Czytaj dalej, Weekend

Historia w czasie teraźniejszym, czyli jak Hilary Mantel odnowiła powieść historyczną

Zmarła 22 września brytyjska pisarka Hilary Mantel wydała 12 powieści, dwa zbiory opowiadań, opublikowała niezliczoną ilość esejów i recenzji. W historii brytyjskiej i światowej literatury zapisze się jednak przede wszystkim jako autorka trylogii przedstawiającej fantastyczną karierę Thomasa Cromwella, doradcy i sekretarza Henryka VIII, w latach 30. XVI wieku jednego z najbardziej wpływowych ludzi w Anglii.

Trylogia okazała się – zwłaszcza w Wielkiej Brytanii – wielkim czytelniczym i krytycznym sukcesem. Jej dwie pierwsze części – W komnatach Wolf Hall (2009) i Na szafocie (2012) – otrzymały Nagrodę Bookera, najbardziej prestiżową coroczną nagrodę literacką w anglojęzycznym świecie. Razem z zamykającym trylogię Lustrem i światłem (2020) trzy powieści wielokrotnie chwalono jako dzieła odnawiające konwencję wysokoartystycznej powieści historycznej – Mantel pokazała, że ten gatunek nie jest martwy, że także poza obiegiem popularnym warto sięgać po historię w literaturze, by powiedzieć coś istotnego nie tylko o przeszłości, ale też o teraźniejszości.

Antybohater na nasze czasy

Mantel zabiera nas w swojej powieści w okres angielskiej historii, o którym, jak mogłoby się wydawać, nic nowego tak naprawdę nie da się już powiedzieć. W czasy panowania Henryka VIII, wielokrotnie przedstawione przez popkulturę, nieustanie zainteresowaną burzliwym małżeńsko-politycznym życiem monarchy i nieszczęśliwym losem jego wybranek.

W powieściach Mantel pojawiają się postaci znane nam z tych opowieści. Wszechwładny kardynał Wolsey, który traci wpływy i władzę, gdy nie jest w stanie zapewnić Henrykowi rozwodu z Katarzyną Aragońską. Anna Boleyn, której udaje się zmusić Henryka, by uczynił ją pełnoprawną królową – tylko po to, by skończyć na szafocie trzy lata po koronacji. Thomas More, autor Utopii, stracony za odmowę uznania Henryka za głowę angielskiego Kościoła, za co zostanie później przez Kościół katolicki uznany za świętego. Jest wreszcie sam Henryk, jego dwór, najwyżsi urzędnicy królestwa, pierwszy i drugi garnitur establishmentu czasów Tudorów.

Czarna Anna Boleyn? Czemu nie. Czarny Kazimierz Wielki też nie byłby złym pomysłem

U Mantel postaci te nie są jednak obsadzone w melodramacie w historycznym kostiumie, tylko w okrutnym teatrze historii, w sztuce, która po szekspirowsku jest „opowieścią idioty, pełną wściekłości i wrzasku”, gdzie nikt tak naprawdę do końca nie wie, jaką rolę ma odgrywać i jaki jest scenariusz całości – bo stary średniowieczny porządek każdemu wyznaczający rolę wedle stanu i urodzenia właśnie zaczyna przekształcać się w coś zupełnie innego, choć nikt jeszcze nie wie dokładnie w co.

Pisarka obsadza przy tym bohaterów tej sztuki wbrew temu, jak postrzegały ich wcześniejsze narracje – na czele z samym Cromwellem. Wokół tej postaci narosła czarna legenda – fabrykowana głównie przez autorów o prokatolickich sympatiach – przedstawiająca szesnastowiecznego męża stanu jako pozbawionego skrupułów sługę królewskiej tyranii, dosłownie po trupach dążącego do swoich politycznych celów, instrumentalnie naginającego prawo, by służyło jako instrument politycznej przemocy.

W ten sposób przedstawia Cromwella Oto jest głowa zdrajcy (A Man for All Seasons), sztuka Roberta Bolta z 1954 roku, mistrzowsko przeniesiona na ekran przez Freda Zinnemanna dwanaście lat później. Zarówno film, jak i sztuka są hagiografią jednej z ofiar polityki Cromwella – Thomasa More’a, przedstawionego jako postać bez skazy, która płaci życiem za to, że pragnie pozostać wierna swojemu sumieniu.

W swojej trylogii Mantel odwraca perspektywę. W Komnatach Wolf Hall More przedstawiony jest jako ponury religijny fanatyk, który, gdy tylko dostaje do ręki narzędzia władzy, z pełną determinacją używa ich do okrutnych prześladowań ludzi, którym sumienie nakazuje interpretować religię inaczej niż jemu samemu. W swoim pragnieniu męczeństwa, teatralnym umartwianiu się, włosiennicy noszonej pod koszulą More z Wolf Hall wypada czasem wręcz kuriozalnie – choć jego życie i polityczno-religijna gra kończą się autentyczną, przerażającą tragedią.

Cromwell z kolei nie jest u Mantel karykaturą pozbawionego skrupułów łotra, ale postacią niezwykle wprost skomplikowaną i złożoną. Bez wątpienia jest osobą bezwzględną, nieodstawiającą nogi w politycznej walce. Na przestrzeni trylogii wielokrotnie widzimy, jak sprawnie potrafi manipulować ludźmi i prawem, przekupywać przekupnych i zastraszać strachliwych. W Na szafocie uruchamia intrygę, która prowadzi do skazania Anny Boleyn na śmierć i powoduje polityczną destrukcję jej rodziny.

A jednocześnie Cromwell jest czułym ojcem, wiernym przyjacielem, kimś, kto potrafi zachować lojalność i zrobić bardzo wiele dla osób, które popadły w polityczną niełaskę i od których większość dawnych znajomych taktycznie się odsunęła – w dwóch ostatnich częściach trylogii taką osobą jest Maria Tudor, córka Henryka i Katarzyny, późniejsza monarchini, w Wolf Hall kardynał Wolsey. Cała wymierzona w Boleynów intryga Cromwella z Na szafocie jest tyleż elementem politycznej gry – i walki o przetrwanie – królewskiego sekretarza, co zemstą za upadek Wolseya, za który główną odpowiedzialność ponoszą właśnie Anna Boleyn i jej rodzina.

Choć przesadą byłoby nazwanie Cromwella z trylogii renesansowym humanistą, to bez wątpienia jest on osobą zainteresowaną umysłowym i artystycznym życiem epoki, zwłaszcza religijną reformą, do której sam się skłania, choć obcy jest mu ewangeliczny ogień, a bliska idea religijnej tolerancji. Cromwell jest też z pewnością efektywnym administratorem, pragnącym nie tylko usprawnić machinę tudorowskiego państwa, ale także sprawić, by lepiej służyło ono dobru wspólnemu – choć ci, którzy rozumieją je inaczej niż on, kończą czasem tragicznie.

Słowem, Cromwell przypomina złożonych antybohaterów najlepszych seriali złotego wieku telewizji, w typie Tony’ego Soprano. Mantel przedstawia tę postać sprzed pięciu wieków jako kogoś, kto potrafi mówić naszym współczesnym językiem.

Królowa Elżbieta II nie żyje. Jaka przyszłość czeka monarchię?

Historia w obrazach

Cromwell prowadzi nas przez narrację wszystkich części trylogii, znajduje się w centrum każdej opisywanej sceny. Narrator cały czas pozostaje bardzo blisko niego, na ogół nie wie o świecie przedstawionym więcej niż królewski sekretarz. Czasem pozwala nam zajrzeć do jego głowy, relacjonuje jego myśli, ale wiele z nich pozostaje ukrytych przed czytelnikiem. Mantel prowadzi narrację w czasie teraźniejszym, historia rozgrywa się na naszych oczach, tak jakby to, co właśnie się dzieje, relacjonował nam ktoś stojący obok Cromwella. Podobnie przedstawiane są retrospekcje z przeszłości głównego bohatera.

Thomas Cromwell
Portret Thomasa Cromwella, Hans Holbein młodszy, 1532–1533

Narracja wszystkich trzech części składa się z luźno powiązanych ze sobą scen, które zanurzają nas w świat przedstawiony, zarzucają szczegółami na jego temat. Gdyby Mantel była reżyserką filmową, posługiwałaby się głównie zbliżeniami. Colin Burrow w swojej recenzji Na szafocie dla „London Review of Books” porównuje crowmellowskie powieści Mantel do serii ożywionych obrazów – niektóre z opisywanych przez pisarkę scen wyraźnie inspirowane są zresztą obrazami Hansa Holbeina, niemieckiego malarza pracującego na dworze Henryka VIII, który pozostawił po sobie całą serię wybitnych portretów najważniejszych przedstawicieli angielskiej elity z czasów panowania tego monarchy.

Taka rozbita na ożywione obrazy narracja jest mocno fragmentaryczna – co ma głębokie znaczenie dla tego, jak brytyjska pisarka postrzega historię i zadania powieści historycznej. „Zawsze zastanawiało mnie, jak «przeszłość» zmienia się w «historię» – kiedy zastyga jak galaretka, przyjmując formę, którą mogą skonsumować ci, który nigdy nie byli świadkami wydarzeń z przeszłości, a nawet urodzili się długo po ich zakończeniu” – pisała Mantel w tekście dla „New Statesman”. W swoich powieściach Mantel próbuje uchwycić przeszłość jeszcze niezastygłą w historię, historię w czasie teraźniejszym. Interesuje ją to, co na marginesie, co uciekło z późniejszym historycznych narracji. Skupiając się na fragmentach, pokazuje bohaterów niezdających sobie sprawy z historycznego znaczenia wydarzeń, w których biorą udział.

HiT i podręcznik prof. Roszkowskiego to nie problem, tylko symptom

Tytułowy Wolf Hall – dwór rodziny Seymourów, z której pochodzi Jane, kolejna po Annie Boleyn żona Henryka – nie jest wcale głównym miejscem akcji pierwszej części trylogii, pojawia się w niej w kilku wzmiankach, na marginesie. Nikt z bohaterów nie zdaje sobie jeszcze sprawy, jak spotkanie Henryka VIII z Jane w tej rodowej siedzibie, zmieni prywatne życie monarchy i historię Anglii.

Lustro i światło przedstawia w wielkim zbliżeniu ostatnie miesiące życia Cromwella, gdy wszyscy wrogowie polityka ostatecznie mobilizują się, by skończyć z nim raz na zawsze, a monarcha, który tak wiele zawdzięczał swojemu słudze, ulega podszeptom jego wrogów. Choć sygnały, że koło fortuny się odwraca, są coraz wyraźniejsze, Cromwell ich nie dostrzega albo nie chce dostrzegać, sens tego, co zdarzyło się w ostatnich tygodniach jego życia, rozumie dopiero wtedy, gdy jest już za późno.

Syn swojej klasy

Inscenizując narrację jako serię fragmentów, których znaczenia biorący w nich udział bohaterowie nie rozumieją, Mantel pokazuje, że ludzie tworzą swoją historię, ale nie robią tego świadomie. Co nie oznacza, że ich działania nie składają się na wielkie historyczne trendy i procesy. W trylogii Mantel takim procesem jest rozkład feudalnego świata i narodziny zupełnie nowego porządku społecznego.

Cromwell jest reprezentantem tych nowych sił. Cała jego życiowa droga pokazuje, że stary świat, z jego hierarchiami opartymi na urodzeniu, odchodzi w przeszłości, otwierając przestrzeń dla nowych ludzi. Cromwell nie ma przodków, którymi mógłby się pochwalić na dworze. Jego ojciec jest kowalem, zajmującym się także warzeniem piwa. W komnatach Wolf Hall zaczyna się od sceny z dzieciństwa Cromwella, gdy jego ojciec – mężczyzna z ciężką ręką u ze zbyt słabą głową jak na swoje zamiłowanie do mocnych trunków – krzyczy na syna, by wstał, po tym jaj przewrócił się uderzony przez rodziciela.

Od tego dzieciństwa Cromwell ucieka na kontynent. Historycy do dziś nie są zgodni, co tam dokładnie robił. Najpewniej był żołnierzem najemnym i kupcem, wiemy, że przebywał we Włoszech i Niderlandach. Na pewno w końcu wraca do Anglii, zakłada dobrze prosperującą praktykę prawniczą i staje się człowiekiem kardynała Wolseya, w pewnym momencie drugiej osoby w państwie po monarsze. W komnatach Wolf Hall zaczyna się, gdy Wolsey wypada z łask, a Cromwell, zamiast pójść z nim na dno, ku zaskoczeniu wszystkich z otoczenia Henryka staje się jednym z najbardziej zaufanych ludzi króla.

Historię pisze nam „Pan Historii” czy piszemy ją sami?

Cromwell Mantel nie jest rewolucjonistą. Szuka dla siebie miejsca w starym systemie opartym na tytułach, urodzeniu, władzy króla. Ale jednocześnie próbuje grać w społeczną grę na trochę innych, bardziej własnych regułach. Gdy Henryk proponuje mu w Wolf Hall pomoc królewskich genealogów w odnalezieniu szlachetnie urodzonych przodków, Cromwell odmawia, stwierdza, że żadnych takich nie posiada. Nie chce, by król dopisywał mu pochodzenie – przyjmie później arystokratyczne tytuły, ale za swoje zasługi.

Pisarka pokazuje Cromwella, który wspinając się na kolejne szczeble dworskiej i państwowej kariery, pozostaje w kontakcie z londyńskim City, z mieszczańską społecznością, ze światem pieniądza i nowych stosunków społecznych, zdominowanych przez pieniądz. Jest częścią procesu tworzącego świat, gdzie głos kupca i bankiera będzie musiał zostać w końcu wysłuchany, obok głosu rycerza czy wielkiego właściciela ziemskiego. Ta mieszczańska społeczność, z którą związany jest Cromwell, w przeciwieństwie do katolickich magnatów ma też sympatie skłaniające się ku religijnej reformie. Chce Kościoła, który pozwala czytać im Pismo Święte w ich własnym języku, zostawia więcej przestrzeni na sąd indywidualnego sumienia.

Cromwell pozostaje synem swojej klasy i jak cała ta klasa w szesnastowiecznej Anglii nie bardzo wie, jak chciałby zmienić społeczeństwo. Ale pracując z królem, przejmując z jego upoważnienia kolejne prerogatywy, szuka przestrzeni dla zmiany. W organizacji państwa, Kościoła i sprawie religijnej reformy, w polityce zagranicznej. Wie jednak, jak krucha jest jego pozycja, jak wielu ma wrogów, jak bardzo zależy od łaski króla. W Na szafocie w trakcie turnieju rycerskiego koń przygniata Henryka, monarcha na chwilę traci przytomność, wygląda, jakby stracił życie. Elita królestwa gromadzi się wokół króla złożonego w namiocie. Szykuje się nowe polityczne rozdanie, Cromwell patrzy na twarze ludzi, razem z którymi służył monarsze, i wie, jak niewiele trzeba, by jeszcze tego samego dnia skończył w Tower. Król jednak się budzi, śmierć jeszcze po niego nie przychodzi, gwiazda królewskiego sekretarza jeszcze nie gaśnie.

W jakimś sensie można spojrzeć na Cromwella z trylogii jako na odległego przodka bohaterów Kogo śmierć nie sięgnie (A Place of Greater Safety, 1992) – powieści Mantel poświęconej rewolucji francuskiej. Widzimy ją przez pryzmat trzech bohaterów: Dantona, Camille’a Desmoulins i Robespierre’a. Mantel pokazuje społeczeństwo ancient regime’u, jako zaskorupiałą strukturę, w której dusi się młode społeczeństwo Francji końca XVIII wieku, reprezentowane przez trójkę bohaterów, którzy w momencie wybuchu rewolucji mają około trzydziestu lat, mnóstwo energii i serdecznie dość starych stosunków.

Kogo śmierć nie sięgnie było pierwszą napisaną przez Mantel powieścią, wydawcy nie byli nią jednak zainteresowani, odpowiadali uprzejmie, że w Wielkiej Brytanii nie ma rynku na powieść historyczną. Pisarka musiała najpierw opublikować cztery inne pozycje, by mogła wydać swoją opowieść o rewolucji francuskiej. Kogo śmierć nie sięgnie można czytać jako rozbieg, próbę przed trylogią cromwellowską. Nie wychodzi tu jeszcze wszystko, co udaje się w powieściach o Anglii Tudorów, narracja trochę za bardzo się rozwleka, powieści brakuje skupienia i intensywności, które charakteryzują zwłaszcza najlepsze z trylogii Na szafocie. Ale oba projekty warto czytać razem: bohaterowie Kogo śmierć nie sięgnie są kluczem do zrozumienia Cromwella Mantel i na odwrót.

Laskowski: Historia panów w garniturach

Historia bez wielkiej narracji

Danton, Desmoulins i Robespierre padają ofiarami swojej rewolucji. Cromwell własnego sukcesu – w pewnym momencie jego siły zaczyna obawiać się nawet sam Henryk. Ale choć Cromwell ostatecznie umiera na szafocie, zmienia Anglię, popycha, czy też pomaga popchnąć ją w kierunku przemian, w wyniku których wyspiarski kraj stanie się protestancką monarchią z istotną rolą parlamentu i coraz bardziej kapitalistycznymi stosunkami społecznymi.

Książki Mantel opisujące początek tej drogi ukazywały się w Wielkiej Brytanii w szczególnie burzliwym okresie, gdy brytyjskie społeczeństwo przeszło przez głęboko polaryzującą dyskusję na temat własnej tożsamości i relacji z Europą. Wiemy, jak się ona zakończyła. Zwolennicy brexitu próbowali czasami przedstawić go jako drugą henrykowską reformację, szanse na odcięcie się od kontynentu i pójście własną drogą, ku nowej wielkości.

Choć w trylogii widać, że Mantel sympatyzuje z inklinacjami swojego bohatera ku religijnej reformie – część konserwatywnych krytyków oskarżała pisarkę o antykatolickie uprzedzenia – to zdecydowanie przeciwstawiała się porównania angielskiej reformacji do brexitu. Jej zdaniem głos za brexitem był decyzją społeczeństwa, które nigdy nie zrozumiało swojej historii. Cromwell z trylogii, choć walczy o angielski w kościele, jest postacią na wskroś kosmopolityczną, zerwanie z Rzymem nie oznacza dla niego zerwania z Europą na rzecz angielskiej wyspiarskości, tylko reorientacją na inną niż katolicka Europę: niemieckie księstwa przyjmujące nauki Lutra, czy szwajcarskich humanistów szukających nowych religijnych idei.

Kto nie płacze po Elżbiecie II (i ma dobre powody)

Cromwellowska trylogia przywołuje tzw. wigowską wersję historii Anglii. Głosi ona wyjątkowość wyspiarskiego historycznego doświadczenia wobec historii Europy: historia Anglii miałaby być drogą do uporządkowanej – i dość konserwatywnie rozumianej – wolności, ucieleśnionej w ograniczonej monarchii, władzy parlamentu, wolności gospodarczej i społecznej, żelaznych gwarancjach dla własności prywatnej, wreszcie protestanckiej religii.

Historia Cromwella miejscami wpisuje się w tę narrację, ale tylko pozornie. Rozbita na fragmenty i obrazy historia nie chce bowiem zastygnąć w wielką wigowską lub jakąkolwiek inną narrację. Zbyt wiele jest szczegółów, które do niej nie pasują. Choć musimy dokonywać syntezy, by zrozumieć historyczny proces, choć mit, zmyślenie, plotka, są żywiołem historii, nie warto ufać zbyt łatwym wielkim historycznym narracjom, a już na pewno nie traktować ich jako przewodnika po tej historii, którą wydarza się z naszym udziałem w czasie teraźniejszym – taki wniosek można wyciągnąć z lektury brytyjskiej pisarki.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij