Serwis klimatyczny, Unia Europejska

Czy Zielony Nowy Ład zbawi Europę?

Unijny establishment, czując presję ze strony wyborców, będzie próbował znaleźć rozwiązanie, które doprowadzi do osiągnięcia pełnej neutralności klimatycznej w 2050 roku. I choć niemal wszyscy zgadzają się, że zmiany w tym zakresie są potrzebne, to nie każdy chce ponosić związane z nimi koszty – mówi Paweł Wiejski, ekspert Polityki Insight ds. europejskich

Jan Rojewski: Uda się?

Paweł Wiejski: Zielony Nowy Ład? To zależy, o którym jego aspekcie dokładnie rozmawiamy. Projektu European Green Deal (dalej EGD – przypis red.) jeszcze nie ma, zostanie zaprezentowany 11 grudnia, czyli tuż przed szczytem Rady Europejskiej. Paradoksalnie,  główny cel projektu, czyli osiągnięcie pełnej neutralności klimatycznej do 2050 roku może się okazać najprostszy do wynegocjowania. Przede wszystkim dlatego, że jest odległy i nie trzeba za jego powodzenie ponosić odpowiedzialności ani dzisiaj, ani za pięć lat.

Co w takim razie będzie problemem?

Cel na 2030 rok będzie dużo trudniejszy do uzgodnienia. W propozycji przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen, zawarty jest plan zwiększenia redukcji emisji z przyjętych obecnie 40 proc., aż do 50 lub 55 procent. W zeszłym roku zwiększenie redukcji do 45 procent napotkało duży opór.

„Zielony Ład dla Europy”, praworządność, integracja. I jak tam wielki sukces PiS?

Angela Merkel mówiła wówczas, że Unia powinna się trzymać celów, które już sobie wyznaczyła, a nie cały czas wymyślać nowe. Ustalenie ambitnych celów na rok 2030 nie jest jednak niemożliwe. Decyzje w sprawie polityki klimatycznej w Unii podejmuje się większością kwalifikowaną, co oznacza, że niechętne państwa można po prostu przegłosować.

Skąd tak duży opór u liderów, którzy mają świadomość zachodzących zmian klimatycznych?

Jak zwykle, gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Liderzy niektórych krajów UE mają wątpliwości czy UE jest w stanie zrealizować obecny cel, a więc redukcję emisji CO2, do wspomnianych 40 proc. Pojawił się właśnie raport Europejskiej Agencji Środowiska, z którego wynika,  że nie. Przy tak łagodnej jak obecnie polityce Unii, ten cel jest nieosiągalny, tak samo jak osiągnięcie pełnej neutralności klimatycznej w połowie wieku. Trzeba przyspieszyć, a to wiąże się ze znacznie większymi kosztami.

W jaki sposób Bruksela planuje przekonać do działania rządy, które do tej pory stały okoniem wobec nowych propozycji?

Przede wszystkim zastrzyk pieniędzy. Bruksela chce współfinansować transformację, a do tego zadbać o sprawiedliwość tej transformacji. Chodzi o to, żeby ludność regionów, do tej pory żyjących z węgla nie została poszkodowana przez politykę klimatyczną. W tym celu zostanie powołany specjalny fundusz, co zresztą było pomysłem Jerzego Buzka.

Żeby czarny był zielony, czyli jak odchodzić od węgla?

Wstępnie zakładał on pomoc jedynie dla regionów górniczych. Miała ona wynosić około pięciu miliardów euro. Polska mówiła, że to za mało i to odniosło skutek, bo dziś, według Komisji Europejskiej, ten fundusz ma zmobilizować, aż sto miliardów euro w ciągu siedmiu lat. Słowo „zmobilizować” jest tu kluczowe, dlatego, że nie oznacza ono, że tyle będzie wynosił wkład UE, ale że pieniądze wydawane przez Europejski Bank Inwestycyjny zmobilizują kapitał prywatny i to razem da sto miliardów.

Emmanuel Macron powie, że znowu bogate państwa będą łożyć na te biedniejsze.

To nawet bardziej holenderskie podejście i w pewnym stopniu niemieckie. Tam podnoszą się głosy mówiące, że powinniśmy skończyć z „transfer union”, a więc m.in z polityką spójności, która w teorii pozwala biedniejszym państwom doganiać średnią unijną. Paradoksalnie EGD może być sposobem na ominięcie tej dyskusji. O ile państwa będące płatnikami netto chciałyby ograniczać budżet Unii, o tyle polityka klimatyczna może być dla nich ważniejsza niż wsparcie jakiegoś gospodarstwa lub budowa biblioteki gdzieś w Polsce. Głównie ze względu na naciski wyborców.

Polityczny realizm wiedzie do katastrofy

czytaj także

Można odnieść wrażenie, że wzrost świadomości klimatycznej wśród europejskich wyborców rośnie lawinowo. Papierkiem lakmusowym dla tej tezy były majowe wybory do europarlamentu i wzrost znaczenia Zielonych.

Zmiana mentalności wyborców następuje o wiele szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, ale widać to nie tylko po wynikach Zielonych, ale też po tym, że ich tematy, próbują przejmować wszyscy od prawa do lewa. Główną sprężyną wprowadzenia EGD jest Ursula von der Leyen, która jest przecież chadeczką. Z kolei główny komisarz wykonawczy do spraw EGD, Frans Timmermans należy do Partii Europejskich Socjalistów. Na poziomie polityki klimatycznej między tymi ugrupowaniami panuje zgodność

Dodajmy, że to pierwszy duży projekt Komisji Europejskiej w tej kadencji i jest dla tej władzy priorytetowy. Jeśli nawet nie uda się zmienić celu redukcji CO2 do 2030 roku w tym momencie, to nie jest powiedziane, że temat nie wróci za dwa lata. Presja w tej sprawie będzie wyłącznie rosła.

Co na to wszystko populiści? Wielu z nich przez lata nie chciało się pogodzić z tym, że zmiany klimatyczne są spowodowane działalnością człowieka.

Prawicowi populiści w Unii mają ten problem, że w mało którym temacie potrafią wypracować wspólne stanowisko. Łączy ich negatywny stosunek do emigracji, ale poza tym mają dość wsobne podejście.

Na przykład w czerwcu Węgry wraz z Polską zablokowały plan neutralności klimatycznej do 2050 roku, ale od początku sygnalizowano, że węgierskie weto ma charakter pragmatyczny i zależy w dużej mierze od akceptacji UE dla atomu.

Tak się składa, że właśnie nad Dunajem Rosjanie stawiają nową elektrownię atomową. Orban chciałby mieć potwierdzenie, że tego typu inwestycje będą traktowane w Brukseli jako równoprawna droga do dekarbonizacji.

A będą?

Gdybym miał się dzisiaj o to zakładać, to powiedziałbym, że tak. Niemcy co prawda podjęły decyzję o rezygnacji z atomu po katastrofie w Fukushimie i od tamtej pory nie zmieniły zdania. Trudno w takim razie oczekiwać, że będą zadowolone z dokładania do elektrowni atomowych poza granicami swojego kraju.

Atom – szansa czy zagrożenie? [wyjaśniamy]

Z kolei zupełnie inne podejście ma Francja, która nie boi się otwierać nowych reaktorów. Ostatecznie jednak presja opinii publicznej związana z dekarbonizacją może doprowadzić do wypracowania wspólnego stanowiska w tej sprawie.

Problem jest też z gazem, który miałby zostać paliwem przejściowym i pomóc nam zrezygnować z węgla. Czy w ten sposób nie skazuje się Europy na zaciśnianie więzów z Rosją?

Gaz wydziela mniej gazów cieplarnianych niż spalanie węgla, więc patrząc z perspektywy celów na 2030 i 2050 rok, może być jakimś rozwiązaniem. Poza tym nie tylko Polska myśli o dywersyfikacji tego surowca. Rosnącym eksporterem gazu stają się Stany Zjednoczone, a nasza umowa z Gazpromem w ramach tzw. kontraktu jamalskiego wygasa w 2022 roku. Wtedy też powinien być oddany do użytku gazociąg Baltic Pipe dzięki któremu gaz do Polski popłynie ze złóż norweskich.

Wydaje mi się, że ważniejszym problemem w kontekście gazu jest tzw. stranded assets, to termin związany z zarządzaniem ryzykiem. W tym wypadku jest ono takie, że gdy polityka klimatyczna Unii znów się zaostrzy, trzeba będzie porzucić infrastrukturę gazową, w którą nie tak dawno zainwestowano grube miliony. W 2050 roku może już po prosu nie być miejsca na gaz. Być może  jednak uda się przerobić tą infrastrukturę tak, żeby mogła przyjmować wodór, ale to gdybanie.

Zamieńmy Budapeszt na Sztokholm, czyli błędy i wypaczenia polityki regionalnej PiS

Jeśli już przy gdybaniu jesteśmy, to jak wygląda zaangażowanie Londynu w EGD? Z jednej strony Wielka Brytania wciąż jest pełnoprawnym członkiem Unii, z drugiej nie wiadomo jak długo nim pozostanie.

Działania Wielkiej Brytanii w sprawach polityki klimatycznej są znacznie szybsze niż samej Unii.  Według wyliczeń Komisji Europejskiej gdyby londyński rząd postanowił pozostać we wspólnocie, to do 2030 roku udałoby się zredukować emisję do 45 procent. Bez Wielkiej Brytanii osiągniemy 42-43 proc.

Czyli potrzebujemy Anglików po to żeby poprawić sobie kilka cyferek w Excelu?

Nie, potrzebujemy Anglików, bo dokładają się do europejskiego budżetu. Wielka Brytania jest jednym z największych płatników netto − bez niej budżet Unii na kolejne lata będzie znacznie mniejszy. Pozostałe państwa wcale nie są skore do zwiększania swojej składki, żeby zasypać tę dziurę. Odbije się to również na dekarbonizacji i inwestycjach w zielone technologie.

Zielony Ład dla Polski [rozmowa]

czytaj także

No właśnie, dekarbonizacja w Polsce to temat drażliwy i mimo powołania Ministerstwa Klimatu zdaje się, że niezbyt priorytetowy dla rządu Mateusza Morawieckiego.

Polski rząd z pewnością zdaje sobie sprawę z tego, że w kolejnej perspektywie budżetowej nie ma szansy na otrzymanie tylu unijnych pieniędzy co dotychczas. Jednocześnie polityka klimatyczna otwiera przed Warszawą jakieś możliwości otrzymywania pieniędzy od Unii z tego klucza, więc rząd Prawa i Sprawiedliwości z pewnością podejmie tę grę. Tak też należy rozumieć genezę utworzenia Ministerstwa Klimatu, o którym wspomniałeś. To jasny sygnał dla Brukseli, że nad Wisłą temat jest traktowany poważnie. Z ocenami pracy ministerstwa poczekajmy, przynajmniej do momentu, aż opadnie pył po przetasowaniach personalnych.

Problemem z pewnością jest to, że spółki energetyczne podlegają pod Ministerstwo Aktywów Państwowych, pod wodzą Jacka Sasina. Sądzę jednak, że polityka klimatyczna rządu przyspieszy. Może nie rewolucyjnie, ale po prostu trudno, żeby rząd ignorował tak poważną zmianę kierunku polityki Brukseli. Tym bardziej, że stoją za nią pieniądze.

Młodzież wyraża swój wspólny interes: chce przeżyć [rozmowa z Edwinem Bendykiem]

Jednym z odważniejszych pomysłów pojawiających się w ramach dyskusji o EGD jest opodatkowanie emisji CO2 wytwarzanej poza granicami Unii. To dość odważny pomysł.

Nawet bardzo i do tego trudny do realizacji. Najprawdopodobniej wniosek żeby się tym zająć znajdzie się w konkluzjach Rady Europejskiej, a więc już 12-13 grudnia. Wyzwaniem będzie opracowanie techniczne tej propozycji.

Wewnątrz Unii możemy dość łatwo określić ile gazów cieplarnianych wytwarza produkcja stali czy na przykład cementu. Określenie jaki ślad węglowy jest wytwarzany przez tonę stali wyprodukowaną w Chinach − to zupełnie inna sprawa. Nie możemy wysłać tam inspekcji, dlatego pozostanie nam albo zaufać lokalnym producentom, albo próbować określić to szacunkowo. Pierwsze rozwiązanie otwiera pole do oszustwa, drugie będzie niesprawiedliwe.

Określając średnią emisję dla kraju takie same cło będziemy nakładać na produkcję emitującą dużo i mało CO2, a to z kolei będzie działało demotywująco na tych przedsiębiorców, którzy chcieliby „zazielenić” swoją produkcję. Do tego dodajmy ryzyko nałożenia ceł odwetowych. Jedna wojna celna na świecie już trwa.

Od żółtych kamizelek po Zielony Nowy Ład

Negocjacje nad kształtem EGD z pewnością będą się przeciągać. Mamy w ogóle na to wszystko czas?

To pytanie do klimatologów. Łatwo jest popaść w katastrofizm, krytykować, że wszystko idzie za wolno, że choć emisje spadają, to nie tak prędko jakbyśmy sobie tego życzyli itd. Prawda jest taka, że wszystko zależy od nas, a raczej od przedstawicieli, których wybieramy. Prognozy przebiegu kryzysu klimatycznego wahają się od absolutnie katastrofalnych, do trochę mniej katastrofalnych. Polityka Unii skłania się do przyspieszenia redukcji. Ważne, żeby ją w tym wspierać.

**
Paweł Wiejski jest analitykiem Polityki Insight ds. europejskich. Specjalizuje się w kwestiach sektorowych (m.in klimat, migracje, transport). Absolwent studiów europejskich na Sciences Po w Paryżu i politologii na Uniwersytecie Warszawskim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij