Świat

Terror klimatu w Bangladeszu

Dla krajów najbardziej narażonych na skutki zmiany klimatu walka o przetrwanie już się zaczęła.

Słowo terror nie jest tu na wyrost. Bangladesz już w 2011 roku otwierał listę państw ekstremalnie zagrożonych według wskaźnika Climate Change Vulnerability Index, mierzącego poziom ryzyka i dotkliwość skutków zmian klimatu. Różne badania prowadzone na przestrzeni ostatnich lat wskazują, że Bengalczycy mogą się obawiać braku wody, zatem susz, głodu i pragnienia, ale również dotkliwszych powodzi i częstszych cyklonów. Wreszcie szacuje się, że już wkrótce 200 tysięcy osób rocznie będzie musiało emigrować z wybrzeża Bangladeszu z powodu skutków zmian klimatu – zasolenia gleby i podniesienia poziomu wód Zatoki Bengalskiej – w inne regiony tego niedużego państwa. Kraj może stracić na przestrzeni stulecia nawet 17% terytorium. Jego władze są zdeterminowane, żeby walkę o przetrwanie wygrać i zapewnić sobie – cytując premier Sheikh Hasinę – „wolność od terroru klimatu”. Czy mają szansę?

Wielka delta tonie

W najtrudniejszym położeniu jest południowa część kraju, położona w rozległej delcie dwóch wielkich rzek Azji: Gangesu i Brahmaputry. Życie w tym rządzonym przez wodę regionie nigdy nie było proste i oznaczało ciągłe zmaganie się z żywiołem, jednak w zamian natura oferowała idealne warunki do uprawy ryżu, który jest podstawą wykarmienia 165 milionów obywateli i obywatelek kraju.

Co trzeba wiedzieć o globalnym ociepleniu

czytaj także

Co trzeba wiedzieć o globalnym ociepleniu

Megan Darby, Sara Stefanini

Po wielu latach niepewności i strachu przed głodem Bangladesz zapewnił sobie względne bezpieczeństwo żywnościowe, głównie dzięki udoskonalaniu technik upraw na południu. Na świętowanie sukcesu nie było jednak czasu. W poprzednim roku, z powodu powodzi, import ryżu musiał dramatycznie wzrosnąć do 3,5 mln ton (ostatnio utrzymywał się na poziomie ok. 1 mln. ton). I chociaż ten rok zapowiada się znów stabilnie, Bangladesz nie może spokojnie patrzeć w przyszłość.

Cała Azja Południowa już od ponad dekady zmaga się z mniejszą przewidywalnością deszczy monsunowych, ale przede wszystkim większą ich obfitością w krótszym czasie. Równolegle topnieją himalajskie lodowce, z których wypływają Ganges i Brahmaputra. Wszystko to przekłada się nie tylko na powodzie, uszkadzanie brzegów rzek i niszczenie budynków czy innej infrastruktury, ale przede wszystkim na straty w rolnictwie. Do tego dochodzi dużo poważniejsze zagrożenie z południa: ekspansja morza i słonej wody, która może całkowicie uniemożliwić uprawę ryżu w wielkiej delcie. Granica zasolenia wód delty już dziś z roku na rok przesuwa się na północ, coraz dalej od morza. Jeśli się nie zatrzyma, każdego roku tysiące ludzi będzie tracić możliwość utrzymania się i dostęp do podstawowego źródła pożywienia.

Polityczny realizm wiedzie do katastrofy

czytaj także

Grupa 48

Władze Bangladeszu są bardzo świadome konsekwencji tych zjawisk i tego, jak głębokie mogą być społeczne skutki zmian klimatu. Jeszcze trzy dekady temu rządzący mogli z pewnym optymizmem stawiać przed sobą wyzwanie realizacji Milenijnych Celów Rozwoju: redukcji ubóstwa, wzmacniania równości kobiet i mężczyzn czy rozwoju w takich obszarach, jak edukacja, opieka zdrowotna, jakość życia w miastach. Dziś oczywistym jest, że o rozwój będzie trudno i chociaż już niemal dziesięć lat temu wpisano go do narodowej strategii działania w obliczu zmian klimatu jako jeden z głównych celów, jego realizacja może być uznana za mniej priorytetową wobec pilniejszych działań związanych z przetrwaniem.

Bezpieczeństwo żywnościowe zależy od handlu

czytaj także

Bezpieczeństwo żywnościowe zależy od handlu

Angel Gurría, José Graziano da Silva

Władze Bangladeszu mają ręce pełne roboty w kraju i poza nim. Temat zmian klimatu, obok kwestii uchodźców Rohingya z sąsiedniej Birmy, to problem najczęściej poruszany przez rząd na arenie międzynarodowej. Premier Hasina i jej ministrowie jeżdżą na szczyty, konferencje ONZ i wizyty dwustronne, lobbując za wszelkimi rozwiązaniami, które mogą się przyczynić do wyhamowania zmian klimatu, jak również za zwiększaniem funduszy dostępnych dla krajów najbardziej narażonych.

Bangladesz wraz z 47 innymi zagrożonymi państwami współtworzy Forum Zmian Klimatu, platformę dyskusji, wymiany i przede wszystkim wywierania nacisku na resztę świata. Sceptycy powiedzą, że jej głównym osiągnięciem jest wywoływanie wyrzutów sumienia, a nie realna poprawa sytuacji. Jednak kraje takie jak Bangladesz nie tylko poruszają sumienie świata, ale przede wszystkim same bardzo intensywnie działają na miejscu i tworzą konkretne plany i rozwiązania. Rząd w Dhace już 10 lat temu opracował realizowaną obecnie strategię działania w tym obszarze. Zaczęto od przygotowania się na coraz większe klęski żywiołowe. Wybudowano 200 schronów na wypadek cyklonów. W czasie uderzenia w 2007 roku schroniło się w nich 1,5 miliona ludzi, a liczba ofiar wyniosła 3,5 tysiąca. To niewiele w porównaniu z cyklonem w 1991 roku, kiedy zginęło 140 tysięcy ludzi. W każdym kraju wysokorozwiniętym liczba ofiar na poziomie kilku tysięcy byłaby oczywiście narodową tragedią, ale Bangladesz, który stawia sobie za cel jak największe minimalizowanie strat – z tej perspektywy mógł ogłosić sukces.

Naomi Klein: Zderzyliśmy się ze ścianą. Z tej planety nie da się więcej wycisnąć

Stan wyjątkowy

Przygotowania do tych najbardziej gwałtownych zdarzeń to tylko część strategii rządu, która zakłada działania tak zróżnicowane, jak zalesianie namorzynami terenów przybrzeżnych (dawniej to namorzyny stanowiły naturalną ochronę przed negatywnym działaniem prądów morskich), wzmacnianie brzegów rzek czy prace badawcze nad adaptacją upraw, głównie ryżu, do słonej wody. Wyzwaniem wciąż jest i będzie zmiana struktury zatrudnienia, bo z pewnością mniej ludzi niż obecne 50% będzie mogło być zatrudnionych w rolnictwie czy rybołówstwie.

Najpoważniejsze pytanie, na które wciąż jednak nie ma odpowiedzi ani rząd w Dhace, ani społeczność międzynarodowa, to jak poradzić sobie z masową migracją wymuszoną przez zmiany klimatu. Krótko mówiąc, co zrobić z ludźmi uratowanymi przed cyklonami i powodziami. Cały Bangladesz, zarówno przyszli migranci z południa kraju, jak i regiony północne, które prawdopodobnie przyjmą uchodźców, żyją w niepewności. Był to problem podnoszony przez premier Hasinę na dwóch poprzednich Szczytach Klimatycznych ONZ w Marrakeszu i w Bonn.

Najpoważniejsze pytanie, na które wciąż jednak nie ma odpowiedzi ani rząd w Dhace, ani społeczność międzynarodowa, to jak poradzić sobie z masową migracją wymuszoną przez zmiany klimatu.

Bangladesz ma terytorium równe 1/3 Polski, a populację ponad 4 razy większą. Na przestrzeni 50 lat swego istnienia zmniejszył przyrost naturalny do 1,16%, ale nie zmienia to faktu, że wizja masowych migracji wymuszonych przez zmiany klimatu budzi strach. Już dziś liczba mieszkańców i mieszkanek stolicy wzrasta o 5,6% rocznie i obecnie liczy 14,6 miliona. Do 2025 roku ma być ich 20 mln, do 2050 najpewniej 40 mln. Tak gwałtowny wzrost populacji przyniesie pogłębienie ubóstwa i rozrost slumsów, w których brakuje dostępu do czystej wody, opieki zdrowotnej i edukacji.

Tymczasem sama Dhaka jest również zagrożona zmianami klimatu: głównie falami upałów i powodziami. Zarządzanie migracją klimatyczną na taką skalę jest wyzwaniem nie tylko logistycznym czy finansowym. Budzi też w samym Bangladeszu wiele wątpliwości: można poczekać i nie stymulować procesów migracyjnych, żeby były one wymuszone okolicznościami, a można postawić na planowaną migrację i przemyślany rozwój miast, przystosowanie ich do przyjmowania migrantów klimatycznych.

Czy jest potrzeba zdefiniowania pojęcia migrant klimatyczny i wprowadzenia go do systemu prawnego? Co z osobami, które tracą swoją ziemię i własność z powodu zjawisk innych niż te bezpośrednio spowodowane zmianami klimatu? Wreszcie kto powinien za to wszystko zapłacić i tym zarządzać? Dziś działania w ramach narodowej strategii Bangladesz realizuje za pieniądze z budżetu państwa i z funduszu, który zasilają zagraniczni donorzy. Ci ostatni uważają, że najlepiej ich dotacjami zarządza Bank Światowy, ale rząd w Dhace wspierany w tym aspekcie przez lokalne organizacje pozarządowe obawia się, że część donacji zostanie pożarta przez sam Bank Światowy, którego kosztowny sposób zarządzania funduszami jest dobrze znany z innych rejonów globu.

Czy zostali sami?

Jednak tym, co może najbardziej zagrażać realizacji strategii ratunkowych Bangladeszu, jest poczucie osamotnienia zarówno w walce o zahamowanie zmian klimatu, jak i ze skutkami tych zmian na miejscu. Już nie raz się przekonaliśmy, że świat poruszają raczej wielkie tragedie niż długotrwałe kryzysy, a to, z czym mierzyć się będzie Bangladesz, to powolne niszczenie i spowodowane nim cierpienie rozłożone w czasie. Większość uchodźców klimatycznych raczej umrze z powodu chorób i niedożywienia w slumsach Dhaki, niż zastuka do wrót Europy. Chyba, że społeczność międzynarodowa naprawdę stanie po stronie najbardziej zagrożonych, na co Bangladesz czeka i o co niestrudzenie zabiega. Nic innego mu nie pozostało.

Piszemy o klimacie

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Weronika Rokicka
Weronika Rokicka
Indolożka, politolożka
Doktor nauk humanistycznych, absolwentka indologii i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie adiunktka na Wydziale Orientalistycznym UW; jako stypendystka rządu indyjskiego i programu Erasmus Mundus razem dwa lata studiowała w Indiach i Nepalu. W latach 2011-18 pracowniczka polskiej sekcji Amnesty International, gdzie zajmowała się obszarem praw kobiet i dyskryminacji. Ze względu na zainteresowania naukowe i pracę zawodową blisko śledzi stan przestrzegania praw człowieka i sytuację polityczną w Indiach, Nepalu i Bangladeszu, w tym szczególnie problematykę praw kobiet i przemocy wobec kobiet.
Zamknij