Kraj

Strażnicy dobrych obyczajów trzymają mniejszości w więziennej celi

Nie, osobom LGBT+ nie szkodzą flagi na pomnikach, tekturowe waginy ani tańce przed pałacem prezydenckim. Szkodzi im to, że nawet rzekomi sojusznicy traktują je jak przestępców odbywających karę, którzy na wolność muszą zasłużyć dobrym sprawowaniem.

Przeciwnicy mówią mniejszościom seksualnym otwartym tekstem, że są zakałą społeczeństwa i najlepiej byłoby, żeby zostali w swoich celach i się nie afiszowali. Fałszywi sojusznicy odgrywają rolę dobrotliwych strażników więziennych, którzy są nawet gotowi w bliżej nieokreślonej przyszłości wypuścić osadzonych na wolność, ale pod warunkiem że ci będą się „dobrze sprawowali”. Dlatego z troską powtarzają: nie wychylajcie się, nie prowokujcie, nie dawajcie powodu do tego, aby zdzielić was po głowie i zamknąć w izolatce.

We własnym mniemaniu ci „dobrzy” strażnicy są bardzo postępowi i pragmatyczni. W zachwycie nad swoją dobrocią pomijają jednak pewien szczegół: traktowanie osób LGBT+ w taki więzienny sposób to zwykłe draństwo i nie ma większego znaczenia, czy się jest w tym scenariuszu „dobrym”, czy złym strażnikiem.

Zwolennicy praw człowieka nie potrafią się zachować, więc PiS wygrywa

Co mówi o nas, Polakach, to, że nawet tej niby postępowej części trzeba przypominać, że mniejszości seksualne nie muszą zapracowywać sobie ani „zasłużyć” na równe prawa i traktowanie? Te rzeczy im się należą, bo są takimi samymi obywatelami i obywatelkami jak my. Koniec, kropka. Nie muszą się przymilać, nie muszą udowadniać, że wszyscy co do jednego są grzeczni, nie muszą dociągać do jakiejś wyidealizowanej wersji przedstawiciela grupy mniejszościowej. Jeśli ktoś sądzi inaczej – jeśli uważa, że osoby LGBT+ nie mogą być po prostu takie jak inni, czyli różne w swoich zachowaniach i niedoskonałe, ale muszą być lepsze, aby zasłużyć na swoje prawa, że muszą przejść jakiegoś rodzaju test – to przepraszam bardzo, ale istnieje idealne słowo na określenie takiego podejścia: dyskryminacja.

Jeśli nie dostrzegamy tej więziennej scenografii, w której osadziliśmy osoby LGBT+, to dzieje się tak tylko dlatego, że wypaczamy dyskusję na ten temat serią ściem powtarzanych za każdym razem, gdy jakaś grupka osób walczących o prawa mniejszości zrobi coś kontrowersyjnego.

Ściema pierwsza: chodzi o szacunek

To niesamowite, jak wielu polityków i komentatorów zaczęło z automatu mówić o szacunku, gdy tylko wypłynął temat tęczowych flag na pomnikach. Robili to zarówno źli strażnicy, jak i ci „dobrzy”. Z jednej strony Beata Szydło pisząca, że: „Działacze LGBT domagają się szacunku dla siebie, tymczasem okazuje się, że nie mają żadnego szacunku dla miejsc i pomników świętych dla Polaków”; z drugiej Tomasz Lis ze słowami: „Wieszanie tęczowych flag na różnych pomnikach to zły pomysł. Słusznej walki o swe prawa i szacunek dla siebie lepiej nie zaczynać od manifestacji braku szacunku dla uczuć i odczuć innych”.

Otóż nie chodzi o żaden szacunek – kategorię mglistą i podatną na wiele interpretacji. Osoby LGBT+ walczą o coś o wiele bardziej podstawowego: o równe prawa i poczucie bezpieczeństwa. Łatwo pomylić to z ogólnikowymi dyskusjami o szacunku komuś, kto nie musi się zastanawiać, czy spotka się z agresją na ulicy, jeśli w jakikolwiek sposób zdradzi swoją orientację seksualną. Zamartwianie się, że ktoś umieścił tęczową flagę na pomniku, to problem uprzywilejowanej grupy, która może debatować o uczuciach religijnych, szacunku i symbolach, bo rzeczy bardziej podstawowe, jak wspomniane bezpieczeństwo, ma zapewnione.

Ledwie kilka dni temu mogliśmy przeczytać historię chłopaka z województwa podkarpackiego. „Odkąd wieś dowiedziała się, że Tomek jest gejem, zaczął się koszmar chłopaka. Mieszkańcy urządzają zgromadzenia pod jego domem – po kilkanaście osób stoi na ulicy i krzyczy. Ktoś chciał otruć jego psa. Chłopak jest na skraju załamania nerwowego” – pisała „Gazeta Wyborcza”. Tak wyglądają problemy mniejszości w tym kraju – trochę inaczej niż „O jeny, tęczowa flaga na pomniku, jak mu smutno, jaki brak szacunku”, prawda?

Ściema druga: chodzi o symetrię

Cała ta gadanina o szacunku nie jest przypadkowa – ma umożliwić postawienie fałszywej symetrii między osobami LGBT+ a ich prześladowcami. Widać to w tweecie Przemysława Szubartowicza: „Ta prowokacja zwiększy nienawiść wobec ich środowiska. Będzie więcej »stref wolnych od LGBT«. Padnie argument, że nie można wołać o tolerancję, gdy nie szanuje się cudzych świętości. Prawdziwy”.

Tak jakby systemowe zastraszanie, dyskryminacja i przemoc wspierane często przez prawicowe partie i instytucje kościelny miały być usprawiedliwione, bo kilka osób wywiesiło tęczowe flagi. Nie trzeba chyba wielkiej wrażliwości, aby dostrzec absurd tego rozumowania.

Ciekawe, czy Szubartowicz byłby skłonny zastosować tę logikę do każdej grupy społecznej. Czy na przykład uważa, że systemowe ataki TVP i PiS-owskich mediów na opozycję są usprawiedliwione, bo kilka osób przystroiło pomniki koszulkami z napisem „Konstytucja” i uraziło tym uczucia części zwolenników rządzącej partii? Co powiedziałby na argument, że opozycja nie ma teraz prawa narzekać na propagandę TVP, skoro sama nie szanuje cudzych świętości? Też podsumowałby go słowem „prawdziwy”? Czy może w tym wypadku nagle zmieniają mu się kryteria oceny?

Ściema trzecia: chodzi o pragmatyzm

Wieszanie flag jest kontrskuteczne, bo tylko rozjuszy elektorat PiS-u – wołają „dobrzy” strażnicy. Pisałem jakiś czas temu, że to powtarzający się schemat i podejrzanie często takie ostrzeżenia padają z ust osób, które same nie mają problemów z sugerowaniem, że elektorat PiS-u sprzedał się za 500 złotych, jest głupi i zacofany. Jakoś wtedy zapominają o pragmatyzmie – wewnętrzny Napoleon, strateg myślący na kilka kroków do przodu, włącza się w nich, dopiero gdy dyskusja schodzi na temat mniejszości seksualnych.

To może rodzić podejrzenia, że wcale nie chodzi o strach przed mobilizowaniem zwolenników PiS-u, ale o coś innego. Na przykład o to, że temat praw osób LGBT+ jest bardzo niewygodny dla obudowanej wokół PO Koalicji Obywatelskiej, bo przypomina, jak konserwatywna i nienowoczesna jest to formacja, wbrew wizerunkowi, który próbuje sobie stworzyć. Świadczyłyby o tym wypowiedzi takich ludzi jak Paweł Poncyljusz: „Osoby, które to zrobiły, muszą być ukarane w tej właśnie kategorii. Nie wiem, ile było w tym ideologii, a ile »fantazji«, a może za dużej ilości alkoholu. To absolutnie nieakceptowalne, trzeba to traktować w kategoriach chuligańskich i tępić, »wypalać żelazem«, jak się tylko da i jak prawo na to pozwala”.

Polityka miłości do lamusa

Nie bardzo też wiadomo, jakie kompetencje w zakresie wywalczania praw mniejszości mają ci wszyscy pragmatycy, którzy z taką lubością pouczają osoby LGBT+, jakie działania są dopuszczalne. W ilu krajach wywalczyli te prawa, że teraz łaskawie dzielą się swoją wiedzą?

Historia zdaje się świadczyć przeciwko ich radom. Prawa mniejszości, ale też prawa kobiet czy pracowników zdobywano, wychodząc na ulice, głośno protestując, a nawet prowokując, a nie siedząc cicho i licząc na nagrodę za dobre sprawowanie. Zawsze pojawiali się różni „pragmatycy”, którzy oskarżali protestujących o nieskuteczność, o jątrzenie, o nadmierną agresję. Pewni ludzie wolą „negatywny pokój bez napięć społecznych” – pisał Martin Luther King – niż walkę o prawa dyskryminowanych grup, która zawsze potęguje emocje.

USA: Krótka historia walki z dyskryminacją osób LGBTQ+

Utrwalanie status quo

Najgorsze w „dobrych” strażnikach jest to, że pod pozorami pragmatyzmu i troski o prawa mniejszości utrwalają status quo. Ostatecznie, dopóki samozwańczy strażnicy będą przywoływać osoby LGBT+ do porządku, dopóty mniejszości będą zamknięte w celach. Mówiąc krótko, odgrywanie roli strażników utrwala cały ten chory system.

„Dobrzy” strażnicy lubią podkreślać, że oni tylko opisują polskie realia – że mówią jedynie, jak społeczeństwo zareaguje na dane działania. Problem w tym, że rzeczywistość społeczna nie spada nam z nieba, ale jest przez nas wszystkich współkonstruowana. Jeśli ktoś pisze, że „osoby LGBT+ szkodzą sobie takimi zachowaniami”, to nie tylko opisuje rzeczywistość, ale dokłada własną cegiełkę do tego, żeby wyglądała ona właśnie tak, a nie inaczej. Bo powtarza skrajnie prawicową narrację, w której bardzo łagodne formy protestu – a taką jest umieszczanie na pomnikach flag symbolizujących miłość i równość – urastają do rangi niesłychanego skandalu.

Zinn: Naszym problemem jest obywatelskie posłuszeństwo

Jeśli komuś naprawdę zależy na prawach mniejszości seksualnych, to najpragmatyczniejszym wyjściem jest wspieranie osób LGBT+ w walce o te prawa. Przypominanie, że nie ma żadnej symetrii między systemowym szczuciem a protestami aktywistów. Konsekwentne opowiadanie się po stronie grupy dyskryminowanej, a nie warunkowanie swojego poparcia tym, czy wszyscy przedstawiciele tej grupy spełniają nasze wymogi. W wersji minimum: niepowtarzanie za skrajną prawicą głupot o tym, jakie to strasznie agresywne są środowiska LGBT+.

Im mniejszą liczbą strażników będą otoczone osoby LGBT+, tym bliżej znajdą się wolności.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz S. Markiewka
Tomasz S. Markiewka
Filozof, tłumacz, publicysta
Filozof, absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, tłumacz, publicysta. Autor książek „Język neoliberalizmu. Filozofia, polityka i media” (2017), „Gniew” (2020) i „Zmienić świat raz jeszcze. Jak wygrać walkę o klimat” (2021). Przełożył na polski między innymi „Społeczeństwo, w którym zwycięzca bierze wszystko” (2017) Roberta H. Franka i Philipa J. Cooka.
Zamknij