Świat

Ukraiński tydzień pokazał gotowość Zełenskiego do ofensywy

Jakość ukraińskiej debaty publicznej, odbywającej się w tle ofensywy polityczno-dyplomatyczno-militarnej, jest nie mniejszym źródłem nadziei niż sukcesy ukraińskiego wojska.

Ukraińcy prowadzą polityczny i artyleryjski ostrzał, jakby szykowali się do przejęcia wojennej inicjatywy. Wołodymyr Zełenski ogłosił przygotowanie do „deokupacji” południa Ukrainy, minister obrony Ołeksij Reznikow przedstawił stan osobowy armii, media z radością donoszą o kolejnych zniszczonych HVT, czyli celach wysokiej wartości na rosyjskich tyłach.

Wszystkie te informacje czytać trzeba ostrożnie, bo kiedy minister obrony informuje o „deokupacyjnej” decyzji prezydenta w wywiadzie dla brytyjskiego „Timesa”, pojawia się pytanie o cel ujawnienia zamiarów. Cel jest oczywiście polityczny – Zełenski domknął w ten sposób „ukraiński tydzień”, który rozpoczęła międzynarodowa konferencja o odbudowie Ukrainy zorganizowana w Lugano.

Dron dla Ukrainy? Ja to kupuję [list]

czytaj także

Komunikat jest prosty – Ukraińcy mówią, że są gotowi walczyć o przyszłość. Na front rzucili tysiące ekspertów, którzy przygotowali plan odbudowy Ukrainy i liczące już ponad milion ludzi struktury bezpieczeństwa. Same Siły Zbrojne mają już pod bronią 700 tys. żołnierzy, informował 8 lipca Reznikow. Do tego dochodzi 60 tys. żołnierzy Straży Granicznej, 90 tys. Gwardii Narodowej, 100 tys. policjantów. A mobilizacja jeszcze się nie zakończyła.

Docierają nowe systemy uzbrojenia, które zaczęły czynić różnicę. Niszczącą skuteczność HIMARS-ów potwierdził sam Igor Girkin. Nerwy puszczają gorącym zwolennikom Russkowo mira – Andriej Morozow, ważna postać w milicji tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej, już po jej „wyzwoleniu” przez armię rosyjską napisał post, w którym nie zostawia suchej nitki na rosyjskim dowództwie. Z wściekłością twierdzi, że armią rządzą debile i złodzieje.

Oczywiście, przedwcześnie na podstawie takich szczątkowych danych wyciągać wniosek, że inicjatywa przechodzi w ręce Ukraińców. To jest możliwe, ale wymaga znacznie bardziej złożonej gry, co wyłożył zgrabnie Lawrence Freedman w analizie Czy Ukraina może wygrać?

„W ciągu kolejnych kilku tygodni powinniśmy zacząć dostawać pewne rozeznanie, czy Ukraina może zacząć przejmować inicjatywę i nakładać swoje własne priorytety na Rosję aniżeli na odwrót, i jak dobrze Rosjanie są zdolni odpowiedzieć na stałe polepszanie się ukraińskich możliwości. Jeśli jednak siły ukraińskie będą w stanie wykreować moment przełomowy, wtedy sytuacja mogłaby bardzo szybko przejść na ich korzyść. Czy Ukraińcy mogą wygrać? Tak. Czy Ukraińcy wygrają? Jeszcze nie wiadomo, ale taka możliwość nie powinna być odrzucona”.

Te nadchodzące tygodnie przygotowań zbrojnych wypełnić musi ofensywa polityczno-dyplomatyczna. Dlatego ważnym momentem wspomnianego „ukraińskiego tygodnia” była wymiana ambasadorów w wielu stolicach, z Andrijem Melnykiem na czele. Melnyk swoim bezpardonowym atakowaniem Olafa Scholza i niemieckich elit zrobił, co miał zrobić, w końcu jednak Panzerhaubitzen do Ukrainy dojechały i potrzeba subtelniejszej dyplomacji.

W Kijowie złożono Ukrainie historyczne obietnice. Jak będzie z ich realizacją?

To wszystko po to, żeby utrzymać na Zachodzie przekonanie, że sprawy idą w dobrym kierunku i warto wspierać Ukrainę, bo może tę wojnę wygrać. To przekonanie jest niezbędne, bo od niego zależy ocena ryzyka nie tylko wysyłki uzbrojenia, ale i bieżącej pomocy finansowej. To właśnie w ubiegłym tygodniu Europejski Bank Inwestycyjny wstrzymał wypłatę 1,5 mld euro pożyczki, bo Komisja Europejska zażądała zabezpieczenia w postaci rezerw w banku na poziomie 70 proc. wypłacanej kwoty. Na wypadek gdyby Ukraina zbankrutowała.

W tej chwili liczy się każdy miliard euro pomocy na utrzymanie stabilności makroekonomicznej (potrzeba ok. 5 mld euro miesięcznie) i każda jednostka nowego systemu uzbrojenia, by przesuwać równowagę na polu walki w kierunku Ukraińców. Wołodymyr Zełenski pokazuje od początku wojny, że nadspodziewanie dobrze potrafi prowadzić tę złożoną polityczno-dyplomatyczno-wojskową grę, dostosowując ją do wymagań chwili.

Fot. Chambre des Députés/flickr.com

Z każdym dniem złożoność tej gry będzie jednak coraz większa, bo choć duch jedności w Ukrainie trwa, to nie jest w stanie stłumić krytycznej refleksji charakteryzującej wolne, pluralistyczne społeczeństwo. I tak po prezentacji planu odbudowy Ukrainy w Lugano w mediach pojawiły się liczne głosy krytyki: jednym brakuje poważnego potraktowania nauki, której niewiele w liczącym tysiące stron dokumencie. Libertarianie narzekają, że plan ma charakter etatystyczny. Środowiska bliższe lewicy podkreślają jego neoliberalny charakter.

Wszyscy, niezależnie od osi krytyki, pytają o polityczną wolę, potrzebną do uruchomienia reform niezbędnych do wyrwania państwa z wcześniejszego marazmu: rzeczywistej walki z korupcją, reformy Trybunału Konstytucyjnego i systemu sądowego. Pytania o realną politykę są coraz częstsze i wyłania się z nich mniej jednoznaczny obraz politycznego zaplecza prezydenta. Jedną z takich wątpliwych postaci, jak opisuje „Nowoje wremia”, jest Oleg Tatarow, odpowiedzialny w Biurze Prezydenta za walkę z korupcją.

Ciekawa jest nie tylko coraz intensywniejsza debata w ukraińskich mediach, ciekawe jest bardzo silne zaangażowanie w tę debatę organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Pisałem wcześniej, że były one także obecne w Lugano, gdzie ogłosiły własny Manifest społeczeństwa obywatelskiego. Manifestowi towarzyszył bardzo ciekawy dokument Ukraina po zwycięstwie. Wizja Ukrainy 2030 przygotowany przez ekspertów i członków kilkudziesięciu organizacji.

Dlaczego fantazje o unii polsko-ukraińskiej można włożyć między bajki

To dokument komplementarny do planu odbudowy zaprezentowanego przez Narodową Radę ds. Odbudowy i Modernizacji. Jest o wiele mniej technokratyczny, zwraca większą uwagę na wartości, jakie powinny towarzyszyć powojennemu tworzeniu nowej Ukrainy. Z tych postulatów wyłania się ukryty lęk, który widać także w najnowszej publicystyce – by obecne horyzontalne państwo sieciowe nie przekształciło się po wojnie w hierarchiczną strukturę o autorytarnym charakterze.

Jakość ukraińskiej debaty publicznej, odbywającej się w tle wspomnianej ofensywy polityczno-dyplomatyczno-militarnej, jest nie mniejszym źródłem nadziei niż sukcesy ukraińskiego wojska. Ukraińcy nie tylko chcą wygrać i nie mają wątpliwości, że wygrają. Co równie ważne, wiedzą, co z tym zwycięstwem zrobić.

Tekst ukazał się na blogu Antymatrix.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Edwin Bendyk
Edwin Bendyk
Dziennikarz, publicysta, pisarz
Dziennikarz, publicysta, pisarz. Pracuje w tygodniku "Polityka". Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012). W 2014 r. opublikował wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim książkę „Jak żyć w świecie, który oszalał”. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi w ramach DELab Laboratorium Miasta Przyszłości. Wykłada w Collegium Civitas, gdzie kieruje Ośrodkiem badań nad Przyszłością. W Centrum Nauk Społecznych PAN prowadzi seminarium o nowych mediach. Członek Polskiego PEN Clubu.
Zamknij