Powiązanie zielonej transformacji z tworzeniem dobrze płatnych miejsc pracy w regionach, w których wrze antyliberalny populizm, może rozbroić kilka groźnych min w amerykańskiej polityce. Jednak Europa obawia się, że Ameryka znów gra nie fair w gospodarce.
Wojna w Ukrainie odnowiła transatlantyckie więzi, nadszarpnięte w latach prezydentury Trumpa. Mimo wszystkich różnic między Waszyngtonem a Berlinem czy Paryżem Zachód pod przywództwem Stanów prowadzi wspólną politykę wobec konfliktu, nie dał się podzielić i rozegrać Moskwie.
Na przełomie tego i zeszłego roku potencjalne pęknięcie w transatlantyckiej wspólnocie zaczęło się jednak rysować w innym obszarze: gospodarczym. Wszystko za sprawą przyjętej przez amerykański Kongres latem 2022 roku ustawy o przeciwdziałaniu inflacji (Inflation Reduction Act, IRA). Ustawa uruchamia prawie 370 miliardów dolarów pomocy publicznej – kwota ta rozłożona będzie na ponad 10 lat – głównie w postaci ulg podatkowych dla inwestycji w zielone technologie. W samochody elektryczne i wodorowe, baterie, panele słoneczne, elektrownie słoneczne i wiatrowe, technologie przechwytywania dwutlenku węgla itp.
czytaj także
Program ma dwa główne cele. Po pierwsze, ma przyspieszyć zieloną transformację amerykańskiej gospodarki, odblokować prywatne inwestycje w zielone technologie, ograniczyć emisje i przybliżyć Stany do realizacji celów porozumienia paryskiego. Po drugie, ma pomóc zreindustrializować amerykańską gospodarkę i zmniejszyć jej zależność w obszarze technologii umożliwiających produkcję czystej energii od Chin.
IRA wyraźnie faworyzuje bowiem inwestycje dokonywane w Stanach, tworzące miejsca pracy dla Amerykanów, skracające i upraszczające łańcuchy dostaw. Przewiduje np. ulgi podatkowe do 7,5 tysiąca dolarów dla osób zarabiających nie więcej niż 150 tysięcy dolarów rocznie, które kupią elektryczny lub wodorowy samochód. By jednak móc skorzystać z pełnej ulgi, samochód musi być wyprodukowany w Ameryce Północnej, a kluczowe elementy jego baterii – w Stanach lub państwach mających określone porozumienia handlowe ze Stanami.
I to właśnie nacisk położony na umiejscowienie zielonej produkcji w Stanach jest tym, co wywołuje niepokój w Unii Europejskiej.
Przepis na dezindustrializację Europy?
Choć IRA stało się prawem w lipcu, europejskie reakcje na ustawę zaczęły wybrzmiewać w ostatnich tygodniach 2022 roku. To wtedy ze strony europejskich liderów pojawiły się pretensje do Amerykanów, oskarżenia o łamanie zasad Światowej Organizacji Handlu i egoistyczny protekcjonizm. Prezydent Macron w trakcie swojej wizyty w Stanach na początku grudnia przestrzegał, że nowa polityka przemysłowa Waszyngtonu będzie prowadzić do „fragmentaryzacji Zachodu”. Jak podaje „Financial Times”, na prywatnym obiedzie z kongresmenami i liderami amerykańskiego biznesu Macron miał określić zapisy IRA jako „agresywne wobec europejskich korporacji”.
Pojawiają się nawet głosy, że IRA to recepta na dezindustrializację Europy, a przynajmniej na jej wyeliminowanie z wyścigu na polu nowych, zielonych technologii. Choć mogą się one wydawać przesadzone, to nie są bezpodstawne obawy, że połączenie relatywnie niższych kosztów energii oraz pomocy publicznej w postaci prostego w obsłudze systemu ulg podatkowych może ściągnąć do Stanów inwestycje, które inaczej mogłyby powstać w Unii. IRA zostało przywitane z entuzjazmem nie tylko przez amerykański, ale i europejski biznes. Duże inwestycje w Stanach zapowiedziały między innymi BMW, włoski koncern energetyczny Enel i norweski producent baterii Freyr.
czytaj także
W Unii pojawiają się więc żądania europejskiej odpowiedzi na IRA. Najgłośniej rozbrzmiewały głosy z Niemiec i Francji, proponujące poluzowanie zasad pomocy publicznej na wspólnym rynku, tak by umożliwić europejskim rządom większe wsparcie dla krajowych przedsiębiorstw kluczowych z punktu widzenia zielonej transformacji. Prezydent Macron postuluje europejski program „Made in the EU”, który wspierałby produkty powstałe w granicach Unii.
Do tych żądań sceptycznie nastawieni są jednak tacy członkowie Unii jak Holandia, Szwecja czy państwa południa Europy. Obawiają się one, że na takiej zmianie zasad skorzystają głównie największe europejskie gospodarki, zdolne najhojniej wesprzeć swoje przedsiębiorstwa. Czyli mówiąc wprost: Niemcy i Francja. Te dwa państwa odpowiadały zresztą aż za 77 proc. wydatków na pomoc publiczną w UE, możliwych dzięki poluzowaniu regulujących ją zasad w okresie pandemii. Istnieje obawa, że zmiany wprowadzone po to, by pomóc nawiązać Europie konkurencję ze Stanami, jeszcze bardziej pogłębią brak równowagi na europejskim wspólnym rynku między dwiema najsilniejszymi gospodarkami narodowymi a całą resztą.
Czy Europa ma o co mieć pretensje?
Pojawiają się też jednak komentarze, że obrażanie się i sięganie po działania, które mogłyby prowadzić do „wojny handlowej” ze Stanami, to najgłupsza możliwa reakcja na IRA, a Unia Europejska powinna raczej docenić sztandarowy projekt Bidena, niż szukać w nim zagrożeń dla siebie.
Jak przekonuje Adam Tooze, zawarte w IRA „zielone subsydia” to pierwsza tak kompleksowa odpowiedź amerykańskiej polityki na problem zmiany klimatu i konieczność ograniczenia emisji. Do tej pory jakiekolwiek progresywne polityki w tym zakresie były blokowane w Kongresie przez republikanów, partię w większości stojącą dziś na pozycjach klimatycznego negacjonizmu. Biden wykorzystał pierwsze dwa lata swojej kadencji, gdy demokraci mieli niewielką przewagę w obu izbach Kongresu, by przepchnąć proklimatyczne rozwiązania. Choć ich zakres musiał zostać ograniczony między innymi przez postawę Joe Manchina, demokratycznego senatora z Wirginii Zachodniej, powiązanego finansowo z sektorem węglowym, to i tak jest to wielkie osiągnięcie urzędującego prezydenta.
czytaj także
Analiza Rhodium Group szacuje, że dzięki zapisom IRA Stanom może udać się redukcja emisji nawet o 41 proc. wobec poziomu z 2005 roku do końca obecnej dekady. Bez tych zapisów redukcja sytuowałaby się w przedziale 24–35 proc. Bez wątpienia ograniczenie globalnych emisji i poważne traktowanie groźby katastrofy klimatycznej przez ciągle największą gospodarkę świata znajdują się także w długoterminowym interesie Europy.
Nie należy też lekceważyć politycznego wymiaru IRA. W Stanach, zwłaszcza na obszarach stanowiących niegdyś przemysłowy kręgosłup amerykańskiej gospodarki, rośnie rozczarowanie globalizacją. Całe miejscowości, a nawet regiony, mają poczucie, że to one zapłaciły za nią cenę i że nie chcą jej dłużej płacić. To poczucie rozczarowania, gniewu, desperacji i resentymentu wobec tych, którym w zglobalizowanej gospodarce się poprawia, często połączone z faktycznym ekonomicznym upadkiem całych społeczności kiedyś cieszących się szeroką klasą średnią, dobrze zarabiającą dzięki pracy w przemyśle, napędza najbardziej toksyczne formy antyliberalnego populizmu. Wzrost jego wpływu na amerykańską politykę stanowi poważne zagrożenie dla Europy – wystarczy sobie wyobrazić, w jakiej sytuacji znajdowałaby się dziś Ukraina i nasz region, gdyby prezydentem nadal był Trump.
czytaj także
Powiązanie zielonej transformacji z powstawaniem dobrze płatnych, najlepiej uzwiązkowionych miejsc pracy w regionach, które w ostatnich dekadach głównie zwijały się ekonomicznie i społecznie, może pozwolić na rozbrojenie kilku najbardziej niebezpiecznych min w amerykańskiej polityce. Eksperci przewidują, że dzięki IRA wiele miejsc pracy powstanie na amerykańskim Południu, regionie ze względu na klimat szczególnie nadającym się np. do produkcji energii słonecznej.
Jak na łamach „Le Monde” zwraca uwagę Nathan de Arriba-Sellier, naukowiec z Uniwersytetu Yale, zajmujący się badaniem wpływu zmian klimatycznych na rynki finansowe, jeśli tak się faktycznie stanie, może to zmienić nastawienie republikańskich kongresmenów z najbardziej nawet konserwatywnych części Południa do aktywnej polityki klimatycznej – stanie się ona bowiem czymś, co przynosi bezpośrednie korzyści ekonomiczne ich wyborcom. Znów, także w długoterminowym interesie Europy jest to, by jedna z dwóch głównych partii w Stanach nie mówiła wyłącznie głosem przemysłów zajmujących się ekstrakcją, obróbką i sprzedażą paliw kopalnych.
Oczywiście, jeśli skuszone lepszymi warunkami do inwestycji w Stanach europejskie podmioty gospodarcze zbudują fabrykę baterii nie na terenie Meklemburgii lub Dolnego Śląska, ale w Wisconsin albo w Kentucky, stracą na tym lokalne społeczności na naszym kontynencie. Europejskie miejscowości nie zobaczą nowych, nieźle płatnych miejsc pracy; pieniądze, jakie mogliby zarobić ich pracownicy, nie zasilą lokalnej gospodarki, a podatki nie popłyną do budżetów europejskich państw.
Jak zdobyć poparcie dla zielonej transformacji? Połączyć ją z reformami socjalnymi
czytaj także
Jak jednak przekonuje komentator ds. europejskich „Financial Timesa” Martin Sandbu, europejskie firmy korzystające z amerykańskiej pomocy w Stanach mogą ją wykorzystać do budowania swojej pozycji na globalnym rynku. Choć rysowana przez niego wizja amerykańskiego rynku zielonych technologii zdominowanego przez firmy z Europy, tak jak europejski rynek zdominowany jest przez amerykańskie cyfrowe giganty, wydaje się przesadnie optymistyczna, to nie jest też prawdą, że na wspieranych publicznymi środkami inwestycjach – i ewentualnych sukcesach – europejskich firm na amerykańskim rynku Europejczycy wyłącznie stracą.
Europa potrzebuje własnej zielonej strategii przemysłowej
Na pewno można zgodzić się z autorem „FT”, że zamiast zgłaszać do Stanów pretensje, Europa potrzebuje własnej polityki, która przyciągnie do niej zielone inwestycje niezależnie od tego, co zrobią Amerykanie. Innymi słowy, potrzebna jest europejska zielona polityka przemysłowa.
W Unii Europejskiej istnieje już rzecz jasna wiele form wspierania zielonych inwestycji. 37 proc. wydatków w ramach krajowych planów odbudowy z postpandemicznego funduszu UE ma być przeznaczone na cele związane z zieloną transformacją. Inwestycje w tym samym obszarze ma też wspierać 100 miliardów euro z funduszy spójności z budżetu na lata 2021–2027. Przedstawiciele europejskiego biznesu skarżą się jednak, że europejski system jest zbyt skomplikowany, decyzje dotyczące pomocy publicznej trwają zbyt długo, a IRA wygrywa prostotą.
Komisja Europejska przygotowuje propozycję odpowiedzi na amerykańskie rozwiązania. Ma ona zawierać przede wszystkim wzorowane na amerykańskich ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw inwestujących w zielone technologie. Uproszczeniu mają ulec procedury zgody na pomoc publiczną. Komisja proponuje też przyjęcie nowych przepisów, mających dać impuls do rozwoju europejskiej produkcji i obróbki kluczowych dla zielonej transformacji metali: kobaltu i litu.
By uniknąć sytuacji, gdy pomoc dla zielonych inwestycji zwiększa przewagę kilku najbogatszych gospodarek nad resztą, Komisja proponuje powołanie specjalnego europejskiego funduszu suwerennościowego, z którego mogłoby korzystać wszystkie 27 krajów członkowskich.
Koniec globalizacji, jaką znamy
Jak ostatecznie ułoży się odpowiedź Europy na IRA, przekonamy się w najbliższych tygodniach. Można zgodzić się z komentarzem brytyjskiego „Guardiana” z końca listopada ubiegłego roku: Europa powinna potraktować politykę Bidena jako sygnał do przebudzenia. Czasy, gdy wolny handel był powszechnie akceptowanym celem strategicznym całego Zachodu, właśnie kończą się na naszych oczach. Globalizacja, jeśli się nie cofa, to na pewno ulega przedefiniowaniu. Po kryzysie finansowym sprzed 15 lat i pandemii, w kontekście wojny w Ukrainie i konfrontacyjnej, mocarstwowej polityki Chin państwa Zachodu będą szukały takiej globalizacji, która zapewni im strategiczne bezpieczeństwo i dominującą pozycję nad rosnącymi w siłę autorytarnymi mocarstwami.
Gospodarka od dawna nie służy już ludziom. Dlaczego na to pozwalamy?
czytaj także
W tych warunkach Europa musi odpowiedzieć sobie na pytania o to, jak widzi swoje relacje ze Stanami i Chinami, jak rozumie swoje strategiczne bezpieczeństwo i autonomię, jak chce szukać równowagi między rodzącym się nowym protekcjonistycznym zwrotem a przywiązaniem do otwartego światowego rynku. Dziś nikt w Europie nie ma dobrych odpowiedzi na te pytania, nawet przywódcy najwięcej mówiący o strategicznej autonomii Europy, jak Emmanuel Macron.
Nie ma tu prostych odpowiedzi, nie da się ot tak zwinąć globalizacji, trzeba szukać dla niej nowych reguł. W kontekście IRA największym błędem, jaki mogliby popełnić liderzy UE, byłoby pójście na otwarty gospodarczy konflikt ze Stanami, mogący przerodzić się w polityczny.
czytaj także
Stany i Europa będą sobie wzajemnie potrzebne bardziej, niż były w ostatnich kilku dekadach – i to nie tylko z powodu wyzwań dla bezpieczeństwa, jakie stwarza i będzie stwarzać Rosja, nawet jeśli przegra wojnę w Ukrainie. Działając wspólnie, mają większe szanse, by realnie zdekarbonizować gospodarkę i zmusić do podjęcia działań w tej dziedzinie Chiny. To samo dotyczy wielu innych obszarów, w których zapadają dziś rozstrzygnięcia mogące na długi czas określić globalne pole gry.