Unia Europejska

Viktor Orbán zrobił z Europy zakładnika

Orbán słusznie niepokoi się uzależnieniem wypłat funduszy unijnych od przestrzegania zasad praworządności. To grozi katastrofą całego jego modelu ustroju społeczno-gospodarczego.

Unia Europejska i Viktor Orbán już kilkukrotnie toczyli spory wokół demokracji i praworządności. Węgierski przywódca zdaje sobie sprawę z tego, że przestrzeń do manewrów znacznie się zawęzi, jeśli UE uzależni wypłatę funduszy od przestrzegania zasady praworządności. Właśnie dlatego wraz z polskimi sojusznikami zawetował budżet Unii Europejskiej oraz tak zwany fundusz odbudowy NextGenerationEU, czyli pakiet środków o łącznej wysokości 1,81 bln euro, co wystawia na szwank działania służące walce z pandemią. Jak można się było spodziewać, rozbieżności zdań nie udało się pogodzić podczas wideokonferencji Rady Europejskiej z 19 listopada. Ale czas ucieka i rozwiązanie trzeba odnaleźć przed końcem roku.

W podobnych przypadkach i zwykle po rozciągniętych w czasie procedurach Węgry musiały uginać się pod presją i wprowadzały pewne stopniowe zmiany. Jednak efekty tych sankcji były wątpliwe. Na przykład ostatnio Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że przepisy zwane „Lex CEU” (od angielskiej nazwy Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego) są niezgodne z prawem unijnym, co teoretycznie powinno oznaczać, że najbardziej prestiżowa uczelnia w kraju ma wszelkie prawne podstawy, by nadal prowadzić zajęcia na Węgrzech. W rzeczywistości uniwersytet już przed rokiem wycofał się z kraju, a rząd praktycznie zakazał jego działalności.

Węgierski uniwersytet dołączył do „wrogów narodu”. Po co Orbanowi ta wojna?

Dewastowanie instytucji oraz obsypywanie pieniędzmi elit jak dotąd uchodzi Orbánowi na sucho. Unia Europejska od dawna wykazuje wręcz gotowość, by pokrywać jego rachunki. Tym razem jednak z powodu gierek premiera ludzie mogą stracić życie albo cały majątek. Robiąc z Unii Europejskiej zakładnika, Orbán i Kaczyński liczą na wycofanie warunku o praworządności, nawet za cenę pogłębienia kryzysu pandemicznego.

Krewni i znajomi

Orbán może mieć powody do niepokoju. W książce The Retreat of Liberal Democracy opisuję, jak jego nieliberalny system władzy opiera się na naginaniu zasad praworządności po to, by finansować wypaczony układ odwróconej redystrybucji dochodów. Największymi beneficjentami tego układu są kolesie – krewni i znajomi Orbána. Dzięki finansowanym z pieniędzy unijnych projektom publicznym dołączyli oni do grupy największych węgierskich miliarderów.

COVID-19 na Węgrzech: Orbán był dyktatorem, zanim to było modne

Dziennikarze śledczy odkryli, że projekty finansowane przez UE stanowiły w latach 2010–2014 aż 94 proc. całkowitej wartości kontaktów w systemie zamówień publicznych podpisanych przez firmę Elios. Firma ta należy do zięcia Orbána, a jej szemrana działalność zwróciła uwagę Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Jeszcze większe korzyści z pieniędzy europejskich podatników czerpie Lőrinc Mészáros, przyjaciel Orbána z dzieciństwa, który już jest najbogatszym człowiekiem na Węgrzech. Fundusze UE stanowiły 99 proc. całkowitej wartości kontraktów na zamówienia publiczne, które wygrała jego czołowa firma. W pierwszych czterech miesiącach 2020 roku korupcja osiągnęła najwyższy poziom od 2005 roku, a udział przetargów, w których nie było konkurencji, sięgnął 41 proc.

Jednak zamówienia publiczne służą nie tylko politycznym kapitalistom. Są także narzędziem, dzięki któremu utrzymuje się orbánowski model społeczno-gospodarczy, ponieważ uzupełniają coraz mniejsze inwestycje prywatne oraz znoszą skutki kurczenia się dopływu środków zagranicznych inwestorów. Taka strategia jest odpowiedzią na zmęczenie modelem neoliberalnym, który obowiązywał przed 2010 rokiem – i choć wywołuje społeczną polaryzację (przez wzrost nierówności i prekaryzacji), to ma poparcie dużej części elity gospodarczej. Gdy w 2010 roku z hukiem Orbán powrócił do władzy, zaczął renegocjować warunki kompromisu z ponadnarodowymi korporacjami i wyemancypował rodzimych kapitalistów. Przesunął ciężar polityki rozwojowej z konkurowania o nowe inwestycje zagraniczne w stronę wzmocnienia krajowej klasy średniej i wybiórczego spełniania pragnień zagranicznych inwestorów w sektorze produkcji przemysłowej na eksport.

Równolegle gospodarka Węgier coraz głębiej uzależniała się od funduszy unijnych. Transfery środków z UE odpowiadały za około 50 proc. inwestycji publicznych w latach 2010–2015. Cały węgierski biznes, a nie tylko wewnętrzny krąg kolegów Orbána, korzystał ze wzrostu gospodarczego oraz popytu tworzonego dzięki zwiększonej działalności inwestycyjnej państwa.

Pieniądze dla firm

Dzięki temu, że węgierski rząd finansuje inwestycje publiczne z funduszy unijnych, ma wolne środki podatników, które może wykorzystywać do wspierania firm. Analizując dotacje bezpośrednie wypłacone z rządowego funduszu dyspozycyjnego, odkryłem, że głównymi ich beneficjentami były ponadnarodowe korporacje.

W latach 2004–2010 łącznie fundusze te warte były 626 mln dolarów (130,2 mld forintów), a w okresie 2011–1018 wzrosły dwukrotnie, do 1,28 mld dolarów (346,8 mld forintów). Podwoiła się również całkowita wartość subsydiów przyznanych ponadnarodowym korporacjom, tak że ostatecznie stanowiły one 76 proc. całkowitych dotacji. W tym samym czasie udział subsydiów przyznanych firmom krajowym także się zwiększył. Ewidentnie beneficjentami nie są tu koledzy Orbána, ale znacznie szerszy segment elity gospodarczej.

Dlaczego biznes popiera populistów

czytaj także

Orbán zawalczył z zagranicznymi inwestorami w branży bankowej, mediach i sektorze energetycznym, gdzie chciał zrobić więcej miejsca dla rodzimych kapitalistów. Jednak rząd podpisał też umowy o partnerstwie strategicznym, by udobruchać ponadnarodowe korporacje zajmujące się produkcją przemysłową opartą na wysokich technologiach. Twarde podejście Orbána do kwestii budżetowych, wprowadzenie na szeroką skalę polityki wstrzemięźliwości fiskalnej oraz obcięcie wydatków na cele socjalne też cieszą biznes. Ponadto w 2016 roku rząd wprowadził jednolitą, najniższą w Europie stawkę podatkową dla firm w wysokości 9 proc. Na tym znów korzystają wielkie ponadnarodowe korporacje, a dzięki ulgom płacą jeszcze mniej. Rzeczywista stawka podatku dla firm, jaką uiściło 30 największych przedsiębiorstw na Węgrzech, wyniosła w 2017 roku 3,6 proc. zysku operacyjnego.

Niemcy wspierają Orbána

Niemieccy producenci samochodów są najważniejszym silnikiem wzrostu gospodarczego Węgier i przykładają się do legitymizacji rządu. Wraz ze swoimi węgierskimi dostawcami odpowiadają za generowanie 10 proc. krajowego PKB. Orbán robi wszystko, żeby byli wciąż zadowoleni. Patrząc na dotacje państwowe w stosunku do liczby miejsc pracy, koncern Audi otrzymał w latach 2010–2014 czterokrotnie większą pomoc od rządu Węgier niż od państwa niemieckiego.

Jednak Orbán nie tylko obsypuje te firmy pieniędzmi. Inwestuje też w utrzymywanie przyjaznych relacji z wpływowymi kręgami niemieckich biznesmenów. Kluczowym sojusznikiem Orbána jest Klaus Mangold, niegdyś jeden z topowych menedżerów Daimlera. Istotną rolę w węgiersko-niemieckiej dyplomacji biznesowej odgrywa też polityk CDU Günther Oettinger, były komisarz UE. Z rządowej nominacji objął ostatnio współprzewodnictwo nowo utworzonej węgierskiej rady ds. nauki i innowacji. W tym tygodniu minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó pospieszył też z wizytą do niemieckich przemysłowców, by uspokoić ich obawy. Węgry stały się niedawno największym odbiorcą niemieckiego sprzętu wojskowego.

PiS, Unia, demokracja

czytaj także

PiS, Unia, demokracja

Jarosław Pietrzak

Dobre relacje biznesowe znajdują też odzwierciedlenie na arenie politycznej. Bez rozciągniętego od dziesięciu lat parasola ochronnego Europejskiej Partii Ludowej (EPP) Orbán nie uniknąłby realnych sankcji. Chociaż Węgry są pierwszym krajem Unii Europejskiej, który został zaklasyfikowany do grupy państw niedemokratycznych z ustrojem hybrydowym, to EPP nie zdołała wypracować ostatecznej decyzji w sprawie członkostwa orbanowskiej partii Fidesz, która została zawieszona w marcu 2019 roku.

Podczas wizyty na Węgrzech w sierpniu 2019 roku Angela Merkel chwaliła sposób wydawania funduszy unijnych w państwie Orbána: „Jeśli spojrzymy na węgierskie wskaźniki wzrostu gospodarczego, to zobaczymy, że te pieniądze zostały dobrze zainwestowane w kraju, że służą mieszkańcom, a Niemcy z radością dokładają się do tego wzrostu, tworząc miejsca pracy na Węgrzech”. Nic więc dziwnego, że według redaktora naczelnego Budapester Zeitung – czołowej niemieckojęzycznej gazety na Węgrzech – 90 proc. Niemców inwestujących w tym kraju zagłosowałoby na Orbána.

Szantażując Unię Europejską – i jej obywateli

Teraz przychodzi wypić nieliberalne piwo, którego się nawarzyło. Lata miękkiego podejścia do wybryków Orbána pozwoliły mu skonsolidować władzę. Uzależnienie wypłaty środków unijnych od praworządności stanowi potencjalne zagrożenie dla jego rządów. Teraz Orbán używa swojej władzy do szantażowania UE. Fundusz odbudowy gospodarki jest niezbędny dla pozbawionych gotówki państw takich jak Włochy, by walczyć z epidemią koronawirusa.

Większość państw europejskich rozszerza wydatki publiczne, by chronić najbardziej narażone grupy ludności. Tymczasem Orbán wykorzystuje kryzysy do realizowania polityki społecznego darwinizmu i utrzymuje deficyt budżetowy na najniższym możliwym poziomie. Z jednej strony przyjmuje wsparcie finansowe podatników Unii Europejskiej, a z drugiej skąpi pomocy ekonomicznej obywatelom swojego kraju. Blokując budżet UE, może także zmusić rządy innych krajów do wstrzymania tak potrzebnej zapomogi dla grup mieszkańców najbardziej narażonych na skutki kryzysu koronawirusowego.

Czy Orbán rzeczywiście jest gotów zrezygnować z pieniędzy z Funduszu Odbudowy?

Nieliberałowie w stylu Orbána nie mogliby działać bez życzliwości lub bezczynności zagranicy. Ośmieleni takim wsparciem, nie tylko zaczynają zagrażać demokracji, ale także obywatelom własnych państw. Europejscy podatnicy wkrótce mogą zapłacić za nieliberalizm nie tylko pieniędzmi, lecz również swoim zdrowiem. Dlatego Unii pozostaje jedyne wyjście z tej sytuacji, pozwalające ocalić twarz: musi się nie ugiąć i pokazać, że z determinacją będzie bronić demokracji. Parlament Europejski już zapowiedział, że nie ustąpi. Teraz czas, żeby twardo zagrali też przywódcy państw członkowskich – a jeśli to konieczne, by zagrozili, że przystąpią do korzystania z Funduszu Odbudowy bez Węgier i Polski.

 

**
Gabor Scheiring uzyskał tytuł doktora na uniwersytecie w Cambridge, jest wykładowcą na mediolańskim uniwersytecie Bocconi, a w latach 2010–2014 zasiadał jako poseł w węgierskim parlamencie. W swojej najnowszej książce The Retreat of Liberal Democracy (Palgrave, 2020) analizuje, jak globalna transformacja gospodarcza dała impuls nieliberalnemu populizmowi na Węgrzech.

Artykuł opublikowany w magazynie International Politics and Society. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij