Świat

#MeToo zmienia Bollywood, ale czy zmieni Indie?

W obliczu oskarżeń o molestowanie do dymisji podał się indyjski wiceminister spraw zagranicznych, a znany reżyser musiał zamknąć firmę produkcyjną. Czy długo wyczekiwane indyjskie #MeToo ponownie zjednoczy Induski w walce z przemocą seksualną?

Od miesiąca w Indiach każdy dzień przynosi nowe doniesienia o kolejnym znanym, wpływowym mężczyźnie oskarżonym o molestowanie seksualne. Na liście jest już m.in. bollywoodzki reżyser Vikas Bahl, autor bestsellerowych powieści Chetan Bhagat i były dziennikarz, a do niedawna wiceminister M.J. Akbar. Większość kobiet dzielących się swoimi doświadczeniami to dziennikarki i aktorki. Część oskarżeń dziwi jednych, a dla innych jest potwierdzeniem czegoś, o czym wszyscy w środowisku filmowym czy dziennikarskim wiedzieli. Dla przykładu Vikas Bahl dał Indiom jeden z najlepszych filmów rozrywkowych z główną rolą kobiecą, „Queen”. Bollywoodzka opowieść o dziewczynie porzuconej przez narzeczonego, która mimo odwołanego ślubu jedzie w zaplanowaną podróż poślubną do Europy, podbiła serca indyjskiej widowni, a Bahl dostał za nią dziesiątki nagród. Gdy kolejne kobiety z branży zaczęły ujawniać drugie oblicze reżysera, partnerzy, z którymi prowadził firmę produkcyjną, zdecydowali się wycofać ze współpracy, a aktorzy poparli oskarżenia kobiet przyznając, że wszyscy podejrzewali albo wiedzieli o molestowaniu od dawna. Wiedzieli, ale nie mówili. Mechanizm dobrze znany i uniwersalny. Indie okazały się nie być wyjątkiem.

#Metoo i inne historie

#MeToo to nie jedyna w ostatnich latach debata o przemocy seksualnej w Indiach. Najpoważniejszą, która odbyła się ponad pięć lat temu, wywołał brutalny gwałt na delhijskiej studentce. Kobieta zmarła. Ostatnia debata sprzed kilku miesięcy dotyczyła przemocy wobec dziewczynek po tym, jak 9-latka w Kaszmirze została zgwałcona i zabita. Obie te debaty wywołały masowe demonstracje kobiet na ulicach indyjskich miast i falę oburzenia w mediach społecznościowych. Doprowadziły też do zmian w prawie i wydawało się, że na zawsze zmieniły publiczne nastawienie do przemocy wobec kobiet. Mężczyźni, którzy uznają, że gwałtom i przemocy winny jest fakt noszenia przez kobiety jeansów zaczęli być obśmiewani. Po co więc Indiom #MeToo? Co odróżnia dzisiejsze dyskusje od tych sprzed paru lat? Oczywiście najbardziej widoczny i oczywisty element to zmiana głównych bohaterów doniesień medialnych i samej dyskusji. Teraz są to ludzie z pierwszych stron gazet, znani i lubiani. Nie to jednak wydaje się najważniejsze: Indie doczekały się wreszcie dyskusji o molestowaniu w miejscu pracy.

W kraju z wciąż niezwykle niskim odsetkiem kobiet pracujących, to może, choć nie musi, zwiastować przełom w myśleniu o barierach uniemożliwiających kobietom dostęp do rynku pracy. Statystyki dotyczące zatrudnieniu w Indiach są porażające: odsetek kobiet w wieku produkcyjnym, które pracują zarobkowo (zarówno oficjalnie, jak i w szarej strefie), spadł z 36 procent w 2005  do 27 procent w 2017 roku. Częściowo łączy się to z wydłużeniem okresu edukacji dziewczynek, z których coraz więcej idzie do college’u czy na studia, ale to niestety nie jedyne wyjaśnienie.

bell hooks o #metoo: Patriarchat nie ma płci

Utrzymujące się konserwatywne przekonanie o tym, że miejsce kobiety jest w domu sprawia, że los zatrudnienia kobiet wciąż leży w rękach męskiego członka rodziny: ojca lub męża. To oni decydują, czy kobieta może pracować, a argumentów „na nie” jest wiele. Niepracująca kobietę jest dowodem na odpowiednio wysoki status rodziny, która może sobie na to pozwolić. Do tego niebezpieczeństwa w drodze do pracy i w miejscu pracy, kontakt z mężczyznami poza rodziną. A obok argumenty bardziej praktyczne: ktoś musi się zajmować dziećmi i domem. Praca zarobkowa kobiet jest traktowana jako ostateczność, więc czym niższy status ekonomiczny, tym większe prawdopodobieństwo, że kobieta pracuje. W takim krajobrazie rynku pracy kobiety lepiej wykształcone, zatrudnione w mediach, dużych firmach czy w urzędach, to wciąż zagrożona mniejszość. Narażona nie tylko na zwolnienie, brak awansu, ale również na wykorzystywanie przez męskich przełożonych swojej pozycji. I to właśnie one zaczęły indyjskie #MeToo.

Starsze Induski pamiętają ogólnokrajową debatę o molestowaniu w pracy, ale dla współczesnych młodych kobiet to daleka przeszłość. Równo 30 lat temu wysoko postawiona urzędniczka indyjskiej służby cywilnej Rupan Deol Bajaj oskarżyła komendanta stanowego policji KPS Gilla o to, że na imprezie służbowej klepnął ją w pośladek po tym, jak odmówiła pójścia z nim w ustronne miejsce. Był to pierwszy przypadek wejścia na drogę sądową w przypadku molestowania (lub, zgodnie ze słownictwem kodeksu karnego, „naruszenia dobrego imienia kobiety”). Po latach sprawa znalazła swój finał w Sądzie Najwyższym i oprócz podtrzymania wcześniejszego wyroku skazującego, sędziowie dokonali interpretacji starych, choć nigdy nieużywanych przepisów o przestępstwach godzących w „dobre imię kobiety”.  W 2013 roku parlament przyjął ustawę o zapobieganiu i zwalczaniu molestowania seksualnego w miejscu pracy, zawierającą wiele nowych dla Indii definicji przestępstw, a przede wszystkich nakładającą na pracodawcę obowiązek zgłoszenia podejrzenia popełnienia przestępstwa w przypadku molestowania.

#MeToo wywołało ważny temat, ale też przypomniało, jak wciąż konserwatywne jest podejście społeczeństwa do pracy kobiet. Według badań Indian National Bar Association (Indyjska Izba Adwokacka) 38% kobiet przyznało się, że doświadczyło molestowania seksualnego w miejscu pracy, ale 68% z nich nie zgłosiło tego nikomu (ani służbom, ani nie skorzystało z mechanizmu zgłaszania skargi wewnątrz firmy/urzędu).

Dlaczego to właśnie przemysł filmowy i telewizyjny znalazł się w centrum akcji #metoo?

Portale informacyjne i media społecznościowe zalała fala komentarzy, w których nie tylko podważa się wiarygodność świadectw kobiet, ale też atakuje się je, bo pracują. Na pewno coś jest z nimi nie tak, na pewno kobiety te są złe i niemoralne, skoro z własnej woli podejmują zatrudnienie i to często w branżach, które wymagają przemieszczania się i kontaktu z nieznajomymi ludźmi. W dodatku te złe kobiety próbują teraz niszczyć reputację mężczyzn harujących na utrzymanie swoich rodzin. Nie tylko mężczyźni wypowiadają się w taki sposób. Wiele kobiet wydaje się bardziej solidaryzować w tej dyskusji nie z innymi kobietami, ale z mężczyznami, podobnymi do ich mężów czy ojców. „MeToo to ważny ruch, który może pomóc molestowanym kobietom. Ale jest wiele kobiet, które wykorzystują prawo przeznaczone dla ofiar. Są dziewczyny, które zgłaszają sprawę molestowania, żeby być w centrum uwagi i wzmocnić swoją pozycję, nie przejmując się losem niewinnego mężczyzny” – można przeczytać na popularnym portalu Times of India. Znalazłam tam też dość osobliwe propozycje rozwiązań: „Wszyscy w Bollywood są zepsuci. Przestańmy oglądać filmy”.

Poprzednia debata o przemocy seksualnej niewątpliwie zmieniła Indie: przez 3 lata od jej rozpoczęcia liczba zgłaszanych przypadków gwałtu wzrosła o 40%, stworzono szybką ścieżkę sądową dla tego typu spraw, zagwarantowano kobietom zadośćuczynienie. Rozpoczęte właśnie indyjskie #MeToo trwa i wciąż ma szansę doprowadzić do równie znaczącej zmiany. Dziś na pewno wiemy jedno: w dwóch znaczących branżach – mediach i show-biznesie – zmienia się podejście do molestowania seksualnego. Czy uda się zbudować na tych fundamentach szerszy ruch kobiet na rzecz bezpieczeństwa w miejscu pracy? Czy uda się włączyć do debaty wielkie nieobecne, czyli kobiety uboższe stanowiące większość pracujących?

To ważny sprawdzian dla państwa i jego instytucji. Kluczowe dla dalszego rozwoju ruchu będą na pewno wyroki w sprawach o zniesławienie wszczętych przez wpływowych mężczyzn oskarżanych publicznie o przemoc. Jeśli kobiety, które zdecydowały się mówić, będą zmuszone płacić wysokie kary finansowe, zamknie to usta setkom innych. #MeToo to też wyzwanie dla premiera Narendry Modiego, który kulturowo jest konserwatystą, ale z drugiej strony ma śmiałe plany rozwoju gospodarczego Indii. Na pewno nie zrealizuje ich bez pracujących zarobkowo kobiet. Jeśli jednak nie zadziała kobieca siła solidarności, a rządzącym nie starczy odwagi, by uznać bezpieczeństwo kobiet w pracy za priorytet, może się okazać, że pracujące zarobkowo kobiety wciąż będą postrzegane jako roszczeniowa mniejszość zagrażająca status quo.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Weronika Rokicka
Weronika Rokicka
Indolożka, politolożka
Doktor nauk humanistycznych, absolwentka indologii i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie adiunktka na Wydziale Orientalistycznym UW; jako stypendystka rządu indyjskiego i programu Erasmus Mundus razem dwa lata studiowała w Indiach i Nepalu. W latach 2011-18 pracowniczka polskiej sekcji Amnesty International, gdzie zajmowała się obszarem praw kobiet i dyskryminacji. Ze względu na zainteresowania naukowe i pracę zawodową blisko śledzi stan przestrzegania praw człowieka i sytuację polityczną w Indiach, Nepalu i Bangladeszu, w tym szczególnie problematykę praw kobiet i przemocy wobec kobiet.
Zamknij