Agnieszka Wiśniewska, Kraj

Nie dajmy sobie wcisnąć żadnego nowego pseudokompromisu aborcyjnego

Fot. Przemysław Stefaniak

„Kompromis” zawarty był między Kościołem, który chciałby całkowitego zakazu, a konserwatystami, którzy też by w sumie chcieli całkowitego zakazu, ale nie wypada im tego powiedzieć. Teraz nadszedł czas na liberalizację ustawy i legalizację aborcji do 12. tygodnia.

Zaczęło się. Najpierw prawica i Kościół świętowały po czwartkowym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, a w zasadzie pseudo-TK w sprawie delegalizacji aborcji. Potem był szok i zdziwienie, że nie wszyscy się radują z tej decyzji i że dziesiątki ludzi są po ogłoszeniu tej decyzji ostro wkurzone. W sumie dziwne, że rządzący są zaskoczeni. Trochę jak ci zaskoczeni zimą drogowcy albo zaskoczony drugą falą pandemii rząd. Teraz przyszedł czas odkręcania kota ogonem.

Poseł Artur Dziambor z Konfederacji najpierw podpisał się pod wnioskiem do TK, a kiedy wniosek przeszedł, zaczął tłumaczyć, że to nie tak, że „w jego ocenie całkowity zakaz aborcji i zmuszanie kobiet do rodzenia np. dzieci bez mózgu nie może mieć miejsca w cywilizowanym kraju”. Oraz: „takie sytuacje postrzegam jako nieludzkie”. Czy pan poseł nie wie, pod czym złożył podpis? A może się wystraszył protestów?

„Wasze kaplice, nasze macice” [zdjęcia]

Dzień później głos zabrało Porozumienie Jarosława Gowina, które zadeklarowało, że „potrzebujemy wzajemnego szacunku, woli zrozumienia argumentów drugiej strony i jasnego określenia własnego stanowiska”. Gadka szmatka i mydlenie oczu. Oczywiście okraszone zapewnieniem, że partia „opowiada się za ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci”, ale mimo to Porozumienie postuluje „wprowadzenie zapisów prawnych, które precyzyjnie i jednoznacznie chronią dzieci z zespołem Downa, a jednocześnie uwzględniają prawo do decyzji matki w skrajnych i bardzo rzadkich przypadkach nieuleczalnych wad letalnych dziecka, skazujących je na śmierć w trakcie ciąży lub niedługo po urodzeniu”.

I tak właśnie próbuje się wykuć nowy pseudokompromis aborcyjny. Pięknymi zdaniami o decyzji matki i o tym, że nie można zmuszać do rodzenia, ale jednocześnie wcale żadnej decyzyjności kobietom nie dając. Proponowane rozwiązania mają doprowadzić do tego, że zamiast przepisów, które wciąż jeszcze obowiązują (orzeczenia TK nie wydrukowano, rządzący mają doświadczenie w niedrukowaniu orzeczeń, więc może z niego właśnie korzystają) i które zezwalają na legalną terminację ciąży w przypadku wady czy choroby płodu, chce się wprowadzić przepisy niby podobne, ale takie, w których zostanie dokładnie określone, jakie choroby i wady płodu jednak zostają z przepisów tych wykluczone.

I tak oto niby nikogo zmuszać do rodzenia nie będziemy, ale w sumie większość kobiet będziemy zmuszać, powtarzając frazy wyjęte raczej z katechizmu Kościoła katolickiego niż z podręcznika medycyny.

Grzeczne już byłyśmy. Teraz jesteśmy skuteczne (i ostro wkurwione)

Nie dajmy sobie wmówić, że to jest dobry pomysł! Że teraz potrzebny jest „nowy kompromis”. Nie dajmy się omamić opowieściami o dialogu i chęci wysłuchania drugiej strony.

Już raz zawarto taki pseudokompromis. Bo ustawa, która dziś w Polsce obowiązuje, żadnym kompromisem nie jest, jest jednym z najbardziej restrykcyjnych przepisów antyaborcyjnych w Europie.

Źródło: Wikipedia.com

Uchwalona w 1993 roku ustawa ograniczyła prawa kobiet. Wcześniej aborcja była dopuszczalna w znanych nam dziś przypadkach: kiedy ciąża stanowiła zagrożenie dla zdrowia płodu lub kobiety ciężarnej; gdy było podejrzenie, że ciąża jest wynikiem przestępstwa i − ważna przesłanka − można było ciążę terminować ze względu na trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej. Ta ostatnia przesłanka w 1993 roku zniknęła, mimo że ponad milion osób podpisało się pod obywatelskim projektem, który zakładał liberalne przepisy w sprawie aborcji. W 1993 roku prawa kobiet zhandlowano za przychylność Kościoła.

W 1996 roku na chwilę zliberalizowano prawo. Dopuszczono legalność aborcji z przyczyn społecznych, a więc ze względu na trudne warunki życiowe lub sytuację osobistą. Niestety w roku 1997 Trybunał Konstytucyjny uznał ten przepis za niezgodny z konstytucją. I wróciliśmy do przepisów, które aborcję dopuszczają w bardzo niewielu przypadkach.

Chrońmy dzieci. Dajmy im sensowną edukację seksualną

Ale żeby nie było, że jej zakazują, to określono te przepisy „kompromisem”. To taki kompromis między Kościołem (który chciałby całkowitego zakazu) a konserwatystami, którzy też by w sumie chcieli całkowitego zakazu, ale nie wypada im tego powiedzieć. Głos zwolenników i zwolenniczek liberalizacji zignorowano.

Potem doszły do tego pseudokompromisu takie wynalazki jak klauzula sumienia, która sprawiła, że nawet przeprowadzenie zabiegu terminacji ciąży, który wedle prawa był legalny, stało się i nadal jest trudne. Szpitale łamią prawa pacjentek w imię własnego widzimisię. Lekarki i lekarze bezprawnie odmawiają należnego zabiegu lub mnożą bariery w dostępie do niego, np. przedłużając procedury do momentu przekroczenia dozwolonych terminów wykonania aborcji. Prokuratorzy zaś nie wydają niezbędnego zaświadczenia o tym, że ciąża powstała wskutek czynu zabronionego. Pisaliśmy o tym parę lat temu, polecam. Dodano do tego też ograniczenia w dostępie do antykoncepcji awaryjnej, a edukację seksualną zastąpiono tą do życia w rodzinie. Amen.

Sumienie jako narzędzie tortur

Dziś znów próbuje się nas obejść. Prawica zaraz wymyśli nowy pseudokompromis między tym, czego chciałby Kościół, a tym, co orzekł Trybunał Konstytucyjny (też pseudo).

To nie jest żadne rozwiązanie. Głos kobiet nie może po raz kolejny zostać zignorowany przez rządzących. Nie dajmy się oszukać. Ja wiem, że część posłów KO i pewnie wszyscy z PSL łykną propozycję nowego pseudokompromisu, ale może jednak parę z nich stanie po stronie kobiet?

To nic trudnego. W sumie rozwiązanie dzisiejszej sytuacji wydaje się dość proste.

Po pierwsze, jeśli dla rządzących ta ustawa z 1993 roku jest taka ważna, to może niech przeczytają całą i zastosują się do tego, co w niej napisano. A napisano np., że „do programów nauczania szkolnego wprowadza się wiedzę o życiu seksualnym człowieka, o zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, o wartości rodziny, życia w fazie prenatalnej oraz metodach i środkach świadomej prokreacji” (art. 4.1.). Dajcie wreszcie rzetelną edukację seksualną, to niechcianych ciąż będzie mniej.

Po drugie, jeśli tak wam leży na sercu ochrona życia, to zajmijcie się chronieniem tych żyć, które już są wokół nas, wesprzyjcie osoby z niepełnosprawnościami, a nie wycieracie sobie nimi gęby przy okazji dyskusji o aborcji. Szósty rok opiekunowie osób z niepełnosprawnościami czekają na realizację orzeczenia TK w ich sprawie. Szósty rok!

Po trzecie, czas na liberalizację ustawy o planowaniu rodziny, czas na danie kobietom prawdziwego wyboru i uszanowanie ich decyzji, na legalizację aborcji do 12. tygodnia.

A po czwarte, nie chcesz aborcji, to jej sobie nie rób.

Do zobaczenia na protestach!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij