Film

Multikulturalizm to dziś gorący kartofel. A multitemporalizm?

przybysze serial recenzja

Narastają ruchy skierowane przeciwko nowym obywatelom. Dochodzi do dewastowania starych grobów, pojawia się mowa nienawiści: „Wracajcie do siebie!”. „Jestem u siebie. Ja tu mieszkałem już 10 tysięcy lat temu!” Kinga Dunin ogląda norweski serial „Przybysze” i ostatni sezon „Orange Is the New Black”.

Przybysze, HBO Europe

Gatunkowa hybryda z Norwegii, moim zdaniem całkiem udana, na góra dwa wieczory, bo pierwszy sezon ma tylko sześć odcinków.

A oto jej składniki:

Science fiction. W morzu otwiera się dziura czasowa i wypływają z niej przybysze z przeszłości – z epoki kamienia, wikingowie i wikinżki, ludzie z końca XIX wieku, wszyscy z terenów Norwegii. Trwa to od sześciu lat i jest ich około 13 tys. rocznie, o ile dobrze zapamiętałam. Dzieje się tak również w innych krajach na świecie, ale w serialu nie ma to znaczenia. Oczywiście poszukiwane są wyjaśnienia, ważne pytanie brzmi: czy jest to ruch jednokierunkowy?


Kryminał. Na plaży zostają znalezione zwłoki kobiety z przeszłości, czyżby utonęła wypływając? Trudno, zdarza się. Jednak poganiana przez media – nie wolno lekceważyć zabójstw przybyszów! – policja musi wszcząć śledztwo. Naciska na to między innymi dociekliwa dziennikarka z XIX wieku, która pisze dla XIX-wiecznej prasy przeznaczonej dla tej akurat mniejszości (czasem miałabym ochotę poczytać taką prasę). Śledztwo prowadzi – zgodnie ze znanym schematem – mieszana płciowo para detektywów. On rozwiedziony i uzależniony od narkotyków, ma trudne relacje z byłą żona, która odeszła z miłym XIX-wiecznym dżentelmenem, i dorastającą córką. Ona – wojowniczka wikińska, przyjęta do policji trochę z powodów wizerunkowych. Nieco odmienna kulturowo (zamiast podpasek używa mchu), ale świetnie rzuca kamieniami i ma interesujące kontakty. Najpierw się nie lubią, ale to się zmieni. Odkrycie zabójcy nie zamknie sprawy, bo wygląda na to, że są w nią zamieszane jakieś kręgi władzy i biznesu. Ale to już ewentualnie na kolejny sezon.

Satyra społeczna. W dzisiejszych czasach trzeba bardzo uważać z pokazywaniem problemów społeczeństwa, w którym pojawiają się wyraźnie odmienne grupy imigrantów, multikulturalizm to gorący kartofel. A multitemporalizm?

W serialu obserwujemy społeczeństwo multitemporalne. Ludzie prehistoryczni chodzą nago albo hodują w windzie kozę, którą potem krwawo zarżną. Wikingowie piją miód z rogów i urządzają nielegalne walki. Niektórzy koczują na ulicach. Między samochodami przemykają konne powozy. W ośrodku przyjmującym przybyszów pani prowadzi pogadanki o tolerancji i pokazuje kursantom filmy z miłymi parami gejów – takie reguły teraz u nas obowiązują. Działa też ośrodek dla transtemporalnych – to ci, którzy odkryli, że urodzili się w niewłaściwych czasach, i dokonują korekty tożsamości.

Jednocześnie narastają ruchy skierowane przeciwko nowym obywatelom. Dochodzi do dewastowania starych grobów, pojawia się mowa nienawiści. „Wracajcie do siebie!” „Jestem u siebie. Ja tu mieszkałem już 10 tysięcy lat temu!” Polityka państwa jest jednak liberalna i otwarta na różnorodność, chociaż przybysze miewają problemy i z integracją, i z prawem. Nie wszyscy mogą znaleźć odpowiednią pracę, są trudności mieszkaniowe (detektywka mieszka w przyczepie). No i nie chodzi tylko o politykę państwa, ale o prawdziwą akceptację. Prehistoryczny sąsiad naszego detektywa zaczyna lepiej funkcjonować społecznie, gdy zostanie przez niego nazwany przyjacielem (przedtem zajmował się dilerką i był bardzo obcy).

Dunin o Tokarczuk: Olga jest niespokojnym i bardzo dociekliwym duchem

I jest jeszcze jeden wątek, historyczny, może bardziej zrozumiały dla Norwegów niż reszty widzów. Na razie to też głównie zapowiedź na kolejny sezon, o ile serial będzie kontynuowany. Poza fikcyjnymi pojawiają się postacie historyczne: Tore Hund oraz święty Olaf, czyli król Olaf II Haraldsson. Tak się składa, że ten pierwszy, poganin, zabił tego drugiego w bitwie pod Stiklestad (rok 1030), która zadecydowała o chrystianizacji Norwegii. W przyszłości panowie jeszcze się nie spotkali, ale współcześni chrześcijanie już prześladują Tommy’ego (kiedyś Tore), spokojnego męża, ojca i dostarczyciela pizzy, a Olaf odnalazł swój miecz… W Norwegii chyba szykuje się religijna wojna, a ja chętnie dałabym szansę kolejnemu sezonowi.

*
Orange Is the New Black, sezon 7, Netflix

W siódmym i ostatnim odcinku tego serialu, którego już nie będę tu streszczała, jednym z najważniejszych problemów jest sytuacja niezalegalizowanych lub tracących z jakiegoś powodu zielone karty imigrantów. Znane widowni serialu więzienie w Litchfield zaczyna zarządzać ośrodkiem deportacyjnym. Ale jest to zarządzanie właściwie iluzoryczne, bo w istocie władzę sprawują tu służby federalne realizujące politykę rządu. I to, co oglądamy, jest dość straszne: przeludnienie, brak kontaktu ze światem zewnętrznym, rozdzielanie małżeństw, rodziców i dzieci, brak pomocy prawnej, nadużycia sądowe.


Jedna z drastyczniejszych sytuacji to odmowa dokonania aborcji u zgwałconej (w drodze do Stanów) kobiety. W pewnym momencie pada zdanie wypowiedziane przez jedną z zagrożonych deportacją kobiet: żyjemy w faszystowskim kraju rządzonym przez dyktatora. I trudno nie odnieść wrażenia, że taka również jest opinia twórców serialu.

Ale to nie wszystkie ważne i aktualne społecznie tematy, które obsługuje ten serial.

Jest też #metoo. Joe Caputo, były dyrektor więzienia (lubimy go), zostaje oskarżony o sprawę sprzed lat – zwolnienie z pracy niezbyt fajnej strażniczki, wobec której miał seksualne zamiary. A teraz dopuścił się wobec niej „seksualnego czynu”, w istocie chodzi o pomyłkę, jest niewinny. Za sprawą oskarżeń nie może już prowadzić bardzo przydatnych zajęć psychoterapeutycznych dla osadzonych. Ale – w końcu to popularny serial i poprawnie musi być – Caputo szczerze przyznaje się do błędu: tak, wykorzystał władzę i chodziło o seks, rozumie, że powinien odejść.

Kolejny istotny problem to sytuacja postpenitencjarna. Brak pomocy dla byłych więźniów, kontrola nad zwolnionymi warunkowo. Historie, które łatwo możemy sobie wyobrazić, pokazujące, czemu duża część zwolnionych wraca do więzienia. Tu zaskoczyła mnie jedna informacja – zwolnieni warunkowo z własnych środków muszą opłacać pracę swoich kuratorów.

Orange Is the New Black: Prywatne jest bardziej polityczne

Są też oczywiście kwestie rasowe – nowa czarna dyrektorka więzienia (zatrudniona, bo to się opłaca), która przegra wojnę z prywatnym korpo zarządzającym. Niesprawiedliwie skazana na dożywocie czarna kobieta, która walczy o apelację…

Tyle o problemach ogólnych, które oczywiście przekładają się na losy znanych bohaterek oraz wszystko, co sprawia, że może chcecie się dowiedzieć, co się z nimi stało.

Dwa dożywocia i krótsze wyroki

Dzieje się to gdzieś w Ameryce albo na świecie. Ale też w naszych netfliksach i habeosach. Ponad połowa Polaków ogląda seriale w sieci. I są one, ogólnie rzecz biorąc, liberalne i politycznie poprawne. Ciekawa jestem, jaki może mieć to wpływ na poglądy oglądających. Czy to tylko tło, do pominięcia, czy jakoś jednak sączy się w umysły?

W internetowych komentarzach do omawianego na naszej stronie serialu Rok za rokiem zauważyłam, że nie dla wszystkich jest to niekontrowersyjne i jednak budzi czujność konserwatystów. Jest więc trochę ujadania, że tylko jeden z głównych bohaterów tego serialu jest białym, heteroseksualnym mężczyzną, i jeszcze okazuje się sukinsynem. Fakt, reszta to gej, lewicowa aktywistka i lesbijka, transseksualne dziecko, czarna kobieta, kobieta na wózku, dzieci mieszane rasowo… Ale mam wrażenie, że dla większości widzów, których wciągnęła ta historia jutra, jest to już zupełnie przezroczyste. Nie chcę tu wyciągać zbyt daleko idących ani zbyt optymistycznych wniosków, jednak myślę, że jest to jakaś przeciwwaga dla konserwatywnej kontrrewolucji PiS.

„Rok za rokiem” – przerażająca przyszłość, która czai się za rogiem

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij