Świat

Greta Thunberg, Donald Trump i przyszłość kapitalizmu

Fot. Inside Edition/https://www.youtube.com/watch?v=i4hXzw2OnnE

Trumpizm jest szczerym świadectwem przełomowego momentu w historii, gdy późny kapitalizm zaciągnął ludzkość tam, skąd już nie ma odwrotu.

ATENY. Steven Mnuchin, sekretarz skarbu w administracji Donalda Trumpa, oburzył niedawno liberalnych komentatorów kąśliwą uwagą pod adresem Grety Thunberg. Odpowiadając w Davos na jej apel o jak najszybsze wycofanie wszelkich inwestycji z branży paliw kopalnych, Mnuchin stwierdził, że Thunberg powinna „pójść na studia i poduczyć się ekonomii”, a potem „będzie mogła nam to wszystko tłumaczyć”. Dwa dni wcześniej sam Trump nazwał klimatologów „nowym wcieleniem durnych wróżbitów z przeszłości”.

Postawa administracji Trumpa wobec kryzysu klimatycznego i wobec tych, którzy domagają się podjęcia radykalnych kroków w celu jego powstrzymania, jest odrażająca, chamska i po prostu błędna. Jednak za tymi prostackimi wrzutkami Trumpa, Mnuchina i ich kompanów kryje się zimna logika i brutalna szczerość: polityka, jaką ci ludzie prowadzą, to jedyna autentyczna obrona obecnego kapitalizmu. Do tego, sądząc po protekcjonalnym tonie Mnuchina strofującego Thunberg, rozumieją oni, że nauka o klimacie nie jest ich sojuszniczką – jest nią za to ekonomia w swym głównym nurcie.

Ja też nie mogłem się powstrzymać od skomentowania docinków amerykańskiego sekretarza skarbu. „Mnuchin niestety ma rację” – napisałem na Twitterze. „Gdyby Greta miała studiować ekonomię głównego nurtu, przez kilka semestrów uczyłaby się o modelach rynku, w których ani kryzys gospodarczy, ani katastrofa klimatyczna nie są w ogóle możliwe. Czas zreformować nie tylko politykę gospodarczą, ale i samą ekonomię!”

Wielu ekonomistów miało mi za złe ten komentarz. Jeden odpisał: „Nie wiem, jakie programy studiów magisterskich masz na myśli, ale każdy podstawowy kurs z ekonomii, jaki znam, obejmuje zawodność rynku, a zmiana klimatu jest ich kardynalnym przykładem”. To prawda – obawiam się tylko, że bez związku z tematem. Na studiach ekonomicznych Thunberg z pewnością trafiłaby na liczne przykłady i pojęcia, które wzmocniłyby jej determinację i dały do ręki mocne argumenty w sporach z ludźmi pokroju Trumpa i Mnuchina. Zarazem jednak cała ekonomia i piętno, jakie odciska na studentach, wywołałaby u niej frustrację i koniec końców podminowałaby jej wysiłki.

Greta Thunberg: Dlaczego znów strajkujemy?

czytaj także

Greta Thunberg: Dlaczego znów strajkujemy?

Greta Thunberg, Luisa Neubauer, Angela Valenzuela

A to wszystko za sprawą obowiązujących w ekonomii ram pojęciowych i milczących założeń. Wszyscy intuicyjne rozumiemy działanie takich założeń. Na przykład tam, gdzie państwo zakłada domyślną zgodę na pobranie organów po śmierci człowieka – o ile ktoś wyraźnie nie zgłosił sprzeciwu – kolejki czekających na przeszczep są znacznie krótsze niż tam, gdzie pobiera się organy wyłącznie od osób, które nosiły przy sobie specjalną kartę dawcy. Takie domyślne założenia mają zatem ogromne znaczenie, gdy chce się zmobilizować serca i umysły ludzi do przeciwstawienia się jakiemuś złu.

Ekonomia nie jest wyjątkiem. Thunberg czytałaby zatem podręczniki zaczynające się od modeli rynków, na których niczym nieskrępowane dążenie do prywatnego zysku służy interesowi publicznemu, co owe podręczniki udowadniają matematycznie. Dopiero poznawszy wszystkie te twierdzenia i wykonawszy całą umysłową gimnastykę, jakiej potrzeba, by wyprowadzić matematyczne dowody na ich prawdziwość, mogłaby się zapoznać z „wyjątkami od reguły”. Na przykład z pojęciem kosztów zewnętrznych procesu produkcji, takich jak zanieczyszczenie środowiska, które przyspiesza zmianę klimatu, a którego kosztów nie ponosi w pełni jego sprawca. A już samo ujęcie sytuacji, w których rynek zawodzi, jako „wyjątków” powodowanych być może jakimiś „czynnikami zewnętrznymi”, to potężne propagandowe zwycięstwo Trumpów i Mnuchinów tego świata.

W odróżnieniu od sytuacji z pobieraniem organów po śmierci, gdy społeczeństwo może jedną decyzją zmienić podejście tak, że zgodę będziemy zakładać domyślnie, wykładowcy ekonomii nie mogą tak po prostu odwrócić znaków w programie studiów i zacząć uczyć o kosztach zewnętrznych i zawodności rynku jako przypadku ogólnym, a o doskonale konkurencyjnych rynkach jako zjawiskach wyjątkowych. A nie mogą dlatego, że obecność tych czynników zewnętrznych wyklucza dowiedzenie fundamentalnych twierdzeń ekonomii. Niestety, to właśnie owe dowody matematyczne robią takie wrażenie na studentach i na całej opinii publicznej – szczególnie zaś na ludziach władzy. To dzięki nim profesorowie ekonomii zyskali hegemonię w dyskursie nauk społecznych, nie wspominając już o tym, że dzięki tym dowodom wyszarpują dla siebie lwią część prywatnych i publicznych dotacji.

„Zdrada polskiego górnictwa” czy „walka o przyszłość planety”? Górnicy podzieleni po wizycie Grety Thunberg w Zabrzu

Patrząc z tej perspektywy, trzeba przyznać, że Mnuchin wypowiedział – świadomie bądź instynktownie – coś więcej niż tylko szyderstwo pod adresem młodej aktywistki. Gdyby Thunberg poszła za jego radą, straciłaby na tym. Dyplom z ekonomii zamiast z nauk ścisłych, politologii czy historii albo zupełnie podciąłby jej skrzydła, albo zniechęcił do podejmowania działań, które dla interesów elit biznesowych spod znaku Trumpa mogłyby być jeszcze groźniejsze, niż są dziś.

Niektórzy ubolewają nad otwartą wrogością, jaką administracja Trumpa okazuje młodzieży i naukowcom, gdy ci w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem mówią o epokowym zagrożeniu i konieczności stawienia mu czoła przez zaprzęgnięcie całego świata do współpracy. Ale Trump i jego koteria wydają się rozumieć coś, co niekoniecznie dociera do ich liberalnych krytyków: nie można przyznać, że zmiana klimatu niesie olbrzymie niebezpieczeństwo, zobowiązać się zrobić „wszystko, co możliwe” dla jej zahamowania – i nadal traktować kapitalizm jako „naturalny” system, który wystarczyłoby jedynie podregulować, by osiągnąć zielony dobrobyt dla wszystkich.

Warufakis: Wyobraźmy sobie świat bez kapitalizmu

Trump to wie: kryzys klimatyczny to Waterloo kapitalizmu. Nie ma takiej ścieżki do ustabilizowania klimatu, która byłaby do pogodzenia z podtrzymywaniem głównych filarów kapitalizmu. System, w którym żyjemy – w odróżnieniu od świata, który istnieje tylko w akademickich podręcznikach ekonomii – opiera się bowiem na pewnym szczególnie patologicznym mechanizmie obiegu zamkniętego. Mianowicie oligopole eksploatują skończone zasoby ludzkiej pracy i środowiska w zawrotnym tempie, możliwym dzięki napędzanej galopującym długiem finansjalizacji, która dolewa tym oligopolom paliwa.

Trump to wie: kryzys klimatyczny to Waterloo kapitalizmu.

„Technostruktura”, jak ochrzcił ten mechanizm John Kenneth Galbraith w książce The New Industrial State z 1967 roku, nigdy dobrowolnie nie zaakceptuje narzucenia jej takich ograniczeń fizycznego wzrostu i tempa eksploatacji zasobów, jakie byłyby konieczne do powstrzymania zmiany klimatu, bo pod takimi ograniczeniami nie mogłaby przetrwać. Gdy zaś ta sama technostruktura jest jednocześnie głównym źródłem finansowania klasy politycznej, wówczas każdy limit, kwota czy mechanizm handlu emisjami narzucony przez państwo będzie zmianą wyłącznie kosmetyczną, bez praktycznego znaczenia. Jak studenci ekonomii uczą się, że zawodne rynki to jedynie wyjątki w doskonale funkcjonującym systemie, tak centrowi reformiści podejmują się syzyfowego zadania: próbują sobie wyobrazić, jak miałby działać zreformowany, zielony kapitalizm.

Czy człowiek z Davos się zmienił?

Choć prostacki i odstręczający, trumpizm jest szczerym świadectwem przełomowego momentu w historii, gdy późny kapitalizm zaciągnął ludzkość tam, skąd już nie ma odwrotu. Trump popycha nas dalej tą drogą, a Mnuchin życzy sobie, by Greta Thunberg popadła w otępienie, nawdychawszy się opium mainstreamowej ekonomii. Dla polityki przyspieszającej nadejście katastrofy klimatycznej oraz dla klątwy nafty i finansów, które nakręcają kapitalizm, jest alternatywa, ale tylko jedna: całkowity rozpad istniejącej technostruktury. Będziemy potrafili to znieść?

 

**
Copyright: Project Syndicate, 2020. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Marek Jedliński.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Janis Warufakis
Janis Warufakis
Ekonomista, współzałożyciel DiEM25
Ekonomista, od stycznia od lipca 2015 roku minister finansów Grecji, współzałożyciel ruchu DiEM25 (Democracy in Europe Movement 2025). Autor książek „Globalny Minotaur” (2016) i „A słabi muszą ulegać?” (2017), „Porozmawiajmy jak dorośli” (2019).
Zamknij