Naomi Klein: Pod żelazną kopułą mamy tylko siebie

Ostatnie miesiące nauczyły nas, że poza społecznymi ruchami protestu nie mamy nic. Nie ma żadnego moralnego przywództwa poza tym, które wyrasta oddolnie.
Naomi Klein
Naomi Klein podczas demonstracji w Toronto. Fot. Lucas Oleniuk

Rządy bogatej Północy utwierdzają się w przekonaniu, że silniejszy ma zawsze rację. Że ten, kto ma najnowocześniejszą broń i najwyższe mury, skutecznie utrzyma w ryzach miliardy zrozpaczonych ludzi. Że państwom wolno odpowiadać brutalną przemocą na ludzkie żądania zaspokojenia zasadniczych potrzeb.

Gdy mój bliski przyjaciel Asad Rehman zaproponował mi zamknięcie tego spotkania, prosił konkretnie o to, żebym pomówiła o obecnej sytuacji politycznej, ale w sposób „pełny nadziei”. Zadanie jest trudne. Nie mam pewności, czy mu podołam. Zobaczmy, czy uda mi się coś innego.

Ostatnio w Londynie byłam pod koniec września, zaledwie pięć miesięcy temu. Ale te pięć miesięcy minęło jak sto lat.

Žižek: „Strefa obojętności” za murem

Sto lat płaczu palestyńskich rodziców nad ciałami zamordowanych i okaleczonych dzieci. Sto lat bombardowania szkół, nalotów na szpitale i bezczeszczenia meczetów. Sto lat tiktoków ze zbrodni wojennych nakręconych przez izraelskich żołnierzy. Sto lat blokowania ciężarówek z żywnością przez nastolatki nauczone faszyzmu. Sto lat otwartych wezwań do unicestwienia dwóch milionów ludzi, okupowanych, uwięzionych w getcie. Sto lat zachłystywania się planami, że z Gazy zostanie jeden wielki parking. Izraelski kurort. Muzeum. Rzeźnia. Strefa buforowa.

Sto lat wyrzucania z pracy ludzi za to, że powiedzieli prawdę; sto lat upartej bezmyślności publicystów. Sto lat zakazu używania słowa „Palestyna” na uniwersytetach i sto lat unikania słowa „ludobójstwo” przez organizacje pozarządowe. Sto lat zawetowanych i upadłych rezolucji o zawieszeniu broni.

Wszystko to sprawia, że trudno mi znaleźć słowa przepełnione nadzieją. Mogę za to wykrzesać z siebie coś innego. Coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwałam tak mocno: determinację. Zaangażowanie. Zaangażowanie w ruchy, które to dzisiejsze spotkanie reprezentuje. Ruchy na rzecz prawdziwej równości i sprawiedliwości – sprawiedliwości społecznej, rasowej, płciowej, ekonomicznej, ekologicznej. Te ruchy istnieją w każdym kraju. A w tych ostatnich straszliwych miesiącach rosną w niebywałym tempie. Rośnie nie tylko liczebność marszów i blokad, lecz także głębia analizy. Rośnie otwartość na nawiązywanie relacji między ruchami i sprawami. Rośnie gotowość do nazywania ukrytych systemów po imieniu.

Jeśli te miesiące czegoś nas nauczyły, to tego, że poza tymi ruchami nie mamy nic. Ani w waszym kraju, ani w moim nie ma żadnego innego przywództwa moralnego poza tym, które wyrasta oddolnie. Mamy tylko siebie.

Zatrzymajmy się nad tym przez chwilę. Bo to właśnie składa się na tę grozę i zawrotność naszego dziejowego momentu. Izraelska kampania unicestwienia w Gazie nie jest pierwszym ludobójstwem w historii najnowszej. Nie pierwszy raz otwarcie faszystowskie siły łączą agresywną ideologię supremacji z bezgraniczną zawziętością w likwidowaniu narodu, który uważają za demograficzne zagrożenie.

Wyjątkowa – przynajmniej od czasu jawnego kolonializmu i jego ludobójstw – jest jedność, z jaką na tę rzeź patrzą elity polityczne globalnej Północy (i nie tylko). Przecież gdy w Europie lat 30. ubiegłego wieku w siłę rósł faszyzm, w klasie politycznej naszych państw znalazł potężnych sojuszników, ale też potężnych przeciwników.

Dziś już tak nie jest. Na całym tak zwanym spektrum dzisiejszej polityki – od nawiedzonej skrajnej prawicy po wykrętną centrolewicę – widzimy potężnych aktorów, którzy odsuwają na bok różnice, by zjednoczyć się w czynnym poparciu dla zbrodni przeciwko ludzkości. To wydanie faszyzmu bynajmniej nie poróżniło naszej klasy politycznej, ale ją zjednoczyło: Donald Trump zgadza się z Joe Bidenem; Rishi Sunak z Keirem Starmerem, Emmanuel Macron z Marine Le Pen; Justin Trudeau z Giorgią Meloni; Viktor Orbán z Narendrą Modim.

Gaza: laboratorium eksterminacji

czytaj także

Trzeba więc zapytać: na co konkretnie oni się zgadzają? W imię czego się jednoczą? Za czym się opowiadają, kiedy mówią, że Izrael „ma prawo do obrony”?

Odpowiedź, że jednoczą się w obronie pojedynczego państwa, wydaje mi się niestety zbyt prosta. Tak oczywiście jest, ale sprzymierzają się też w obronie wspólnego systemu wartości. W obliczu globalnego ekonomicznego apartheidu i przyspieszającego rozpadu klimatu łączy ich wspólna, suprematystyczna wizja bezpieczeństwa dla nielicznych. Ta wizja to rewers stanowczej odmowy jakiegokolwiek odniesienia się do ukrytych przyczyn kryzysów: kapitalizmu, nieograniczonego wzrostu, kolonializmu, militaryzmu, białej supremacji, patriarchatu.

Jak pisze Sherene Seikaly, żyjemy „w dobie katastrofy”, a „Palestyna stanowi tego paradygmat”.

Izrael natomiast jest swego rodzaju pionierem. Już od dziesiątków lat – od czasu, gdy porzucił wszelkie pozory procesu pokojowego – Izrael zapewnia sobie bezpieczeństwo i rozszerza swoje terytorium poprzez skomplikowany system supernowoczesnych zapór, murów oraz tarczy antyrakietowej – tak zwanej Żelaznej Kopuły. Jej architekci szczycą się tym, że potrafi ona przechwytywać pociski i rakiety, aby unieszkodliwić każde zagrożenie. Ten system nowoczesnego nadzoru i grodzenia należy do materialnych realiów pewnego konkretnego obszaru geograficznego. To sposób życia Izraelczyków i sposób powolnego wymierania Palestyńczyków i Palestynek już od dawna, na długo przed 7 października ubiegłego roku.

To nie Hamas zaprzepaścił proces pokojowy. Ten od dawna tkwił w martwym punkcie

Żelazna Kopuła to także pewien wzorzec – to wysoko stężona, klaustrofobiczna wersja tego samego modelu bezpieczeństwa, który realizują wszystkie rządy globalnej Północy; te same rządy, które opowiedziały się za ludobójczą kampanią Izraela. W tym modelu granice państw bogatych – wzbogaconych własnymi kolonialnymi ludobójstwami – chroni ich własna wersja Żelaznej Kopuły.

Żelazna Kopuła to tak naprawdę zjawisko globalne. Rozciąga się ona wzdłuż naszych własnych ufortyfikowanych granic, wyposażonych w śmiercionośne płoty, mury i ośrodki strzeżone, aż po międzynarodowy gułag zamorskich obozów dla uchodźców, pływających więzień, w których roi się od chorób, boi najeżonych ostrzami pił na Rio Grande i strażników granicznych na Morzu Śródziemnym, którzy biernie patrzą na tonące łodzie.

Żelazna Kopuła sięga też do wnętrza naszych krajów i miast, gdzie nierówności są nieznośne, a koszty utrzymania o wiele za wysokie. Napuchłe budżety zmilitaryzowanej policji pozwalają jej przemocą czyścić miejskie parki z obozowisk ludzi w kryzysie bezdomności i rozpędzać organizowane przez społeczności rdzenne blokady projektów naftowych prowadzonych bez ich zgody.

Polowanie na ludzi. Hanna Machińska o polityce migracyjnej rządu

Te same siły czekają w gotowości, by stłumić następną falę demonstracji na rzecz sprawiedliwości rasowej, która, jak wiedzą, jest nieunikniona. Globalna Żelazna Kopuła to także sieci nadzoru tropiące sygnalistów i sygnalistki oraz toczące wojnę z dziennikarzami i dziennikarkami, którzy ośmielają się mówić prawdę o wojnie i inwigilacji. Julian Assange jest jedynie najsłynniejszym ich symbolem.

Tak jak w przypadku samego Izraela, istnienie globalnej Żelaznej Kopuły wynika z przekonania, że państwom wolno odpowiadać brutalną przemocą na ludzkie żądania podstawowych praw i zaspokojenia zasadniczych potrzeb. Wynika też z determinacji, by ludzi niemieszczących się w policyjnie strzeżonych, urasowionych kręgach systemów bezpieczeństwa po prostu usuwać – zamykać ich, wypychać, patrzeć, jak toną. Wynika także z zastrzeżenia sobie przywileju odpowiedzi śmiercionośną siłą na opór uciśnionych.

Izraelska Żelazna Kopuła to przypadek skrajny, bo państwo to nie kryje swojego etnonacjonalizmu i ideologii supremacji. Niech jednak będzie jasne, że Izrael od początku brał za wzór do naśladowania rasistowskie, kolonialne prawa, procedury i praktyki zapożyczone z wcześniejszych epok kolonializmu, opracowane przez nasze własne kraje. Izrael sam też jest modelem dla innych – Żelazną Kopułę od początku budowano z myślą o jej eksporcie.

(Nie)zatrzymanie ukraińskich dziennikarzy, czyli granicyzacja w działaniu

Musimy to zrozumieć, ponieważ 7 października ten model i ta kopuła zawaliły się na oczach świata. Atak Hamasu – bestialski, straszliwy – rozbił iluzję bezpieczeństwa dla nielicznych, jaką ten model roztacza. Przeraziło to nie tylko Izraelczyków, nie tylko rząd Benjamina Netanjahu. Wstrząsnęło to też do głębi naszymi własnymi władzami.

Bo skoro uzbrojone mury i płoty, i drony, i kopuła nie wytrzymały, to co nam to mówi o iluzji bezpieczeństwa i kontroli w naszych własnych krajach? Narzuca się pytanie: skoro Żelazna Kopuła Izraela pękła, co będzie z innymi żelaznymi kopułami? Czy wobec masowych przemieszczeń ludzi, spowodowanych niekończącymi się wojnami, zbrodniczym podpalaniem klimatu i okrutną polityką gospodarczą pauperyzacji, one też pękną?

Sądzę, że to za sprawą tego lęku nasze rządy tak bezprecedensowo zjednoczyły się, by utwierdzić się w swoim najważniejszym przekonaniu: że silniejszy ma zawsze rację. Że ten, kto ma najnowocześniejszą broń i najwyższe mury, skutecznie opanuje i utrzyma w ryzach miliardy wywłaszczonych, zrozpaczonych ludzi. To przekonanie najlepiej tłumaczy, dlaczego rządy bogatego świata dołączyły do izraelskiego szału zemsty z tak niezachwianym entuzjazmem i dlaczego tyle z nich przez kolejne miesiące rzezi nie wzywało nawet do absolutnego minimum, czyli do trwałego zawieszenia broni.

Władze państw rozumieją, że niekończąca się kampania Izraela to również forma masowego przekazu: że jest to jakiś komunikat. Komunikat ten wysyła nie tylko izraelski rząd, lecz także każdy rząd, który tę agresję błogosławi – słowem, wynikiem głosowania czy wetem na forum ONZ, uściskiem dłoni na zdjęciu, bronią, pieniędzmi, represjami wymierzonymi w ludzi, którzy publicznie solidaryzują się z Palestyną we własnych krajach. Przekaz jest prosty: pozłacane bańki względnego bezpieczeństwa i luksusu, rozsiane po całym naszym okrutnie podzielonym i coraz gorętszym świecie, będą chronione za wszelką cenę. Z ludobójczą przemocą włącznie.

Koniec świata, jaki znamy, czyli cztery przyszłości po kapitalizmie

W wielu splądrowanych rejonach naszej planety ten obsceniczny przekaz zrozumiano bez zarzutu. Rozszyfrował go natychmiast prezydent Kolumbii Gustavo Petro. Już w październiku, kilka dni po natarciu Izraela, pisał:

„Barbarzyństwo konsumpcji opartej na śmierci innych prowadzi nas do bezprecedensowego sukcesu faszyzmu, a tym samym do śmierci demokracji i wolności. Jest to globalny rok 1933”.

W ataku Izraela oraz poparciu dla niego ze strony rządów Północy i prawicowych sił Południa Petro dostrzegł zapowiedź naszej wspólnej przyszłości:

„Cierpienie, które obserwujemy w Palestynie, stanie się udziałem wszystkich narodów Południa. Zachód broni swoich ekscesów konsumpcji i standardu życia opartego na niszczeniu atmosfery i klimatu, wiedząc, że spowoduje exodus z południa na północ”.

Na początek poświęcimy najbiedniejszych

System, przypomina Petro, „gotów jest odpowiadać zadawaniem śmierci”, by „bronić bańki konsumpcji bogatych tej planety, a nie, by ratować ludzkość, z której większość – tak jak dzieci Gazy – jest zbędna”.

Warto przeczytać całość oświadczenia prezydenta Petro, moim zdaniem epokowego. Ale ja przeskoczę do końca:

„Jeśli nie zmienimy władzy, osuniemy się w barbarzyństwo. Życie ludzkości, a przede wszystkim życie narodów Południa, zależy od tego, jaką ścieżkę przezwyciężenia kryzysu klimatycznego ludzkość wybierze. Gaza to tylko pierwszy eksperyment w dziedzinie uznania nas wszystkich za zbędnych”.

Co jeszcze mogę powiedzieć? Może tylko to: gości nas dziś tutaj organizacja War on Want. I właśnie wojna z niedostatkiem to jedyna wojna, którą warto toczyć, którą toczyć koniecznie musimy. Albo zastąpimy machinę śmierci sprawiedliwą redystrybucją dóbr w granicach możliwości planety Ziemi – o czym wielu i wiele z nas tu zebranych dziś wspominało, mówiąc o globalnej zielonej transformacji – albo ten koszmar nas wszystkich pochłonie.

Mamy tylko siebie nawzajem. Mamy tylko nasze ruchy i siłę, którą zbudujemy sami. Mamy tylko naszą solidarność. Determinację. Zaangażowanie. I wspólne moralne zobowiązanie wobec bezcennej wartości życia.

Na tym możemy zbudować świat bez żelaznych kopuł. A robiąc to, zapracujemy sobie na nadzieję.

**
Naomi Klein jest wykładowczynią sprawiedliwości klimatycznej na Wydziale Sztuk Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej oraz autorką m.in. No Logo (przeł. Hanna Pustuła-Lewicka, Izabelin 2004), Doktryny szoku (przeł. Hanna Jankowska, Katarzyna Makaruk, Tomasz Krzyżanowski, Michał Penkala, Warszawa 2008) i To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat (przeł. Hanna Jankowska, Katarzyna Makaruk, Warszawa 2016).

Tekst jest zapisem wystąpienia Naomi Klein wygłoszonego zdalnie na festiwalu aktywistycznym „And Still We Rise”, który odbył się 24 lutego 2024 roku w Londynie. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij