Dominujący w mediach obraz klasy średniej w Polsce jest skrajnie skrzywiony. Przeciętny przedstawiciel polskiej klasy średniej nie jest zarabiającym kilkanaście tysięcy złotych specjalistą na samozatrudnieniu ani przedsiębiorcą zatrudniającym dziesiątki ludzi, lecz pracownikiem na etacie z pensją nieco niższą od średniej krajowej.
Ton debacie publicznej w Polsce nadają samozatrudnieni dziennikarze, mieszkający zwykle w Warszawie, zarabiający górne dla stolicy stawki i otoczeni ludźmi podobnymi sobie. Są przekonani, że reprezentują klasę średnią, i piszą o niej w mediach z własnej perspektywy – czyli z punktu widzenia bardzo dobrze zarabiającego jednoosobowego przedsiębiorcy. Prowadzi to do szeregu nieporozumień, a przede wszystkim do wykoślawienia pojęcia „klasa średnia”.
Wielu przedstawicieli klasy wyższej – lub przynajmniej wyższej klasy średniej – jest przekonanych, że reprezentuje polskich średniaków. Faktyczni średniacy znad Wisły zaczynają więc utożsamiać się z ich interesami, gdyż taki obraz płynie do nich z mediów. Nic dziwnego, skoro swego czasu nawet danina solidarnościowa nałożona na dochody powyżej miliona złotych rocznie została określona jako uderzenie w klasę średnią. Warto więc pewne sprawy uporządkować i jasno nakreślić linie dzielące polskie społeczeństwo na klasy.
Jak określa klasę średnią wolnorynkowa prawica?
Według konserwatywnych liberałów klasa średnia to zamożni przedsiębiorcy, którzy są zupełnie niezależni finansowo i nie muszą korzystać z pomocy państwa w żadnym zakresie. Najbardziej kompleksowy obraz klasy średniej z punktu widzenia ekonomicznego liberała przedstawił kilka lat temu Bohdan Wyżnikiewicz, prezes Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych. Według niego „kluczowym kryterium przynależności do klasy średniej jest odgrywanie roli w gospodarce, takiej jak tworzenie miejsc pracy przez przedsiębiorców, kreowanie zmian na rynku, np. w drodze wyznaczania wzorców konsumpcyjnych, generowanie oszczędności, a także tworzenie popytu na dobra z tzw. wyższej półki. Istotne jest także aktywne uczestnictwo w życiu społecznym, kreowanie wzorców zachowań społecznych, kształtowanie opinii publicznej, wszelka działalność artystyczna, wpływ na legislację itd. Wychodząc z przyjętej definicji, w skład klasy średniej wchodzą przedsiębiorcy, specjaliści z różnych dziedzin, urzędnicy państwowi wyższego szczebla, naukowcy i intelektualiści, artyści i sportowcy”.
czytaj także
To skrajnie elitarystyczne pojęcie klasy średniej dominuje w polskiej debacie publicznej. Wyżnikiewicz sam de facto przyznaje, że włącza do klasy średniej mnóstwo osób należących do klasy wyższej – takich jak urzędnicy wysokiego szczebla, czołowi intelektualiści czy duzi przedsiębiorcy. Finalnie i tak przyjmuje jednak kryterium dochodowe – według niego do klasy średniej należą osoby zarabiające od 6 do 40 tys. zł miesięcznie brutto w okresie co najmniej pięciu lat. Gdy pisze swój tekst, średnie wynagrodzenie w kraju wynosi niecałe 4 tys. zł brutto (ok. 2,9 tys. zł netto). Kryterium Wyżnikiewicza spełniają więc dopiero ci, którzy zarabiają przynajmniej 150 proc. średniej krajowej. Nic więc dziwnego, że do tak rozumianej klasy średniej zaliczają się w sumie zaledwie 3 miliony osób, włącznie z rodzinami. To niecałe 8 proc. ludności Polski.
Jak pod względem klasowym określają się Polki i Polacy?
Konserwatywne podejście do określania klasy średniej zupełnie rozmija się z odbiorem własnego położenia klasowego przez samych Polaków. Według badania CBOS z 2020 roku z klasą średnią utożsamia się aż 77 proc. Polek i Polaków. Czyli dziesięć razy więcej niż w ujęciu Wyżnikiewicza. Precyzyjnie rzecz biorąc, aż 46 proc. naszych współobywateli identyfikuje się z klasą średnią właściwą, 14 proc. z niższą klasą średnią, a 17 proc. z wyższą klasą średnią. Do klasy wyższej zalicza samych siebie ledwie 5 proc. naszego społeczeństwa. Tak więc znaczna część klasy wyższej jest przekonana, że należy do „średniaków”. Ta niewielka, ale wpływowa i głośna grupa sprawia, że dyskurs publiczny o klasie średniej w Polsce skupia się na problemach jej najbogatszej części, a w zasadzie nawet fragmentu klasy wyższej.
Jak definiują klasę średnią analitycy ekonomiczni?
W kontekście państw rozwiniętych, a do takich zalicza się Polska, przyjęto obiektywne kryteria określania klasy średniej. Według OECD do klasy średniej zaliczają się gospodarstwa domowe z dochodem na głowę między 75 a 200 proc. mediany dochodów w kraju. W tym kontekście mowa jest więc o „middle-income class”, co można przetłumaczyć jako „klasa średniodochodowa”. Według raportu Under Pressure: The Squeezed Middle-Class do klasy średniej w Polsce zalicza się ok. 65 proc. społeczeństwa, do klasy wyższej niecałe 10 proc., natomiast do klasy niższej, z biednymi włącznie – dolne 25 proc. To bardzo podobny wynik do przeciętnej w krajach OECD, gdzie do klasy średniej na podstawie dochodów zalicza się 60 proc. społeczeństwa, do niższej 30 proc., a do wyższej 10 proc.
czytaj także
Nieco inne wyniki podaje Polski Instytut Ekonomiczny w raporcie Klasa średnia w Polsce. Analitycy PIE przyjęli kryterium dochodowe między 67 a 200 proc. krajowej mediany. Oznacza to, że według ich metody do klasy średniej zaliczałyby się gospodarstwa domowe z dochodem do dyspozycji (netto) między 1500 a 4500 tys. zł na głowę. Powtórzmy, na głowę – nie chodzi więc o zarobki pojedynczego człowieka, tylko o dochód przypadający na każdego członka rodziny. Z tej perspektywy do klasy średniej zalicza się 54 proc. gospodarstw domowych w Polsce. Do klasy niższej 30 proc., a do wyższej 16 proc.
Mediana dochodu rozporządzalnego (netto) na głowę w samej klasie wyższej według badania PIE wyniosła niecałe 6 tys. zł. Tak więc czteroosobowe gospodarstwo domowe z miesięcznym dochodem na rękę 24 tys. zł znajdowałoby się w środkowej części klasy wyższej. W środkowej części klasy średniej znajduje się natomiast analogiczne gospodarstwo domowe z łącznym dochodem nieco ponad 10 tys. zł na rękę miesięcznie.
Jakie zawody wykonuje klasa średnia?
Klasy w społeczeństwie można też dzielić na podstawie wykonywanych zawodów. W wyżej wymienionym raporcie analitycy PIE podzielili polskie społeczeństwo na klasy na podstawie „dużych grup zawodowych”, stosowanych m.in. przez GUS. Zawody podzielone są na 10 dużych grup, na których szczycie znajdują się „profesjonaliści wyższego szczebla”, czyli właściciele dużych firm, wyższa kadra managerów oraz wyżsi urzędnicy władzy państwowej i inteligencja. Ta grupa zawodowa tworzy klasę wyższą. Do klasy niższej zalicza się zawody z trzech dolnych grup – to robotnicy rolni, niewykwalifikowani oraz wykwalifikowani. W klasie średniej mieszczą się więc przedstawiciele sześciu „środkowych” dużych grup zawodowych. Mowa o profesjonalistach niższego szczebla (właściciele średnich firm, urzędnicy i managerowie średniego szczebla, technicy wyższego szczebla), pracownikach umysłowych (w tym szeregowych urzędnikach), drobnych przedsiębiorcach, a także fizycznych pracownikach nadzoru (brygadziści) oraz technikach niższego szczebla.
Klasę średnią tworzą więc nie prezesi dużych firm czy gwiazdy mediów, lecz raczej inspektorzy w urzędach, nauczycielki, pielęgniarki, elektrycy, a także szeregowi pracownicy wykonujący zawody specjalistyczne. Co ciekawe, według kryterium zawodowego struktura klasowa Polski wygląda bardzo podobnie jak w przypadku kryterium dochodowego – 51 proc. społeczeństwa to klasa średnia, 37 proc. klasa niższa i 12 proc. klasa wyższa.
Jak wygląda podział klasowy pod względem dochodów z pracy?
Można zrobić ukłon w stronę prawicowych zwolenników rygorystycznych kryteriów określających klasę średnią, którzy przywołują fakt, że Polska jest niżej rozwinięta od Europy Zachodniej, więc nie można stosować do niej takich samych miar. Zastosujmy więc kryterium 75–200 proc. średniego wynagrodzenia, a nie mediany, która jest o jakiś 1000 zł niższa. To automatycznie przesunie klasę średnią w górę rozkładu dochodów, ograniczając nieco klasę wyższą, ale też zwiększając rozmiar klasy niższej.
Obecnie średnie wynagrodzenie w kraju wynosi 6 tys. zł brutto. Według GUS mniej niż średnią krajową zarabia ponad dwie trzecie pracowników w Polsce. Mniej niż 75 proc. średniej krajowej zarabia 43 proc. polskich pracowników – ich można uznać za klasę niższą. Tak więc zarobkowa klasa średnia zaczyna się od 4,5 tys. zł brutto miesięcznie (3,3 tys. zł netto). Między 75 a 200 proc. średniej krajowej w Polsce zarabia niecałe 51 proc. zatrudnionych. Tak duża jest w Polsce zarobkowa klasa średnia. To pracownicy zarabiający między 4,5 a 12 tys. zł brutto. Przy czym trzeba pamiętać, że prawie połowa z nich zarabia co najwyżej 6 tys. zł brutto (4,3 tys. netto). Jedynie co ósmy przedstawiciel zarobkowej klasy średniej zarabia więcej niż 9 tys. zł brutto miesięcznie.
Zarobkowa klasa wyższa to zarabiający powyżej 12 tys. zł miesięcznie brutto, którzy odpowiadają za 6 proc. pracowników w Polsce. Ich dochody to 144 tys. zł brutto rocznie, więc istotna ich część nawet nie wpada w drugi próg podatkowy – obecnie płaci go niecałe 5 proc. podatników PIT rozliczających się według skali. Górna połowa klasy wyższej – czyli górne 3 proc. ogółu pracujących – zarabia ponad 16,5 tys. zł brutto miesięcznie (niecałe 12 tys. zł netto). Jeśli ktoś zarabia 20 tys. zł miesięcznie lub więcej, należy do 2,3 proc. najlepiej wynagradzanych w kraju.
Mowa tu jednak tylko o pracownikach etatowych. Do tego dochodzi jeszcze 700 tys. osób rozliczających się podatkiem liniowym dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą, których średni dochód brutto wynosi 22,5 tys. zł miesięcznie. Statystyczny liniowiec należałby więc do górnych 2 proc. pracujących. Podatek liniowy zaczyna się opłacać dopiero przy dochodzie przekraczającym 100 tys. zł rocznie (czyli od ok. 8,5–9 tys. zł miesięcznie), więc zdecydowana większość liniowców należy do zarobkowej klasy wyższej. Według analizy Ministerstwa Finansów niemal wszyscy liniowcy w Polsce należą do górnych 10 proc. społeczeństwa pod względem dochodów.
Czy w klasie średniej dominują przedsiębiorcy?
Absolutnie nie; zdecydowaną większość klasy średniej w Polsce stanowią pracownicy etatowi. Według przywołanej wyżej analizy Ministerstwa Finansów w decylach dochodów od piątego do dziewiątego, czyli od okolic mediany zarobków do granicy górnych 10 proc., zdecydowanie największą grupę stanowią osoby składające PIT-37. Czyli pracownicy najemni. Przykładowo w dziewiątym decylu, czyli tym prawie najwyższym, pracownicy najemni stanowią 80 proc. podatników. Około 5 proc. stanowią emeryci, a przedsiębiorcy, tj. składający PIT-36 i PIT-36L, odpowiadają jedynie za 15 proc. Przy czym liniowcy (PIT-36L) to zaledwie 1–2 proc. dziewiątego decyla.
Ken Loach: Jeśli nie rozumiemy walki klas, nie rozumiemy zupełnie nic
czytaj także
Przedsiębiorcy zaczynają dominować dopiero w najwyższym decylu, czyli wśród 10 proc. podatników osiągających najwyższe dochody. Wśród nich stanowią prawie połowę podatników, a sami liniowcy ok. 30 proc. Górny decyl jest jednak absolutnym wyjątkiem. We wszystkich pozostałych decylach przedsiębiorcy stanowią 5-15 proc. podatników, a liniowcy niemal nie występują. Tak więc, jeśli ktoś jest na podatku liniowym, to niemal na pewno należy do 10 proc. najzamożniejszych pod względem dochodów Polaków.
Potwierdza to raport PIE. Według niego aż 85 proc. ekonomicznej klasy średniej (tzn. określanej dochodem) to pracownicy etatowi. Nawet w społecznej klasie średniej (określanej wg zawodu) pracownicy najemni odpowiadają za trzy czwarte populacji.
Czy typowy „średniak” ma wyższe wykształcenie?
Wbrew pozorom wcale nie. Według raportu PIE wyższym wykształceniem może pochwalić się tylko 26 proc. społecznie definiowanej klasy średniej. Dopiero w klasie wyższej absolwenci uczelni są w większości, gdyż stanowią tam 55 proc. populacji. W klasie niższej jedynie 5 proc. Podobnie to wygląda w przypadku klas definiowanych poziomem dochodów. Dyplom uczelni ma 24 proc. ekonomicznej klasy średniej, 51 proc. klasy wyższej i 5 proc. klasy niższej. Warto też zaznaczyć, że aż 30 proc. ekonomicznej klasy średniej pracuje w sektorze budżetowym. W przypadku klasy wyższej w budżetówce pracuje niecałe 20 proc.
Dominujący w mediach obraz klasy średniej w Polsce jest więc skrajnie skrzywiony. Przeciętny przedstawiciel polskiej klasy średniej nie jest zarabiającym kilkanaście tysięcy złotych specjalistą na samozatrudnieniu ani przedsiębiorcą zatrudniającym dziesiątki ludzi, lecz pracownikiem na etacie z pensją nieco niższą od średniej krajowej, ewentualnie nieco wyższą. Bardzo często to pracownik sektora budżetowego – inspektorka w urzędzie lub nauczycielka.
czytaj także
Medialni obrońcy klasy średniej występują zatem nie w interesie średniaków, ale klasy wyższej, która do swojej przynależności nie chce się przyznać, gdyż obrona interesów elity ekonomicznej nie wyglądałaby tak ładnie jak wstawiennictwo za „zwykłymi zjadaczami chleba”. Nie dałoby się jej też tak przekonująco sprzedać.
Tak długo, jak część klasy wyższej będzie uchodzić w Polsce za klasę średnią, tak długo nie zbudujemy nad Wisłą państwa dobrobytu, gdyż każda próba solidnego opodatkowania najlepiej zarabiających będzie się spotykać z powszechnym oburzeniem dużej części społeczeństwa, której niewiedza i brak zorientowania w sprawie są wykorzystywane bez skrupułów przez ekonomiczną elitę.