Kraj, Świat

Spoko, Rybus, nie każdy musi być przyzwoity

Tylko czy twój agent nie jest przypadkiem... agentem? Czy musi opowiadać historyjki żywcem wyrwane z kremlowskiej propagandy? Nie możecie przyznać, że macie gdzieś ludzi mordowanych w Ukrainie przez Rosję, bo w Moskwie żyje się wam komfortowo za pieniądze autorytarnego państwa?

Piłkarz reprezentacji Polski w piłce nożnej Maciej Rybus postanowił zostać w Moskwie i podpisać kontrakt ze Spartakiem, jednym z największych i najpopularniejszych klubów w Rosji. Zasypanie Ukrainy rosyjskimi bombami, ludobójstwo na przedmieściach Kijowa, zbrodnie wojenne czy zrównanie z ziemią Mariupola okazały się dla Rybusa za słabym argumentem.

No cóż, w kryzysowych sytuacjach wielu ludzi nie potrafi zachować się przyzwoicie i często wybierają pieniądze i wygodę. Zwykle ubiera się to potem w nośne hasełka, na przykład o „zapewnieniu bezpieczeństwa rodzinie”.

Miejmy nadzieję, że Rybus nie dostanie już nigdy powołania do polskiej kadry i będzie można o nim zwyczajnie zapomnieć.

Problem w tym, że za obronę decyzji Rybusa zabrał się jego menedżer Mariusz Piekarski, który, jak sam twierdzi, załatwił robotę w Rosji jakimś dwunastu piłkarzom. W wywiadzie dla jutubowego kanału portalu Meczyki opowiadał tak kompromitujące i fałszywe teorie, że nie można nad nimi po prostu przejść do porządku dziennego.

Niemcow by się nie zgodził

Według Piekarskiego Rybus wybrał grę dla Spartaka, gdyż kierował się dobrem i bezpieczeństwem rodziny. Przeprowadzka z rosyjską żoną Laną i dwójką synów, na przykład do Polski, zdaniem agenta mogła być zwyczajnie niebezpieczna. Twierdzi on, że nie wiadomo, co by się mogło im przytrafić, gdyby ojciec wyjechał na mecz wyjazdowy lub zgrupowanie kadry. Nikt nie mógłby im przecież w Polsce zapewnić bezpieczeństwa. Polska mogłaby się stać dla jego rodziny śmiertelnie niebezpieczną pułapką. W obecnej sytuacji decyzja Rybusa o pozostaniu w Moskwie była więc zupełnie racjonalna – przekonywał agent Piekarski.

Trudno powiedzieć, o której Polsce i której Rosji mówił Piekarski, ale chyba nie tych występujących w rzeczywistości. Rosja to jedno z najmniej bezpiecznych państw rozwiniętych. Według Better Life Index OECD pod względem bezpieczeństwa gorzej jest tylko w Chile, Kostaryce, RPA, Brazylii, Kolumbii i Meksyku. Wskaźnik zabójstw w Rosji to 4,8 przypadku na 100 tys. mieszkańców – w Polsce 0,5/100 tys. Inaczej mówiąc, prawdopodobieństwo bycia zamordowanym jest w Rosji dziesięć razy wyższe niż w Polsce. Jedna trzecia Rosjan boi się wyjść samotnie w nocy z domu.

Gdyby Rybus faktycznie kierował się bezpieczeństwem, mógłby wybrać na przykład HJK Helsinki, w stolicy nieodległej Finlandii. Tu prawie 90 proc. społeczeństwa nie odczuwa żadnego lęku przed samotnymi spacerami po zmroku. Wybrał jednak Rosję, w której zarówno subiektywny, jak i obiektywny poziom bezpieczeństwa jest jednym z najniższych w Europie.

Agent Piekarski bronił swoich tez w dosyć zaskakujący sposób. „Pan prezydent Gdańska też wchodził na scenę uśmiechnięty, było fajnie, ale trafił się jeden przysłowiowy wariat i z tej sceny już nie zszedł” – przypomniał menedżer.

Niestety agent Piekarski zapomniał chyba o morderstwach politycznych w samej Rosji. W 2015 roku w ścisłym centrum Moskwy zamordowano opozycyjnego polityka Borisa Niemcowa. I było to zabójstwo dokonane nie przez niezrównoważonego „samotnego wilka”, tylko na zlecenie polityczne i z zimną krwią.

Niecałe 10 lat wcześniej, 7 października 2006 roku, zastrzelono dziennikarkę Annę Politkowską, która opisywała zbrodnie rosyjskie w Czeczenii. Tak się złożyło, że tego samego dnia urodziny obchodził sam car, przepraszam, prezydent Władimir Putin.

Wcześniej w Rosji wysadzano bloki mieszkalne, żeby mieć podkładkę pod rozpoczęcie pacyfikacji Czeczenów, a zakładników w szkole Biesłanie i w teatrze na Dubrowce odbijano w taki sposób, że ogromna część zginęła. Mówimy więc o kraju, który zupełnie nie liczy się z życiem ludzi. Życie w Rosji nie jest bezpieczniejsze niż w Polsce właściwie dla nikogo, a już na pewno nie dla polskiego piłkarza i jego rodziny.

Czujni poligloci znad Wisły

Piekarski wie też, kto ewentualnie mógłby zaatakować rodzinę Rybusa. Otóż nie chodzi nawet o samych Polaków. „Pamiętajmy, że w Polsce jest kilka milionów Ukraińców i też nie wiadomo, na kogo się trafi” – stwierdził agent. Były reprezentant Polski, tłumacząc paskudną decyzję swojego podopiecznego („młodszego brata” – jak sam nazywa Rybusa), lekką ręką rzucił więc oskarżenie w stronę ludzi uciekających przed wojną. Marcin Rola i inne prawicowe szury lubią to. Przypomina się nagonka na Ukraińców za zabójstwo w centrum Warszawy, które, jak się później okazało, zostało popełnione przez Polaka.

Czaskoski, po co wpuściłeś Ukraińców do Warszawy?

Tak więc według Piekarskiego jakiś owładnięty chęcią zemsty Ukrainiec miałby dokonać zamachu na rosyjską rodzinę Rybusa, gdy ten byłby na zgrupowaniu lub wyjeździe z reprezentacją Polski. Problem w tym, że wśród uchodźców niemal wszyscy to matki z dziećmi plus kilka procent seniorów, więc stanowią oni grupę raczej mało groźnych osób. Samotne matki w obcym kraju zajmują się głównie przetrwaniem własnym i dzieci, a nie planowaniem zemsty na bogatych Rosjankach.

Poza tym ci wymyśleni przez Piekarskiego ukraińscy mściciele szukaliby raczej zemsty na bardziej prominentnych postaciach niż rosyjska WAG. A umówmy się, żona polskiego piłkarza nie należy do szczególnie istotnych osób. Ambasador Rosji w Polsce paraduje sobie bez skrępowania przy pomnikach radzieckich i jedyne, co go złego spotkało, to oblanie czerwoną farbą. Skoro Siergiej Andriejew czuje się w Polsce na tyle bezpiecznie, żeby uczestniczyć w prowokacyjnych szopkach, to tym bardziej Lana Rybus, której nikt z niczego nawet nie kojarzy.

Lepsza farba niż krew

To nie koniec. Agent Piekarski brnie dalej, ten człowiek nie zna pojęcia granicy żenady. Otóż według niego już samo otwarcie ust przez Lanę mogłoby stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo. „Język rosyjski jest jakby, no, hejtowany i każdy Rosjanin jest hejtowany” – przekonuje menedżer. Problem w tym, że po rosyjsku mówi znaczna część 1,2 miliona uchodźców z Ukrainy, a jednak nie boją się oni mówić w miejscach publicznych. Doświadczamy tego codziennie w sklepach, knajpach czy na ulicy. Ukraińcy swobodnie komunikują się też we własnym języku i zwykle nikt ich za to nie atakuje. Dla przeciętnego Polaka rosyjski jest nie do odróżnienia od ukraińskiego – według badania TNS z 2015 roku po rosyjsku bardzo dobrze mówi zaledwie 3 proc. Polek i Polaków. Gdy na ulicy ktoś słyszy język rosyjski, to pierwsze, co przychodzi mu do głowy, że to ukraiński uchodźca lub uchodźczyni.

Milczenie nie jest złotem

Twierdzenie, że Rosjanie są w Polsce hejtowani, to także przynajmniej nieuczciwe naginanie rzeczywistości. Niedawno gościł w Polsce rosyjski pisarz i historyk Jurij Fielsztinski. Przy tej okazji odbył małe tournée po mediach, w których był przepytywany z ogromnym wręcz szacunkiem – vide: wywiad z Mazurkiem w RMF.

Jednym z gości na tegorocznym Campusie Polska będzie natomiast słynny mistrz szachowy i polityczny aktywista Garri Kasparow. W Polsce Rosjanie nie są niemile widziani, o ile nie popierają reżimu Putina. Być może Lana Rybus faktycznie należy do tych ostatnich – ale nawet tego o niej nie wiemy, bo w sprawie wojny w Ukrainie najwyżej milczy. A to istotny szczegół.

O wojnie w Ukrainie nie wypowiada się również sam Rybus. Piekarski przekonuje, że w tym przypadku „milczenie jest złotem”, a piłkarz nie powinien wypowiadać się na tematy polityczne. Inne zdanie ma na ten temat były kapitan reprezentacji Rosji Igor Denisow, który w niedawnym wywiadzie jednoznacznie skrytykował działania Rosji. „Nawet gdybym miał 29 lat i nie był w stanie utrzymać rodziny, 25 lutego wycofałbym się z gry w piłkę. Nie byłbym w stanie grać” – stwierdził Denisow. „Uważam, że to złe, ale nie mówiłem tego wprost. Zrobiłem to teraz. Chcę tylko powiedzieć jedno: nie oglądajcie telewizji” – ciągnął dalej.

Jak widać, były kapitan rosyjskiej reprezentacji potrafił zachować się bardziej przyzwoicie niż były już, miejmy nadzieję, reprezentant Polski. Neutralność polityczna piłkarzy jest jedynie wygodną wymówką, która umożliwia im swobodne czerpanie pieniędzy z autokratycznych reżimów: Chin, Arabii Saudyjskiej albo jak w przypadku Rybusa – Rosji.

W kwestiach politycznych teorie Piekarskiego momentami przypominały wręcz kremlowską propagandę. Podważał on chociażby działania Zachodu, przekonując, że sankcje są fikcyjne („Przestań, daj spokój, błagam cię, jakie sankcje”), gdyż ostatnimi czasy kurs rubla się poprawił, co jest oczywiście wierutną bzdurą, bo kurs rosyjskiej waluty nic nie mówi o skuteczności sankcji. Nawet jeśli te są niedoskonałe, doprowadzą do załamania gospodarczego w Rosji, co przyznają półgębkiem nawet rosyjscy oficjele – na przykład szefowa rosyjskiego banku centralnego.

Według Piekarskiego to wszystko jest tylko biciem piany: „Jak tylko wojna się skończy, to wielkie firmy polecą do Ukrainy robić tą swoją dilerkę, wrócą też i do Rosji, taki jest świat”.

Jak więc w tym czasie powinniśmy się zachowywać? Najlepiej trzymać się od tej całej awantury z daleka, żeby ją jakoś przeczekać. „Dzisiaj każdy normalny facet wybierze spokój rodziny” – tłumaczył menedżer. Umywanie rąk od polityki, wypominanie Zachodowi hipokryzji i zamykanie oczu na zbrodnie to oczywiście postawy bardzo korzystne dla Kremla, zresztą popularne w samej Rosji. Nic więc dziwnego, że Piekarski tak dobrze sprawdza się na rosyjskim rynku transferowym – wszak to człowiek mentalnie doskonale pasujący do tamtego systemu.

Instagramerka na wygnaniu

Agent Mariusz Piekarski podczas całego wywiadu wypowiadał się o wojnie niczym papież Franciszek. Oględnie, bez wchodzenia w szczegóły, za to ze sporą dawką pustych frazesów, według których wszyscy normalni ludzie chcą przecież pokoju. Ani razu nie potępił Rosji, a nawet starał się wprost nie wskazywać agresora. Mówił o tym naokoło – wojna jest w interesie jednego człowieka (bez wypowiadania nazwiska) i wszyscy wiemy, kto kogo napadł (bez wypowiadania nazwy kraju). Ewidentnie nie chciał sobie spalić mostów, żeby zaraz po wojnie móc wrócić do business as usual.

Papież modli się o Rosję. Kreml lepiej by tego nie wymyślił

Co ciekawe, Piekarski posunął się nawet do tego, żeby podważać własne kompetencje jako menedżera. Otóż okazuje się, że w miarę szybkie znalezienie pracy dla kadrowicza poza Rosją było poza jego zasięgiem. Basałaj: „Mariusz, ale myślałeś w ogóle o akcji ewakuacja?”. Piekarski: „Myślałem, ale nic nie było sensownego”. Później dopiero dodał półgębkiem, że pewnie po jakimś czasie by coś znalazł, ale trudno odbierać te słowa poważnie.

Gdyby obaj chcieli znaleźć zatrudnienie Rybusowi, na przykład w Polsce, zrobiliby to w mgnieniu oka. Po Rybusa w polskiej lidze bez wątpienia ustawiłaby się kolejka. Znalazłby tu zatrudnienie tak jak wielu innych, nieco starszych już, byłych lub aktualnych kadrowiczów: np. Mączyński (Śląsk Wrocław), Peszko (Lechia Gdańsk), Jędrzejczyk (Legia) czy Grosicki (Pogoń). Nawet pieniądze mogłyby nie być problemem. W zeszłym sezonie najlepiej wynagradzani piłkarze w polskiej lidze zarabiali około dwóch milionów złotych rocznie. W Spartaku Rybus ma zarabiać 500 tys. euro netto, więc tylko niewiele więcej. Co ciekawe, w poprzednim klubie, Lokomotiwie Moskwa, zarabiał sumę dwukrotnie wyższą.

Rybus postanowił więc zostać w Rosji, bo jest mu tam wygodnie. Niespecjalnie go interesują rosyjskie zbrodnie wojenne. Potępianie wojny mogłoby być dla reprezentanta Polski kłopotliwe. Wiedzie w Rosji fajne życie, a jego żona jest popularną instagramerką, która robi sobie fotki w drogich samochodach i modnych ciuchach.

W Polsce musiałaby żyć troszkę jak na wygnaniu, chociaż byłoby to wygnanie bardzo dostatnie. Ale po co się wysilać? Lepiej zamknąć oczy na Mariupol, Buczę czy Irpień i tłumaczyć to niechęcią do polityki oraz pseudobezpieczeństwem rodziny. No i spoko, nie każdy musi być przyzwoity.

Na świecie roi się od oportunistów, którzy nie widzą dalej niż czubek własnego nosa. Warto byłoby jednak przyznać wprost, że Rybus ma gdzieś mordowanych Ukraińców, gdyż w Moskwie żyje mu się bardzo komfortowo, zamiast opowiadać historyjki żywcem wyrwane z kremlowskiej propagandy, jak raczył to zrobić pan Mariusz Piekarski.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij