Film, Weekend

Traumazone, czyli ekonomia polityczna nihilizmu – krótki kurs

Traumazone

W tej opowieści głównym regulatorem życia społecznego w Rosji jest przemoc, choć zależnie od etapu i skali objawia się ona podkładaniem bomb pod samochody konkurentów biznesowych, zorganizowaną grabieżą aktywów państwowych lub planowaniem wojny na bliższych lub dalszych peryferiach. Michał Sutowski ogląda „Traumazone” – nowy serial dokumentalny Adama Curtisa.

Gorbaczow zapowiada powrót do leninowskich korzeni w największej radzieckiej fabryce samochodów, już za chwilę gangsterzy z Togliatti przechwycą wyprodukowane w niej łady. W Czelabińsku zdesperowani mieszkańcy plądrują piekarnie, a zdolni inżynierowie projektują komputerowy system sprzedaży kradzionych dóbr – na cały kraj.

Płonie Czarnobyl, krowy pasą się leniwie nad brzegiem Wołgi. Trzeźwy i energiczny Borys Jelcyn wchodzi na czołg, dławi pucz, upokarza Gorbaczowa, rozwiązuje Związek Radziecki. Pijany w sztok Borys Jelcyn śpiewa Kalinkę i dyryguje orkiestrą, a Helmut Kohl rubasznie się śmieje. Elżbieta II ogląda balet w Bolszom, a górniczki w Workucie rozbijają młotami zmarznięte bryły węgla.

Radziecka sonda zmierza ku księżycowi Marsa, robotnicę z Kiszyniowa sąd skazuje za kradzież żyletek do golenia. Dziwaczne terapie muzyką i kilkanaście aborcji u jednej pacjentki w kilka lat. „Vogue” w Moskwie i Striełki jako słowiańska odpowiedź na Spice Girls. Legendarny nac-bolszewik wzywa do obrony Rosji na Kaukazie, legenda baletu cieszy się z pięknego balu jak przed wojną (tą pierwszą). Kaznodzieja z Ameryki opowiada młodocianym przestępcom o Jezusie, lekarka ubolewa nad aborcjami zamiast antykoncepcji. Stary pijak z Pietuszek mówi, że w tej Rosji bez wódki się nie da; rezolutna dziewczynka zarabia na rodzinę, żebrząc na ulicach Moskwy.

Znacie? To oglądajcie Traumazone, siedem godzin serialu można zbindżować na raz. Choć materiał kręcili ludzie BBC, a zmontował legendarny Adam Curtis, to ani to zbiór kolonialnych anegdot o Dzikim Wschodzie, ani zestaw klisz na temat upadłego projektu komunistycznego, choćby i podlanych sosem lewicowej krytyki społecznej. Powstałe w ZSRR, a potem Rosji i kilku innych byłych republikach w latach 1985–1999 materiały filmowe reporterów BBC, skrócone i zmontowane do siedmiu godzin, wiele tłumaczą z postępowania Rosji i Rosjan współczesnych. Ale gdyby i u nas doszło do katastrofy państwa, do załamania się cywilizacji – dzięki najnowszemu projektowi twórcy Hipernormalizacji lepiej zrozumiemy, co i nas może czekać.

Zapomnijcie o Kevinie, obejrzyjcie sobie koniec świata

Opowiadana przez słynnego dokumentalistę historia upadku radzieckiego imperium i nieudanej poradzieckiej demokracji ukazuje nam otchłań nihilistycznego mroku, przetykaną z rzadka tylko rachitycznymi promieniami nadziei. Groza miesza się z groteską, formą jest patchwork, a lejtmotywem dzieła – niewiara filmowanych obywateli, że mogą mieć wpływ na cokolwiek.

Moskiewska sprzątaczka nie wierzy w pierestrojkę, wyborczyni Władimira Żyrinowskiego nie wierzy elokwentnemu demagogowi („sprzedacie nas, sprzedacie!”), emerytka z prowincji, że ktoś da jej wyższą emeryturę, a liberalna polityczka – zamordowana niedługo po nagraniu rozmowy – wątpi w zdolność ludu rosyjskiego do wybrania właściwej, czyli europejskiej ścieżki wartości. Chyba tylko Michaił Chodorkowski, młody wilk postkomunistycznej transformacji, wierzy w sacrum kapitału, a premier Gajdar w prywatyzację i rynek jako panaceum na rosyjską smutę.

Mafie, służby i petrodolary – jak ludzie Putina przejęli Rosję i skorumpowali Zachód

Gdzie tu jest ludzka sprawczość? Solidarność, więź? Ta zbiorowa – ewentualnie na peryferiach gnijącego kolosa, pokazywanych wycinkowo – w Litwie czy w Ukrainie, których obywatele odważnie wybijają się na niepodległość. Zdarza się też w samej Rosji, gdzie ludzie stają naprzeciw czołgów w imię demokracji, ale kolejne masowe protesty przynoszą tylko serię zawiedzionych marzeń i aspiracji.

A tak bardziej mikro, między ludźmi? Sloganów o głębokiej duszy rosyjskiej i kuchennych rozmowach nie traktuje się w Traumazone poważnie. To hasła ze spotu wyborczego faszyzującego kandydata, ewentualnie smutna kompensacja wszechogarniającej beznadziei. Wszyscy stąd wyjechali, lekarze i nauczyciele, za pieniędzmi, ale w Rosji liczy się przecież coś więcej niż mamona, bo duchowość, głębia, więź z naturą – mówi do kamery zmęczony życiem człowiek, który został gdzieś na prowincji, chyba po to, by zgasić światło.

Są jednak obrazy rzeczywiście czułe, ciepłe. Stara kobieta ze wsi poratuje miastową córkę workiem kartofli i marchwi na zimę. Kołchoźnice okazują gospodarskim zwierzętom czułość, jakby ani chrześcijańska, ani kartezjańska hierarchia gatunków nigdy na radziecką prowincję nie dotarły. Wdowy i sąsiadki pocieszają się nawzajem – że syn na pewno wróci z Afganistanu, że gorzej już nie będzie. No i wreszcie – matki żołnierzy posłanych na pierwszą wojnę czeczeńską. Najbardziej wymowny w tym serialu przykład ludzkiej determinacji i walki o godność w chorym, zdegenerowanym i pozbawionym sensu ustroju. Nie chodzi bynajmniej o żaden „komunizm”, lecz o „demokratyczną” Rosję, która wciela do armii nastoletnich rekrutów, by na kolonialnej wojnie budowali poparcie dla coraz bardziej nieudolnego prezydenta.

To właśnie ten ruch społeczny kobiet, poszukujących zwłok zaginionych, a żywych namawiających do dezercji, wstrząsa widzem, tak jak wstrząsnął na krótką chwilę opinią publiczną tamtego kraju. Udręczone harówką, ogólną beznadzieją i wszechobecną pogardą ze strony władzy matki posłanych w kamasze chłopaków to bodaj jedyne bohaterki bez skazy w tej opowieści – przeciwstawiają własny upór i przekonanie o niezbywalności ludzkich praw biurokratyczno-mafijno-wojennej, przemocowej machinie pozbawionej nie tylko serca, ale i często elementarnej logiki. Z czasem w życiu publicznym tej sprawczości obywatelskiej będzie jednak coraz mniej, a coraz więcej oligarchicznego spektaklu.

Serial Curtisa przypomina, że rozpad ZSRR i zmiana ustroju wcale nie były pokojowe, jak nieraz na zachód od Bugu mówi się o tym procesie. Przemoc eksplodowała na peryferiach, w odmrożonych konfliktach etnicznych i starciach frakcji lokalnych elit, a z czasem dotarła do centrum – o ile w sierpniu 1991 roku moskiewski pucz Janajewa był farsą (choć z całkiem realnymi ofiarami), o tyle ostrzelanie Białego Domu w październiku 1993 roku już tragedią (z główną ofiarą z resztek nadziei na parlamentarną demokrację w Rosji). A potem było tylko gorzej – wylatywały w powietrze wołgi i mercedesy, na ulicy strzelano w biały dzień z broni maszynowej, obcinano głowy, wysadzano w powietrze wieżowce.

A do tego przez cały czas kradziono na skalę bez precedensu w historii świata. Za ukradzione państwu pieniądze kupowano na przykład sprzęt komputerowy, który następnie kupowały państwowe fabryki, zmuszone do tego… napisaną przez państwo ustawą. Ukradzione państwu pieniądze pożyczano też temu samemu państwu pod zastaw udziałów w wielkich kombinatach przemysłowych – tak powstawały fortuny ludzi, którzy po latach zostawali przeciwnikami Kremla, emigrantami politycznymi, dysydentami nieomal. Wywożono wagony z ropą, wyprzedawano carskie skarby i kawałki skafandrów kosmicznych. Prześmieszna jest scena, w której pracownik londyńskiego domu aukcyjnego mówi z fotela limuzyny: „oni wyglądają na biednych. Ale szacujemy, że tu w gotówce krąży jakieś 10 miliardów dolarów. Rzecz jasna, to nie dotyczy większości społeczeństwa…”.

Wprowadzenie do rosyjskiej wojny domowej

Historia rządów Borysa Jelcyna pokazuje, że model rządzenia autorytarnego w Rosji odtwarza się regularnie, choć zdolność centrum do konsolidacji władzy jest różna. W roku wyborczym 1996, aby grabież mogła trwać bez przeszkód, wielkim wysiłkiem największych oligarchów trzeba było jeszcze organizować medialny cyrk. Nie wystarczały cuda nad urnami, zwalczano realnych, a nie ustawionych przeciwników politycznych – wówczas w osobie komunisty Giennadija Ziuganowa. Na początku wojny w Czeczenii telewizja pokazywała obrazy, które odpychały wyborców od władzy, zamiast skupiać ich wokół narodowej flagi.

Również relacja między władzą a pieniądzem w Rosji jest zmienna w czasie, zależy od stopnia rozkładu państwa – w fazie gnicia za pieniądze można kupić wszystko, od rękawicy kosmonauty ze stacji Mir przez kombinat wydobywający nikiel aż po wszystkie kanały telewizyjne i wynik wyborów prezydenckich; w fazie względnej konsolidacji oligarchowie mogą już zadrżeć o swój los, a nawet – choć to wykracza poza epokę ukazaną w serialu – pójść na wiele lat do łagru lub pośliznąć się na parapecie kilka pięter nad ziemią.

W tej opowieści głównym regulatorem życia społecznego w Rosji jest jednak przemoc, choć zależnie od etapu i skali objawia się ona podkładaniem bomb pod samochody konkurentów biznesowych, zorganizowaną grabieżą aktywów państwowych lub organizowaniem wojny na bliższych lub dalszych peryferiach.

Putin. Car śmierci

Kapitał z kolei jest instrumentem do sterowania biurokracją państwową, elitą gospodarczą i masami ludowymi, ale jako ideologia sprawdza się tylko negatywnie. To znaczy: podważa zaufanie do wszystkich dużych narracji i oczyszcza przedpole dla najbardziej odjechanych opowieści o świecie, od fantazji o nowym podziale świata między USA, Rosję i Chiny przez operetkowe rekonstrukcje świata stalinowskiego lub przedrewolucyjnego aż po kazania religijnych proroków z głębokiej Syberii lub głębokiego Południa USA.

Tożsamość narodowa i etniczna to w materiale Curtisa folklor – tańce ludowe w odległych republikach, festyny z okazji państwowych świąt – albo fanatyzm, który każe zakapturzonym radykałom marzyć o matuszce wolnej od czarnodupców z Kaukazu. Ilustracją zmagań z nowoczesną formułą narodu w Rosji są nieszczęsne prace nad nowym jej hymnem – odśpiewywane przez muzyka propozycje tekstu z melodią, nadsyłane na konkurs przez obywateli, budzą śmiech na zmianę z zażenowaniem.

Okres od pierestrojki do kryzysu roku 1998, a potem zaaranżowanego przekazania władzy – może bardziej niż rewolucja kulturalna w Chinach – zmiótł resztki zaufania i wiary w cokolwiek starego i przygotował grunt pod Putinowski spektakl „demokracji sterowanej”, w której każdy aktor społeczny i polityczny jest (zazwyczaj słusznie) podejrzany o bycie marionetką obozu władzy.

Zresztą demokracja w Rosji, wbrew nostalgicznej opowieści o zdławionych nadziejach na europejską drogę Rosji, od samego początku była ponurą farsą. To nie usprawiedliwienie dla Putinowskiego zamordyzmu, tylko wyjaśnienie warunków jego możliwości, tak jak nędza i chaos Republiki Weimarskiej wyjaśniają poparcie Niemców dla Hitlera, choć go nie usprawiedliwiają. Notabene, polityk, który wprost obiecywał Rosjanom, że jeśli wygra, to następnych wyborów nie będzie – zdołał uzyskać w demokratycznym głosowaniu blisko jedną czwartą poparcia na długo przedtem, zanim ktokolwiek usłyszał o Władimirze Putinie.

Kto tu jest nazistą? Jak Rosjanie manipulują historią i statusem ofiary

Alternatywnego pomysłu na Rosję, za którym stałyby jeszcze realne siły społeczne, nie miał chyba nikt. Liberałowie – począwszy od przyzwoitej inteligencji postdysydenckiej aż po cynicznych technokratów – roili o „ścieżce zachodnich wartości” w zupełnym oderwaniu od ekonomii politycznej surowcowego imperium peryferii. Prawica miotała się między operetką, rekonstrukcją historyczną a ludobójczym rasizmem i nacjonalizmem. Lewica z kolei pałętała się gdzieś między radykalnym marginesem, emeryckim neostalinizmem i – patrz wyżej – imperialistyczną prawicą, tylko przemalowaną na czerwono. Z tego asortymentu Zachód wybrał sobie Jelcyna jako najmniejsze zło geopolityczne (a przy okazji – większe dobro gospodarcze, bo pozwalał wyprowadzać kapitał za granicę).

Traumazone to obraz wyjątkowo niepokojący w kontekście napaści na Ukrainę. Nie ma w nim mowy o „długim trwaniu” ustroju, o kulturowych determinantach despotyzmu i przemocy w Rosji czy wpływie cywilizacji stepu na mentalność jej obywateli. To nie ta bajka. Wraz z siedmioodcinkowym serialem BBC dostajemy za to krótki kurs historii najnowszej i ekonomii politycznej rosyjskiego nihilizmu. Nikt już w Rosji nie wierzy w nic, zwłaszcza po tym, jak kolejna umowa społeczna, tym razem Putinowska, z 2000 roku – zamknięcie dziobów w zamian za stabilność, przewidywalność i względny dobrobyt – straciła rację bytu w toku kolejnych kryzysów ekonomicznych, fluktuacji na globalnych rynkach surowców i wreszcie sankcji ze strony Zachodu.

Po obejrzeniu tych materiałów trudno mieć nadzieję na jakąkolwiek zmianę na lepsze, choć można zrozumieć tak powszechną w Rosji apatię społeczną. A przy okazji zobaczyć, że historia w Rosji powtarza się jako tragedia za tragedią. Używanie czołgów – u siebie lub w bliskiej zagranicy – do zarządzania konfliktem społecznym? Nic nowego pod słońcem – tak było w Wilnie, w Tbilisi, potem w Moskwie, Czeczenii, Gruzji. Klęski na froncie i zdruzgotany mit niezwyciężonej armii rosyjskiej? Proszę bardzo, był Afganistan, był też sylwestrowy szturm na Grozny w 1995 roku. Kiedy Rosjanie dostali tęgi łomot od bojowników Dżohara Dudajewa, zaczęli za pomocą artylerii równać stolicę Czeczenii z ziemią. Rekruci z ulicznej łapanki, nieumiejący strzelać, chorzy na cukrzycę, inwalidzi? Też już było – w połowie lat 90. wysyłano na wojnę takie samo mięso armatnie, rekrutowane i wcielane do armii spośród najmniej zdolnych do oporu grup społecznych.

Kolejny etap katastrofy

Władza rosyjska niestety czegoś się uczy – taki na przykład komitet matek żołnierzy nie miałby dziś szans przebić się do mediów, które w czasach wojny czeczeńskiej, a więc w połowie lat 90. nie były jeszcze w pełni kontrolowane przez Kreml. Mało prawdopodobne są też dziś wystąpienia uliczne, podobne do tych, jakie zobaczymy na nagraniach z czasów rozpadu ZSRR aż do „rozstrzelania” Białego Domu jesienią 1993 roku – tamtej wiary w demokrację i rozliczalność władzy przed obywatelami nie ma; jest za to przekonanie władzy, że demonstrantów warto zatrzymywać na zapas, z naddatkiem – żeby nie pojawili się kolejni.

Traumazone tłumaczy wiele ze współczesnej psychologii zbiorowej Rosjan oraz taktyki i narzędzi rosyjskiej elity władzy. Przemoc jest tu narzędziem gospodarowania zasobami, ludzkimi i każdymi innymi, a w praktyce narzędziem podziału i zawłaszczania tego, co wypracowano wcześniej. Bo jakimś cudem sonda Phoebe doleciała w pobliże Marsa, a Mir na ziemską orbitę, ktoś te radzieckie rurociągi do Europy zbudował, nawet gigantyczną fabrykę Łady udało się kiedyś wznieść i uruchomić. Filmy z lat 1985–1999 w Rosji nie pokazują jednak, jak się te dobra, te wszystkie aktywa wytwarza, a tylko jak zużywa lub wprost marnuje.

To o tyle ciekawe, że i dziś Rosja wchodzi, wszystko na to wskazuje, w fazę schyłku: sankcje uderzają w importochłonną produkcję, a dekarbonizacja gospodarek odbierze temu krajowi kluczowe źródła dochodów. Trudno też mówić o ludziach jako cennym zasobie Rosji, przy jej fatalnej demografii i exodusie specjalistycznych kadr.

Shore: Po stronie Rosji widzę czysty, przerażający nihilizm

A co jeszcze wynika z tego filmu na dziś?

Choć Adam Curtis to prawilny lewak, to nie jest czytanka z morałem o złym Zachodzie, który ograbił Rosję i zawiódł jej aspiracje. Gajdarowska terapia szokowa inspirowana modnym wówczas neoliberalizmem w polityce gospodarczej okazała się tylko jedną z wielu katastrof, a ważniejszy od presji Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy poparcia USA dla tzw. reform rynkowych był wewnętrzny układ sił w elitach samej Rosji i zdolności organizacyjne jej społeczeństwa. Ideologia wpisana w ducha Końca Historii była tylko kolejnym parawanem dla zorganizowanej grabieży, na którą pozwoliło przegniłe do cna państwo – schyłkowy Związek Radziecki.

I stąd właśnie mój wniosek, obsesyjnie powtarzany w każdym tekście na dowolny temat: jeśli dalej pozwolimy dogorywać naszemu państwu, jeśli kolejne kryzysy będą dobijać jego legitymację w oczach obywateli i chęć jego ludzi do pracy w sektorze publicznym – na końcu czeka nas barbarzyństwo. A Traumazone, zamiast skarbcem materiału na memy Wiesławca Deluxe, stanie się trailerem naszej przyszłości.

Państwo przewiązane sznurkiem i sklejone gumą do żucia. „Wielka woda” to historia naszej przyszłości?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij