Kraj

Ikonowicz: Współczesne niewolnictwo

Ludzie zadłużeni, którzy znaleźli się na łasce wierzycieli, nie są już wolni. A gdyby tak powołać Fundusz Oddłużeniowy, który skupowałby niespłacalne długi i odsprzedawał jak najtaniej dłużnikom? Byłoby to coś podobnego do wyzwalania niewolników.

Najważniejszym problemem gospodarczym i społecznym jest rosnące zadłużenie. To mechanizm, za pomocą którego bogaci się bogacą, a biedni biednieją. W najnędzniejszej nawet osadzie złożonej z lepianek bądź chat z bambusa jest jeden murowany dom. To dom miejscowego lichwiarza.

Ów diabelski mechanizm polega na tym, że im bardziej ktoś potrzebuje pieniędzy, na tym gorszych warunkach je pożycza. Im trudniejsze czasy, tym gorsze warunki spłaty oferują biednym bogaci. Sama emisja pieniądza polega na udzielaniu kredytów. Gdyby nie kredyty, pieniądze nie miałyby jak dostać się do gospodarki. A każdy dług musi być oddany z procentem, składanym. Stąd konieczność wzrostu gospodarczego, żeby wierzyciele mogli dostać swoje odsetki.

Ikonowicz: Spirala niesprawiedliwych długów

Kiedy zniesiono niewolnictwo, znaleziono inny sposób na zmuszenie ludzi do niewolniczej pracy: mechanizm długu. Tych, którzy nie mogąc spłacić niespłacalnego w zasadzie długu u pracodawcy, usiłowali się oddalić z miejsca katorżniczej pracy, ścigano, szczuto psami, zabijano, a w najlepszym razie przywożono z powrotem na plantację, do kopalni czy gdzie tam mieli umrzeć z przepracowania i niedożywienia. Los takiego rzekomo wolnego człowieka bywał gorszy niż los niewolnika.

Dziś mechanizm jest oczywiście subtelniejszy. Nie wszyscy obecni dłużnicy byli zmuszeni do zaciągnięcia kredytu. Ale jak wynika ze statystyk, co piąta polska rodzina zadłuża się u lichwiarzy, żeby żyć. Jedyną drogą do zaspokojenia tak podstawowej potrzeby jak dach na głową jest oddanie się bankowi w niewolę na kilkadziesiąt lat.

W teorii, żeby pożyczyć komuś pieniądze, trzeba wykazać, że dłużnik będzie zdolny do przeżycia za to, co mu zostanie po zapłaceniu raty kredytu. Tak rozumiana zdolność kredytowa jest jednak często naciągana i rozsypuje się, gdy raty rosną np. z powodu inflacji czy wzrostu kursu franka szwajcarskiego. Zaś pracownik banku jest rozliczany z wykonania planu kredytowego – więc robi wszystko, by udzielić nam kredytu.

Znałem pewnego dyrektora oddziału banku, który, żeby wykonać ów plan, sam się zapożyczył i namówił do wzięcia pożyczek całą prawie rodzinę i znajomych. Wszystko po to, by nie stracić posady.

Kiedy nie ma już jak zwiększyć dochodów przez podejmowanie kolejnych dodatkowych prac, cała przygoda kończy się licytacją. Lata wyrzeczeń i starań idą na marne, a ludzie, którzy latami oddawali znaczną część swych zarobków bankowi, zostają z niczym. Często zostają jeszcze i z długami, za to bez dachu nad głową.

Jeszcze mniejsze pole manewru mają dłużnicy, którzy pożyczali na życie do pierwszego. O długu nie dają im zapomnieć windykatorzy, którzy nachodzą ich w domu, często co tydzień, i pobierają kolejną ratę lichwiarskiej pożyczki. Dzwonią, nękają, upokarzają. W wyniku takich działań ludzie się załamują. Znam osoby, które pod presją windykacji sprzedały mieszkania i wylądowały na ulicy.

Ludzie zadłużeni, którzy znaleźli się na łasce wierzycieli, nie są już wolni. Presja zobowiązań sprawia, że o wiele mniej są skłonni do buntu, strajku czy choćby upominania się o wyższe wynagrodzenie. Aby uniknąć zajęć komorniczych, dłużnicy uciekają w szarą strefę, godzą się za zarobki poniżej godzinowej stawki minimalnej. Taki zniewolony długami pracownik chętniej zostaje po godzinach, nawet jeżeli za nadgodziny nie płaci się więcej albo nie płaci się wcale. Mamy więc do czynienia z podwójnym wyzyskiem. Człowiek wyzyskiwany przez lichwiarza godzi się na jeszcze większy wyzysk w miejscu pracy. Jest jak zaszczute zwierzę, które nie dostrzega drogi wyjścia. Nie próbuje już uciekać.

Dług. O doświadczeniu moralnego zamętu

czytaj także

Oczywiście, zawsze jakaś część owych niewolników podejmuje ryzyko i wieje. Ucieczka przed długami to jeden z ważnych powodów emigracji zarobkowej. Inną drogą jest upadłość konsumencka. Niestety, jest ona dostępna dla tej niewielkiej części dłużników, którzy nie mają własnego mieszkania czy domu. Bo w ramach upadłości idzie pod młotek jedyny dach nad głową upadłego.

Wreszcie, gdy już się uda zatrzymać śnieżną kulę długu i zacząć „nowe życie” finansowe, trzeba jakoś wiązać koniec z końcem. A to wymaga redukcji kosztów i zwiększenia zarobków. Muszą więc ustać przyczyny, które wtrąciły nas w spiralę długów. Ludzie jednak nie robią się z czasem zdrowsi, młodsi, silniejsi. Nie mówiąc już o tym, że koszty życia rosną o wiele szybciej niż zarobki. Tu nie pomoże żadne szkolenie z „zarządzania budżetem domowym”, bo z pustego i Salomon… wiadomo.

Nasze długi są przedmiotem handlu. Kiedy przestajemy obsługiwać zadłużenie w banku, kiedy cały dług staje się nagle wymagalny, a egzekucja komornicza nic albo niewiele daje, bo zarabiamy niewiele ponad płacę minimalną i nie mamy nic, co wierzyciel mógłby zlicytować, nasz dług zostaje zakwalifikowany jako trudny i sprzedany.

Bociany, Providenty i Vivusy – gnijcie w Sztumie

Kupuje go zwykle jakaś firma krzak, która niezmiennie nazywa się „zamkniętym funduszem niestandaryzowanym i sekurytyzacyjnym” (co znaczy mniej więcej tyle, że za nic nie odpowiada przed nikim), za jakieś 5–10 proc. nominalnej wartości. Nabywcy waszego długu to nie są dżentelmeni, tylko zaprawieni w nękaniu dłużników łobuzy. Czasem ktoś skutecznie oskarży ich o mobbing i nękanie, ale przegrane procesy wliczają w koszty i nękają nadal. Zdarza się, że nabywca długu nie egzekwuje kwoty pozostałej do spłaty po odliczeniu tego, co już oddaliśmy, tylko od nowa cały dług, tzw. face value. I wielu, zwłaszcza starszych, mniej zorientowanych dłużników płaci i płacze.

Paradoksalnie jednak z handlarzami można się dogadywać. W tym celu trzeba mieć jednak jakieś pieniądze. Po latach bezskutecznej egzekucji, jeżeli negocjator takiego wierzyciela usłyszy brzęk monet – że jesteśmy skłonni wpłacić jednorazowo na przykład 10–15 proc. żądanej sumy w zamian za darowanie reszty – może się zgodzić. W końcu trzeba pamiętać i wciąż im przypominać, jak tanio kupili wasz dług.

Działalność handlarzy długami nasuwa myśl: skoro oni mogą kupić nasz dług, to dlaczego nie my sami? Pomysł jest podobny do niesławnego Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ). Podstawieni agenci mieli w imieniu Rzeczpospolitej wykupić polski dług zagraniczny za cząstkę jego nominalnej wartości. Nie udało się, bo agenci okazali się złodziejami. Sama idea jest jednak znakomita.

Wyobraźmy sobie utworzenie takiego Funduszu Oddłużeniowego, który kupowałby długi i odsprzedawał z minimalnym procentem na koszty operacyjne dłużnikom. Byłoby to coś podobnego do wyzwalania niewolników. Trzeba by jednak pamiętać, by stosować to tylko do dłużników, którzy pożyczali pod ekonomicznym przymusem, wpadli w spiralę długów „nie na własne życzenie”. A to problem, bo długi kupuje się w pakietach. Więc po nabyciu i oddzieleniu ziaren od plew, te długi, które nie zasługują na uwagę funduszu, byłyby odsprzedawane dalej.

Innym sposobem jest powoływanie do życia kas zapomogowych, które pozwalałyby przy symbolicznym oprocentowaniu spłacać lichwiarskie pożyczki czy wykupić się z długów czynszowych, by ocalić dach nad głową.

Debata publiczna skupia się na równoważeniu budżetu państwa. Tymczasem najważniejsze są budżety domowe, o których zrównoważeniu mało kto dyskutuje. Dopóki czynsze będą wysokie, a płace niskie, dopóki będą trwać makroekonomiczne czynniki powodujące narastające zadłużanie się gospodarstw domowych, dopóty będzie trwać współczesne niewolnictwo. Mechanizm wyciskania ostatnich potów z pracującej większości, aby pozwolić elicie coraz bardziej się bogacić, żyjąc z zysków od pożyczonego kapitału.

Trzeba rozumieć, że cały ten mechanizm to nie kryzys kapitalizmu. Tylko kapitalizm w rozkwicie. Im częściej ludzie zadłużają się, żeby żyć, tym chętniej poddają się wyzyskowi, tym gorliwej pracują na dobrobyt właścicieli kapitału.

Ikonowicz: W niewoli kłamstw

Wziąć mniej, a oddać więcej to żaden interes. Nie trzeba studiować ekonomii, żeby to rozumieć. Ludzie popełniają jednak ten błąd, bo na tym niekorzystnym rozporządzaniu prawami majątkowymi jednostek ten system się opiera. Dlatego ludzie są kuszeni konsumpcją z jednej i duszeni biedą z drugiej – by jak najwięcej pożyczali i jak najciężej pracowali.

Kryzysy takie jak obecny walnie się do tego mechanizmu przyczyniają, napędzają go wręcz. W końcu tylko w kryzysie można tak łatwo kupić na licytacji, za grosze, czyjś dom czy mieszkanie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Ikonowicz
Piotr Ikonowicz
Działacz społeczny, polityk
Działacz społeczny, polityk, dziennikarz, poseł na Sejm II i III kadencji. Przewodniczący Ruchu Sprawiedliwości Społecznej.
Zamknij