Gdy w 1931 roku doszło do tragicznych wydarzeń na uniwersytecie i poza nim, początkiem corocznego rytuału przemocy stało się wejście nieżydowskich studentów do prosektorium z pytaniem: „Czy studenci Żydzi pracują na noworodkach chrześcijańskich?”. Pytanie to wkrótce zaczęło funkcjonować jak okrzyk pogromowy.
„Sprawa trupów żydowskich” po raz pierwszy została podniesiona w 1921 roku w Wilnie, lecz jej swoista popularność spowodowała, że rozprzestrzeniła się też na inne uniwersytety międzywojennej Polski. Tylko co właściwie znaczyło to enigmatyczne określenie? Wyrażeniem „afera trupia” opisywano doroczną przemoc antyżydowską zbudowaną na legendzie o rzekomym mordzie rytualnym. Ów rzekomy mord miał dotyczyć profanacji hostii przez Żydów, a w wersji bardziej współczesnej również profanacji rozumianej jako okaleczanie, ćwiartowanie i upuszczanie krwi z ciała chrześcijańskiego, szczególnie z ciała dziecka.
Dziecko w nauce Kościoła katolickiego utożsamiane jest bowiem z czystością i brakiem grzechu. Społeczność chrześcijańska otaczała więc szczególną ochroną ochrzczone noworodki. Uniwersytecka przemoc zbudowana na tej legendzie polegała na blokowaniu studentom i studentkom żydowskim dostępu do uczelnianego prosektorium, by w ten sposób uniemożliwić im pracę na preparatach oznaczonych jako „ciała chrześcijańskie”.
Getto ławkowe: „Szanowny Panie Kolego, przesyłam do wglądu, tak sprawę rozwiązaliśmy w Warszawie”
czytaj także
Przekonanie o prawdziwości legendy było tak silne, że nie tylko przetrwało całe dwudziestolecie, ale jeszcze zyskało popularność w innych ośrodkach akademickich. Gdy zaś w 1931 roku doszło do tragicznych wydarzeń na uniwersytecie i poza nim, początkiem corocznego rytuału przemocy stało się wejście nieżydowskich studentów do prosektorium z pytaniem: „Czy studenci Żydzi pracują na noworodkach chrześcijańskich?”. Pytanie to wkrótce zaczęło funkcjonować jak okrzyk pogromowy, co można dostrzec w dokumentach akademickich.
Zacznijmy jednak od sproblematyzowania dwóch kwestii. Pretekstem do wzniecania corocznej przemocy antyżydowskiej na uczelniach międzywojennej Polski był, jak się zdaje, fakt, że mniejszość żydowska wśród studentów i studentek medycyny podczas zajęć w pracowniach prosektoryjnych pracowała na „ciałach chrześcijańskich”, a przede wszystkim na ciałach chrześcijańskich noworodków. Już od samego początku funkcjonowania uniwersyteckiego prosektorium przyjęte było segregowanie ciał wedle wyznań. Pierwszy dokument uczelniany, który zwracał uwagę na „niedobór” „trupów żydowskich”, podpisany przez kierownika Zakładu Anatomii Opisowej Michała Reichera, powstał już 1 listopada 1921 roku.
Według ustaleń Natalii Aleksiun to właśnie na uczelni wileńskiej po raz pierwszy studenci zwrócili się do wykładowcy z pytaniem o wyznaniowość ciała. Profesor Reicher skierował to pismo do władz wydziału, informując w nim, że studentkom i studentom brakuje preparatów do ćwiczeń. Tekst zredagował jednak w taki sposób, że głównym tematem okazał się nie brak preparatów, ale informacja, że Szpital Żydowski nie dostarcza zwłok uniwersytetowi. Pismo kończył akapit: „Zachodzi obawa, że systematyczne uchylanie się szpitali żydowskich od dostarczenia zwłok, może wywołać niepożądane antagonizmy między słuchaczami”.
Ślad owych „niepożądanych antagonizmów” odnaleźć można w piśmie o kilka dni późniejszym, w którym władze Wydziału Lekarskiego zwróciły się do senatu akademickiego z następującą prośbą:
„Wydział Lekarski na posiedzeniu swem w dniu 7.XII.21 r. uchwalił wystąpić do Senatu z wnioskiem o zwrócenie się do a/ Magistratu i do b/ Wydziału Zdrowia przy Departamencie Spraw Wewnętrznych z prośbą o wywarcie presji na szpitale żydowskie, aby narówni ze szpitalami chrześcijańskimi dostarczali zwłoki do prosektorjum przy Zakładzie Anatomii Opisowej. Akcja ta wymaga prędkości załatwienia wobec stanowiska jakie zajęła chrześcijańska młodzież studencka w stosunku do grupy żydowskiej, stanowisku mogącego łatwo doprowadzić do niepożądanych powikłań”.
Rektor Uniwersytetu Stefana Batorego otrzymał pismo z Sekcji Zdrowia Wileńskiego Zarządu Miejskiego już 19 grudnia. Było ono odpowiedzią na odezwę, którą 14 listopada, a więc trochę ponad miesiąc wcześniej, sformułował lekarz naczelny miasta Wilna, po zasięgnięciu opinii w Związku Lekarzy Izraelitów. Powołał się w niej na informacje zawarte w tymże piśmie. Związek Lekarzy w odpowiedzi poinformował o uchwale podjętej podczas zebrania członków, że dostarczanie ciał do prosektorium jest „rzeczą doniosłej wagi; dlatego też stoi na stanowisku bezwzględnego popierania w tym względzie prosektorjum na ile to leży w jego mocy”.
czytaj także
W dalszej części pisma związek usprawiedliwiał się z dotychczasowego niedostarczania przez szpital ciał do ćwiczeń dla studentów USB, tłumacząc to bądź tym, że prawie zawsze po ciała zmarłych ktoś się zgłaszał, bądź błędną identyfikacją ciał jako nieżydowskich. W tym miejscu zaznaczono, że błąd tego rodzaju bierze się z przekonania, że „wszystkie te zwłoki niewiadomego pochodzenia jako też te, które podlegają sekcji sądowo-lekarskiej odsyła się wyłącznie do szpitala św. Jakóba niezależnie od narodowości i wyznania zmarłego”. A więc z przypisywania wyznania chrześcijańskiego automatycznie wszystkim zmarłym pochodzącym spoza szpitali żydowskich.
Sposobem na poradzenie sobie z tym „przykrym, acz możliwym błędem” był okólnik Ministerstwa Zdrowia Publicznego. Należy zwrócić uwagę, że choć Wilno nie leżało wówczas w granicach Polski, to dokument został przesłany do tamtejszego Urzędu Zdrowia Publicznego. Regulował on kwestię sprowadzania zwłok ludzkich do prosektoriów uniwersyteckich, począwszy od zasad dotyczących sposobu transportu ciał i wymaganych dokumentów, aż po regulacje odnoszące się do prowadzenia wykazu zwłok. Przedostatni, dziesiąty punkt okólnika precyzował to następująco:
„Zarówno kierownik zakładu wysyłającego, jak i kierownik zakładu odbierającego zwłoki, powinni prowadzić dokładny wykaz zwłok wysłanych, względnie odbieranych, z wyszczególnieniem imienia, nazwiska, wieku, wyznania, dnia zgonu, przyczyn zgonu i dnia wysłania, względnie odbioru”.
Okólnik ministerialny swoją mocą prawną nadawał więc zwłokom wyznanie. Wysuwane zatem przez polską większość żądanie dostarczania ciał proporcjonalnie do liczby żydowskich studentek i studentów medycyny, używających tychże preparatów podczas ćwiczeń, było faktycznie żądaniem ustanowienia pierwszego oficjalnego numerus clausus na uniwersytecie, tyle że dotyczącego nie studiujących, ale ciał do ćwiczeń.
Kolejna duża seria wystąpień antyżydowskich związanych z preparatami do ćwiczeń z anatomii miała miejsce w roku akademickim 1926/1927, choć już lata poprzednie wskazywały na możliwą eskalację. Na początku października 1926 roku do dziekanatu Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Stefana Batorego zaczęły napływać podania12 studentów – jak to się pojawia w dokumentach uczelnianych – „chrześcijan” poszczególnych roczników o bardzo podobnej treści. Pisma te wyrażały poparcie dla słuchaczek i słuchaczy drugiego roku, którzy wyszli z żądaniem ustanowienia numerus clausus dla zwłok w prosektorium:
„My Medycy chrześcijanie IIgo Kursu, łącznie z usilnem i jednolitem poparciem Igo Kursu mamy zaszczyt zwrócić się z gorącą prośbą do Pana Dziekana, o zajęcie przychylnego stanowiska w sprawie przeprowadzenia zasady dostarczania do prosektorjum zwłok żydowskich, procentowo do ilości studentów wyznania mojżeszowego na pierwszych dwóch kursach.
czytaj także
Prośbę swoją motywujemy tem, że w ubiegłym roku akademickim w prosektorjum brakowało zwłok niezbędnych do studjów, co wpłynęło ujemnie na ciągłość pracy, gdyż wielu Kolegów mimo, że preparowali noworodki, nie odbyło normalnej ilości preparatów. W roku bieżącym sprawa powyższa znacznie się pogorszyła, obecny stan rzeczy narazi nas na zwłokę i poważnie utrudni pracę, bądź ją dla większości uniemożliwi, ze względu na przewidziane opłaty na pokrycie kosztów, związanych ze sprowadzeniem brakujących zwłok z miast innych. Uważamy przytem, że dzieje się nam wielka krzywda moralna, wynikająca z przekonania, jakoby tylko chrześcijańskie zwłoki miały służyć do celów szerzenia i zgłębiania wiedzy medycznej, zwłaszcza w Wilnie, gdzie społeczeństwo wyznania mojżeszowego przypuszczalnie nie jest liczebnie mniejsze od chrześcijańskiego.
Niejednokrotne starania i pertraktacje w tej sprawie z kolegami [I]zraelitami w roku ubiegłym, pomimo iż wyczerpane zostały wszystkie tego rodzaju środki nie doprowadziły do pożądanych wyników, z powodów solidarnego i nieprzejednanego oporu miejscowego społeczeństwa żydowskiego. Mając też na względzie fakty, iż na wydziałach lekarskich innych uniwersytetów polskich (Warszawa, Lwów) zasada ta została przeprowadzona dzięki poparciu władz wydziałowych, przy zdecydowanej postawie młodzieży chrześcijańskiej, jesteśmy niezłomnie przekonani iż władze wydziałowe przychylnie dla nas załatwią tę sprawę”.
Informacja o „krzywdzie moralnej” pojawiła się także w piśmie Koła Medyków USB adresowanym do władz wydziałowych: „Jednocześnie zaznaczamy, iż przekonanie, jakoby tylko zwłoki chrześcijańskie miały służyć jako materiał do szerzenia wiedzy lekarskiej, jest moralną krzywdą wyrządzoną społeczeństwu chrześcijańskiemu”. W archiwum uniwersyteckim brak jednak odpowiedzi, którą władze wydziałowe wysłały studentom domagającym się numerus clausus zwłok żydowskich w prosektorium uczelni.
Znaleźć można natomiast odpis pisma wysłanego do kierownika Zakładu Anatomii Opisowej, profesora Michała Reichera, przez walne zebranie studentów chrześcijan pierwszego i drugiego roku medycyny w obecności przedstawicieli trzeciego, czwartego i piątego roku. W piśmie tym zawarto informację o uchwale powziętej jednomyślnie przez tę nowo powołaną grupę:
„Wobec faktu, iż Pan Dziekan Wydziału Lekarskiego podjął się załatwienia wszczętej przez nas sprawy zwłok żydowskich, co wymaga pewnego czasu, Walne Zebranie studentów chrześcijan uchwaliło: usilnie prosić Pana Profesora o otwarcie Prosektorjum tylko dla studentów chrześcijan, do chwili otrzymania zgodnej z naszemi życzeniami, zawartemi w rezolucjach złożonych Panu Dziekanowi przez przedstawicieli wszystkich kursów, odpowiedzi Pana Dziekana. W razie niemożliwości uwzględnienia powyższej prośby, zgodnej z uchwałą naszą, prosimy Pana Profesora o niedopuszczenie do Prosektorjum również kolegów-[Ż]ydów, abyśmy nie byli zmuszeni do pilnowania ich u wejścia do gmachu, względnie do usuwania w razie wejścia ich do Prosektorjum wbrew naszej woli i decyzji”.
Ten ciekawy i powtarzający się zwrot dyskursywny, akcentujący „konieczność reakcji”, a wyrażony słowami „abyśmy nie byli zmuszeni”, przenosi ciężar przemocy z akcji na reakcję. Ponadto jest też działaniem, które Natalia Aleksiun nazywa sprawą wyobrażonej samoobrony polskiej (nieżydowskiej) i współzawodnictwa ekonomicznego. Celem tego swoistego odwrócenia przyczyn i skutków oraz przedstawiania przemocy jako „naturalnej” kolei rzeczy i odpowiedzi na sam fakt pojawienia się „kolegów-[Ż]ydów” w budynkach akademickich jest zmiana pozycji negocjacyjnej grupy dominującej z agresorów w obrońców jej najwyższych wartości, czyli polskości o charakterze narodowym i etnoreligijnym.
„Orlęta. Grodno ’39”: Antysemici niegroźni, momentami sympatyczni
czytaj także
Poza dominacją symboliczną stawką w owej grze staje się fizyczne przebywanie w murach uczelni, a sam akt domagania się segregacji etnicznej w kontekście pracy na preparatach stanowi kolejny (po oznaczeniu wyznania ciał do ćwiczeń oraz żądaniu dostarczania ciał w liczbie odpowiedniej do procentu żydowskich studentek i studentów na Wydziale Lekarskim) krok w kierunku wprowadzenia urzędowej segregacji etnoreligijnej. Roszczenia te były więc de facto żądaniem wprowadzenia na wydziale getta ławkowego, tyle że wówczas – w drugiej połowie lat 20. – ograniczały się do pracy w prosektorium.
Pisząc w tym kontekście o getcie ławkowym, mam na myśli fizyczne rozdzielenie przestrzenne studiujących. Przyjmuję więc, że ciała do ćwiczeń (lub fragmenty tych ciał), leżąc na osobnych specjalnych stołach, dzieliły prosektorium na część żydowską i nieżydowską. Warto jednak zaznaczyć, że tym samym po raz kolejny niewidocznymi uczyniono mniejszości narodowe i etniczne inne niż żydowska.
W odpowiedzi na pismo studentów profesor Michał Reicher nie wyraził zgody na otwarcie prosektorium jedynie dla studentów nieżydowskich. Przedstawiając sprawę rektorowi, stwierdził, że widzi konieczność dołożenia starań, by dostarczono różne ciała do ćwiczeń anatomicznych, zaznaczył natomiast, że:
„jako profesor winienem traktować wszystkich zaimatrykulowanych studentów jednakowo, zaś jako kierownik zakładu nie mogę dopuścić do zaburzeń na terenie powierzonego mi zakładu. Nie będąc powołanym do rozstrzygania konfliktów, powstałych na tle wyznaniowem między studentami, zwracam się do władz Uniwersyteckich z prośbą o załatwienie powyższego zajścia”.
Postawę Michała Reichera uznać można za zniuansowaną, gdyż z jednej strony wystąpił przeciw żądaniom większości, z drugiej zaś decyzję oraz odpowiedzialność za jej podjęcie przeniósł na władze uniwersyteckie. Należy przy tym podkreślić, że profesor Reicher był jedną z nielicznych osób, które sprzeciwiały się segregacji uniwersyteckiej, motywując to moralnym obowiązkiem wykładowcy traktowania studentów jednakowo.
Rondo Dmowskiego, czyli skąd przybywa poseł Braun i skąd przybywają polscy faszyści?
czytaj także
Motywacje te nie trafiały jednak do nieżydowskich studentów, gdyż przypisywano Reicherowi chęć zadbania o interesy „grupy własnej”. Równość tymczasem nie była prawem, które przysługiwałoby automatycznie wszystkim studiującym. W 1926 roku studentki i studenci żydowscy złożyli na ręce rektora pismo protestacyjne z żądaniem prawnego zapewnienia przysługującej im równości. W odpowiedzi rektor skierował sprawę do rozpatrzenia przez senat akademicki. Postanowiono wówczas relegować prezesa i wiceprezesa Koła Studentów Medyków Żydów za „niedopuszczalny w stosunku do Władz Akademickich i wykraczający przeciwko obowiązkowi posłuszeństwa i poszanowania względem tych Władz ton”. Przewodniczącego Dawida Sztulmana relegowano na trzy lata, a wiceprzewodniczącego Ilję Janowskiego na rok.
Ogół przemocy antyżydowskiej obserwowany w tych kilku zrywach prowadzi do wniosku, że oznaczanie wyznania preparatów do ćwiczeń z anatomii było pierwszym krokiem do wypracowania modelu segregacji i jej stopniowego wprowadzania. Można więc uznać, że połączenie tych kilku koncepcji wykluczeń – nadania wyznania ciałom, żądania numerus clausus oraz wprowadzenia obowiązku pracy na preparatach przedstawicieli własnej grupy – stało się koniecznym warunkiem pełnego wykluczenia studentek i studentów żydowskich ze społeczności akademickiej. Wyznaczanie zaś studentkom i studentom żydowskim osobnych ławek nie zaczęło się w 1935 roku, jak wskazywała Zofia Trębacz, ale znacznie wcześniej.
Opisane wyżej wydarzenia nie należały też do ostatnich. Wyobrażona konieczność ochrony ciał chrześcijańskich noworodków połączona z nieustannie podnoszonym przez grupę większościową larum o niedoborze żydowskich ciał do ćwiczeń medycznych, a także postulat rozdzielności pracy na preparatach, którym przypisane wyznanie odpowiadało wyznaniu grupy własnej, wywodzą się z założenia, że ciało żydowskie różni się od ciała chrześcijańskiego. Przez grupę dominującą ciało żydowskie opisywane jest zawsze w odniesieniu do chrześcijańskiego, więcej – w opozycji do niego. Wyobrażone ciało żydowskie jest więc bardziej lub mniej „inne” niż chrześcijańskie, poszczególne jego fragmenty są większe lub mniejsze, bardziej zakrzywione albo ciemniejsze.
Maria Janion podkreśla, że w optyce chrześcijańskiej z uwagi na odmienną (od chrześcijańskiej) wiarę „fałszywy” był nie tylko sam Żyd, ale też jego ciało. Badaczka zwraca uwagę na to, że męskiemu ciału żydowskiemu nadawano kobiece cechy płciowe:
„Jest to jeden z kluczy do odpowiedzi na pytanie, dlaczego w rasistowskim antysemityzmie obrazy seksualne ogrywają ogromną rolę; gdy „Żydowi” zostają przypisane kobiece elementy, to co go różni od chrześcijanina – od Aryjczyka, od biologicznego chrześcijanina – staje się fizjologiczną, to znaczy widzialną różnicą. Nie tylko dlatego, że w chrześcijaństwie (podobnie jak już w arystotelesowskim antyku) „ciało” ucieleśnia „materię”, która zostaje przeciwstawiona męskiej idealności, duchowości. Poprzez przypisanie do kobiecości staje się „Żyd” postacią z mięsa i krwi. Z „duchowego” przeciwieństwa „Żyd” przekształca się więc w cielesnego innego, gdyż przyporządkowana mu zostaje kobiecość, to znaczy kobieca „cielesność” i biologiczna „inność” kobiety”.
Policja murem za Jaszczurem? O obojętności wobec przestępstw z nienawiści
czytaj także
Owa „fałszywość” ciała żydowskiego czyniła je więc w oczach chrześcijan niegodnym bycia nawet preparatem do ćwiczeń studentów w zakładach anatomii. Dlatego też, jak sądzę, bardzo szybko studenci i studentki nieżydowscy sformułowali postulat rozdzielenia preparatów, tak by przypisana preparatom wyznaniowość odpowiadała wyznaniowości osób na nich pracujących. W procesie tym pominięto całkowicie grupy etniczne oraz religijne inne niż żydowska, a także osoby bezwyznaniowe. Przemoc antysemicka na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie nie skończyła się więc w 1927 roku, swoją kontynuację miała w latach 30. To właśnie wtedy antysemicki postulat rozdzielności miejsc w przestrzeni uniwersyteckiej, dotąd ograniczony do martwych ciał, został rozszerzony o osoby żywe.
W omawianej tu „aferze trupiej” chodzi jednak o coś więcej, mianowicie o świętość i nieskazitelność ciała chrześcijańskiego. Ciało chrześcijańskie jest prezentowane i przedstawiane jako niezwykle kruche i podatne na działania niepożądane z zewnątrz, które mogą wpłynąć negatywnie na jego czystość. Ciało żydowskie zaś jest tym, które jest w stanie – używając kategorii Mary Douglas – zbrukać ciało chrześcijańskie podczas ćwiczeń prosektoryjnych. I może to zrobić na dwa sposoby.
Po pierwsze, jako obiekt do ćwiczeń. Przyszli lekarze i lekarki, otrzymując do ćwiczeń ciało żydowskie, w swoim wyobrażeniu już na wstępie są oszukiwani. Ciało żydowskie uznają bowiem za falsyfikat, gorszą wersję oryginału, tanią podróbkę. Wyobrażeniowo nosi ono, jak zauważa Maria Janion, inne cechy, gorsze od cech ciała chrześcijańskiego. Nie jest pełnym ciałem samym w sobie, tylko jego wariantem. Mając taki „materiał”, chrześcijańscy studenci i studentki nie mogą więc w pełni zdobyć właściwej wiedzy, gdyż zamiast pełnoprawnego ciała otrzymują atrapę.
Po drugie natomiast – co jest również spójne z ustaleniami Natalii Aleksiun – ciało może zbezcześcić także osoba ćwicząca. Pochylona z nożem nad ciałem chrześcijańskim, sprawia wrażenie oprawcy. Trup jest zaś bezbronny. Poza tym, jeśli jest to ciało dziecka, skojarzenie z mordem rytualnym włącza się w imaginarium większościowym niejako automatycznie.
czytaj także
W moim przekonaniu ta chrześcijańska niechęć podszyta jest czymś jeszcze. Wyobrażenie to przypomina po raz kolejny efekt inwersji projekcyjnej, o którym pisze Joanna Tokarska-Bakir, z tą jednak różnicą, że następuje nie zjudaizowanie religijnych rytuałów chrześcijańskich, ale chrystianizacja elementów judaizmu, dokładnie rzecz ujmując: jednej z reguł halachy, jaką jest koszerność. Otóż studenci i studentki chrześcijańscy w prosektorium uniwersyteckim, choć nie tylko tam, przyjmują i wcielają w życie jedną z judaistycznych możliwości utraty czystości przez ciało własne, w tym przypadku przez kontakt z ciałem niekoszernym.
Celem samym w sobie staje się więc zarówno unikanie kontaktu z ciałem do ćwiczeń, jak i wyobrażona obrona ciał chrześcijańskich w postaci preparatów przed obcym dotykiem mogącym symbolicznie zdjąć czystość ciała. Projekcja ta połączona z legendą o krwi daje mocno, bo podwójnie związany pakiet wyobrażeń i uprzedzeń. Węzeł ten zbudowany w sferze symbolicznej z elementów najsilniej konstytuujących jedność grupy, jak wspólna religia i wspólna narodowość, sprawia wrażenie nierozerwalnego.
*
Fragment książki Po lewej stronie sali. Getto ławkowe w międzywojennym Wilnie, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
**
Natalia Judzińska – kulturoznawczyni, aktywistka, doktorka nauk humanistycznych. Adiunktka w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. Naukowo zajmuje się międzywojennym antysemityzmem na uczelniach wyższych i Zagładą oraz materialnym wymiarem trwającego na polsko-białoruskiej granicy kryzysu humanitarnego. Współinicjatorka grupy Badaczki i Badacze na Granicy, zajmującej się dokumentacją i naukowym opracowaniem tegoż kryzysu. Współtwórczyni kliku nieformalnych grup artystycznych i aktywistycznych. Od października 2021 niesie pomoc humanitarną ludziom w drodze na granicy polsko-białoruskiej