Kraj

Korpoprzyjazna Polska: Jak podnieść podatki, nie podnosząc podatków

Trudno się dziwić, że polscy politycy nie chcą tak łatwo zrezygnować z głaskania korporacji po główkach i przymilania się do nich ulgami podatkowymi i subwencjami na inwestycje. Nie tak łatwo się rozstać z nawykami, które przez lata całkiem nieźle się sprawdzały.

Partie polityczne piszą programy wyborcze, a my piszemy niezbędnik gospodarczy na czas po wyborach. W tym cyklu przyglądamy się politykom publicznym, rozwiązaniom, dzięki którym państwo jest sprawiedliwe, nowoczesne, cywilizowane. Wyjaśniamy, jakie podatki, regulacje rynku pracy, ochrony zdrowia czy finansowania kultury są nam potrzebne dziś.

**

Pomimo wielkomocarstwowej retoryki Polska to kraj, który bardzo łagodnie obchodzi się z korporacjami. Na co dzień rządzący grożą pięścią zagranicznym grupom interesu, szczególnie tym zza Odry, które chciałyby robić własne porządki nad Wisłą, ale gdy tylko przyjedzie jakiś niemiecki inwestor, Mateusz Morawiecki zamienia się w przyjaznego wujaszka gotowego nieba mu uchylić, byle tylko łaskawie został na dłużej. W polityce zagranicznej PiS stawia na staropolskie warcholstwo i awanturnictwo, za to w międzynarodowych stosunkach gospodarczych na tradycyjną polską gościnność.

Jednym rośnie, innym spada

Przykładowo Mercedesowi rząd Morawieckiego przyznał niemal 20 mln euro dotacji na budowę fabryki silników w dolnośląskim Jaworze. Oprócz tego koncern do 2026 roku będzie mógł korzystać z ulgi inwestycyjnej w podatku CIT. Ale „gościnne” dla Mercedesa to i tak drobne w porównaniu z najnowszą głośną inwestycją w Polsce, czyli fabryką półprzewodników Intela pod Wrocławiem. Tutaj mowa jest o subwencji wysokości aż 1,5 mld dolarów, czyli przeszło 6 mld złotych.

Intel skorzysta też z ulgi inwestycyjnej w podatku CIT, jak zresztą niemal każdy większy inwestor. Nie należy przecież zapominać, że PiS zamienił całą Polskę w wielką Specjalną Strefę Ekonomiczną. Polska Strefa Inwestycji zapewnia zwolnienie z podatku CIT nawet do połowy poniesionych kosztów, które można odliczać od podatku przez kilkanaście lat – dokładna skala odliczenia oraz czas zależą od regionu. W najbiedniejszych regionach kraju skala ulgi jest najwyższa.

Płaca minimalna w Polsce: wielka improwizacja

czytaj także

Mimo to w ostatnich latach dochody budżetowe z opodatkowania korporacji w relacji do PKB istotnie wzrosły. Przez lata utrzymywały się na poziomie niecałych 2 proc. PKB, czyli były o połowę niższe od średniej OECD. W latach 2016–2021 wpływy z CIT wzrosły jednak z 1,8 do 2,6 proc. PKB, a tym samym niemal zrównały się ze średnią OECD, która w tym czasie nieco spadła. PiS zresztą głośno się tym chwali. „Między 2016 a 2023 rokiem wpływy z podatku od zysku firm (CIT) wzrosną o 62,5 mld zł, czyli o 190,1%” – czytamy na stronie rządu.

To jednak przede wszystkim efekt zwiększenia się bazy podatkowej CIT. Zjednoczona Prawica zmniejszyła stawkę CIT dla najmniejszych podatników, których obrót nie przekracza 2 mln euro rocznie, do ledwie 9 proc. W rezultacie wiele przedsiębiorstw funkcjonujących jako jednoosobowe działalności gospodarcze zmieniły się w spółki prawa handlowego. Po 2015 roku liczba podatników CIT wzrosła o jedną trzecią – z 450 do 600 tys.

Poza tym największy wzrost przychodów z CIT w relacji do PKB zanotowano w latach 2021–2022, gdy przedsiębiorstwa inkasowały rekordowe marże. Ceną za to był wysoki spadek udziału płac w PKB, który, według danych Komisji Europejskiej, obniżył się do ledwie 48 proc. Średnia UE to 55 proc. Tak więc spółki rzeczywiście przynoszą budżetowi Polski znacznie więcej niż w czasach PO-PSL, ale trudno, żeby było inaczej, skoro trafia do nich rekordowo duży kawałek wypracowywanego nad Wisłą dochodu.

Europejska Malezja

W rzeczywistości Polska jest jednym z najbardziej korpoprzyjaznych krajów w OECD, co pokazuje wskaźnik efektywnej stawki podatku korporacyjnego. Podstawowa stawka CIT w Polsce to 19 proc., czyli jest jedną z niższych na świecie. Według czwartej edycji raportu OECD „Corporate Tax Statistics” (2022) w kilkudziesięciu z analizowanych krajów stawka CIT wynosi 25 proc. lub więcej. Są wśród nich między innymi USA, Kanada, Niemcy czy Francja. Efektywna stawka CIT w 2021 roku w Polsce wyniosła jednak tylko 15,5 proc., co stawiało nas już blisko dna – dokładnie między Singapurem a Albanią i Hongkongiem.

Różnica między standardową a efektywną stawką CIT w Polsce wyniosła w 2021 roku aż 3,5 pkt proc. Była ona jedną z najwyższych na świecie. To właśnie jest prawdziwa skala przeróżnych ulg podatkowych i zwolnień, które polskie państwo oferuje przedsiębiorstwom działającym jako spółki. Według wiceministra finansów Artura Sobonia w zeszłym roku różnica ta była niższa. W 2022 roku efektywna stawka CIT, według rządu, wynieść miała 16,75 proc. Wciąż była więc o 2,25 pkt proc. niższa od standardowej.

Nadal chcecie naśladować Amerykę?

To niezwykle łagodne podejście rządu do korporacji oczywiście nie wzięło się znikąd. To efekt przyjętego w Polsce modelu rozwoju, który opiera się przede wszystkim na bezpośrednich inwestycjach zagranicznych (FDI). Już od lat 90. to właśnie inwestorzy zagraniczni napędzają wzrost gospodarczy w Polsce. Co więcej, ten model okazał się po latach niemałym sukcesem i jest przedstawiany jako alternatywa dla forsownej polityki przemysłowej w stylu Korei Południowej czy Tajwanu, która w pierwszych dekadach była bezlitosna dla pracowników.

Chyba najgłośniejszą analizę w ostatnich miesiącach przedstawił znany ekonomista Noah Smith w tekście „The Poland/Malaysia model”. Smith zauważa, że w obecnych czasach agresywny protekcjonizm, który umożliwił szybki wzrost Korei Południowej, nie jest już możliwy z powodu przepisów obowiązujących w organizacjach międzynarodowych takich jak WTO czy UE. Państwa rozwijające się mogą jednak skorzystać z modelu polsko-malezyjskiego, który stawia na rozwój krajowych instytucji oraz infrastruktury zamiast krajowych czempionów. Napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych stopniowo przesuwa państwa w górę w globalnych łańcuchach produkcji, z czego korzystają również firmy krajowe.

Noah Smith porównuje napływ FDI do Malezji, Chin i Polski po 1990 roku. Nowe FDI w relacji do PKB w Polsce w wielu latach były wyższe niż w Chinach, co pozwoliło dokonać gigantycznego skoku polskiego eksportu. W 1995 roku polski eksport wynosił 20 proc. PKB, tymczasem w 2021 roku było to już prawie 60 proc. PKB. Oczywiście największym inwestorem zagranicznym nad Wisłą są Niemcy, co tłumaczy spolegliwość rządu Morawieckiego wobec inwestorów zza Odry. Co więcej, model wzrostu oparty na FDI w Polsce okazał się większym sukcesem niż w Malezji, gdzie PKB na głowę (według PPS) jest niecałe 10 tys. dolarów niższe.

Podnieść podatki, nie podnosząc podatków

Trudno się dziwić, że polscy politycy nie chcą tak łatwo zrezygnować z głaskania korporacji po główkach i przymilania się do nich ulgami podatkowymi i subwencjami na inwestycje. Nie tak łatwo się rozstać z nawykami, które przez lata całkiem nieźle się sprawdzały. Prawda jest jednak taka, że inwestorzy zagraniczni obecnie nie potrzebują dodatkowych zachęt, by inwestować w Polsce. Wystarczającą zachętą są już bardzo niskie tutejsze ceny, które są zaś efektem utrzymywania słabego złotego. To słaby polski złoty jest fundamentem polskiego modelu rozwoju, a nie ulgi podatkowe. Dziwnym trafem najgłośniejsze ostatnie inwestycje ulokowały się w województwie dolnośląskim, gdzie Polska Strefa Inwestycji oferuje najniższe ulgi podatkowe.

Jak podnieść podatki w kraju nienawidzącym podatków?

Według Eurostatu w ubiegłym roku polskie ceny wynosiły 62 proc. średnich cen unijnych. W zestawieniu ulokowaliśmy się między Serbią a Albanią. Spośród krajów UE nieco taniej jest wyłącznie w Rumunii i Bułgarii (odpowiednio 59 i 58 proc. średniej UE), gdzie jednak infrastruktura jest znacznie mniej rozwinięta, a pracownicy gorzej wykształceni. Nawet na Węgrzech ceny są wyraźnie wyższe niż w Polsce (67 proc. średniej UE), nie mówiąc już o krajach regionu, które przyjęły euro (np. ceny słowackie to 92 proc. średniej unijnej).

Żeby podnieść opodatkowanie korporacji w Polsce, nie trzeba więc podnosić podatku CIT. Wystarczy zrezygnować z tych przeróżnych ulg podatkowych, by zbliżyć efektywną stawkę CIT do standardowej. Nie ma potrzeby zachęcania inwestorów obniżaniem ich kosztów, gdyż te koszty są już tutaj wystarczająco niskie. Niskie ceny w Polsce – w relacji do cen w Europie rzecz jasna – są już wystarczającą ulgą inwestycyjną. Polska może przyciągać inwestorów wykształconą klasą pracującą, jakością instytucji czy stabilnością prawa. Niestety, z ostatnimi dwoma w ostatnich latach jest gorzej, a nie lepiej. I tutaj politycy mają pole do popisu.

Oczywiście warto sobie zostawić możliwość oferowania ulg dla szczególnie istotnych dla kraju inwestycji. Czyli takich, które mogą przesunąć Polskę w górę globalnego łańcuchu produkcji. Inwestycja Intela jest takim właśnie przypadkiem. Lepiej wydać 6 miliardów złotych na zagraniczną fabrykę półprzewodników niż 12 mld złotych na dopłaty do węgla, co zrobiliśmy zeszłej zimy. Z powszechnymi ulgami inwestycyjnymi czas już jednak skończyć.

***
fundacja-rozy-luksemburgMateriał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij