Kraj

Zwalczanie związków zawodowych po polsku

Amerykański Amazon wynajął firmę, która wpłynęła m.in. na to, z jaką częstotliwością przed zakładem zmieniały się światła sygnalizacyjne, bo związek stał na skrzyżowaniach i agitował na swoją korzyść. W Polsce tak ekstremalnie nie jest, ale widać, że wybrane kancelarie prawne przenoszą te doświadczenia na nasz grunt. Rozmowa z Piotrem Krzyżaniakiem i Martą Rozmysłowicz.

Jarosław Urbański: Od kiedy pojawił się w Polsce problem, który możemy określić jako union busting? Przecież wcześniej także prześladowano związki zawodowe.

Piotr Krzyżaniak: Twarda czy miękka walka ze związkami zawodowymi istnieje od początku ich historii. Pracodawcy starali się osłabić siłę organizacyjną pracowników poprzez zwalczanie reprezentujących ich związków zawodowych. Zmieniały się natomiast formy zwalczania. Jeszcze w okresie międzywojennym organizacje związkowe nie były – w sensie prawnym, ustrojowym – zespolone z zakładem pracy, funkcjonowały na zewnątrz. W przedwojennym rozporządzeniu Prezydenta RP o umowie o pracę pracowników umysłowych była mowa o tym, że do regulaminu pracy można zgłaszać uwagi, ale – w przeciwieństwie do analogicznych aktów prawnych dziś – tam nie było przewidziane, że robią to związki zawodowe, ale sami pracownicy. Union busting, jako zwalczenie związków zawodowych metodami prawnymi, nie był tak rozpowszechniony. Uderzano w związki innymi metodami…

Marta Rozmysłowicz: Zdecydowanie to nie jest nowy fenomen. Jeszcze w XIX wieku istniały firmy ochroniarskie jak Pinkerton: strzelali do pracowników, rozbijali strajki, szykanowali działaczy. Natomiast gdy stosunki pracy bardziej się „ucywilizowały”, po Wielkim Kryzysie w 1929 roku i wprowadzeniu ustaw regulujących całą tę sferę, pracodawcy musieli – przynajmniej częściowo – zrezygnować z brutalnych metod zwalczania związków. Wytworzyła się cała branża, która w USA jest znana jako union avoidance industry – sektor usług, który pomagał i pomaga pracodawcy rugować z zakładu związki zawodowe. Te usługi są tworzone m.in. przez kancelarie prawne, ale też psychologów, różnej maści konsultantów itd.

Fast fashion to fast extinction. XR protestuje we Wrocławiu

Kiedy nastąpił moment, w którym te organizacje zaczęły rosnąć w siłę?

M.R.: Po II wojnie światowej, kiedy związki zawodowe miały jeszcze ugruntowaną pozycję zwłaszcza w przemyśle, tych kancelarii i firm zwalczających organizacje pracownicze było mniej. Ich liczba wzrosła wraz z pojawienie się neoliberalizmu – w latach 70. i 80. XX wieku. Między innymi w efekcie ich działań w sektorze prywatnym uzwiązkowienie w Stanach Zjednoczonych spadło i jest dziś na poziomie takim jak sto lat temu – ok. 6 proc. w 2021 roku. Natomiast w ciągu ostatnich 10 lat firmy te i kancelarie zaczęły eksportować swoje usługi, z jednej strony szukając nowych rynków, z drugiej idąc za swoimi klientami – międzynarodowymi korporacjami, które otwierały swoje zakłady i przedstawicielstwa w kolejnych krajach, w tym w Europie Środkowej i Wschodniej. Robi się to w taki sposób, że zakładają one stowarzyszenia lub wchodzą w spółki z lokalnymi, istniejącymi już kancelariami prawnymi. Najbardziej agresywne kancelarie reprezentują tylko interesy pracodawców.

Od którego momentu zaczyna się zwalczanie związku zawodowego?

M.R.: Często, zanim on w ogóle zacznie działać. Na przykład w USA, aby powstał związek zawodowy na terenie zakładu pracy, trzeba przeprowadzić coś w rodzaju referendum. Połowa załogi musi się opowiedzieć za. Prawnicy i inni specjaliści wynajęci przez pracodawcę starają się to utrudnić czy uniemożliwić wszelkimi sposobami. W Stanach Zjednoczonych zakłada się, że pracodawca może aktywnie przeciwstawiać się powstaniu organizacji, stosując przeróżne środki – w polskim prawie jest nieco inaczej. I w tym momencie wiąże się to z wykorzystywaniem przez pracodawców zewnętrznych podmiotów, które prowadzą kampanię przeciw powstaniu związku zawodowego. Na przykład amerykański Amazon wynajął firmę, która wpłynęła m.in. na to, z jaką częstotliwością przed zakładem zmieniały się światła sygnalizacyjne, bo związek stał na skrzyżowaniach i agitował na swoją korzyść. W Polsce tak ekstremalnie nie jest, ale widać, że wybrane kancelarie prawne przenoszą te doświadczenia na nasz grunt.

Piotr Krzyżaniak: Współczesny union busting powstał z chwilą, kiedy związki zawodowe nabyły status organizacji zakładowej, wraz z szeregiem uprawnień. Jest to model, który ugruntował się w czasach PRL i ruchu Solidarności. Według polskiego prawa nie można organizacji zwalczać jawnie. Z góry nadano związkom zawodowym konkretne uprawnienia na terenie zakładu pracy, które „wiążą” pracodawcę. Zakład pracy nie jest dominium pracodawcy, gdzie on może robić, co chce. Z drugiej strony wynajmuje się kancelarie prawników, którzy starają się udowodnić, iż związki zawodowe zostały wprowadzone tam „sztucznie”. Że to przeżytek po PRL czy też jakaś socjalistyczna aberracja. Neguje się jakikolwiek zakres samodzielności związków zawodowych na tym gruncie.

Tak jak w PRL negowano samodzielność związków zawodowych względem państwa, jako jednocześnie największego pracodawcy…

P.K.: Dokładnie. Teraz też zaczyna górować przekonanie, że związek, jeżeli coś może, to tylko za zgodą pracodawcy. To jest stanowisko prawne, które kreują wspomniane kancelarie prawne. Związek nie może powstać i działać bez akceptacji pracodawcy; nie może korzystać z żadnych uprawnień bez zgody pracodawcy itd.

M.R.: Jest kwestionowana niezależność związku zawodowego. Żąda się ujawnienia wszystkich członków i członkiń, wglądu w procesy podejmowania decyzji.

P.K.: Wszystko ma się odbywać pod kontrolą pracodawcy.

M.R.: Trzeba pamiętać, że kancelarie prawne, o których tu mówimy, czerpią zyski z antagonizowania pracodawców i pracowników. W ich interesie jest przekonywanie pracodawców do kwestionowania związków zawodowych, argumentując, że są też źródłem kosztów. Same jednak usługi tych kancelarii pochłaniają ogromne kwoty.

Tiktokerki walczą o jawność zarobków. Pracodawcom też powinno na niej zależeć

Podajcie, proszę, kilka konkretnych przykładów stosowania union bustingu w Polsce.

P.K.: Jest to kwestionowanie przez pracodawcę, że w jego zakładzie pracy powstał związek zawodowy. Kiedy zostaje powiadomiony, że założona została organizacja, podważa to, twierdząc, że nie ma wystarczających dokumentów na to wskazujących. Żąda się dodatkowych dowodów, uchwał itd. Taka była sytuacja w 2019 roku w firmie komputerowej Accenture Services, ale podobnych przypadków było więcej. Tymczasem są to wewnętrzne sprawy związku zawodowego – z definicji niezależnego w Polsce nie tylko od państwa, ale też pracodawcy. W ten sposób blokuje się nowy związek. Co jest istotne, pracodawca nie występuje do sądu o ustalenie, czy organizacja działa. Po prostu ją ignoruje.

Inny przykład. Amazon za namową kancelarii stosujących union busting zabronił rozdawania ulotek związkowych na terenie zakładu pracy, powołując się na przepisy dotyczące BHP. Jakiś czas temu zapadł prawomocny wyrok na korzyść naszego związku, w którym sąd jednoznacznie stwierdza, że pracodawca w tym zakresie nadużył swoich uprawnień. Sąd uzasadniał, że pracownik nie jest zawieszony w próżni socjologicznej, że nawiązuje relacje z innymi pracownikami, które nie są związane ze świadczeniem pracy. W tym mogą to być relacje o charakterze związkowym. Ulotki rozdawać zatem można.

I teraz dużo zależy, czy pracownicy ugną się pod presją pracodawcy, uzależniając swoją dalszą aktywność od jego zgody, czy też, nie zważając na pisma i groźby, będą dalej i konsekwentnie działać. Jest to tyleż presja prawna, co w tym przypadku może nawet bardziej psychologiczna.

M.R.: Inna sprawa to kwestionowanie ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, czyli faktycznie prawa do strajku. Jeden z pracodawców, duża firma produkcyjna niedaleko Warszawy, reprezentowany przez taką kancelarię, przyznał sobie prawo do decydowania, czy on jest, czy nie jest w sporze zbiorowym. Uparcie twierdzi, pomimo że związek zawodowy dochował wszystkich formalności, że nie ma u niego w firmie sporu w kwestii wysokości wynagrodzeń. Żądania najbardziej w świetle ustawy oczywistego. Resort pracy wyznaczył nawet mediatora, uznając, że spór ewidentnie jest, a pracodawca odpowiadał ministerstwu, że nie wie, o co chodzi.

P.K.: Pomimo tego wszystkiego związek zawodowy powinien robić swoje…

No dobrze, ale wówczas, aby udowodnić, kto tu rządzi, pracodawca zwalnia chronionego prawem działacza czy działaczkę związkową. Mieliśmy ostatnio kilka takich głośnych przykładów, jak sprawa Magdy Malinowskiej w Amazon czy ostatnio w Sii Polska, gdzie wyrzucono pracownika za założenie związku…

P.K.: Jednak – według mnie – do zwolnień, zwłaszcza chronionych działaczy i działaczek związkowych, najczęściej nie dochodzi od razu. Pracodawcy jednak się boją doprowadzać do konfrontacji sądowej, z dużym ryzykiem przegranej. W większości sytuacji, które miałem, a było ich kilkadziesiąt, kiedy pracodawca wnosił o rozwiązanie umowy o pracę z chronionym działaczem czy działaczką związkową, po negatywnym stanowisku organizacji z zamiaru tego się wycofywał. To narzędzie pracodawcy zostawiają sobie na czas, kiedy spór w zakładzie staje się faktycznie ostry, kiedy pozycja związków zawodowych – z ich punktu widzenia – rośnie. Ale faktycznie do takich sytuacji też dochodzi.

W IT nie ma miejsca dla związków zawodowych. Zrozumiano? Rozejść się!

A co na to wszystko Państwowa Inspekcja Pracy, prokuratura?

M.R.: Z naszego doświadczenia wynika, że jedna instytucja odsyła do innej. Inspekcja Pracy twierdzi, iż dana kwestia wychodzi poza zakres jej kompetencji i należy zwrócić się do prokuratury. I faktycznie na końcu ustaw o związkach zawodowych i rozwiązywaniu sporów zbiorowych są przepisy, które mówią, że naruszenie tych ustaw jest przestępstwem i należy się zwrócić się do organów ścigania. Natomiast one – dajmy na to policja – nie mają najczęściej w tym zakresie żadnego doświadczenia, nie rozumieją, gdzie tu przestępstwo. Trzeba wszystkie dowody „zanieść im na tacy”, a i tak często prokuratura w sprawach o uporczywe naruszenia praw pracowniczych czy związkowych umarza postępowanie. Dodatkowo uważają, że przepisy karne są ostatecznością w całym porządku prawnym, w takim układzie należy najpierw wyczerpać wszystkie inne środki wynikające z przepisów prawa pracy. Czyli najlepiej, jakby udać się do Inspekcji Pracy, ale ta często tego robić nie chce… Koło się zamyka. Krótko mówiąc, mamy mnóstwo dowodów na to, że państwo jest tu bierne. A to działa na korzyść union bustingu i innych patologii na gruncie stosunków pracy.

**
Jarosław Urbański – socjolog i działacz społeczny. W latach 80. uczestniczył w ruchu Wolność i Pokój. Współzakładał Federację Anarchistyczną, którą związany jest do dziś. Członek Komisji Krajowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Autor m.in. książki Społeczeństwo bez mięsa (2016).

Marta Rozmysłowicz – członkini Komisji Krajowej i Zespołu ds. Prawnych OZZ Inicjatywa Pracownicza.

Piotr Krzyżaniak – doktorant Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu A. Mickiewicza w Poznaniu, członek Komisji Krajowej i Zespołu ds. Prawnych OZZ Inicjatywa Pracownicza

Marta Rozmysłowicz i Piotr Krzyżaniak są inicjatorami spotkania przedstawicieli różnych związków zawodowych, którzy 3 grudnia w Poznaniu zbiorą się, aby dyskutować nad wspólną strategią przeciwdziałania union bustingowi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij