Historia, Unia Europejska

Akt prokreacji to akt wolności. Jak Francuzki wywalczyły prawo do aborcji

Jeśli istnieje dziś jeszcze jakaś forma pańszczyzny, to odpracowuje ją właśnie kobieta. Poddana, która staje przed obliczem sądu, ponieważ przerywając ciążę, złamała wasze prawo – mówiła pół wieku temu francuska prawniczka Gisèle Halimi.

Gisèle Halimi była ikoną francuskiego feminizmu i wybitną prawniczką. W 1972 roku podjęła się obrony pięciu kobiet, w tym zgwałconej przez kolegę z liceum szesnastoletniej Marie-Claire Chevalier i jej matki, które stanęły przed sądem z zarzutami nielegalnego przerwania ciąży. Mowa obrończa Halimi wieńcząca tzw. proces w Bobigny przeszła do historii i pośrednio wpłynęła na decyzję o depenalizacji aborcji podjętą przez Zgromadzenie Narodowe trzy lata później. Oto jej treść.

Grzeczne już byłyśmy. Teraz jesteśmy skuteczne (i ostro wkurwione)

Wysoki sądzie!

Odczuwam dziś w stopniu, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam, idealną spójność między moim zawodem, polegającym na wstawiennictwie, na obronie, a moją kondycją jako kobiety. Muszę podkreślić, że na płaszczyźnie fizyczności solidaryzuję się całkowicie z tymi czterema kobietami i z kobietami w ogóle. W pełni utożsamiam się z panią Chevalier i z trzema innymi kobietami obecnymi na sali, a także z tymi, które protestują dziś na ulicach, z milionami Francuzek i kobiet innych narodowości.

To one są moją rodziną. To dla nich i o nie walczę. To one stanowią moją codzienność.

Zgotowaliście kobietom piekło. Ono do was wróci. Szybciej, niż się spodziewacie

Będę dziś mówić, wysoki sądzie, o aborcji i ogólnym stanie kobiet powodowanym represyjnymi prawami – prawami rodem z przeszłości. Nie tylko dlatego, że to właśnie aborcja jest przedmiotem dzisiejszej sprawy. Prawo aborcyjne jest bowiem probierzem uciemiężenia, jakiego doświadczają kobiety.

To zawsze ta sama klasa społeczna, klasa kobiet biednych, znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej i społecznej, grupa kobiet bez pieniędzy i bez koneksji, w którą to prawo uderza najbardziej.

Już od dwudziestu lat występuję w roli obrończyni i za każdym razem zadaję jedno pytanie – i upoważniam sąd do przerwania mi, jeśli uzna, że można zaprzeczyć temu, co mówię. Dotąd nie przyszło mi bronić żony wysoko postawionego urzędnika państwowego, żony znanego lekarza, wybitnego prawnika, dyrektora firmy – ani kochanki żadnego z tych panów.

Moje pytanie zatem brzmi: czy broniono ich kiedykolwiek na tej czy jakiejkolwiek innej sali sądowej? Zawsze potępiacie te same osoby, te same panie Chevalier. To, co my, obrona, już uczyniliśmy i co może zrobić sąd, co może zrobić każdy mężczyzna świadomy dyskryminacji kobiet, to przeprowadzić prostą ankietę: przejrzeć wyroki skazujące za aborcję z dowolnie wybranego sądu we Francji, w dowolnie wybranym przedziale czasu; wybrać sto skazanych kobiet i dokonać analizy społeczno-ekonomicznej. Uzyska się wówczas zawsze te same rezultaty:

  • 26 kobiet nie ma zawodu i pochodzi z ubogiej frakcji społeczeństwa – to tzw. gospodynie domowe;
  • 35 to pracownice biurowe;
  • 15 pracuje w handlu i rzemiośle (sprzedawczynie, fryzjerki…);
  • 16 ­pracuje w edukacji wczesnoszkolnej, jako personel techniczny, nauczycielki, asystentki laboratoryjne;
  • 5 to robotnice;
  • 3 to studentki.

Innym przejawem oddziaływania tej „sprawiedliwości” klasowej – dotyczącej kobiet bez najmniejszego wyjątku – jest Manifest 343 [opublikowany w 1971 roku przez kobiety, które ujawniły, że przerwały ciążę – red.]. Słyszeli państwo na tej sali trzy jego sygnatariuszki. Sama jestem jedną z nich. Trzysta czterdzieści trzy kobiety (a dziś już trzy tysiące) potępiły w nim skandal związany z potajemną aborcją, skandal represji i skandal milczenia, które po takiej aborcji zapada. Czy postawiono im jakieś zarzuty? Czy choćby je przesłuchano? Mam na myśli Simone de Beauvoir, Françoise Sagan, Delphine Seyrig – które mogliśmy usłyszeć na tej sali – a także Jeanne Moreau i Catherine Deneuve. Jeśli się nie mylę, w jednym z wielonakładowych tygodników zdjęcie Catherine Deneuve opatrzone zostało podpisem „najpiękniejsza matka kina francuskiego”; tak, oczywiście – ale „najpiękniejsza kobieta kina francuskiego, która miała aborcję” byłoby równie trafne!

To nie był kompromis, to była kompromitacja

Wracając do podstaw: aby Marie-Claire, która zaszła w ciążę w wieku szesnastu lat, mogła zostać pociągnięta do odpowiedzialności karnej za przestępstwo aborcji, należałoby udowodnić najpierw, że posiadła uprzednio wszelkie możliwości poznawcze do tego, aby uniknąć ciąży, a także, że dysponowała wszystkimi środkami zapobiegawczymi.

Dotarliśmy więc do problemu, który stanowi edukacja seksualna.

Wysoki sąd usłyszał zeznania świadków. Nie wydaje mi się, aby przekazane zostało wysokiemu sądowi cokolwiek w kwestii edukacji seksualnej. Chciałabym wiedzieć, ile takich właśnie Marie-Claire we Francji nauczyło się, że są we władaniu swojego ciała: jak to ciało działa, jakie są jego ograniczenia, możliwości, pułapki; dowiedziało się o przyjemnościach, jakie mogą z niego czerpać i poprzez nie dawać?

No ile? Obawiam się, że nieliczne. […]

To zakaz, a nie legalizacja aborcji uruchamia „cywilizację śmierci”

Dlaczego nie prowadzimy edukacji seksualnej w szkołach, skoro nie chcemy aborcji?

Dlaczego nie zaczniemy od podstaw? Dlaczego?

Bo jesteśmy przywiązani do tabu odziedziczonego wraz z całą cywilizacją judeochrześcijańską, która sprzeciwia się oddzieleniu aktu seksualnego od aktu prokreacji. A przecież są to dwie różne sprawy. Oba mogą być aktami miłości, lecz odwodzenie dzieci od rozpoznania ich rozłączności to zbrodnia władz państwowych i wszystkich dorosłych. […]

Przypuśćmy, że funkcjonuje doskonały system edukacji seksualnej. Załóżmy, że uczy się jej we wszystkich szkołach. Wyobraźmy sobie, że istnieje rzeczywista, powszechna, ogólnodostępna i bezpłatna antykoncepcja. Możemy pomarzyć… Wyobraźmy sobie kobietę wolną i odpowiedzialną – bo kobiety są wolne i odpowiedzialne. Wyobraźmy sobie kobietę, która robi dokładnie to, co zwykliśmy potępiać – która nieprzerwanie, regularnie, odwiedzając swojego lekarza, wyraża brak woli do posiadania dzieci, a która jednak, mimo wszystko, zachodzi w ciążę. […]

Czy wysoki sąd chciałby zmuszać kobiety do dawania życia przez pomyłkę, zaniechanie, zapomnienie? Czy postęp naukowy nie polega właśnie na zapobieganiu niepowodzeniom, naprawianiu zaniechań, eliminowaniu omyłek, odwracaniu błędów? Wydaje mi się, że to właśnie oznacza postęp. Przeciwdziałanie nieuchronności, a w konsekwencji – fizjologicznemu przeznaczeniu.

Nalegałam, aby wysłuchano tu samotnej matki. Mam nadzieję, że jej zeznania poruszyły wysoki sąd. Są tu dziewczyny, młode kobiety, które decydują się donosić ciążę z wielu różnych powodów, ale powiedzmy, że decydują się na to dlatego, że chcą przestrzegać prawa, tego słynnego artykułu 317. A więc nie usuwają ciąży.

A co my dla nich robimy? Nazywamy je dziwkami. Odbieramy im dzieci, bardzo często wbrew ich woli; pozbawiamy je dochodów; za nic mamy fakt, że muszą rzucić szkołę. Taka opresyjna rzeczywistość spada na samotne matki. A więc w samym systemie prawnym występuje niespójność.

Dochodzimy tym samym do aspektu, który uważam za kluczowy w potępieniu tego prawa. To prawo, panowie, nie ma racji bytu i – gdyby mnie dziś zrozumiano w pełni – natychmiast zostałoby zniesione. Dlaczego? Ze swojej strony mogłabym ograniczyć się do stwierdzenia, że jest ono fundamentalnie sprzeczne z wolnością kobiety, istoty uciśnionej od zarania dziejów. Kobieta, jak zauważył Bebel, stała się niewolnicą jeszcze przed wynalezieniem niewolnictwa. […]

Ultrakonserwatyści budują nam państwo wyznaniowe

Jeśli istnieje dziś jeszcze jakaś forma pańszczyzny, to odpracowuje ją właśnie kobieta – poddana, która staje przed waszym obliczem, ponieważ nie przestrzegała waszego prawa – dokonała aborcji. Stanąć przed sądem – czy nawet to nie jest oznaką opresji, jakiej doznajemy? Wybaczcie, panowie, ale zdecydowałam się mówić dziś wszystko. Spójrzcie na siebie i spójrzcie na nas. Cztery kobiety stoją przed czterema mężczyznami… I żeby mówić o czym? O cewnikach, macicach, brzuchach, ciążach i aborcjach! […]

Czy zgodzilibyście się, panowie, stanąć przed sądem kobiet, za to, że zdecydowaliście się dysponować waszym własnym ciałem? Szaleństwo!

Akceptując ten poziom wyobcowania, akceptując, że nie możemy dysponować własnym ciałem, musiałybyśmy pogodzić się także, szanowni panowie, z faktem, że jesteśmy zwykłymi powłokami, naczyniami do zapłodnienia: z zaskoczenia, przez pomyłkę, przez ignorancję – powłokami na nasienie. Oznaczałoby to, że godzimy się być bestyjkami do rozrodu, pozbawionymi prawa do głosu.

Nie dajmy sobie wcisnąć żadnego nowego pseudokompromisu aborcyjnego

Akt prokreacji jest aktem wolności par excellence. Wolność najważniejsza pośród wszystkich innych wolności – podstawowa, najbardziej intymna z naszych swobód. I nikt, wierzcie mi, panowie, nikt nigdy nie był w stanie zmusić kobiety do rodzenia bez jej zgody.

Wydając dziś wyrok, wysoki sąd podejmie decyzję w sprawie dotyczącej aborcji, ale także w ogóle prawa aborcyjnego i towarzyszących mu represji. Co najważniejsze, wysoki sąd nie będzie mógł uniknąć odpowiedzi na to zasadnicze pytanie: czy człowiek, niezależnie od płci, ma prawo do samostanowienia? Tego pytania nie możemy już unikać.

 

**
Z francuskiego przełożył Tomasz Hollanek. Tłumacz dziękuje Pierre-Yves’owi Anglèsowi za pomoc w przygotowaniu przekładu. Skróty od redakcji.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij