Kraj

Zwolennicy praw człowieka nie potrafią się zachować, więc PiS wygrywa

Walutą Kościoła i jego sprzymierzeńców jest dyskryminacja prawna, odmawianie osobom LGBT normalności, szczucie, wywoływanie nieustannego lęku czy nasyłanie policji z najbłahszych powodów. A co jest walutą ruchów LGBT – parodiowanie symboli religijnych? I to ma być remis?

Martin Luther King powiedział kiedyś, że największą przeszkodą stojącą na drodze do równouprawnienia Afroamerykanów wcale nie są członkowie Ku Klux Klanu. Tych jest bowiem stosunkowo mało. Najgorsi są tzw. white moderates, umiarkowani biali – ludzie, którzy co prawda popierają równe prawa dla wszystkich, ale… No właśnie: „ale”. Szczególnie nie podoba im się to, jak czarni walczą o równość. Za agresywnie, za głośno, zbyt natarczywie jak na ich upodobania. W związku z tym prawa człowieka muszą poczekać, mówił z goryczą King, aż umiarkowani biali uznają, że odpowiednie standardy estetyczne zostały spełnione. To jest typowa historia.

Prawa człowieka muszą poczekać, mówił z goryczą King, aż umiarkowani biali uznają, że odpowiednie standardy estetyczne zostały spełnione.

Nie inaczej było, gdy sufrażystki walczyły o prawa wyborcze kobiet. Oprócz ludzi uważających kobiety za gorszy gatunek człowieka było całe mnóstwo osób zmęczonych całą tą kłótnią. Uważających, że oni oczywiście rozegraliby tę walkę lepiej niż feministki, i przekonanych, że zwolennicy teorii o podrzędnej roli kobiety oraz sufrażystki powinni zawrzeć jakiś rozsądny kompromis.

Przykładów takiej postawy nie trzeba zresztą szukać w historii. Również dziś w Polsce, szczególnie po prawej stronie i wśród mężczyzn, znajdziemy mnóstwo specjalistów od tego, jak powinien wyglądać prawdziwy feminizm i jak powinna zachowywać się prawdziwa kobieta. Bo feminizm stworzony przez feministki nie spełnia rzecz jasna wysublimowanych standardów męskiej prawicy.

Graff: Wojna z LGBT+ to test dla anty-PiS-u

W ostatnich dniach objawił się nam kolejny umiarkowany zwolennik praw człowieka i wielki esteta w jednym – Konrad Piasecki, dziennikarz TVN24.

Grzeczniej tam na tych marszach!

Chodzi o ostatni Marsz Równości, na którym pojawiły się transparenty interpretowane przez część osób jako obraza Kościoła i uczuć religijnych. Konrad Piasecki wypowiedział się w tej sprawie na Twitterze tak: „Szydzące z obrzędowości religijnej czy epatujące wulgaryzmami parady równości są (pomijając już wszystkie inne oceny etyczne i estetyczne) po prostu kontrskuteczne. I wpychające ruchy LGBT do pudełka z napisem «kurioza i dziwolągi»”.

Nie wiem, jakie zasługi dla walki o prawa osób LGBT ma Piasecki, ale najwyraźniej jest specjalistą od tego, jak geje, lesbijki i inne osoby nieheteronormatywne mają się do tej walki zabierać. Problem polega na tym, że robi to w sposób typowy dla umiarkowanych zwolenników praw człowieka.

Przede wszystkim mówienie, że działanie, które nie przypadło do gustu Piaseckiemu, wpycha ruchy LGBT do pudełka z napisem „kurioza i dziwolągi”, jest dosyć niefortunne. Wszak mówimy o grupie, która na co dzień musi się zmagać z wyzwiskami dotyczącymi ich rzekomej nienormalności, zboczenia, dziwaczności, choroby i tak dalej – co jest jednym z powodów depresji i myśli samobójczych niewspółmiernie częstych wśród osób LGBT+. Byłoby zatem dobrze, gdyby Piasecki w swoim oburzeniu religijno-estetycznym ostrożniej dobierał słowa.

Inny problem polega na kontekście, w którym te słowa padają. Żyjemy w kraju, w którym Kościół systemowo dopuszcza nie tylko molestowanie i gwałcenie dzieci, ale też ukrywanie sprawców tych czynów. W kraju, w którym policja może cię nękać za działalność artystyczną, jeśli tylko ktoś poczuje się religijnie urażony. W kraju, w którym niedawno kolejna osoba odebrała sobie życie, bo nie wytrzymała szczucia na społeczność LGBT.

W tym kontekście oburzanie się na to, że ktoś sparodiował symbol religijny, jest niepoważne. Zachowajmy hierarchię problemów i przestańmy się w nieskończoność troszczyć o estetykę krytyki Kościoła.

Zachowajmy hierarchię problemów i przestańmy się w nieskończoność troszczyć o estetykę krytyki Kościoła.

Riposta na powyższy argument jest dobrze znana: jeśli osoby LGBT chcą być szanowane, to niech szanują innych. Dokładnie tym tokiem myślenia podążył znany dziennikarz sportowy Paweł Wilkowicz, pisząc: „Płacą tą walutą, którą przeciwnikom chcą wycofać z obiegu. Kompletny nonsens”. W podobnym tonie wypowiedziała się prezydent Gdańska, pisząc w liście otwartym: „Jak można oczekiwać szacunku, skoro samemu odbiera się szacunek innym?”

Wilkowicz i Dulkiewicz piszą tak, jakbyśmy mieli do czynienia z dwiema grupami podwórkowych awanturników – jedni pogryźli drugich, drudzy podrapali tamtych, wszyscy opluli się nawzajem, a najlepiej byłoby, gdyby się po prostu dogadali.

Tylko że tak nie jest. Po jednej stronie mamy potężną instytucję, wspieraną przez państwo i dużą część obywateli, mającą na sumieniu wieki prześladowań osób LGBT+. Po drugiej stronie stoi zaś dyskryminowana grupa mniejszościowa. Warto więc pamiętać, jaką walutą płacą jedni, a jaką drudzy. Walutą Kościoła i jego sprzymierzeńców jest dyskryminacja prawna, odmawianie osobom LGBT normalności, szczucie, wywoływanie nieustannego lęku czy nasyłanie policji z najbłahszych powodów. Bycie osobą LGBT oznacza w Polsce życie w nieustannym zagrożeniu agresją, także fizyczną. A co jest walutą ruchów LGBT? Parodiowanie symboli religijnych?

Episkopat do zwolnienia, połowa biskupów do więzienia

To ma być to odpłacanie? Oni na co dzień odbierają wam prawa i człowieczeństwo, wy od czasu do czasu sparodiujecie ich symbolikę, więc jest remis? Warto dodać, że na marszu pojawili się też nacjonaliści z transparentem nawołującym do przemocy wobec osób LGBT+. O nich prezydent Gdańska ani większość zatroskanych komentatorów nawet się nie zająknęli. Widać kolejne groźby przemocy wobec mniejszości seksualnej nie są tak oburzające jak jedna parodia symbolu religijnego.

Przemilczany symetryzm

Jak nazwać ludzi, którzy tworzą symetrię między naruszaniem praw człowieka a parodiowaniem symboli religijnych? Mamy w Polsce doskonałe słowo, ale nikt nie używa go w tym kontekście: symetrysta.

Jak nazwać ludzi, którzy tworzą symetrię między naruszaniem praw człowieka a parodiowaniem symboli religijnych? Mamy w Polsce doskonałe słowo, ale nikt nie używa go w tym kontekście: symetrysta.

To zabawne, że mimo lat stawiania znaku równości między faszystami i antyfaszystami (bo jedni i drudzy skrajni), między feministkami i szowinistami, między lewicą i prawicą, między zwolennikami praw człowieka i ich przeciwnikami – nie utrwalił się w języku politycznym żaden termin na określenie tej postawy. Próbowano z „prawdopośrodkizmem”, ale to słowo nigdy nie wyszło poza niszę.

Wystarczyło zaś, że pojawiła się grupa osób, która nie chce głosować na żadną z dwóch głównych prawicowych partii, i bach – mamy „symetryzm”. Dziesiątki publicystów tropią symetrystów, analizują ich wypowiedzi, zastanawiają się, co jest nie tak z tymi ludźmi. Powstają osobne teksty na ten temat. Symetryzm staje się zbrodnią przeciwko demokracji. Wszystko dlatego, że lewica nie chce głosować ani na prawicę A, ani na prawicę B.

Sierakowski: I kto tu jest symetrystą?

To pokazuje, jak silnie Polska jest przesunięta na prawo. Właśnie dlatego nasi „umiarkowani” to właśnie reprezentanci Umiarkowanie Radykalnej Prawicy. Ludzie, którzy mają nawet jakąś tam sympatię dla praw człowieka, ale nie na tyle dużą, aby wejść w konflikt z Kościołem katolickim i żeby uznać, że dyskryminacja jest większym złem niż obraza uczuć religijnych. Ludzie, którzy uważają, że prawda leży gdzieś pośrodku między zwolennikami praw człowieka a ich przeciwnikami. Ludzie, którzy są na tyle uprzywilejowani, że mogą oceniać zmagania grup mniejszościowych w kategoriach estetycznych i wydawać surowe sądy na temat osób, które całe życie walczą o to, aby móc bez strachu przejść z partnerem przez polskie miasto.

Nasi „umiarkowani” mają nawet jakąś tam sympatię dla praw człowieka, ale nie na tyle dużą, żeby uznać, że dyskryminacja jest większym złem niż obraza uczuć religijnych.

Oni sami uważają się oczywiście za wcielenie rozsądku i umiaru. Wszystko, co nie wpisuje się w program Umiarkowanie Radykalnej Prawicy, jawi im się jako ekstremizm. Znowu Piasecki jest doskonałym przykładem: kilka godzin po skrytykowaniu Marszu Równości stanął w jego obronie. Zrobił to w znamienny sposób: „Zaraz, zaraz… sam napisałem, co myślę o obrazkach z parady, ale uznawanie jej całej za coś obrzydliwego jest dokładnie takim samym działaniem jak uznawanie wszystkich uczestników Marszu Niepodległości za faszystów i rasistów”.

Tak jak kilka skrajnych postaci nie może przesądzić o całościowej ocenie Marszu Równości, tak też kilka skrajnych grup nie może przesądzić o ocenie Marszu Niepodległości – powiada Piasecki. Co za rozsądna, pełna umiaru opinia, prawda? Problem polega na tym, że w przypadku Marszu Równości „skrajność” polega na niesieniu parodiujących obrazków, a w przypadku Marszu Niepodległości – na głoszeniu haseł o niższości różnych ludzkich grup i nawoływaniu do przemocy. Ot, drobna różnica, której oświecony symetryzm Umiarkowanie Radykalnej Prawicy nie wyłapuje.

Marsz Równości przegrał nam wybory

Aby się przekonać, jakie konsekwencje polityczne niesie za sobą symetryzm Umiarkowanie Radykalnej Prawicy, wystarczy poczytać komentarze powyborcze Piaseckiego, Tomasza Lisa i Romana Giertycha. Osoby winne porażki Platformy Obywatelskiej i jej przystawek zostały znalezione błyskawicznie. To Robert Biedroń, Leszek Jażdżewski, a także uczestnicy i uczestniczki Marszu Równości i zwolennicy świeckiego państwa.

„Ciekawe, czy poczucie satysfakcji mają wszyscy ci, którzy wpychają opozycję na ścianę bezpardonowej walki z Kościołem, natychmiastowej aborcji na życzenie i cieszą się ze «świętej waginy» na Paradzie Równości” – pisze Piasecki. „Generalnie proponuję zacząć od szacunku dla wyborców, ich wiary i przywiązania do tradycji. Jak ktoś chce tu robić rewolucję, to kończy jako lider ugrupowania na 6% albo autor wystąpienia, które było największym prezentem dla PiS-u w tej kampanii” – dodaje Lis. „Biedroń nie tylko zapewnił większość dla PiS, ale poprzez swój lewicowy radykalizm przesunął trochę na lewo całą KE. Po totalnej klęsce lewicy należy w wyborach powszechnych rozpocząć bój o centrowego wyborcę. Kto pozyska centrum, ten wygra jesień” – podsumowuje Giertych.

Tym centrowym wyborcą, o którego upomina się Giertych, ma być rzecz jasna typowy przedstawiciel Umiarkowanie Radykalnej Prawicy. W wyborach do Sejmu szykuje się nam zatem starcie między prawicą udającą – momentami całkiem nieźle – wrażliwość społeczną a prawicą całkiem nieporadnie udającą liberalizm. Taka jest funkcja prawicowego umiarkowania: przesuwanie całej debaty politycznej na prawo. W kraju, w którym za liberałów uchodzą ludzie uważający parodiowanie symboli religijnych za krok w kierunku pudełka z etykietą „kurioza i dziwolągi”, musi rządzić prawica, innego wyjścia nie ma. Pytanie brzmi tylko jaka. I po co ktokolwiek o postępowych poglądach miałby na nią głosować?

PiS wygrał, bo spełnia obietnice wyborcze

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz S. Markiewka
Tomasz S. Markiewka
Filozof, tłumacz, publicysta
Filozof, absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, tłumacz, publicysta. Autor książek „Język neoliberalizmu. Filozofia, polityka i media” (2017), „Gniew” (2020) i „Zmienić świat raz jeszcze. Jak wygrać walkę o klimat” (2021). Przełożył na polski między innymi „Społeczeństwo, w którym zwycięzca bierze wszystko” (2017) Roberta H. Franka i Philipa J. Cooka.
Zamknij