Świat

Koronacja Karola III była aktem poddaństwa wymuszonego policyjną pałką

Tłumy nie dlatego wiwatują „Oby król żył wiecznie!”, że wierzą w nieśmiertelność siedemdziesięcioletniego monarchy. Ten rytuał ma oddzielić swoich od obcych: swoi to ci, którzy pokornie chylą głowę przed absurdem, jaki dyktuje im władza.

Kiedy w katedrze wręczano Karolowi III buławy i miecze – symbole jego władzy tłumienia buntu, na zewnątrz siły wierne Windsorom aresztowały demonstrantów sprzeciwiających się koronacji króla, którego nikt z nas nie wybrał.

Zatrzymanie personelu antymonarchistycznej organizacji Republic w śródmieściu Londynu podczas wyładowywania z furgonetki tablic z napisem „Nie mój król” napiętnowano w mediach jako „nadużycie władzy”. Ale właściwie jaką inną funkcję spełnia policja niż ochrona tych rzeczy, które zdaniem naszych władców są święte?

Powrót myślozbrodni

Operacja Złote Jabłko stanowiła największą od dziesiątków lat mobilizację funkcjonariuszy Policji Metropolitalnej. Zaangażowano do niej około 11 500 policjantów i policjantek, około jednej trzeciej wszystkich sił policyjnych. Stali oni wzdłuż trasy przejazdu, zarządzali tłumem i „chronili osoby na wysokim szczeblu”.

Nasuwa się pytanie: dlaczego największa od dziesięcioleci mobilizacja Policji Metropolitalnej była konieczna akurat na koronację? Dlaczego na przykład nie na igrzyska olimpijskie w 2012 roku? Dlaczego cała ta energia została włożona w śmieszny królewski rytuał, a nie w dochodzenia w sprawach o napaści seksualne, kradzież płac, korporacyjne zabójstwa czy odprowadzanie nieoczyszczonych ścieków do rzek przez przedsiębiorstwo Thames Water?

Gdy tak policja żwawo wymachiwała pałkami, jej konta w mediach społecznościowych dały się ponieść euforii i same udzieliły odpowiedzi, tryskając monarchiczną propagandą: zaroiło się od zdjęć flagi i deklaracji lojalności wobec rodziny królewskiej.

Policyjne służalstwo na czterech łapach

W ustroju monarchicznym policja – w przeciwieństwie do tego, co udaje – nie jest jakąś neutralną instytucją stworzoną do arbitrażu pomiędzy różnymi grupami społecznymi, by zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Ona jest częścią królewskiego widowiska.

„Tolerancja na wszelkie zakłócenia, czy to poprzez protest, czy co innego, będzie niska” – oznajmiło przed wydarzeniem konto londyńskiej policji na Twitterze. „Zdecydowanie zajmiemy się każdym, kto okaże zamiar zmącenia uroczystości”.

Na policji się nie kończy. Przez większą część brytyjskiej historii właściwe rytuały koronacyjne mogli oglądać tylko ludzie wpuszczeni do katedr, w których je odprawiano. Wszyscy inni oglądali w tym czasie parady wojskowe: ogromne pokazy fizycznej siły, niedwuznacznie przypominające, że suwerenność oznacza monopol na przemoc, a w monarchii suwerenem jest król. A przemoc ma to do siebie, że zupełnie nie jest istotne, czy wierzysz w to, czy nie.

Tak naprawdę najoczywistszym być może aspektem samej koronacji było to, że w nic z tego nie trzeba wierzyć. Czy arcybiskup Canterbury Justin Welby naprawdę sądzi, że namaścił Karola oliwą pobłogosławioną przez samego Boga? Czy oczekuje od nas, abyśmy i my w to wierzyli? A przecież nakładając Windsorowi krzyżmo, Welby powiedział mu wprost: zostajesz „królem ludów, nad którymi Pan Bóg twój nadał ci rząd i panowanie”.

Prawo i przemoc. O źródłach brutalności policji

czytaj także

Czy arcybiskup naprawdę wierzy, że ja i moi brytyjscy czytelnicy zostaliśmy przez Boga nadani Karolowi? I nie tylko my, ale także narody Papui-Nowej Gwinei, Tuwalu i Wysp Salomona; rdzenni mieszkańcy Australii, Kanady i Nowej Zelandii; potomkowie ludów zniewolonych na Karaibach. Czy przypadkiem nie zaszedł jakiś inny proces, który doprowadził do tego, że Karol rządzi poddanymi na całej planecie?

Gdy zachęcono nas do wiwatowania „niech żyje król, niech żyje wiecznie!”, co mieliśmy myśleć? Że naprawdę pragniemy wiecznego życia dla króla? Że wierzymy w taką możliwość?

Oczywiście, że nie. Nawet na ulicznej imprezie w północno-wschodniej Szkocji, z której robiłem reportaż, większość wywiadowanych nie do końca wierzyła w monarchię. Uważali tę okazję za „historyczną chwilę”, w której „brali udział”, nawet jeśli, jak stwierdziła jedna z osób, „w sumie to monarchia mało mnie obchodzi”.

Macie dość polityki? O to chodziło

czytaj także

Udział w rytuale nie stanowi deklaracji naszej wiary w konkretną prawdę. Jest on jedynie aktem poddaństwa; uznaniem, że rzeczywistość jest taka, jak dyktuje ktoś inny. Monarchia każe ludziom mówić rzeczy ewidentnie absurdalne – na przykład wyrażać nadzieję, że siedemdziesięciolatek będzie żył wiecznie – bo w ten sposób testuje naszą skłonność do pogodzenia się z niższym statusem w hierarchii poznania. Te z oczywistych względów śmieszne obrządki mają oddzielić swoich od obcych.

Zatrzymanie demonstrantów to jasny sposób egzekwowania tego podziału: postawienie wyraźnej granicy i wyrzucenie części ludzi poza nią.

Policja nie istnieje po to, by między nami pośredniczyć. Istnieje, by bronić hierarchii władzy w społeczeństwie, zwłaszcza w monarchii. To, co przydarzyło się demonstrantom, nie było błędem systemu, ale jego wbudowaną funkcją.

**
Adam Ramsay jest redaktorem serwisu openDemocracy. Na Twitterze: @AdamRamsay.

Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij