Wierzę, że najlepiej pokładać nadzieję w dostępie do wysokiej jakości edukacji, a w szczególności edukacji wzmacniającej autonomię jednostki poprzez kultywowanie krytycznego myślenia i nacisk na wolność intelektualną.
Davos – Jesteśmy właśnie świadkami przełomowego momentu w historii. Samo przetrwanie społeczeństw otwartych jest zagrożone, tymczasem przed nami jest kryzys jeszcze większy: zmiany klimatu, które zagrażają wręcz przetrwaniu naszej cywilizacji. Oba te wyzwania zainspirowały mnie do ogłoszenia najważniejszego projektu mojego życia.
czytaj także
Jak próbuję przekonać w mojej najnowszej książce In Defense of Open Society („W obronie społeczeństwa otwartego”), w czasach rewolucyjnych zakres dostępnych możliwości jest o wiele szerszy niż w czasach zwyczajnych. Łatwiej jest wpływać na wydarzenia, niż zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje. W efekcie ich konsekwencje bywają nie tym, czego ludzie oczekiwali. Wzbudza to szeroką falę rozczarowania, co wykorzystują populistyczni politycy dla swoich własnych celów.
W czasach rewolucyjnych łatwiej jest wpływać na wydarzenia, niż zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje.
Społeczeństwa otwarte nie zawsze potrzebowały obrony aż tak pilnie jak dzisiaj. Mniej więcej czterdzieści lat temu, gdy zacząłem się angażować w to, co nazywam swą polityczną filantropią, wiatr wiał nam w plecy i pchał nas do przodu. Międzynarodowa współpraca była doktryną dominującą. Na swój sposób obowiązywała nawet w tak kruszących się systemach, u takich ideologicznych bankrutów, jak Związek Radziecki. Pamiętacie marksistowski slogan: „robotnicy wszystkich krajów, łączcie się”? Do tego Unia Europejska rosła, a ja uważałem ją za uosobienie społeczeństwa otwartego.
Jednak ta wznosząca fala obróciła się przeciwko społeczeństwom otwartym po krachu z 2008 roku, ponieważ globalny kryzys finansowy spowodował załamanie się międzynarodowej współpracy. Doprowadziło to do wzrostu nacjonalizmu, wielkiego wroga otwartych społeczeństw.
Żegnaj, normalny świecie!
W połowie 2019 roku nadal pielęgnowałem nadzieję, że kolejny zwrot w stronę współpracy międzynarodowej nadejdzie. Wybory do Parlamentu Europejskiego przyniosły zaskakująco korzystne wyniki. Frekwencja poprawiła się o 8 punktów procentowych – i w ogóle po raz pierwszy urosła od momentu powstania Europarlamentu. Co najważniejsze, milcząca większość głosujących opowiedziała się za ściślejszą współpracą w Europie.
czytaj także
Jeszcze przed końcem roku moje nadzieje zostały jednak rozwiane. Najsilniejsze światowe mocarstwa: Stany Zjednoczone, Chiny i Rosja nadal pozostawały w rękach potencjalnych lub faktycznych dyktatorów, a szeregi autorytarnych przywódców wciąż rosły. Walka o zatrzymanie Brexitu – szkodliwego zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i Unii Europejskiej – zakończyła się miażdżącym zwycięstwem wyborczym zwolenników wyjścia z UE.
Nacjonalizm wciąż się nie cofa, a wręcz przeciwnie – poczynił kolejne postępy. Największa i najbardziej przerażająca klęska miała miejsce w Indiach, gdzie demokratycznie wybrany Narendra Modi tworzy właśnie hinduistyczne państwo nacjonalistyczne, stosując represje wobec Kaszmiru – na wpół autonomicznego regionu muzułmańskiego – i grożąc pozbawieniem milionów muzułmanów obywatelstwa.
W Ameryce Łacińskiej coraz szersze kręgi zatacza katastrofa humanitarna. Do dziś wyemigrowało prawie pięć milionów Wenezuelczyków, wywołując ogromny zamęt w krajach ościennych. W sąsiedniej Brazylii prezydent Jair Bolsonaro kontynuuje niszczenie lasów deszczowych Amazonii i przekształcanie ich w pastwiska dla bydła. Kolejnym ciosem była porażka konferencji klimatycznej ONZ w Madrycie, która nie przyniosła żadnego znaczącego porozumienia. Kim Jong-un w przemówieniu noworocznym wystosował groźby pod adresem USA, strasząc potencjałem nuklearnym Korei Północnej. A ukoronowaniem tego wszystkiego była porywcza decyzja prezydenta USA Donalda Trumpa o zamordowaniu drugiego najwyższego urzędnika państwowego Iranu, która bardzo zaogniła sytuację na Bliskim Wschodzie.
Chiński test
Kwestia Korei Północnej wiąże się oczywiście z jeszcze większym problemem: pogarszającymi się stosunkami między USA a Chinami. Powiązania między tymi dwoma krajami stały się niezwykle złożone i trudne do uchwycenia, ale interakcja między ich prezydentami, Trumpem i Xi Jinpingiem, stanowi cenną wskazówkę. Obaj mierzą się z wewnętrznymi ograniczeniami i mają wielu różnych wrogów. Obaj starają się zwiększyć uprawnienia swojego urzędu i przesunąć granice swoich możliwości. Choć znaleźli w tym układzie korzystne dla obu stron powody współpracy, ich motywacje są zupełnie inne.
Trump jest kombinatorem i narcyzem, który chce, aby świat kręcił się wokół niego. Kiedy spełniła się jego fantazja o zostaniu prezydentem, ów narcyzm nabrał wymiaru patologicznego. Tak naprawdę Trump przekroczył już ograniczenia nałożone przez konstytucję na urząd prezydenta i został za to oskarżony. Jednocześnie udało mu się zgromadzić wokół siebie duże grono wyznawców, którzy kupili jego alternatywną rzeczywistość, a to zmieniło jego narcyzm w szkodliwą chorobę. Zaczął wierzyć, że może narzucić swoją alternatywną rzeczywistość nie tylko swoim wyznawcom, ale także samej rzeczywistości.
czytaj także
Odpowiednik Donalda Trumpa, Xi Jinping, we wczesnej młodości doświadczył traumatycznych przeżyć. Jego ojciec, jeden z pierwszych liderów Komunistycznej Partii Chin, został z niej wydalony, a Xi dorastał na wygnaniu na wsi. Od tamtego czasu celem Xi stało się jednak umocnienie dominacji partii nad chińskim życiem. Nazywa on to „chińskim snem” kraju, który ma być „odnowiony”, silny i zdolny do wywierania wpływu na cały świat. Aby umocnić swoje przywództwo, Xi zlikwidował starannie wypracowany system kolektywnego przywództwa, a gdy w końcu zebrał wystarczające siły, mógł sięgnąć po pełnię dyktatorskiej władzy.
Pod względem motywacji ci dwa przywódcy są zupełnie inni. Trump jest gotów poświęcić narodowe interesy USA dla osobistych korzyści politycznych lub materialnych, i zrobi praktycznie wszystko, aby zdobyć reelekcję w listopadzie tego roku. Z kolei Xi chętnie wykorzystuje słabości Trumpa, a także zaprzęga sztuczną inteligencję, by zyskać całkowitą kontrolę nad obywatelami swojego kraju.
czytaj także
Jednak sukces Xi nie jest wcale taki pewny. Jedną ze słabości Chin jest to, że są zależne od amerykańskiej technologii w zakresie półprzewodników. Te są Chinom niezbędne do zdominowania rynku 5G i do pełnego wdrożenia opartego na sztucznej inteligencji systemu kredytu społecznego, który z kolei zagraża społeczeństwom otwartym.
Ponadto, przeciwko Xi działają zewnętrzne siły, takie jak czynniki demograficzne. Tzw. polityka jednego dziecka, obowiązująca od 1979 aż do 2015 roku, spowodowała niedobór kobiet w wieku rozrodczym oraz brak młodych pracowników. Spadek liczby osób w wieku produkcyjnym, wraz z rosnącym odsetkiem osób starszych, staje się teraz niepohamowany. Z drugiej strony inicjatywa „Jeden pas, jedna droga” – flagowy program Jinpinga zakładający budowę infrastruktury łączącej Chiny z Europą i Afryką – wymagał udzielenia krajom, przez które przebiegają nowe szlaki, dużych pożyczek, z których część nigdy nie zostanie spłacona. Chiny nie mogą sobie dłużej na to pozwalać ze względu na rosnący deficyt budżetowy i zmniejszającą się nadwyżkę handlową. Ponieważ jednak Xi scentralizował władzę w swoich rękach, chińska polityka gospodarcza straciła także swoją elastyczność i pomysłowość.
czytaj także
Co gorsza dla Xi, administracja Trumpa opracowała kompleksową politykę akceptowaną zarówno przez Republikanów, jak i Demokratów, która uznaje Chiny za strategicznego rywala. Jest to jedyne stanowisko ponad politycznymi podziałami, które Trump był w stanie wypracować i jest tylko jeden człowiek, który może je bezkarnie złamać: on sam. Niestety, z punktu widzenia społeczeństwa otwartego, jest w stanie to zrobić, jak sam zademonstrował, czyniąc z Huawei kartę przetargową w negocjacjach z Xi.
Impeachment w cieniu Iranu
W tym miesiącu Trump niespodziewanie przeniósł całą uwagę z Chin na Iran. Gdy zezwolił na atak dronem, który zabił Kasema Sulejmaniego – przywódcę sił Al Kuds, jednostki specjalnej w strukturach irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej Gwardii Rewolucyjnej – a także irackiego, pro-irańskiego dowódcę milicji, nie miał żadnego planu strategicznego. Trump ma jednak niezawodny instynkt co do tego, w jaki sposób jego działania zostaną odebrane przez najwierniejszych wyznawców.
Ci zaś są uradowani. To sprawia, że kontrolowana obecnie przez Demokratów Izba Reprezentantów, która zamierza pozbawić Trumpa stanowiska, stoi przed niezwykle trudnym zadaniem. Proces w Senacie staje się sprawą ściśle pro forma, ponieważ republikańska większość Senatu i tak zagłosuje na korzyść Trumpa – nawet jeśli Prezes Sądu Najwyższego USA, który przewodniczy procedurze impeachmentu, może jeszcze nas zaskoczyć.
Jednocześnie zespołowi ekonomicznemu Trumpa udało się przegrzać i tak już dobrze prosperującą gospodarkę. Giełda, świętująca sukces militarny Trumpa, znów osiąga rekordowe notowania. Ale przegrzanej gospodarki nie można trzymać na otwartym ogniu zbyt długo.
Gdyby to wszystko działo się bliżej wyborów, z pewnością zapewniłoby Trumpowi zwycięstwo. Jego problem polega na tym, że do wyborów jest jeszcze dziesięć miesięcy. W rewolucyjnej sytuacji to cała wieczność.
Operacja Iranu to przypomnienie, że Teheran ma broń umożliwiającą precyzyjne ataki
czytaj także
Oczywiście z punktu widzenia społeczeństwa otwartego, obecna sytuacja jest dość ponura. Nietrudno pogrążyć się w poczuciu beznadziei, ale byłoby to błędem. Społeczeństwo właśnie zaczyna zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw związanych ze zmianami klimatu. Stało się to w UE najwyższym priorytetem dla nowej Komisji Europejskiej pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen. Tymczasem Trump, jako klimatyczny denialista, ma niewielki wpływ na globalną agendę w tej kwestii.
Nadzieja umiera ostatnia
Istnieją zatem przesłanki, by wierzyć w przetrwanie otwartych społeczeństw. Mają one bez wątpienia swoje słabości, lecz przecież represyjne reżimy nie są ich pozbawione. Największą zaś wadą dyktatur jest to, że gdy odnoszą sukcesy, nie wiedzą, kiedy i jak przestać być represyjnymi. Brakuje im mechanizmów kontroli i równowagi, które nadają demokracjom pewien poziom stabilności. W rezultacie uciskani zaczynają się buntować.
Widzimy to dzisiaj na całym świecie. Jak dotąd najbardziej skuteczny bunt miał miejsce w Hongkongu, choć jego koszt jest ogromny: może zniszczyć dobrobyt gospodarczy miasta.
Na świecie dochodzi do tak wielu rebelii, że rozpatrzenie każdego przypadku z osobna zajęłoby zbyt wiele czasu. Ale obserwując ich falę, od Hongkongu przez Santiago po Bejrut, mogę zaryzykować pewne uogólnienie na temat tych, które prawdopodobnie odniosą sukces. Najlepiej uosabia je Hongkong, w którym ruch protestacyjny nie ma wyraźnie identyfikowalnego przywództwa, a mimo to utrzymuje przytłaczające poparcie społeczne.
Zacząłem formułować taki wniosek, gdy dowiedziałem się o spontanicznym ruchu młodych ludzi pojawiających się na wiecach organizowanych przez Matteo Salviniego, niedoszłego włoskiego dyktatora. Trzymali w rękach wycięte z tektury sardynki, z napisami: „Sardynki przeciw Salviniemu”. Jak wyjaśniali, sardynek jest o wiele więcej niż rekinów, takich jak Salvini, więc to sardynki muszą zwyciężyć.
„Sardynki przeciw Salviniemu” są włoską wersją światowego trendu stworzonego przez młodych ludzi. Na tej właśnie podstawie doszedłem do wniosku, że to dzisiejsza młodzież, która nie boi się stawić czoła nacjonalistycznej dyktaturze, jest bastionem społeczeństwa otwartego.
czytaj także
Dostrzegam też inną konstruktywną siłę pojawiającą się na całym świecie: burmistrzowie i prezydenci najważniejszych miast zaczynają się organizować wokół ważnych kwestii. W Europie takimi priorytetowymi tematami są zmiany klimatu i migracje wewnętrzne. Zbiegają się one z głównymi obawami współczesnych młodych ludzi. Zjednoczenie się wokół tych tematów mogłoby stworzyć silny proeuropejski, pro-otwarty ruch społeczny. Wciąż jednak bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy te aspiracje zostaną zaspokojone.
Przyszłość, jakiej chcemy
Biorąc pod uwagę kryzys klimatyczny i niepokoje na całym świecie, nie bez przesady można stwierdzić, że rok 2020 i kolejne lata będą kluczowe nie tylko dla Xi Jinpinga i Donalda Trumpa, ale także dla całego świata.
Nawet jeśli bowiem przetrwamy najbliższy czas, nadal będziemy potrzebować długoterminowej strategii. Jeśli Xi Jinpingowi uda się w pełni wdrożyć system kredytu społecznego, powoła do życia prawdziwie orwellowski reżim autorytarny oraz nowy rodzaj człowieka, gotowego poświęcić swoją osobistą autonomię po to, aby uniknąć problemów. Tymczasem raz utraconą osobistą autonomię bardzo trudno odzyskać. W takim świecie społeczeństwo otwarte nie będzie miało racji bytu.
Wierzę, że w ramach strategii długoterminowej, najlepiej pokładać nadzieję w dostępie do wysokiej jakości edukacji, a w szczególności edukacji wzmacniającej autonomię jednostki poprzez kultywowanie krytycznego myślenia i nacisk na wolność intelektualną. W korzyści płynące ze szkolnictwa wyższego dla otwartych społeczeństw wierzyłem od dziesięcioleci, dlatego już 30 lat temu stworzyłem taką właśnie instytucję edukacyjną. Mam na myśli Uniwersytet Środkowoeuropejski w Budapeszcie, którego misją jest promowanie wartości społeczeństwa otwartego.
W ciągu zaledwie trzech dekad CEU dało się poznać jako jeden ze stu najlepszych uniwersytetów na świecie w dziedzinie nauk społecznych. Stało się także jedną z najbardziej międzynarodowych uczelni, ze studentami ze 120 krajów i wykładowcami z ponad 50. W ostatnich latach CEU zyskało światową sławę w związku z obroną wolności akademickiej przed autorytarnym premierem Węgier Viktorem Orbánem, który z determinacją dążył do zniszczenia tej placówki.
czytaj także
Studenci i wykładowcy CEU, reprezentujący bardzo różne kultury i tradycje słuchają siebie nawzajem i debatują, co pokazuje, że aktywne zaangażowanie obywatelskie da się połączyć z akademickim doskonaleniem. Jednak Uniwersytet Środkowoeuropejski nie jest wystarczająco silny, aby stać się instytucją edukacyjną, której potrzebuje świat. Potrzebny jest nowy rodzaj globalnej sieci edukacyjnej.
Edukacja jest wszystkim
Na szczęście mamy już elementy składowe potrzebne do stworzenia takiej sieci: Uniwersytet Środkowoeuropejski i Bard College ze Stanów Zjednoczonych już od dawna są partnerami. CEU jest uczelnią akademicką, a Bard – innowacyjną, tzw. kolegium sztuk wyzwolonych. Oba podmioty były wspierane przez Fundacje Społeczeństwa Otwartego i zachęcane do wspierania innych uniwersytetów i kolegiów na całym świecie. Bard i CEU nawiązały szereg udanych relacji w mniej rozwiniętych częściach świata.
Nadszedł czas, aby Fundacje Społeczeństwa Otwartego rozpoczęły ambitny plan zbudowania na tych fundamentach nowej, innowacyjnej sieci edukacyjnej, takiej, jakiej naprawdę potrzebuje świat. Będzie się nazywać Open Society University Network (Sieć Uniwersytetów Społeczeństwa Otwartego – przyp. tłum.), w skrócie OSUN.
czytaj także
OSUN będzie czymś wyjątkowym. Zaoferuje międzynarodową platformę do nauczania i prowadzenia badań. W pierwszej fazie ściślej połączy istniejące ogniwa. W drugim etapie udostępnimy tę sieć innym instytucjom, które zechcą się przyłączyć i będą odpowiednio do tego wykwalifikowane.
Aby udowodnić, że ten pomysł jest wykonalny, zdołaliśmy już wdrożyć pierwszy etap. Prowadzimy obecnie wspólne zajęcia dla studentów z kilku uniwersytetów zlokalizowanych w różnych częściach świata, dzielimy się kadrą i prowadzimy wspólne projekty badawcze, przy których współpracują ludzie z wielu uczelni.
Raz utraconą osobistą autonomię bardzo trudno odzyskać. W takim świecie społeczeństwo otwarte nie będzie miało racji bytu.
OSUN będzie wciąż podążał śladami Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego i Bard College, docierając do miejsc, które potrzebują wysokiej jakości edukacji, a także służąc zaniedbanym populacjom, takim jak uchodźcy, więźniowie, społeczności romskie czy inne wysiedlone narody, jak Rohindża. OSUN jest również gotowy do uruchomienia wielkiego programu „zagrożeni naukowcy”, który ma włączyć do naszej globalnej sieci dużą liczbę doskonałych pod względem akademickim, ale zagrożonych politycznie intelektualistów, a także pozwolić im nawiązać kontakt ze sobą nawzajem.
CEU już teraz jest częścią sieci europejskich uniwersytetów nauk społecznych o nazwie CIVICA, która jest prowadzona przez Sciences Po w Paryżu i obejmuje London School of Economics. CIVICA wygrała konkurs sponsorowany przez Unię Europejską, wymagający od członków konsorcjum współpracy nie tylko w dziedzinie edukacji, ale także w działaniach obywatelskich i międzynarodowych. Partnerstwo CEU-Bard już jest pionierem w tych dziedzinach i mamy nadzieję, że członkowie CIVICA zainteresują się dołączeniem do OSUN – kładąc podwaliny pod prawdziwie globalną sieć.
Aby zademonstrować zaangażowanie Fundacji Społeczeństwa Otwartego w OSUN, przeznaczamy na ten cel miliard dolarów. Nie możemy jednak sami zbudować globalnej sieci; będziemy potrzebować instytucji partnerskich i sprzymierzeńców z całego świata, chcących dołączyć do naszej inicjatywy.
Czy polska szkoła może być tak fajna jak fińska? [rozmowa z Martą Zahorską]
czytaj także
Poszukujemy dalekowzrocznych partnerów, którzy czują się odpowiedzialni za przyszłość naszej cywilizacji. Szukamy ludzi, którzy są zainspirowani wizją OSUN i chcą uczestniczyć w jej projektowaniu oraz realizacji.
Traktuję OSUN jako najważniejszy i najtrwalszy projekt mojego życia. Mam nadzieję, że ci, którzy podzielają cele OSUN, dołączą do nas, aby je urzeczywistnić.
Komentarz zredagowany na podstawie przemówienia wygłoszonego podczas dorocznego spotkania Światowego Forum Ekonomicznego w Davos 23 stycznia 2020 r.
**
George Soros jest założycielem i prezesem Open Society Foundations. Jego najnowsza książka nosi tytuł In Defense of Open Society (Public Affairs, 2019).
Copyright: Project Syndicate, 2020. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Marzena Badziak.