Nasze pokolenie uważało, że musi mówić do społeczeństwa większościowego. Przekonywać, tłumaczyć, urobić się po łokcie. A tu bardzo wiele osób mówi do społeczności queerowej. Celem jest to, żeby się wspierać, wspólnie walczyć, budować więzi solidarności. Z Piotrem Laskowskim i Łukaszem Mikołajewskim, redaktorami książki „Cała siła, jaką czerpię na życie. Świadectwa, relacje, pamiętniki osób LGBTQ+ w Polsce”, rozmawia Bartosz Żurawiecki.
Bartosz Żurawiecki: Cała siła, jaką czerpię na życie to zbiór tekstów nadesłanych na konkurs zorganizowany przez Instytut Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, a dokładniej Pracownię Badań nad Historią i Tożsamościami LGBT+, we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla. Jaka była geneza tego projektu?
Piotr Laskowski: Inspirację czerpaliśmy z poszukiwań obecnych w polskiej nauce od początku XX wieku, a zmierzających do tego, by usłyszeć, co ludzie mają naprawdę do powiedzenia, a nie poprzestawać na tym, co chcą widzieć badacze czy elity władzy. W okresie międzywojennym kilkakrotnie ogłaszano konkursy pamiętnikarskie. Instytut Gospodarstwa Społecznego zebrał pamiętniki bezrobotnych, chłopów, emigrantów. Grup wykluczonych, choć należących do społeczeństwa większościowego. Co charakterystyczne, te konkursy były organizowane w czasie Wielkiego Kryzysu, czyli dokładnie wtedy, kiedy cierpienie wykluczonych stało się szczególnie potężne, a zarazem szczególnie boleśnie niesłyszane i niewidziane z perspektywy elit.
Z kolei Żydowski Instytut Naukowy (YIVO) zorganizował przed wojną trzy konkursy dla młodzieży żydowskiej. To był sposób, żeby usłyszeć głos mniejszości prześladowanej i opresjonowanej. Te pamiętniki przetrwały wojnę, a ich lektura jest niesamowitym doświadczeniem. Gdyby ich nie było, to niewiele wiedzielibyśmy o tym, czym była międzywojenna Polska z perspektywy tego pokolenia żydowskiej młodzieży, które w niej dorastało.
I stąd też nasz pomysł, żeby teraz opowiedziały o sobie osoby LGBTQ+ żyjące w dzisiejszej Polsce, żeby też spojrzeć na Polskę ich oczami. Choć baliśmy, bałyśmy się, że formuła konkursu jest już przestarzała. Bo kto dzisiaj pisze pamiętniki?
Łukasz Mikołajewski: Pojawiło się też pytanie, jak takie pamiętniki będą funkcjonować w czasach, gdy ludzie mają swobodę wypowiadania się w internecie. Czy nie okażą się trochę takim gatunkiem retro, literackim rupieciem, który nie przyciągnie ludzi. Okazało się, że wręcz przeciwnie.
P.L.: Po pierwsze, dostaliśmy aż 184 teksty. Po drugie – widać, jak autorki, autorzy grają z formułą pamiętnika, jak ją świadomie przyswajają i „kłirują”.
A nie myśleliście o tym, że poszerzyć konkurs na przykład o podcasty, vlogi, inne formy, które są teraz popularne?
Ł.M.: Ludzie sami poszerzali sobie formułę pamiętnika tak, jak chcieli. Dostaliśmy na przykład pamiętnik Michała Safianika, który był wcześniej blogiem mającym pomagać gejom w heterozwiązkach małżeńskich, a także ich żonom. Dostaliśmy autobiografię spisaną przez transpłciowego aktywistę Tomasza Janotę, który robi vloga i w ten sposób popularyzuje wiedzę o transpłciowości. Tak więc siłą rzeczy te pamiętniki odzwierciedlają nowsze formy autobiograficznych wypowiedzi. Ale sama pierwotna potrzeba opowiedzenia komuś swojej własnej historii, po swojemu i na własnych warunkach, pozostaje, nie zmienia się także jej moc.
czytaj także
Mówicie o graniu z formą pamiętnika. Co szczególnie zwróciło waszą uwagę?
Ł.M.: Ciekawe są „pamiętniczki” z dojrzewania pisane ex post – takie, w których autor, autorka wracają do siebie z czasów nastoletnich. Opowiadają o tamtych doświadczeniach w czasie teraźniejszym, choć sam akt spisania historii dokonuje się w roku 2020.
Dostawaliśmy najrozmaitsze teksty. Niekiedy króciutkie, fragmentaryczne – na przykład wpis z Facebooka opublikowany w momencie aresztowania Margot, którego autor zwięźle i dobitnie rozlicza się z wpływem homofobii na swoje życie i odmawia dalszego przemilczania tego wpływu, udawania, że homofobii nie ma. Albo krótką relację z parady we Frankfurcie nad Odrą i w Słubicach, której autorka, Aleksandra Puciłowska, opisuje, co ta parada znaczyła dla niej jako polskiej imigrantki w Berlinie. Są też, przeciwnie, pamiętniki długie, w których autorki i autorzy odważnie mierzą się z całym swoim dotychczasowym życiem.
Margot: Niech granice wytyczają osoby krzywdzone, nie rząd czy opinia publiczna
czytaj także
Mamy pamiętnik napisany jako esej, są zapiski przybierające formę bardziej rozchwianą – chociażby mój ulubiony dziennik Tosi, transpłciowej kobiety, demonstrującej cudowną nonszalancję. Spojrzałem jednak na wykres pokazujący, skąd przychodziły teksty na konkurs. Gros z nich jest z województwa mazowieckiego, na drugim miejscu mamy województwo wielkopolskie. Ta przewaga jest przytłaczająca. Czyli Warszawa, Poznań. W jakim stopniu więc te pamiętniki rzeczywiście odzwierciedlają sytuację osób tęczowych, także tych z mniejszych, peryferyjnych miejscowości?
Ł.M.: Ta mapa nie mówi o tym, skąd ci ludzie są i gdzie dorastali, tylko gdzie mieszkali w momencie, gdy wysyłali swój tekst.
P.L.: Pamiętniki traktują przede wszystkim o dzieciństwie i wczesnej młodości, dopiero później nadchodzi moment migracji z rodzinnej miejscowości do dużego miasta, często na studia. Ale zasadnicza część rozgrywa się przeważnie poza kontekstem wielkomiejskim.
Zdecydowana większość to prace ludzi młodych. Tekstów napisanych przez osoby po czterdziestce jest zaledwie kilkanaście, choć z pozoru to właśnie ludziom dojrzałym powinna bardziej pasować staroświecka forma pamiętnika. Z czego to wynika? Piszecie we wstępie, że być może wpłynął na to fakt, że informacja o konkursie została ogłoszona w mediach społecznościowych. Ja bym jednak główną przyczynę upatrywał w tym, że dopiero niedawno powstał język, w którym można wreszcie bezpośrednio opisać to, co było wcześniej wstydliwe, stabuizowane. O czym mówić nie wypadało, chyba że za pomocą metafor i eufemizmów.
Ł.M.: Na taki profil wiekowy piszących złożyło się kilka czynników. Na pewno kluczowe jest to, że w ciągu ostatnich lat tabu zostało wreszcie złamane: zmowa milczenia społecznego nie ma już takiej mocy. Ale zwróć uwagę, że zarówno osoby bardzo młode, jak i nieco starsze wciąż opisują to samo doświadczenie ogromnej samotności w okresie dorastania. Wiele nastoletnich osób, które do nas napisały, podkreślało, że ani od rodziców, ani od szkoły nie dostały nawet informacji, że nieheteronormatywność albo niecisnormatywność istnieją. A jeśli już – to często w formie zakazu i obelgi. Bardzo rzadko w otoczeniu autorek i autorów była jakaś queerowa osoba – jest to więc wiedza przychodząca skądinąd, nie z domu, szkoły.
P.L.: Dla mnie uderzający był powracający w autobiografiach ludzi w różnym wieku zapis momentu, kiedy inni już wiedzą, a ty wciąż nie wiesz. Tej przedziwnej czujności, z jaką społeczeństwo większościowe rozpoznaje, kim jesteś, zanim w ogóle zadasz sobie pytanie o własną tożsamość. Nie masz pojęcia, co znaczy „pedał”, a już słyszysz to słowo, to wyzwisko skierowane pod twoim adresem.
Ł.M.: No, ale przychodzi w końcu samopoznanie. Dziś pomagają w tym platformy streamingowe, pomaga internet, gdzie można szybko znaleźć strony, które utwierdzą cię w przekonaniu, że nie jesteś niepasującym do całej reszty kompletu kawałkiem puzzla. Jak pisze nastoletnia Gosia: „Wychowałam się w katolickiej rodzinie, gdzie każdy musiał wpasować się w to, co było zgodne z ich poglądami. To kojarzy mi się z tą zabawką dla dzieci, gdzie w dziury wpycha się drewniane klocki i niby kształty różnią się od siebie, ale każdy musi się wpasować choć w jedno miejsce. Myślę, że byłam po prostu takim dodatkowym klockiem, który znalazł się tam przez pomyłkę producenta”.
Inna rzecz, że ogłosiliśmy konkurs podczas kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy w roku 2020, z jej homofobicznymi i transfobicznymi hasłami. Młode osoby LGBTQ+ naprawdę się wtedy wkurzyły. Chciały opowiedzieć swoje historie, uznały, że jest to pilna i ważna sprawa.
czytaj także
Czuć tę ważność. Opowiadam nie tylko po to, żeby samemu coś sobie opowiedzieć, ale także dla idei, dla sprawy, dla innych.
P.L.: Tak, to jest bardzo często w tych tekstach deklarowane. Bo chodzi nie tylko o znalezienie własnego języka, ale też o adresata tych tekstów. Nasze pokolenie uważało, że musi mówić do społeczeństwa większościowego. Przekonywać, tłumaczyć, urobić się po łokcie. A tu bardzo wiele osób mówi do społeczności queerowej. Celem jest to, żeby się wspierać, wspólnie walczyć, budować więzi solidarności. Dawać innym poczucie, że nie jesteś samotny, samotna. Może ktoś ten pamiętnik przeczyta i dzięki temu nie będzie musiał przechodzić tych wszystkich mąk, przez które ja musiałem, musiałam przejść.
Właśnie. Mnie w pamiętnikach ludzi młodych uderzyło cierpienie. Żyłem w przekonaniu, że dla pokolenia urodzonego pod koniec wieku czy w naszym stuleciu, pokolenia chowanego na Netfliksie, nie jest już dramatem odkrycie własnej nieheteronormatywności. A tu się okazuje, że jednak jest. Że wciąż pojawia się na przykład poczucie winy wobec rodziców, bo nie spełniło się ich oczekiwań. Mało można znaleźć w tych pamiętnikach humoru. Są bardzo serio.
P.L.: Nie, ten humor jest, jako strategia obrony queerowej, którą zresztą bardzo lubię. Owszem, to humor często gorzki, sarkastyczny. Ironia, która jest nasycona bólem. Natomiast co do męki, to tak, mnie to także zdziwiło, też żyłem w przekonaniu, że mimo wszystko teraz jest jakoś łatwiej.
Ł.M.: Dla mnie te opowieści są nie tyle o cierpieniu, ile o sile przetrwania, wbrew wszystkim okolicznościom. Weźmy chociażby takie zdanie z pamiętnika transpłciowego Ksawerego Kondrata: „Czasem jedyna ucieczka z pożaru prowadzi przez ogień”. Przeszedłeś przez najgorsze, zahartowałeś się. Żyjesz dalej i dajesz świadectwo innym, właśnie po to, by było już łatwiej.
czytaj także
Ta narracja jest bardzo amerykańska z ducha, bardzo popkulturowa. Walka i na końcu zwycięstwo, przynajmniej moralne. Moje pokolenie odwoływało się raczej do kultury wysokiej, młode jest całkowicie zanurzone w popkulturze. Niewiele tu jest o Szekspirze i Platonie, za to mnóstwo o Madonnie, Harrym Potterze i Lady Gadze.
Ł.M.: Widać na przykład, jak formacyjnym doświadczeniem dla lesbijek w różnym wieku był serial The L Word – ważniejszym od Szekspira i Platona!
Pewnie też dlatego, że właściwie jedyny stricte lesbijski.
P.L.: A pochodzący mniej więcej z tego samego czasu serial gejowski Queer as Folk, niezwykle istotny dla mojego pokolenia, został zapomniany. Wypadł z obiegu.
Ł.M.: Przebija także z tych tekstów świadomość ważnego przełomu, jaki dokonał się w filmach, serialach. Te dawne prowadziły bohaterów do samobójstw, do tragicznej śmierci lub osamotnienia, a te nowe nie koncentrują się już na udrękach życia, starają się przekazać obraz również jego radości. Mówią o wsparciu, przyjaźni, miłości, poczuciu własnej wartości.
czytaj także
Jeszcze jedna rzecz, która uderzyła mnie w kontekście różnic pokoleniowych. Każdy pamiętnik poprzedza biogram, w którym autorka, autor podaje podstawowe dane o sobie – swoje imię, nazwisko lub pseudonim, datę urodzenia, wreszcie tożsamość i orientację. Starsze osoby używają prostych etykietek: „lesbijka”, „gej”, „transkobieta” i inne. Im data urodzin bliższa naszym czasom, tym więcej nowych etykietek, tym bardziej się one mnożą, nakładają na siebie. Zastanawiam się więc, czy osoba po czterdziestce może być niebinarna albo demiseksualna. I czy te wciąż nowe pojęcia, słowa, kategorie nie są wytwarzane przez współczesną kulturę, by tworzyć kolejne „grupy docelowe”, do których kapitalizm może trafić ze swoimi produktami i ze swoim przekazem?
Ł.M.: Rebecca Solnit pisze we Wspomnieniach z nieistnienia o tym, jak wiele zawdzięcza młodym feministkom – to z ich tekstów czerpie dziś pojęcia, których w okresie jej własnej młodości brakowało. Natomiast w Całej sile jest na przykład tekst osoby po czterdziestce, która przez wiele lat nie wiedziała, że istnieje coś takiego jak demiseksualność, choć sama jest demiseksualna. Jak pisze, tę nową i tak bardzo potrzebną jej wcześniej wiedzę zawdzięcza w dużej mierze młodszym od siebie ludziom, z którymi współorganizuje dziś marsze równości.
Z kolei gdy w sierpniu 2020 roku policja aresztowała Margot, rozmawiałem z przyjacielem gejem, który powiedział mi, że właśnie dzięki Margot odkrył, że sam jest niebinarny. Mówił mi wtedy z ulgą: „Ile wysiłku włożyłem w to, żeby wpierw być takim mężczyzną, jakim chcieli ode mnie tego inni, później by być zgodnym z cudzymi oczekiwaniami przykładnym gejem. Wciąż mi to nie wychodziło, wciąż mnie to uwierało – a teraz dzięki rozmowom o Margot zobaczyłem, że nie muszę realizować oczekiwań innych, wystarczy, że jestem, kim jestem”.
P.L.: Rozumiem, Bartku, twoją wątpliwość, jak bardzo dzisiejsza emancypacja jest rodzajem spektaklu oferującym nam role, które mamy teraz grać. Ale odnoszę wrażenie, że jest dużo swobody w tej grze. Ona jest radosna. Nie polega na wpasowywaniu się w jakiś segment, który trzeba zająć na stałe. To są raczej afekty poszukujące terminu, nazwy, ale właśnie z racji tego, że tych terminów, pojęć jest tak dużo, to nazwa jest tylko na chwilę, dopóki bywa użyteczna. Można to porzucić, przeciąć, splątać.
Mów do mnie, jak ci wygodnie. Nie sprowadzajmy problemów osób niebinarnych do zaimków
czytaj także
Inny kluczowy wątek pamiętników: Kościół katolicki. Potworna indoktrynacja, przed którą nie da się uciec. W domu, w szkole, po szkole, bo Kościół jest właściwie jedyną organizacją, która organizuje młodym ludziom wolny czas. Te świeckie dawno oddały pole, skapitulowały.
P.L.: Monokultura kościelna jest dla wszystkich niszcząca, nie tylko dla osób niehetero, ale także dla ich rodzin. Bardzo często można w pamiętnikach dostrzec napięcie między odruchem serca a ideologią, przede wszystkim właśnie kościelną. Ten odruch serca mógłby zwyciężyć, gdyby nie ładowano rodzicom przez telewizor, przez ambonę, co mają myśleć, jak mają te dzieci musztrować do heteronormy. Oni byliby całkiem w porządku, bo w sumie jednak swoje dzieci kochają.
Ł.M.: W ogóle pamiętniki są niesamowitym źródłem wiedzy o tym, jakie jest podejście do osób niepełnoletnich w Polsce. Jak bardzo jest ono niepodmiotowe i w jaki sposób przekłada się na to, jak traktujemy siebie nawzajem w dorosłości. W sposób nakazowy, opresyjny, skoncentrowany na wmawianiu innym powinności, a nie słuchaniu tego, co druga osoba chce powiedzieć.
P.L.: Człowiek niepełnoletni nie ma żadnej autonomii. Rodzice, szkoła kontrolują go na każdym kroku. Nagminnie powtarza się choćby wątek przeglądania telefonu nastoletniego dziecka, czytania jego osobistych notatek.
czytaj także
Jeśli już mowa o kontroli… Jak dalece ingerowaliście w teksty podczas przygotowywania ich do druku? Czy kusiło was, żeby coś w nich poprawić, skrócić?
P.L.: Na początku próbowaliśmy zmieścić w książce więcej niż 80 pamiętników, które ostatecznie się w niej znalazły. Zaczęliśmy więc je skracać. I okazało się, że to w ogóle nie gra. Że po skrótach fragmenty, które wybieramy, stają się jakoś płaskie, suche. Że trzeba czytać pamiętniki w całości, tak jak zostały napisane, żeby one żyły i pulsowały.
Druga rzecz to interpunkcja. Żmudnie próbowaliśmy ją uporządkować w niektórych tekstach, wstawialiśmy kropki i przecinki. Ale nagle te teksty stały się grzeczne, uczesane. Więc następnie pracowicie usuwaliśmy własne poprawki.
Ł.M.: Nawet błędy ortograficzne zostawialiśmy, gdy widzieliśmy, że nie ma to znaczenia dla osoby, czy coś jest poprawnie napisane. Język żywiołowy, zmierzwiony, nieprzystrzyżony żadną maszynką do normy jest tutaj wartością. Bo nie ma jednego dobrego języka do opisania swoich doświadczeń, tak jak nie ma jednej prawidłowej orientacji czy sposobu istnienia.
Wasza inicjatywa miała charakter konkursu. Czyli tak czy owak, musieliście dokonać jakiejś selekcji. Czy to nie kłóci się z hasłem, które wam przyświecało, że: „Nie ma przeżyć nieważnych, wszyscy jesteśmy równi”? I czym się kierowaliście, przyznając nagrody?
Ł.M.: Mieliśmy ogromne wątpliwości co do formuły konkursu, zbierania opowieści i ich nagradzania. Tłumaczyliśmy się, że to nie jest rywalizacja, że konkurs to coś, co miało jedynie przyciągnąć uwagę w mediach społecznościowych.
P.L.: Konieczność zadecydowania o tym, które pamiętniki nagrodzić, ujawniła słabość tej konkursowej formuły. Sformułowałyśmy kryteria: chcieliśmy, żeby w puli nagrodzonych były różne głosy, żeby znalazły się tam teksty, które dają jakiś szerszy obraz socjologiczny. Udało nam się, dzięki pomocy badaczek z ISNS, powiększyć pulę nagród. A przecież widzimy wyraźnie, że tych nagród powinno być o wiele, wiele więcej – tyle, co pamiętników.
Ł.M.: Ale też dobrze się stało, że ktoś w tamtym czasie, latem 2020 roku, mówił o nagrodach za bycie LGBTQ+. Bo to był inny komunikat niż ten, który słyszało się w mediach. Natomiast ważniejsze od nagród jest to, że wszystkie pamiętniki będą dostępne w Gabinecie Rękopisów BUW. Tworzymy archiwum, do którego każda osoba może przysłać swój pamiętnik, swoją opowieść – choćby na nasz adres mejlowy: [email protected].
Mam wrażenie, że próbowaliśmy w naszej rozmowie szukać uogólnień, a przecież moc tych tekstów tkwi właśnie w szczegółach. W różnorodności, pstrokatości, nieoczywistości wspomnień.
*
Cała siła, jaką czerpię na życie. Świadectwa, relacje, pamiętniki osób LGBTQ+, redakcja: Julia Bednarek, Piotr Laskowski, Sebastian Matuszewski, Łukasz Mikołajewski, Michał Sobczak, Wydawnictwo Karakter 2022
**
dr hab. Piotr Laskowski i dr Łukasz Mikołajewski – badacze z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, od 2019 roku współtworzą działającą w ISNS UW Pracownię Badań nad Historią i Tożsamościami LGBT+.
Bartosz Żurawiecki – dziennikarz, krytyk filmowy, felietonista i pisarz. Laureat Nagrody im. Krzysztofa Mętraka (1996) i Nagrody PISF-u (2014). Autor powieści Trzech panów w łóżku, nie licząc kota (2005), Ja, czyli 66 moich miłości (2007), Nieobecni (2011) i Do Lolelaj. Gejowska utopia (2017), a także zbioru dramatów Erotica alla polacca (2005). Jeden z założycieli Kampanii Przeciw Homofobii (KPH).