Kraj

Nie da się od razu skończyć z pushbackami [rozmowa]

Polska nie ma ani polityki migracyjnej, ani integracyjnej, a umowa koalicyjna nie wspomina o migracji ani słowem. Minimum oczekiwań od nowego rządu to dekryminalizacja pomocy na granicy i rozpoczęcie poważnej debaty o koniecznych rozwiązaniach, w której migrantów będziemy traktować jak ludzi – mówi Maciej Duszczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami.

Jakub Majmurek: Jaką sytuację w polityce migracyjnej odziedziczy nowy rząd po PiS?

Maciej Duszczyk: W polityce migracyjnej mamy dziś kilka poważnych wyzwań, a PiS po prostu nie poradził sobie z żadnym z nich i doprowadził do chaosu. Do tego upolitycznił migracje, tak że nie dało się na ten temat rozmawiać racjonalnie. Stanisław Żaryn – zastępca ministra koordynatora służb specjalnych – zapewniał, że dzięki zaporze, którą rząd postawił na granicy z Białorusią, polska granica jest „najlepiej strzeżona na świecie” i „nikt się przez nią przedostanie”, ale prawda jest taka, że białoruski kanał migracyjny nie tylko nie został zamknięty, ale wręcz się rozrósł. Kilkanaście miesięcy temu granicę nielegalnie przekraczali obywatele może kilkunastu państw, dziś dane straży granicznej pokazują, że około 50.

Dziś jednak niemal nikt nie chce rozebrać zapory.

Ja nie sprzeciwiałem się budowie fizycznej zapory na granicy, ale nie takiej, jaka została zbudowana. Warto mieć świadomość, że granicę można chronić na różne sposoby. Na granicy z Białorusią rząd wzniósł zaporę w postaci muru żelbetonowo-stalowego, oddalonego mniej więcej metr od samej linii granicznej, a więc taką, którą łatwo jest sforsować. Ten mur wręcz zachęca do jego przekraczania. Perymetria, czyli kontrola elektroniczna ustawiona przy zaporze niewiele już może pomóc.

Natomiast na granicy z obwodem królewieckim ten sam rząd zbudował inny system zabezpieczeń, oparty na technologiach perymetrycznych i na kontroli przepływu. Czujniki sejsmiczne i ruchu oraz drony pozwalają na bieżąco monitorować, kto przekracza granicę, i zidentyfikować taką osobę nawet kilka kilometrów od granicy. Inteligentna zapora to taka, która uniemożliwia skuteczne przekroczenie granicy, ale jednocześnie nie ingeruje bardzo mocno w środowisko i ogranicza ryzyko wypadków. Taki system kontroli pozwala uniknąć wielu problemów, jakie pojawiają się na granicy z Białorusią.

Jakich?

Zapora na granicy z Białorusią jest po prostu ustawiona zbyt blisko samej granicy. To sprawia, że białoruscy strażnicy graniczni i przemytnicy mogą pomagać migrantom ją forsować. Polskie drony nie mogą sensownie monitorować prób przekroczenia granicy, bo wchodzą w białoruską przestrzeń powietrzną. Gdyby zaporę ustawiono nawet kilkanaście metrów dalej w głąb terytorium Polski, to na przykład Białorusini pomagający migrantom w przekroczeniu zapory musieliby wejść na terytorium Polski i złamać prawo, co dawałoby naszej straży granicznej zupełnie inne możliwości działania, niż ma dziś.

Radość z wygranych wyborów poczuję dopiero, gdy nastąpi koniec wywózek

Co w tej sytuacji powinien zrobić nowy rząd?

Przede wszystkim opracować plan, który w perspektywie mniej więcej pół roku pomoże odzyskać kontrolę nad naszą granicą, co pozwoliłoby odejść do pushbacków, a przynajmniej bardzo poważnie je ograniczyć. Bo pushbacki po prostu nie działają. Migranci nie mają dokąd wracać, wypchnięci na Białoruś będą wielokrotnie ponawiali próby przekroczenia granicy, aż wreszcie im się uda.

Może więc od razu dać polecenie straży granicznej: żadnych więcej pushbacków?

Niestety, nie ma takiej opcji, by straż graniczna mogła z dnia na dzień po prostu odejść od pushbacków. Białoruś by to natychmiast wykorzystała przeciwko nam. By odejść od pushbacków, potrzebujemy wielu dodatkowych zabezpieczeń.

Zapora na granicy z Białorusią powinna zostać uzupełniona o podobny system jak przy granicy z Królewcem, pozwalający monitorować ruch na granicy. Bo dziś nie wiemy, co dzieje się z migrantami przekraczającymi granicę z Białorusią. Strażnicy graniczni ganiają się z nimi po lasach, co nie ma żadnego sensu.

Przy odpowiednim systemie monitoringu straż nie musiałaby reagować natychmiast. Mogłaby zatrzymać osobę przekraczającą granicę po jakimś czasie, a co kluczowe, odciąć migrantów od przemytników. Bo dziś na migrantów po polskiej stronie czekają przemytnicy z samochodami, często wręcz busami i zabierają ich daleko od granicy.

Taki system może nie zamknie od razu szlaku migracyjnego, ale pozwoli odzyskać jakąś elementarną kontrolę nad ruchem na granicy. Do tego konieczna jest współpraca z unijnymi instytucjami powołanymi do ochrony granic i walki z przemytnikami. Mówię to u Fronteksie, Europolu i Europejskiej Agencji ds. Azylu.

By skończyć z pushbackami, musimy też rozbudować nasz potencjał związany z przyjmowaniem osób przechodzących przez granicę, zwłaszcza kobiet i dzieci, oraz weryfikacją osób ubiegających się w Polsce o ochronę międzynarodową. Więc na przykład rozbudować ośrodki strzeżone, gdzie osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową w Polsce czekałyby na decyzję.

Trzeba także poprawić warunki w nich przebywania. Przy tym wiemy, że w świetle obecnych przepisów unijnych podobną ochronę będzie mógł otrzymać niewielki odsetek ubiegających się o nią. Większość zostanie zawrócona do kraju pochodzenia. Kluczowe jest zatem poprawienie zdolności Polski i UE do skutecznych deportacji do państw pochodzenia i tranzytu osób, którym nie zostanie przyznana ochrona międzynarodowa lub złamią nasze prawo.

Coraz gorzej w ośrodkach detencyjnych. „Ludzie są bici, żyją w reżimie więziennym”

Pushbacki odpowiadają też za kryzys humanitarny na granicy. Przynajmniej część elektoratu nowego rządu będzie oczekiwać, że ten kryzys zostanie jak najszybciej zażegnany. Jak pogodzić prawa człowieka z wymogami bezpieczeństwa, o których pan mówi?

Dla mnie kluczowe w tym kontekście są dwie zasady: dekryminalizacja pomocy migrantom udzielanej przez aktywistów oraz idące za tym „zero śmierci na granicy”. Jedną z pierwszych decyzji nowego rządu powinna być dekryminalizacja pomocy na granicy. Nie może być tak, że aktywiści z takich organizacji jak Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne czy Klub Inteligencji Katolickiej muszą liczyć się z tym, że podając uchodźcy szklankę wody czy udzielając pomocy medycznej komuś, kto zranił się np. przy próbie przekroczenia muru, ryzykują zarzuty za pomoc w przemycie ludzi.

Drugim krokiem powinno być przywrócenie elementarnego zaufania między strażą graniczną i innymi służbami a aktywistami. Bo niezależnie od tego, że odpowiednie służby mają obowiązek strzec granicy i powinny być w tym wspierane, to organizacje pozarządowe powinny mieć też przestrzeń do pomocy humanitarnej. W środowiskach aktywistycznych także są ludzie, którzy rozumieją potrzeby bezpieczeństwa; można tu wypracować jakąś wspólną płaszczyznę działania. Doprowadzi to do realizacji zasady „zero śmierci na granicy” i wytrąci Łukaszence instrumenty dzielenia nas w kontekście sytuacji na granicy.

Czy możemy coś zrobić, by przerwać szlaki migracyjne tam, gdzie one się zaczynają, zanim jeszcze migranci dotrą do Polski?

Część osób nielegalnie przybywa do Polski z takich państw jak Turcja czy Gruzja. Zamiast bez sensu wypychać ich do Białorusi, o wiele rozsądniej byłoby ich oficjalnie zarejestrować, przetworzyć błyskawicznie wniosek o ochronę i w prawie 100 procentach wypadków deportować do kraju pochodzenia. To też wysłałoby jasny sygnał, że polski szlak dla takich osób jest zamknięty i nie warto próbować dostać się nim do Unii Europejskiej.

Gorzej jest, gdy mamy do czynienia z sytuacją typu: ktoś np. z Wybrzeża Kości Słoniowej leci bezpośrednio do Moskwy, stamtąd pociągiem jedzie do Białorusi, a potem nielegalnie przekracza granicę. Granica Polski jest jednak zewnętrzną granicą strefy Schengen i powinniśmy dążyć do tego, by nasze problemy na granicy były rozwiązywane na poziomie europejskim.

W Europie pojawiają się pomysły, by w krajach, gdzie znajdują się początki szlaków migracyjnych, powstały unijne ośrodki, gdzie chętne osoby mogłyby składać wnioski o ochronę międzynarodową – bo szlaki migracyjne co do zasady powinno się zamykać jak najbliżej miejsca ich powstania. Takie propozycje padają ze strony Niemiec, Włoch, Danii. Polska nie uczestniczy w tych dyskusjach, a powinniśmy się nimi zainteresować.

Unia już teraz porozumiewa się z władzami państw, skąd pochodzi nielegalna migracja, na przykład Libii, w sprawie jej ograniczenia.

Tak, ale niestety często oznacza to porozumiewanie się z bardzo opresyjnymi reżimami. Ważne jest, by te porozumienia nie miały formy „pieniądze za zatrzymaną migrację” – na zasadzie, że płacimy jakiemuś dyktatorowi za każdego migranta, jakiego powstrzyma. Takie rozwiązania po prostu nie działają, za to dają dyktatorskim rządom narzędzie wywierania nacisku czy wręcz szantażu Europy, głównie w formie „dajcie nam więcej pieniędzy albo was zalejemy migrantami”. Lepsze są porozumienia wiążące dobrowolne ograniczenia migracji np. z inwestycjami czy współpracą w zakresie energetyki. Jednak w takich umowach musi być punkt dotyczący warunków w ośrodkach detencyjnych i recepcyjnych.

Za złudne poczucie bezpieczeństwa Polska byłaby w stanie sprzedać Podlasie

Kolejny sposób na europeizację naszych problemów to, jak już wspominałem, zaangażowanie Frontexu. W polskiej debacie często pojawiały się lekceważące głosy, że Frontex to tylko 10 tysięcy funkcjonariuszy i straż graniczna poradzi sobie bez niego. Ale tu nie chodzi o to, by Frontex przejął od SG pilnowanie polskiej granicy, tylko by jego funkcjonariusze poznali specyfikę polskich problemów.

Wreszcie, kluczowe jest, by nowy rząd zdołał wynegocjować to, by nowy pakt migracyjny UE uwzględniał polską specyfikę.

To znaczy?

Specyfikę wykorzystania migrantów jako elementu wojny hybrydowej – co dziś dotyczy w Unii Europejskiej głównie Polski, Litwy i Łotwy. Kraje europejskiego Południa, które także znajdują się pod presją migracyjną – jak Włochy i Hiszpania – nie mają tego problemu, migracja na ich teren nie jest elementem wojny hybrydowej, w najgorszym wypadku efektem działalności grup zorganizowanej przestępczości. Kanał migracyjny prowadzący do Polski współorganizowany jest tymczasem przez służby białoruskie, a państwo białoruskie wykorzystuje go do nacisku na Polskę i Unię Europejską.

Ta specyfika naszego regionu jak dotąd nie została zauważona w dyskutowanym pakcie migracyjnym UE. A nam powinno zależeć, żeby ją zauważono. Wtedy Unia Europejska mogłaby zacząć używać wszystkich swoich narzędzi – polityki handlowej, sankcyjnej itd. – by wpływać na białoruskich funkcjonariuszy instrumentalizujących migracje przeciw zewnętrznym państwom UE czy na jakiekolwiek inne państwa postępujące w ten sposób.

Rząd Morawieckiego mało mówił na ten temat, w rozmowach o pakcie skupiał się raczej na relokacji.

Śledziłem posiedzenie Rady Europejskiej, gdzie trwała dyskusja nad paktem. Rozmawiano głównie o Tunezji jako państwie bezpiecznym, współpracy z państwami tranzytowymi, różnych mechanizmach deportacyjnych. My tymczasem mówiliśmy o relokacji i nikt za bardzo nie rozumiał, o co nam właściwie chodzi.

Tymczasem powinniśmy się porozumieć z Litwą, Łotwą, Włochami i Hiszpanią. Zobaczyć, co jest dla nich ważne, i poprzeć ich rozwiązania tak, by oni poparli nasze. Czyli stworzyć mniejszość blokującą krajów pod największą presją migracyjną, która chroniłaby nas przed niekorzystnymi rozwiązaniami forsowanymi np. przez kraje, które nie mają granic zewnętrznych UE. Tymczasem mam wrażenie, że rząd Morawieckiego w ogóle nie wszedł do tej gry.

Teraz jesteśmy spóźnieni, projekt trafił pod obrady Parlamentu Europejskiego. Rząd powinien więc ustalić, co jest dla nas ważne, i próbować zawrzeć dobre dla nas rozwiązania w pakcie przez polskich europosłów – tylko oni najpierw muszą zostać dobrze poinformowani przez polski rząd, jakie rozwiązania są konkretnie potrzebne.

Nieszczelność polskiej granicy z Białorusią miała być jednym z powodów przywrócenia kontroli na granicy polsko-niemieckiej. Czy nowemu rządowi uda się przekonać partnerów z Berlina, by z niej zrezygnowali?

Niemcy sami ograniczają tzw. pull-factory, czyli czynniki przyciągające do nich migrantów. Zapowiedziano ograniczenie świadczeń dla osób oczekujących na azyl, mają one być wypłacane wyłącznie na kartę płatniczą, tak by państwo mogło monitorować wydatki, ma być też skrócony czas, jaki w oczekiwaniu na decyzję o przyznaniu prawa do pobytu migranci będą musieli spędzać w zamkniętych ośrodkach. Procedura azylowa ma być dużo bardziej efektywna.

„Twierdza Polska” czy „Twierdza Europa”?

czytaj także

Wiele mówi się o zwrocie Niemiec w sprawie energetyki po pełnowymiarowej inwazji Putina na Ukrainę, teraz może nas czekać równie wielki zwrot w sprawie migracji.

To ważne dla Polski. Bo presja na nasze granice wynika też z tego, że Niemcy były atrakcyjnym celem podróży dla migrantów pragnących ubiegać się o azyl w Europie – ze względu na łatwość procedur i hojne wsparcie finansowe od państwa. Gdy to się zmieni, łatwiej będzie nam zarządzać naszymi granicami.

Kontrola na granicach pozostaje w gestii Niemiec i one pewnie jakiś czas jeszcze pozostaną. Natomiast jeśli Polska przedstawi kompleksowy plan przywrócenia kontroli nad granicą, to rząd w Berlinie też powie: „dobrze, w Polsce w końcu zaczynają poważnie traktować problem, możemy z nimi pracować”. Ale to potrwa.

Rozmawialiśmy do tej pory głównie o tym, jak chronić państwo przed niechcianą migracją. Tymczasem migracja jest i będzie nam potrzebna. Nowy rząd nie powinien powiedzieć tego Polakom i przygotować ich na to, dbając jednocześnie o dobrą politykę migracyjną?

Na początku musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak w zasadzie wygląda nasza sytuacja migracyjna po PiS. Dziś nie wiemy na przykład, ilu mamy właściwie migrantów z Ukrainy, którzy, po wygaśnięciu legalizujących ich pobyt ustaw covidowych, w sensie formalnym znajdują się na terenie Polski nielegalnie. Należałoby więc albo ich pobyt zalegalizować, albo poprosić ich o opuszczenie kraju.

Czy my jesteśmy ludzie dobrzy? [o „Zielonej granicy”]

Dzięki ustaleniom Ośrodka Badań nad Migracjami wiemy sporo o planach zawodowych i życiowych migrantów z Ukrainy. Ale bardzo niewiele wiemy o migrantach z Białorusi, Indii albo Filipin, którzy otrzymali pozwolenie na pracę w Polsce.

Polityka ustępującego rządu opierała się w dużej mierze na zaprzeczaniu rzeczywistości. Rząd z jednej strony otworzył rynek pracy dla pracowników z państw z naszego punktu widzenia egzotycznych, z drugiej przekonywał, że w Polsce nie ma żadnych migrantów, tylko pracownicy delegowani, którzy spędzą tu na kontrakcie np. 3,5 roku i wrócą do kraju pochodzenia. Przepraszam, ale kto na poważnie może uwierzyć, że oni wrócą? Że nie znajdą innej pracy w Polsce, zwłaszcza jeśli mają potrzebne na rynku fachowe umiejętności?

Musimy więc odpowiedzieć na pytanie, ile migrantów jest w Polsce i ilu będziemy w stanie w najbliższych latach skutecznie zintegrować. Zanim więc zaczniemy rozmawiać o polityce migracyjnej, powinniśmy poważnie porozmawiać o integracyjnej. Musimy zobaczyć, jak realnie wygląda stan polityki wizowej i wydawania pozwoleń na pracę, zanim znów zaczniemy rekrutację pracowników za granicą i opracujemy związany z nią plan polityki migracyjnej.

Pracodawcy powiedzą, że gospodarka wymaga ciągłego dopływu nowych pracowników.

Państwo nie powinno ulegać ich naciskom. Lepiej teraz zapłacić cenę PKB mniejszego o 0,2 proc., niż za pięć lat zapłacić 1 proc. PKB na wyzwania związane z obecnością migrantów, których nie zdołaliśmy zintegrować. Dziś polityki integracyjnej w Polsce praktycznie nie ma. Spróbujmy więc najpierw zintegrować migrantów z Ukrainy i Białorusi, a jeśli to się uda, to otwierajmy się też na inne obszary. Imigracja zarobkowa do Polski jest i będzie faktem, ale odpowiedzialna, w tym niehamująca wzrostu wynagrodzeń.

Dziś ta polityka integracyjna nie działa?

Podam przykład. Mamy w polskim systemie PESEL 380 tysięcy dzieci z Ukrainy, z czego około 180 tysięcy chodzi do polskich szkół. Czyli prawie połowa pobiera 500 plus, czyli mieszka w Polsce, ale jest najpewniej w ukraińskim systemie kształcenia – nie wiemy tego, bo nie ma monitoringu obowiązku szkolnego. Mogą po prostu uchylać się od obowiązku szkolnego. Co oznacza, że za chwilę będziemy mieli w Polsce dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ukraińskich nastolatków bez żadnego formalnego wykształcenia. Jak będzie wyglądała ich sytuacja na rynku pracy? Ich integracja?

Prędzej czy później pewnie nie unikniemy przyjmowania migrantów także z państw odległych kulturowo. PiS demonizował ich w kampanii, nowy rząd nie powinien przygotować społeczeństwa do przyszłej wielokulturowości?

Oczywiście, obraz problemów stwarzanych przez migrację w społeczeństwach Zachodu przedstawiany w kampanii wyborczej był przesadzony, ale nie można też zamykać oczu na realne problemy. Nie chciałbym, byśmy bez wielkiej, przygotowującej nas do tego debaty szeroko otworzyli polski rynek pracy i granice na migrację z bardzo kulturowo odległych obszarów. Bo istotne jest też coś takiego jak spójność społeczna. My, mimo że z jednej strony mamy Bąkiewicza, a z drugiej anarchistów, mimo wojny PiS z PO jesteśmy ciągle społeczeństwem społecznie spójnym.

Znów: polityka integracyjna powinna poprzedzać migracyjną. Zanim otworzymy się na migrantów, przygotujmy szkoły na przyjęcie ich dzieci, sprawdźmy, czy integracja przez edukację działa, a jeśli tak, otwórzmy się szerzej. Wtedy możemy zacząć rozmawiać o tym, na jakie kierunki chcemy się otwierać, ilu migrantów potrzebujemy i jaką mają odgrywać rolę w polskim społeczeństwie.

Postulat numer jeden to „zero śmierci na granicach”. I za to odpowiada państwo [rozmowa]

Są jakieś państwa, od których możemy się uczyć? Prawica na ogół wskazuje Australię z jej twardą ochroną granic, lewica mówi o Kanadzie.

Oba te przykłady zupełnie nie przystają do Polski. Australia jest przecież wyspą, nie ma realnie granicy lądowej, nigdy nie znajdzie się pod taką presją migracyjną jak Polska. Kanada ma jedną granicę, ze Stanami. Oba państwa mają gigantyczne rozmiary w porównaniu z Polską.

Ja bym wskazał jednak raczej na Danię. To jest skandynawskie państwo dobrobytu, ale ma też bardzo jasne zasady przyjmowania i selektywności podejścia do migrantów. Każdy, kto chce osiąść w Danii, dostaje ścieżkę integracyjną z obowiązkową nauką duńskiego. Państwo duńskie potrafi być bardzo stanowcze, jeśli chodzi o deportację. Interesujące instrumenty mają też Holandia i Niemcy. My jednak musimy wypracować – ucząc się od innych – swój model, uwzględniający to, że w przeciwieństwie do państw Europy Zachodniej dopiero w kilku ostatnich latach staliśmy się krajem przyjmującym migrantów.

W ciągu tych kilku lat przyjęliśmy milion uchodźców wojennych z Ukrainy, 300 tysięcy Białorusinów, znajdujemy się pod presją migracyjną ze strony reżimu Łukaszenki. To inne doświadczenie niż państw zachodnich. Powinniśmy dążyć do tego, by polityka migracyjna Unii Europejskiej je uwzględniała, a poprzedni rząd nawet tego nie próbował. Musimy polonizować europejską politykę migracyjną.

Grynberg: Złość, z jaką w życiu nie miałem kontaktu

W Polsce będzie polityczna przestrzeń do debaty o tym wszystkim? Prawica nie będzie nieustannie straszyć Tuskiem, który na polecenie Berlina chce zalać Polskę migrantami?

Są takie tematy, na poważną debatę, o których przestrzeń się po prostu musi znaleźć. W trakcie absurdalnej kampanii referendalnej mówiłem, że naszym pierwszym zadaniem po wyborach będzie przywrócenie debaty o migracji jako debaty o migrujących ludziach, bo ona została w Polsce bardzo odhumanizowana. Jeśli zdołamy mówić o migrantach jak o ludziach, a przy tym politycy będą w stanie pokazać, że potrafią ogarnąć stwarzane przez migrację problemy, to może pojawić się przestrzeń dla takiej debaty. Jeśli się nie pojawi, to nie rozwiążemy problemów związanych z migracją.

Od nowego rządu oczekiwałbym więc minimum tego, że będzie rozmawiał o tych sprawach ze społeczeństwem na wyższym poziomie niż poprzedni. Oraz że ustali, jak realnie wygląda sytuacja, przedstawi ją społeczeństwu i zaproponuje jakąś ścieżkę dojścia do koniecznych zmian. Tymczasem w umowie koalicyjnej nie ma nawet słowa o migracjach. Pokazuje, jak trudne jest to wyzwanie.

**
dr hab. Maciej Duszczyk – prof. UW, prowadzi badania na temat migracji i integracji europejskiej w Ośrodku Badań nad Migracjami oraz na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2014–2015 profesor wizytujący na Uniwersytecie w Jenie oraz Uniwersytecie Marcina Lutra w Halle i Wittenberdze, a w latach 2016–2020 prorektor ds. naukowych Uniwersytetu Warszawskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij