Unia Europejska

Zamieńmy Budapeszt na Sztokholm, czyli błędy i wypaczenia polityki regionalnej PiS

To świetnie, że polski rząd chce prowadzić aktywniejszą politykę regionalną. Kłopot w tym, że pomyliły mu się regiony. PiS zamierza ściślej związać Polskę z krajami naddunajskimi, z którymi bardzo niewiele nas łączy, tymczasem relacje z krajami nordyckimi są traktowane po macoszemu.

W połowie września odbył się trzeci już szczyt państw Trójmorza – tym razem w Bukareszcie. Grupujące państwa członkowskie UE z Europy Środkowej i Wschodniej Trójmorze to flagowy projekt międzynarodowy obecnego rządu Polski. Pytanie brzmi, czy dobrze wytypował on konia, na którego stawia przecież bardzo wiele. W teorii wszystko się pięknie spina. Kraje regionu ograniczonego od trzech stron niewielkimi akwenami (Bałtyk, Morze Czarne i Adriatyk) łączy wspólna historia, podobny poziom rozwoju oraz podobna perspektywa geopolityczna. Czy można wyobrazić sobie bardziej naturalnych sojuszników? Problem w tym, że gdy tylko poskrobać powierzchnię, wyłoni się obraz zupełnie inny. Wspólne interesy, poglądy oraz położenie geopolityczne to mit, zaś podobny poziom rozwoju jest akurat problemem, a nie zachętą do współpracy. Polska dużo więcej zyskałaby tworząc partnerstwo regionalne w ramach UE z krajami nordyckimi – z tego prostego powodu, że to z nimi mamy wspólnotę interesów i to one mają nam dużo więcej do zaoferowania.

Gdzie Bałtyk, gdzie Dunaj

Gdy wszyscy w Polsce śledzili wizytę prezydenta Dudy w Waszyngtonie, w Moskwie odbywało się równie istotne z naszego punktu widzenia spotkanie. Władimir Putin gościł swego bliskiego sojusznika Viktora Orbana. Węgierski przywódca poinformował o rozpoczęciu negocjacji nowej umowy gazowej, a także, co w tym wszystkim kluczowe, poprosił Putina o rozważenie doprowadzenia Tureckiego Potoku aż do terytorium Węgier. Inaczej mówiąc, Orban planuje pociągniecie kolejnej rosyjskiej rury gazowej z pominięciem Polski – tylko że tym razem na południe od nas. Jak wiadomo, Angela Merkel jest wrogiem numer jeden polskiej prawicy, ponieważ popiera budowę bałtyckiego Nord Stream II. Tymczasem węgierski sojusznik polskiego rządu kombinuje, jak tu zrobić dokładnie to samo, tylko na lądzie. Węgrzy nie są w tym odosobnieni – już w 2015 roku podczas swojej wizyty w Moskwie słowacki premier Robert Fico przedstawił koncepcję gazociągu, który przez teren Bułgarii, Rumunii i Węgier doprowadzałby gaz z Tureckiego Potoku aż na Słowację, oczywiście z pominięciem Ukrainy. W zalotach wobec Rosji i tak jednak  przebiła wszystkich Austria – na weselu szefowej tamtejszego MSZ bawił się sam Putin, a rok temu w Wiedniu świętował wraz z austriackim prezydentem jubileusz… 50-lecia pierwszej dostawy gazu z Rosji (wtedy ZSRR) do Austrii.

Oczywiście, bardzo bliskie relacje Słowacji, Czech, Austrii czy Węgier z Rosją nie są żadną tajemnicą. Kraje te nie tylko należą do najbardziej uzależnionych od rosyjskiego gazu w Europie, ale też zależność ta w niczym im nie przeszkadza. Dbają wręcz o coraz większe wpływy rosyjskie na swoim terytorium, także w innych obszarach. Węgry wspólnie z Rosją rozbudowują swoją elektrownię atomową, a niektóre czeskie miasta wypoczynkowe są wprost wykupione przez Rosjan – z Karlowymi Warami na czele. Gdy liczba rosyjskich turystów spadła, prezydent Zeman proponował nawet zniesienie wiz w Europie dla Rosjan. Raport Prague Security Studies Institute pokazał także niezwykłe wpływy dyplomatyczne Rosjan w krajach V4: Na Węgrzech posiadają oni najliczniejszy korpus dyplomatyczny ze wszystkich państw, także w Czechach rosyjscy dyplomaci liczbą zdecydowanie przeważają nad dyplomatami zachodnimi.

Doprawdy trudno pogodzić tę rusofilię wielu krajów Trójmorza z polskimi interesami i polskim spojrzeniem na Rosję. Państwa te leżą w regionie dunajskim i Rosja nigdy specjalnie im nie zagrażała. Polska za to oddzielona jest od regionu dunajskiego pasmem Karpat, co zmienia perspektywę diametralnie. Leżymy w najwęższym miejscu Niziny Środkowoeuropejskiej, między Bałtykiem a Karpatami – a Rosja jest tym terenem żywotnie zainteresowana od wieków, ponieważ to tu najłatwiej z jej perspektywy prowadzić zarówno działania defensywne, jak i ofensywne wobec Europy Zachodniej. Nasze położenie geopolityczne zbliża nas więc do krajów nordyckich oraz bałtyckich, które obawiają się rosyjskiej agresji równie mocno, co Polska – jeśli nie bardziej. W Finlandii pamiętają wojnę zimową z ZSRR równie dobrze, jak Polska wojnę z 1920 roku. Estonia została zaatakowana przez Rosję w 2007 roku – co prawda przez hakerów, a nie żołnierzy, ale możemy zakładać, że w XXI wieku tak właśnie wyglądałby wstęp do wojny regularnej. W 2013 roku myśliwce rosyjskie prowokacyjnie zmierzały w kierunku Sztokholmu podczas manewrów i zawróciły w ostatniej chwili. Nawet sięgając do popkultury możemy się przekonać, że to z krajami nordyckimi podzielamy obawy i wyzwania – wystarczy obejrzeć norweski serial Okupowani, gdzie tytułowym okupantem jest właśnie Federacja Rosyjska. Jesteśmy wreszcie krajem basenu Morza Bałtyckiego – tak jak Szwecja, Finlandia czy Estonia.

Północna ósemka zamiast Trójmorza

Zresztą Trójmorze dzielą nie tylko poglądy na temat Rosji. Największym burzycielem tego porozumienia są oczywiście Węgry, mające pretensje do wszystkich wokoło za traktat z Trianon sprzed stulecia, który pozbawił ich dużej części terytorium i pozostawił istotną część narodu poza granicami kraju. Orban co rok objeżdża kraje sąsiednie i podsyca marzenia tamtejszych rodaków o powrocie Wielkich Węgier na środkowoeuropejską scenę. Co oczywiście nie podoba się przede wszystkim Rumunom, ale też np. Słowakom. Chorwacja ze Słowenią spierają się zaś o Zatokę Pirańską na Adriatyku – trybunał arbitrażowy w Hadze przyznał 80 proc. powierzchni zatoki Słowenii, ale Chorwacja zapowiedziała, że się do wyroku nie zastosuje. Chorwaci ignorują też wezwania KE w tej sprawie. To tylko kilka przykładów świadczących, że kraje Trójmorza nie tylko różnią się od Polski interesami, ale różnią się nawet między sobą.

Zmierzamy prosto w geopolityczną otchłań – 40 procent wciąż za

Dla kontrastu, kraje nordyckie to jeden z najlepiej zintegrowanych rejonów świata. Utworzyły one w 1952 roku Radę Nordycką, w której skład wchodzą Dania, Finlandia, Islandia, Norwegia i Szwecja, wraz z kilkoma autonomicznymi wyspami. Kraje te już w latach 50. zniosły kontrole na wspólnych granicach, a więc jakieś 30 lat przed układem z Schengen. Ich połączenia infrastrukturalne są znakomite, a relacje gospodarcze niezwykle bliskie. Co ważne, Rada Nordycka wcale się nie zamyka – status obserwatora uzyskały w niej Łotwa, Litwa i Estonia. Dodatkowo 5 krajów nordyckich oraz 3 kraje bałtyckie utworzyły już w 1992 roku wspólnie format Nordic-Baltic Eight. Obecnie tylko trzy kraje Bałtyku nie należą do NB8 – Rosja z wiadomych względów, Niemcy, które mają interesy w całej Europie oraz… Polska. Trudno powiedzieć, dlaczego nie dążymy do rozszerzenia formatu NB8 o nasz kraj, skoro dla Polski format NB8 mógłby być dużo ważniejszy niż projekt Trójmorza.

Kraje nordyckie są nie tylko lepiej wzajemnie zintegrowane, ale też dużo  poważniej podchodzą do kwestii „twardego” bezpieczeństwa, które Polsce jest przecież szczególnie bliskie. W 2009 roku utworzyły sojusz obronny NORDEFCO. Każdy z tych krajów z osobna posiada też rozwinięte siły zbrojne – szczególnie morskie i powietrzne, Finlandia dodatkowo posiada doskonale zorganizowaną obronę terytorialną, na której starają się wzorować inne państwa, w tym Polska, zaś Szwecja i Norwegia mają również doskonale rozwinięte przemysły zbrojeniowy. Wydatki krajów nordyckich na obronność wielokrotnie przekraczają analogiczne nakłady krajów Trójmorza – nie licząc Rumunii, jedynego poza Polską kraju z tej grupy, który do kwestii bezpieczeństwa podchodzi poważnie. Wg SIPRI wydatki na armię w 2017 roku w Polsce wyniosły 10 mld dolarów. W Szwecji 5,5 mld dol., w Norwegii 6,6 mld dol., a w Finlandii 3,6 mld. Tymczasem na Węgrzech 1,4 mld dol., na Słowacji 1,1 mld., a w Bułgarii ledwie 867 mln. Nawet Austria, jedyny kraj Trójmorza, który jest równie zamożny, co Nordycy, wydała w zeszłym roku niecałe 3 mld dol., a więc dwa razy mniej niż Norwegia, choć jest niemal dwa razy ludniejsza. Jak widać, jeśli chcemy szukać sojuszników dla naszej armii, to raczej na północy niż na południu.

Północny kapitał nad Wisłą

Trójmorze to format tworzony przez państwa z wciąż jeszcze zacofanymi technologicznie gospodarkami oraz słabe kapitałowo. Jeśli chcą się rozwijać, muszą znaleźć źródło kapitału, technologii oraz know-how – szczególnie wtedy, gdy środki z UE zaczną się zmniejszać, czyli prawdopodobnie już za kilka lat. Polski plan zakłada, że kapitał i technologię zapewnią nam USA. Problem w tym, że inwestorzy z największej gospodarki świata nie palą się jakoś do inwestowania w naszym regionie i to mimo niezwykle bliskich relacji politycznych z niektórymi krajami – szczególnie Polską i Rumunią. Kraje nordyckie – wręcz przeciwnie. Według raportu Skandynawskie inwestycje w Polsce kraje skandynawskie są piątą największą grupę inwestorów w Polsce – po Niemczech, Francji, Luksemburgu i Holandii (te dwa ostatnie kraje są w tej grupie głównie jako centra przepływu kapitału). W analizowanym okresie wyprzedzały inwestorów z USA niemal dwukrotnie pod względem nakładów inwestycyjnych. Nordycy chętnie więc inwestują w Polsce, pomimo niespecjalnie bliskich relacji politycznych. Czyli zupełnie odwrotnie niż Stany Zjednoczone.

Zbliżenie polityczne z krajami nordyckimi poziom inwestycji z północy bez wątpienia by jeszcze zwiększyło, na czym ugralibyśmy zdecydowanie więcej niż na partnerstwie w ramach Trójmorza. Polska gospodarka potrzebuje obecnie przede wszystkim innowacji, które zwiększą nadwiślańską produktywność. I znów, innowacje są na północy, a nie na południu. W najnowszym rankingu Global Innovation Index, Szwecja zajęła trzecie miejsce na świecie, Finlandia siódme (zaraz za USA), a Dania ósme. Najwyżej sklasyfikowany kraj Trójmorza, Austria, był dopiero na 21 miejscu, a kolejny, Czechy, na 27. Zaawansowanie technologiczne gospodarek Rady Nordyckiej i Trójmorza jest zatem nieporównywalne.

Poza potencjałem technologicznym możemy też czerpać od Nordyków know-how instytucjonalny. Bliska współpraca polityczna z Radą Nordycką umożliwiłaby Polsce przyswojenie wielu dobrych praktyk, których od partnerów z Trójmorza bez wątpienia się nie nauczymy. Kraje większości Trójmorza są pod tym względem na porównywalnym lub niższym poziomie niż Polska. I tak np. wg Indeksu Percepcji Korupcji Transparency International za 2017 rok, tylko Austria (16 miejsce), niemal nordycka Estonia (21 miejsce) i alpejska Słowenia (34 miejsce) były nad Polską (36 miejsce). Czesi pod względem percepcji korupcji byli na 42 miejscu, Rumunia na 59 m., a Węgrzy dopiero na 66 miejscu. Tymczasem w pierwszej trójce były aż 3 kraje nordyckie – Dania na drugim miejscu i Finlandia wspólnie z Norwegią na trzecim. A zaraz za nimi plasowała się Szwecja. Z północy możemy więc czerpać nie tylko innowacje, ale też dobre praktyki.

Dorn: Na szczycie zostanie PiS-owska flaga i dumny Jarosław Kaczyński u stóp gigantycznej statui brata

Jeśli chcemy uniezależnić się od surowców rosyjskich, to również powinniśmy zwrócić się na północ, a nie na południe, gdzie leżą kraje, które zamierzają rozwijać współpracę energetyczną z Rosją. Dość powiedzieć, że to Szwecja i Dania były najbliższe zablokowania projektu Nord Stream II, Norwegia zaś jest jedynym krajem Europy Zachodniej, który posiada solidne złoża gazu. Rezerwy Norwegii to 1,8 biliona metró1) sześciennych gazu, czyli ponad dwa razy więcej niż Holandii. Na szczęście akurat w tym obszarze coś się przynajmniej dzieje – planowane jest uruchomienie tzw. Bramy Północnej, której częścią będzie gazociąg Baltic Pipe transportujący przez Danię norweski gaz do Polski. Według planu ma być uruchomiony w 2022 roku, jednak minister energii nie jest już do końca tego pewny mówiąc ostatnio, że dotrzymanie terminu jest jedynie „możliwe”.

Z krajami Nordyckimi łączy nas wiecej

To świetnie, że polski rząd chce prowadzić aktywniejszą politykę regionalną. Kłopot w tym, że pomyliły mu się regiony. PiS zamierza ściślej związać Polskę z krajami naddunajskimi, z którymi bardzo niewiele nas łączy, tymczasem relacje z krajami nordyckimi są traktowane po macoszemu.

Z Nordykami łączy nas mnóstwo – nieufność wobec Rosji, poparcie rozszerzenia UE o  kolejne kraje Europy Środkowo-Wschodniej, nawet sceptycyzm wobec euro (tylko Finowie przyjęli wspólną walutę). Kraje północy mogą nam zapewnić technologie (także wojskowe), nieco większe bezpieczeństwo energetyczne, poważne partnerstwo militarne oraz zestaw dobrych praktyk instytucjonalnych. Wszystkich tych rzeczy próżno szukać wśród krajów Trójmorza. Tymczasem struktury na północy już istnieją – wystarczyłoby rozszerzyć format NB8 o Polskę. Odwróciliśmy się do Bałtyku plecami, a właśnie tam ogniskują się nasze żywotne interesy i tam leżą nasi naturalni sojusznicy. Chcemy za to budować partnerstwo regionalne z krajami, które robią na potęgę interesy z Rosją, a i tak zawsze ważniejsze dla nich będzie zdanie Berlina niż Warszawy. Jeśli chcemy rzeczywiście lewarować swoją pozycję w UE przez aktywną polityką regionalną, to zrobimy to szybciej poprzez sojusz ze Sztokholmem, niż z Budapesztem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij