Publikowała w „Science”, „Wired”, „The Guardian”, „The New Humanist”, „New Scientist”, „The Financial Times” i „National Geographic”. Prowadziła również audycję naukową w BBC Radio 4. W 2020 roku magazyn „Prospect” uznał ją za jedną z 50 najważniejszych współczesnych myślicieli i myślicielek. Laureatka wielu nagród za wybitny wkład w dziennikarstwo naukowe. Założycielka Challenging Pseudoscience – grupy walczącej z pseudonauką działającej przy stowarzyszeniu naukowo-edukacyjnym The Royal Institution of Great Britain. Od 2021 roku zasiada w jury Nagrody im. George’a Orwella.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij