Kraj

To nie był kompromis, to była kompromitacja

Uciszający kobiety salonowi obrońcy „kompromisu” ułatwili działanie prawicy i Kościołowi. To także dzięki nim znaleźliśmy się dziś w kraju, w którym (nielegalnie) zalegalizowano torturowanie ciężarnych. Dlatego za Strajkiem Kobiet powtarzam: ogarnijcie się.

Znaleźliśmy się w momencie prawdy, w którym nie da się już uzasadniać bierności wobec odbierania praw kobietom byciem „pośrodku”. Barbarzyńskie i skrajnie nietyczne pseudoorzeczenie pseudo-Trybunału umożliwiło stosowanie w Polsce tortur wobec ciężarnych kobiet. Możesz być zwolennikiem tortur lub ich przeciwnikiem. A milczenie oznacza, że przynależysz do pierwszej z tych grup.

Na szczęście wystarczy elementarna umiejętność odróżniania dobra od zła, żeby rozumieć, że przymus rodzenia skazanych na śmierć zdeformowanych płodów to nieludzkie okrucieństwo (co potwierdza prawodawstwo UE), dlatego ok. 80 proc. społeczeństwa polskiego nie ma co do tego wątpliwości, a od 60 do 69 proc. ludzi w Polsce (w zależności od badania) już od jakiegoś czasu żąda liberalizacji drastycznego prawa antyaborcyjnego obowiązującego przed 22 października, tak żeby Polki, podobnie jak wszystkie inne Europejki, mogły bez tłumaczeń i upokarzających konfrontacji z cudzymi wierzeniami religijnymi przerywać ciążę do jej 12. tygodnia.

Jednak sadyści ze Zjednoczonej Prawicy, spełniając chore fantazje sadystów z Episkopatu, jak w wielu innych przypadkach, mają gdzieś naukę, etykę, zdrowie i bezpieczeństwo kobiet i dzieci oraz wolę społeczeństwa. Szokującym atakiem na kobiety chcą przykryć swoją nieudolność w kontekście pandemii i swoje nieodpowiedzialne działania, które pogorszyły koronawirusową zapaść (70 milionów złotych wyrzucone na nieodbyte wybory, nieużyteczne i niewidzialne respiratory od handlarza bronią, nieużyteczne maseczki witane z pompą przez premiera itd., itp.). Desperacko chcą też zatrzymać w swojej strefie wpływów kilkunastoprocentową grupę polskich fundamentalistów religijnych, których ochoczo przejmuje faszyzująca opozycja na prawo od nich.

Po stronie sadystów z prawicy i Kościoła wszystko jasne, już się nie kryją. Po stronie społeczeństwa, jak wynika z badań także, choć wciąż ogromna większość ma mylne poczucie, że wystarczy swój sprzeciw wyrazić w internecie lub w domu (no nie).

Grupa, która mnie wprawia w prawdziwe osłupienie, to część polityków i publicystów tzw. centrum, którym się wydaje, że dalej mogą przeczekać to całe zamieszanie w swoim zasobnym salonie, z którego oczywiście „wspierają kobiety”, ale pod warunkiem że wobec legalizacji tortur będą protestować grzecznie, z klasą, a nie tak wulgarnie jak ten okropny Strajk Kobiet.

 

Żeby zabezpieczyć się, w razie gdyby kobietom się nie udało, skwapliwie wypowiadają też wytarte frazy o tym, żeby jednak nie atakować Kościoła, bo to przecież „wspólnota wiernych”, którym nie można przeszkadzać w ich świętych obrzędach. Trochę szacunku! A że wierni od lat w milczeniu akceptują gwałty na dzieciach, szczucie na kolejne grupy ludzi, przemoc religijną w szkole, antysemityzm i przejmowanie publicznych pieniędzy, a teraz także legalizację tortur na ciężarnych? Nie, nie, to nie oni. To biskupi, a ksiądz Zdzisław przecież jest sympatyczny i tak sprawnie wyremontował kościół. I na pewno ma świetny kontakt z dziećmi. A pytaliście go, co myśli o torturowaniu ciężarnych?

„Nie mogę uwierzyć, w jak pojebanie antyaborcyjnym kraju żyjemy”

Nie, bo w wypadku tych „sympatycznych”, którzy skrupulatnie odgrywają rolę listka figowego dla polityki sadystów z Episkopatu i brylują na salonach, obowiązuje zasada „don’t ask don’t tell”. Po prostu o pewne rzeczy się ich nie pyta i po sprawie, można pozować do wspólnej fotki.

Byle tylko nie stanąć naprawdę po stronie kobiet i ich prawa do decydowania o własnym ciele i życiu, salonowi politycy i publicyści wymyślają kolejne szkodliwe atrapy prawdziwego działania. Referendum!

 

Co prawda od kilku lat badania pokazują jasno: społeczeństwo domaga się liberalizacji prawa antyaborcyjnego, co prawda opisano to we wszystkich niereżimowych mediach, ale te informacje wciąż dziwnym trafem nie dotarły do ich salonu.

Jak słusznie ostrzega Marta Lempart, pytanie do waszego referendum napisze PiS i nie będzie ono dotyczyło ciężarnych kobiet i ich praw, będzie brzmiało: czy jesteś za zabijaniem dzieci? Chociaż, jak wszyscy wiemy, dzieci i ich prawa prawicowi sadyści mają gdzieś. Nieetyczna manipulacja to jedna z podstawowych strategii rządzącej prawicy i wy o tym dobrze wiecie, ale jak zwykle nie bierzecie odpowiedzialności za rezultaty waszych świetnych pomysłów. W razie czego drzwi do salonu można przecież zamknąć od środka.

Macie jakieś podejrzenia co do wyniku takiego referendum?

I wciąż – choć w obecnej sytuacji naprawdę trudno w to uwierzyć – powraca skrajnie nieetyczna, ale sprawdzona atrapa rzekomego „kompromisu” jako antidotum na obecne fundamentalistyczne okrucieństwo PiS-u i jego akolitów. No więc dobrze – skoro jeszcze raz chcecie o tym rozmawiać, to jeszcze raz przywołajmy fakty i przypomnijmy sobie, czym jest wasz „kompromis”.

Wprowadzony w 1993 roku zakaz aborcji z trzema wyjątkami nie był żadnym kompromisem. Był ordynarnym układem zawartym między politykami, którzy chcieli mieć poparcie Kościoła, i biskupami, którzy w zamian za to poparcie zażądali ofiary ze zdrowia i wolności polskich kobiet (oraz wielu innych prezentów na nasz wspólny koszt). Przy wprowadzaniu tej jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie zignorowano 1,7 miliona podpisów ludzi protestujących przeciw tej barbarzyńskiej zmianie.

Zignorowano kobiety, konwencję o prawach człowieka i stan wiedzy medycznej. Nigdy nie wprowadzono także w życie tego punktu ustawy, który dotyczył obowiązkowej edukacji seksualnej w szkołach, dzięki której kobiety, także nastolatki, mogłyby uniknąć niechcianej ciąży, a mężczyźni wiedzieliby, jak zadbać o bezpieczeństwo partnerki podczas seksu. Dlaczego? Wiadomo – nie życzyli sobie tego biskupi. Ich religia żąda przecież cierpienia (cudzego) – a cierpienia kobiet i dziewcząt w niechcianej ciąży należą do podstawowego pakietu ich okrutnych „tradycyjnych wartości”.

W efekcie zawarcia tego przemocowego wobec połowy społeczeństwa układu kobiety nie przestały przerywać ciąży. Po prostu państwo wycofało się z odpowiedzialności za ich bezpieczeństwo i zdrowie w tej materii, pomimo że w przeciwieństwie do księży i biskupów płacą wszystkie podatki. Jak wynika z badań CBOS sprzed kilku lat, mniej więcej co czwarta kobieta w Polsce przerwała ciążę. To około 4–5 milionów kobiet. Te w lepszej sytuacji materialnej mogły wyjechać za granicę, żeby tam legalnie i bezpiecznie dokonać terminacji, te w gorszej sytuacji były zdane na łaskę podziemia aborcyjnego. O większości ich dramatycznych przeżyć nigdy nie usłyszycie, bo kryminalizacja tego zabiegu po prostu skutecznie je zakneblowała, a religijny knebel sprawił, że ekspertami od aborcji w debacie publicznej stali się faceci, a w szczególności (przynajmniej teoretycznie) bezdzietni i bezżenni członkowie Episkopatu. Religijny knebel sprawił także, że lekarze, którzy oficjalnie zgadzali się z fundamentalistycznym prawem, a nieoficjalnie znakomicie zarabiali na odebraniu praw kobietom, mogli się spokojnie bogacić bez brania odpowiedzialności za los swoich pacjentek. (Tak, jestem wkurzona na lekarzy, że jako grupa zawodowa nie wyszli nigdy gremialnie na ulicę w obronie swoich pacjentek i swojej etyki pracy).

To zakaz, a nie legalizacja aborcji uruchamia „cywilizację śmierci”

Pilnujący latami zabetonowania układu nazywanego „kompromisem” liberalni politycy wsparli tym samym Kościół w skrajnie niemoralnej akcji przekonania części społeczeństwa, że prawa zarodka i płodu stoją nad prawami człowieka, którym jest kobieta. To dzięki nim samo powiedzenie, że zarodek nie jest człowiekiem, tylko jego zalążkiem, i że w związku z tym podporządkowanie życia (czującej, cierpiącej, myślącej) kobiety zarodkowi jest głęboko nieetyczne, zaczęto traktować jak radykalizm. Wszystkim nam wmówiono, że tę oczywistą prawdę można wypowiadać tylko szeptem, że hipokryzja jest cnotą.

Za tę zabawę w największym stopniu zapłaciły kobiety w najtrudniejszej sytuacji – te biedne, te niewyedukowane, te z mniejszych miejscowości czy z przemocowych związków. Ileż krokodylich łez wylali zwolennicy „kompromisu” nad tymi strasznymi historiami o noworodkach w beczkach, na strychach, o dzieciobójstwach, o dwunastolatkach w ciąży, o wielodzietnych rodzinach, w których katuje się dzieci, a po część z nich pracownicy opieki społecznej nie zdążają na czas. Dziwnym trafem w ogóle im się to nie kojarzyło z brakiem edukacji seksualnej i dostępu do możliwości przerwania ciąży, kiedy jej kontynuowanie może prowadzić tylko do cierpienia.

Tokarczuk: Od dziś wszyscy jesteśmy wojowniczkami

Zwolennicy układu nazywanego „kompromisem” bez emocji przyglądali się, jak religijne prawo demoluje życie polskim kobietom, bo jak zwykle w takich wypadkach ich samych nie dotykało. Pieniądze i znajomości zawieszały na ich potrzeby barbarzyński zakaz aborcji – to zresztą dotyczyło także zwolenników całkowitego zakazu. Pamiętacie opowieści nieżyjącego już prof. Dębskiego o tym, jak przeprowadzał aborcję żonom i córkom prawicowych polityków, agitatorów przeciwko in vitro i aborcji, którzy bez wstydu mówili mu, że ich sytuacja jest po prostu „wyjątkowa”? Zresztą badania CBOS także potwierdzają, że ciążę częściej przerywają kobiety o konserwatywnych poglądach. Bo kiedy konserwatystki nie chcą być w ciąży, spływa na nie iluminacja, która pozwala im odróżnić zarodek od człowieka. Potem ulegają amnezji.

Ten cyniczny układ był niesłychanie wygodny dla obrońców „kompromisu” – dlatego całymi latami ich zaniepokojenie i agresję wywoływało tylko jedno: zdesperowane kobiety, które nazywały rzeczy po imieniu i żądały rozciągnięcia praw, które politycy pokątnie zapewniali sobie i swoim bliskim na resztę społeczeństwa. Ich postulaty natychmiast lądowały w koszu z napisem „wojna kulturowa”, bo jak wiadomo, „tradycyjną” i nienaruszalną wartością naszej kultury jest torturowanie kobiet w imię wierzeń religijnych i hipokryzji ludzi u władzy.

Zgotowaliście kobietom piekło. Ono do was wróci. Szybciej, niż się spodziewacie

Uciszający kobiety salonowi obrońcy „kompromisu” ułatwili działanie prawicy i Kościołowi. To także dzięki nim znaleźliśmy się w dziś w kraju, w którym (nielegalnie) zalegalizowano torturowanie ciężarnych.

Dlatego Strajk Kobiet przybija dziś także na zabarykadowanych od środka drzwiach polityczno-publicystycznego salonu plakat z niegrzecznym, lecz jakże konkretnym komunikatem: wypierdalać! I ma rację. Obrońcy układu nazywanego „kompromisem” porzucili polskie kobiety dla własnej wygody, ale nie ma już powrotu do przeszłości, w której takie egoistyczne i cyniczne gesty były bezkarne. Bo dziś kobiety walczą o najbardziej podstawowe bezpieczeństwo, walczą o życie.

Dlatego za Strajkiem Kobiet powtarzam: ogarnijcie się.

Coś jebło, coś się zaczęło

Posłanki Lewicy wraz z organizacjami i ruchami kobiecymi ogłosiły powstanie Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej, który będzie zbierał podpisy pod obywatelskim projektem liberalizującym prawo aborcyjne. Już teraz w skład Komitetu wchodzą: Ogólnopolski Strajk Kobiet, Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Aborcyjny Dream Team i Łódzkie Dziewuchy Dziewuchom. Dołączają kolejne organizacje. Drodzy politycy i publicyści, wyjdźcie z salonu i dołączcie. Stańcie wreszcie po stronie kobiet – bo po drugiej stronie jest zło, które w końcu dopadnie także was i wasze dzieci.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Diduszko-Zyglewska
Agata Diduszko-Zyglewska
Polityczka Lewicy, radna Warszawy
Dziennikarka, działaczka społeczna, polityczka Lewicy, w 2018 roku wybrana na radną Warszawy. Współautorka mapy kościelnej pedofilii i raportu o tuszowaniu pedofilii przez polskich biskupów; autorka książki „Krucjata polska” i współautorka książki „Szwecja czyta. Polska czyta”. Członkini zespołu Krytyki Politycznej i Rady Kongresu Kobiet. Autorka feministycznego programu satyrycznego „Przy Kawie o Sprawie” i jego prowadząca, nominowana do Okularów Równości 2019. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą" i portalem Vogue.pl.
Zamknij