Film

Žižek: „Strefa obojętności” za murem

W filmie „Strefa interesów” nie widać tego, co dzieje się w obozie Auschwitz, za murem ogrodu. Nazistowskie obozy koncentracyjne były emanacją skrajnej brutalności, ale czy podobne mury nie oddzielają dziś zamożnych od ubogich tego świata, od RPA po Indie, nie mówiąc o Gazie i Zachodnim Brzegu?

Strefa interesów to film Jonathana Glazera z 2023 roku, luźno oparty na powieści Martina Amisa. Opowiada rozgrywającą się w 1943 roku historię Rudolfa Hössa, komendanta w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, mieszkającego z żoną Hedwigą i piątką dzieci w sielskim domku, sąsiadującym z obozem. Höss zabiera dzieci nad wodę, na ryby. Hedwiga pielęgnuje ogród. Domem zajmuje się służba (rekrutowana spośród więźniów obozu), rodzina przygarnia ich osobiste rzeczy. Zza ogrodowego muru słychać wystrzały, krzyki, odgłosy pociągów i piece.

Niemiecki krytyk Hanns-Georg Rodek tak sformułował swój odbiór filmu: „Glazer opisuje sytuację w sposób być może nawet bardziej opresyjny niż to, co widzieliśmy dotąd w innych filmach o Holokauście. W jednym ogrodzie ogniskuje się postawa całego narodu, który nie chciał o niczym wiedzieć”.

„Trzeba było uczyć nas krzyczeć”. Czytanie wierszy poetek z getta

Nawet Martin Heidegger uczestniczył w tej grze pozorów. Kiedy w styczniu 1948 roku Herbert Marcuse zapytywał go w swoim liście, dlaczego nie wypowiedział się jeszcze na temat nazistowskich okrucieństw i zamordowania sześciu milionów Żydów, Heidegger zareagował:

„Mogę jedynie dodać, że zamiast słowa »Żydzi« [w twoim liście] powinno stać „wschodni Niemcy”. Wówczas o takich samych [okrucieństwach] można mówić w odniesieniu do jednego z Aliantów [Związku Radzieckiego], z tą tylko różnicą, że o tym, co wydarzyło się po 1945 roku, powszechnie wiadomo na całym świecie, zaś krwawy nazistowski terror utrzymywano przed niemieckim narodem w tajemnicy”.

Bzdura! Niemcy właśnie chcieli o niczym nie wiedzieć. To znaczy, najogólniej ujmując: wiedzieli, ale udawali, że nie wiedzą.

Tak docieramy do najsmutniejszej część całej tej historii: czy to oznacza, że okrutne cierpienie doświadczane po drugiej stronie muru zmieniło ofiary w zgorzkniałych, ale moralnych bohaterów? Nauka płynie niezwykle ponura: musimy porzucić ideę, która przekonuje, że skrajne doświadczenia mają w sobie coś wyzwalającego, że pozwalają nam uprzątnąć cały ten bałagan i otworzyć oczy na jakąś ostateczną prawdę.

Na adriatyckiej wyspie Rab włoskie wojsko zbudowało w 1942 roku obóz koncentracyjny, w którym w strasznych warunkach przetrzymywano (głównie) słoweńskich więźniów, w tym dzieci. Jak słyszałem od Božidara Jezernika z Wydziału Filozofii w Lublanie, w badaniach prowadzonych po wojnie odkryto, że wśród więźniów dochodziło do drastycznych przypadków podkradania racji żywieniowych małym dzieciom przez ich matki, walczące o przetrwanie.

To smutna lekcja, którą można przenieść na płaszczyznę bardziej ogólną: nie należy idealizować ofiar, robiąc z nich wojowników o sprawiedliwość. Remi Adekoya (autor wydanej w ubiegłym roku wspaniałej książki It’s Not About Whiteness, It’s About Wealth) zauważa, że w obszernych badaniach stwierdzono przedziwny fakt: na pytanie o to, jaka wartość jest dla nich najważniejsza, wyborcy w rozwiniętych krajach Zachodu zazwyczaj odpowiadali, że równość, zaś w Afryce Subsaharyjskiej lwia część nie zająknęła się o równości, stawiając na pierwszym miejscu dobrobyt (bez względu na źródło jego pochodzenia, z korupcją włącznie).

Trudno się jednak dziwić: rozwinięty Zachód stać na to, by stawiać na pierwszym miejscu równość (na poziomie ideologicznego samopostrzegania), natomiast głównym problemem ubogiej większości w Afryce Subsaharyjskiej jest przetrwanie i wyrwanie się ze straszliwego ubóstwa.

Jeszcze większym smutkiem napawa fakt, że to samo dotyczy obecnych działań Izraela w Gazie i na Zachodnim Brzegu Jordanu: Niemcy, czyli kraj popierający obecnie izraelskie zbrodnie, de facto ponoszą odpowiedzialność za takie właśnie działania izraelskich fundamentalistów, bowiem brutalność części z nich jest właśnie następstwem okrucieństw Holokaustu. W pamiętnym fragmencie w książce Żyć dalej… Ruth Klüger przytacza rozmowę ze „starszymi stażem doktorantami” w Niemczech:

„Jeden wspomniał, że w Jerozolimie poznał starego węgierskiego Żyda, ocalałego z Auschwitz, który przeklinał Arabów, darząc ich wszystkich szczerą pogardą. »Jak ktoś, kto przeżył Auschwitz, może tak mówić?« – zastanawiał się ów Niemiec. Postanowiłam przystąpić na jego grę, reagując, być może nieco zbyt gwałtownie. »Czego się spodziewał? Przecież Auschwitz to nie była instytucja oświatowa… Nikt tam się niczego nie uczył, a już na pewno nie człowieczeństwa czy tolerancji. Obozy koncentracyjne nie przyniosły nic, ale to nic dobrego« – słyszę własne słowa, wypowiadane coraz głośniej. A on, co? Spodziewał się jakiegoś katharsis? Oczyszczenia, jak po wizycie w teatrze? Trudno wyobrazić sobie bardziej bezużyteczne, bardziej bezsensowne placówki”.

Jakimi świadkami Zagłady byli Polacy?

czytaj także

Jakimi świadkami Zagłady byli Polacy?

Zofia Waślicka-Żmijewska

Krótko mówiąc, potworności Auschwitz nie uczyniły z niego miejsca, które oczyściłoby ocalone ofiary, zmieniając je w etyczne, nieegoistyczne jednostki. Choć nazistowskie obozy koncentracyjne były emanacją skrajnej brutalności, czyż podobne mury nie oddzielają dziś zamożnych od ubogich tego świata, od RPA po Indie, nie mówiąc o Gazie i Zachodnim Brzegu, gdzie wioski żydowskich osadników zazwyczaj są odgrodzone od nędzy otaczających je wiosek palestyńskich jakąś formą muru? Są to mury oddzielające uprzywilejowaną mniejszość, którą stać na dobroczynność i domaganie się (większej) równości, od większości, do której należą osoby znieprawione właśnie przez tych, którzy obecnie głoszą miłosierdzie i równość.

Wróćmy jednak do Strefy interesów: Glazer postanowił, że makabry wewnątrz obozu nie będzie widać, a jedynie słychać. Przyznał, że dźwięk w filmie to „drugi film”, a nawet „główny film”. A gdyby tak pokusić się o coś odwrotnego: nie dźwięki, którym nie towarzyszą odpowiednie obrazy, ale obrazy bez przynależnego im dźwięku?

Jorge Semprun wspomina, jak w Buchenwaldzie był świadkiem przyjazdu transportu polskich Żydów. Tłoczyli się w bydlęcych wagonach, po 200 osób w jednym, podróżując wiele dni bez jedzenia i wody w najmroźniejszą zimę tej wojny. Po drodze wszyscy zamarzli na śmierć – wszyscy z wyjątkiem 15 dzieci, wciśniętych między nagromadzone ciała, które zapewniały im ciepło. Kiedy dzieci wypędzono z wagonu, naziści spuścili na nie psy. Wkrótce przy życiu została tylko dwójka uciekających:

„Mniejsze przestało nadążać, z tyłu dochodziły ich wrzaski SS, po chwili zaczęły ujadać psy, które zapach krwi doprowadzał do szaleństwa. Wtedy starsze dziecko zwolniło i chwyciło malucha za rękę… wspólnie przebiegli jeszcze kilka metrów… aż wreszcie powaliły je uderzenia pałek. Dzieci razem upadły twarzą na ziemię, już na wieki trzymając się za ręce”.

Zwróćmy uwagę, jak mróz wieczności znalazł tu swe uosobienie w dłoniach: dwaj chłopcy umierają, jednak ich złączone dłonie trwają na wieki niczym uśmiech kota z Cheshire. Nietrudno wyobrazić sobie, jak ta scena mogłaby zostać sfilmowana: ścieżka dźwiękowa oddaje to, co rozgrywa się w rzeczywistości (dwójka dzieci zostaje zatłuczona pałkami na śmierć), obraz ich złączonych dłoni zatrzymuje się, zastyga na wieczność. Dźwięk oddaje zatem rzeczywistą chwilę, zaś obraz odzwierciedla wieczną Realność. Chodzi tu o czysto powierzchniową warstwę utrwalonego obrazu wieczności, nie o jakiś głębszy sens, który dopuszczałby zbawcze momenty w ponurej opowieści o Szoa.

Skoro film Glazera oddaje horror wyłącznie w warstwie dźwiękowej, przez co pokazuje go, w jego niewidoczności, jako opresyjną wszechobecność bez żadnej nadziei na odkupienie, tak wyobrażona kinematograficzna wersja fragmentu prozy Sempruna mogłaby wnosić jakiś niewielki promyk nadziei.

Siegień: „Zielona granica” z perspektywy Podlasia

Czy można wyobrazić sobie podobną odkupieńczą scenę w Strefie interesów? Jedna z pomniejszych postaci filmu to dziewczynka, Polka mieszkająca w pobliżu obozu. Co wieczór wymyka się i chowa jedzenie tam, gdzie pracują więźniowie, by mogli je znaleźć i zjeść. Sceny, w których roznosi jedzenie, są czarno-białe. To nawiązanie do żydowskiej dziewczynki w czerwonej sukience, biegającej w Liście Schindlera Spielberga wokół Niemców likwidujących krakowskie getto. W obu przypadkach był to zabieg nietrafiony.

A gdyby tak pod koniec filmu dziewczynka położyła na hałdzie ziemi jabłko, po czym usłyszelibyśmy głos zbliżającego się żołnierza i szczekanie psa atakującego dziewczynkę, z której gardła wydobywa się okrzyk przerażenia, jednak jej dłoń trzymająca jabłko zastyga, stając się wiecznym pomnikiem ludzkiej empatii i współczucia? W czasach mrocznych jak nasze każdy mały cud jest na wagę złota.

**
Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Slavoj Žižek
Slavoj Žižek
Filozof, marksista, krytyk kultury
Słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jest profesorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Ljubljanie, wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. Jego książka Revolution at the Gates (2002), której polskie wydanie pt. Rewolucja u bram ukazało się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2006 roku (drugie wydanie, 2007), wywołało najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Jest również autorem W obronie przegranych spraw (2009), Kruchego absolutu (2009) i Od tragedii do farsy (2011).
Zamknij