Kraj

Wpiszemy do rejestru niedoszłych samobójców. I kogo jeszcze?

Jak długo będziemy wymyślać kolejne narzędzia represji wobec nieszczęśliwych ludzi, którzy nie mają już siły żyć? Dlaczego nie spróbujemy stworzyć w Polsce takich warunków życia, żeby ludzie nie mieli powodów się zabijać?

Zespół roboczy ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego, który funkcjonuje w ramach Ministerstwa Zdrowia, podjął 10 kwietnia uchwałę w sprawie konieczności stworzenia rejestru prób samobójczych.

Jak wynika ze statystyk policyjnych, w Polsce każdego dnia około 15 osób traci życie w wyniku samobójstwa. Ile osób usiłuje odebrać sobie życie – tego nikt dokładnie nie wie. Wiemy natomiast, że Polki i Polacy, niezależnie od grupy wiekowej, od lat są w ścisłej czołówce europejskich rankingów skutecznych samobójstw. Co roku obniża się także wiek osób, które postanowiły w taki sposób zakończyć swoje życie, oraz rośnie liczba skutecznych samobójstw dzieci i młodzieży. W 2017 roku odnotowano jeden zgon dziecka poniżej 12. roku życia. Jednak już w 2019 zabiło się aż 46 dzieci w tej grupie wiekowej. Najmłodsze miało niespełna siedem lat. W moim obecnie wirtualnym gabinecie nie ma tygodnia, żebym nie poznawała kolejnej młodej osoby z myślami samobójczymi, po próbach, wielokrotnych hospitalizacjach. Ich historie są dramatyczne. Pełne wykluczenia, braku akceptacji, ostracyzmu i przemocy ze strony innych ludzi.

Znamy grupy szczególnego ryzyka i… spójrzmy prawdzie w oczy: nie robimy zbyt wiele, by chronić ludzi z tych grup. Wręcz przeciwnie.

Panie Prezydencie, cieszę się, że nie urodziłam się hetero [list]

Wydaje się od dłuższego czasu, że polskie „elity polityczne” postanowiły zrobić absolutnie wszystko, co tylko możliwe, by ludzie szczególnie narażeni mieli jak najtrudniej – i zupełnie nic, by realnie ułatwić im dostęp do opieki psychiatrycznej. Zrobiono za to bardzo dużo, żeby napiętnować zarówno osoby korzystające z tej opieki, jak i te, które mogą potrzebować jej w przyszłości. Ci ludzie od lat codziennie słyszą, że są gorsi, mniej wartościowi, chorzy, nienormalni… W ten sposób, po cichutku, bez wielkich działań, buduje się pogardę i przyzwolenie na rzeczy, które prawdopodobnie jeszcze kilka lat temu wydawałyby się społeczeństwu niewyobrażalne.

Po coraz brutalniejszych w ostatnich tygodniach atakach na osoby LGBT+ ze strony środowisk rządzących z prezydentem Andrzejem Dudą spotkał się Bartosz Staszewski, autor filmu dokumentalnego Artykuł 18 o społeczności nieheteronormatywnej w Polsce. Pomimo wysiłków prezydent pozostał niewzruszony. Do końca powtarzał, że LGBT+ to ideologia, nie ludzie. Że mają się nie obnosić ze swoją orientacją, że zadaniem rodziny jest prokreacja, więc jak można mówić o rodzinie homoseksualnej? Prezydent stwierdził, że nic nie wiedział o udaremnionym zamachu bombowym podczas Marszu Równości w Lublinie. Andrzeja Dudy nie wzruszyły także zdjęcia młodych ludzi, którzy w ostatnich latach popełnili samobójstwo, nie dając sobie rady z ostracyzmem, jakiego doświadczyli jako osoby nieheteronormatywne.

Młodzież LGBT najczęściej poniżają ich rówieśnicy. Ale to dorośli sankcjonują tę nienawiść

Jak pokazują powtarzane na całym świecie badania, osoby LGBT+ są trzy do sześciu razy bardziej zagrożone samobójstwem niż ogół populacji.

Od 18 kwietnia do 27 maja 2018 roku trwał protest opiekunów osób niepełnosprawnych i ich podopiecznych. Według marszałka Senatu ich obecność stanowiła zagrożenie epidemiologiczne. Posłom partii rządzącej przechodziły przez gardło pogardliwe komentarze o tym, że niepełnosprawni śmierdzą oraz że są żywymi tarczami dla swoich opiekunów. W 38. dniu protestu straż szarpała uczestniczki próbujące wywiesić transparent z postulatami protestu. Na czas wizyty uczestników Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Sejmie zmieniono wejście na boczne. Hol główny, z którego widać było protestujących, został odgrodzony kotarami.

Brakuje dobrych badań naukowych nad samobójstwami rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Co jakiś czas jednak media donoszą o kolejnym tragicznym wydarzeniu, jakim jest tzw. samobójstwo rozszerzone. To specyficzna sytuacja, gdy ktoś zabija drugiego człowieka, a następnie siebie. Matki zwykle zabijają najpierw swoje dzieci. Ojcowie, zanim pozbawią się życia, zwykle mordują całą rodzinę. Niezwykle rzadko zdarza się także sytuacja, gdy ofiarami samobójstwa rozszerzonego są partnerzy/małżonkowie lub rodzice, zabijani przez dziecko. Jako główną przyczynę samobójstw rozszerzonych badania naukowe wskazują głębokie poczucie braku sensu życia oraz poczucie zagrożenia (realnego lub urojonego) dla swoich bliskich. Niezwykle często ofiarami takiego czynu są dorosłe, niepełnosprawne dzieci.

Protestuję w tej sprawie już od 12 lat. Na ulicach, w Sejmie, gdzie się da

Wiemy także całkiem sporo na temat możliwości popełnienia samobójstwa przez osoby niepełnosprawne. W zależności od rodzaju niepełnosprawności prawdopodobieństwo, że odbiorą sobie życie, jest od trzech do aż dwunastu razy wyższe niż w populacji ogólnej. Liderami tej niewątpliwie smutnej klasyfikacji są osoby z autyzmem bez niepełnosprawności intelektualnej.

Przykłady można mnożyć. Nie potrzebujemy ich więcej, jeżeli rozumiemy, że główną przyczyną samobójstw jest towarzyszące człowiekowi przez długi czas poczucie osamotnienia, odrzucenia lub braku akceptacji, a także przewlekłe, trudne sytuacje życiowe – jak bezrobocie, niemożność zdobycia wykształcenia i związane z nimi zaburzenia afektywne z depresją na czele. Każdy z nas ma możliwość zrozumienia, jak duże i szczególnie zagrożone nonszalancją władz mamy grupy ryzyka.

Na całym świecie zgodnie z wytycznymi WHO wprowadza się krajowe programy zapobiegania samobójstwom i próbom samobójczym. Czy prowadzenie państwowego rejestru osób, które próbowały się zabić, jest realizacją tych wytycznych?

Krajowy konsultant psychiatrii profesor Piotr Gałecki słusznie stwierdza, że jednym z istotnych czynników zwiększających prawdopodobieństwo skutecznego odebrania sobie życia są wcześniejsze próby samobójcze. Jako remedium na ten problem profesor Gałecki widzi właśnie bazę danych, dzięki której lekarze będą mieli dostęp do wiedzy o wcześniejszych zamachach na własne życie każdego pacjenta. Projekt nie pozwala stwierdzić, jak miałaby wyglądać ta baza i kto miałby do niej dostęp. Gałecki uważa jednak, że należy ją jak najszybciej stworzyć, bo spodziewa się wzrostu zachowań suicydalnych w wyniku pandemii koronawirusa.

Konsultant chce, by na podstawie zapisu w bazie danych osoba podejrzana o możliwość popełnienia samobójstwa mogła być zatrzymywana w szpitalu. Z pozoru takie podejście do profilaktyki zdrowia psychicznego może wydawać się sensowne. Skąd bowiem lekarz czy ratownik mogą wiedzieć, że właśnie ma do czynienia z niedoszłym samobójcą, który następnym razem może podjąć skuteczną próbę? Mając pod ręką rejestr, będzie mógł zorientować się w ułamku sekundy i zapobiec śmierci człowieka. Takimi argumentami posługują się zwolennicy projektowanej bazy danych.

Niektórzy dodają również, że rozwiązanie to jest zgodne z zaleceniami WHO. Tak twierdzą na przykład dwie niewymienione z nazwiska członkinie komisji ds. prewencji samobójstw i depresji przy Ministerstwie Zdrowia, które tą opinią odpowiedziały autorce petycji o zaprzestanie pracy nad rejestrem. Petycja została zamieszczona na znanym portalu i podpisana przez 8198 osób, dla których istnienie tego typu bazy stanowi zagrożenie dla praw człowieka.

Zza pancernej szyby nie słychać wołania o pomoc

A jednak – nie, takich zaleceń WHO nie ma. Nie istnieją. Są liczne rekomendacje i przykłady programów profilaktyki zdrowia psychicznego, obejmujących psychoedukację dzieci i młodzieży w szkołach oraz pracę z lekarzami rodzinnymi, by mieli większą łatwość rozpoznawania stanów afektywnych zagrażających życiu. Są badania naukowe wskazujące skuteczność tych programów. W krajach, które je wprowadziły, notuje się spadek liczby zachowań suicydalnych o 10-25 procent. To może niewiele, ale w Polsce nie zrobiono nawet tyle.

Polki i Polacy, niezależnie od grupy wiekowej, od lat są w ścisłej czołówce europejskich rankingów skutecznych samobójstw.

Poszukiwałam informacji na temat rzekomych zaleceń WHO dotyczących tworzenia rejestru samobójców. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby organizacja pod egidą ONZ miała postulować tak ogromne naruszenie praw człowieka jak upublicznianie (nawet jeżeli tylko w obszarze jakiegoś sektora życia społecznego) danych o takim stopniu wrażliwości. Dotarłam do oficjalnego dokumentu pod tytułem Zapobieganie samobójstwom. Podręcznik rejestrowania przypadków samobójstw i prób samobójczych. Autorzy tego opracowania słusznie zauważają, że na świecie brakuje rzetelnych badań nad historią prób samobójczych, i z tego względu zachęcają do tworzenia baz do celów badawczych. Miałyby one pomóc w ocenie rozpowszechnienia, wskaźników i czynników ryzyka zachowań samobójczych w danym regionie. W takiej bazie dane osobowe są anonimizowane, a dostęp do niej, obwarowany hasłem, mają tylko zespoły badawcze. W żaden sposób taki dokument ani dane w nim wprowadzone nie mogą być połączone z ogólną siecią informatyczną systemu ochrony zdrowia. Nie byłoby możliwe wnioskowanie na jego podstawie o ryzyku kolejnej próby samobójczej u indywidualnych pacjentów. Polski pomysł na rejestr samobójców nie spełnia zatem żadnej z wytycznych WHO dotyczących baz do celów badawczych.

Od kilku dni krajowe media zwracają uwagę, jak wielkim zagrożeniem może być gromadzenie tak wrażliwych danych dla praw człowieka i wolności obywatelskiej. Tymczasem historia rejestru samobójców jest znacznie dłuższa i sięga aż 2016 roku. Wtedy właśnie rozpoczęły się prace nad rejestracją zachowań samobójczych przy zespole roboczym ds. prewencji depresji i samobójstw przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego. Nabrały tempa w 2018 roku. Obecnie wydają się mocno zaawansowane, a podjęta w kwietniu tego roku uchwała oraz słowa krajowego konsultanta psychiatrii tylko to potwierdzają.

Szczególnie niepokojąco wygląda jeden z postulatów zespołu, który wskazuje na konieczność przypisywania przypadków prób samobójczych do numeru PESEL obywatela oraz opracowywanie sprawozdawczości prób samobójczych dostępnych dla systemu ochrony zdrowia. Oznacza to w zasadzie, że każdy, kto zna PESEL danej osoby i ma dostęp do systemu medycznego, dowie się, czy taki pacjent ma za sobą próbę samobójczą. Nasuwa to wprost pytanie o bezpieczeństwo tych informacji i dopuszczalność gromadzenia danych wrażliwych, do których dostęp będą mieć pracownicy medyczni oraz instytucje państwa. Takie dane mogą stać się narzędziem represji, szczególnie w obszarze grup ryzyka, które pozostaną wobec nich bezradne i bezbronne. Zwłaszcza w kraju, gdzie gros obywateli i spora część rządzących uważa choćby nieheteronormatywność za chorobę i postuluje izolację społeczną osób niepełnosprawnych, a system edukacji korzysta powszechnie z najbardziej przemocowych metod pracy z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych, jakie tylko można sobie wyobrazić.

Pewnie dlatego prezydenta Dudy samobójstwa osób nieheteronormatywnych nie wzruszają. Pewnie dlatego rządzący uważają, że mają prawo z pogardą wypowiadać się o niepełnosprawnych. Pewnie dlatego bronimy systemowej i indywidualnej przemocy wobec dzieci w imię dobrego wychowania, wartości, posłuszeństwa i dobrych wyników w nauce.

Zamiast więc zadbać o rozwój zrównoważonego państwa, które mądrze odpowiada na potrzeby wszystkich obywatelek i obywateli, niezależnie od ich cech i właściwości, zamiast budować kraj różnorodny, oparty na szacunku dla innych i wzajemnym wsparciu… my wprowadzimy rejestr samobójców.

Krwią i blizną, czyli o wychowaniu dzieci do przemocy

A ja się zastanawiam, jakie będą kolejne rejestry. Wszystkie oczywiście stworzone dla naszego dobra, a nade wszystko dla dobra Narodu. Jak daleko posunie się jeszcze nasze Państwo „w trosce” o obywatela. Jak długo, zamiast edukować dzieci i młodzież w zakresie rozwoju, także seksualnego i psychicznego, będziemy wymyślać kolejne narzędzia potencjalnych represji wobec nieszczęśliwych ludzi, którzy nie mają już siły żyć? Dlaczego nie spróbujemy stworzyć w Polsce takich warunków życia, żeby ludzie nie mieli powodów się zabijać?

Odpowiedź na te pytania nie jest oczywista. Możemy oczywiście spekulować na temat możliwości finansowych państwa. Jednak, jak pokazują ostatnie lata, można jednocześnie rozdawać pieniądze i budować podzielone, skłócone społeczeństwo. Żadne z wprowadzonych przez rząd świadczeń socjalnych nie poprawiło stanu zdrowia psychicznego obywateli. Program Rodzina 500+ nie zmniejszył liczby samobójstw wśród dzieci. Dodatki dla seniorów nie sprawiły, że bardziej chce im się żyć. Wszystko natomiast wskazuje na to, że propaganda nienawiści, straszenie odmiennością, pogarda dla grup społecznych, które nie wpisują się w konserwatywny światopogląd rządzących, mają znaczący wpływ na to, co teraz ma być ograniczane rejestrem samobójców.

Konsultant krajowy profesor Gałecki martwi się, że pandemia spowoduje wzrost prób samobójczych? To słuszne, ale nie jedyne zmartwienie. Jeszcze dobrze koronawirus nie zdążył się w Polsce rozgościć, gdy zabił się, zaszczuty ludzką nienawiścią, znany i szanowany kielecki lekarz ginekolog. Kilkanaście dni temu powiesił się 30-letni Michał, odnoszący sukcesy model. Życie przepełnione dręczeniem i przemocą z powodu nieheteronormatywności go przerosło. Żaden rejestr samobójców i żadne pieniądze nie uchronią ludzi przed odebraniem sobie życia, gdy głównym motorem popychającym ich do tego czynu jest wszechobecna nienawiść i podziały społeczne.

Atmosfera pogromowa. Level: wybory prezydenckie w Polsce

Teraz każdą próbę samobójczą wpisze się do rejestru – i po sprawie. Nie trzeba podejmować wysiłku zmiany systemu społecznego, poprawy dostępu do leczenia, naprawy edukacji czy prowadzenia sensownych programów profilaktyki zdrowia psychicznego. Czy obok znaczka „niedoszły samobójca” w rejestrze pojawi się także znaczek „LGBT”? Tak na wszelki wypadek, żeby lekarze wiedzieli, że to osoba nieheteronormatywna, bo wiadomo, że tacy częściej popełniają samobójstwa. Potem możemy jeszcze dodać znaczek „A” jak autyzm. Skoro bowiem wiemy, że osoby autystyczne są osiem razy bardziej (wariant optymistyczny) zagrożone samobójstwem, je także musimy chronić. Wpiszemy wszystkich „innych” do rejestru. Dla ich dobra.

 

**
Joanna Ławicka – pedagożka specjalna, doktorka nauk społecznych w zakresie pedagogiki, prezeska zarządu Fundacji Prodeste. Jest autorką książki Nie jestem kosmitą. Mam zespół Aspergera. Prowadzi zajęcia warsztatowe dla osób z ASD oraz pracuje jako terapeutka na turnusach i koloniach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij