Kraj

Atmosfera pogromowa. Level: wybory prezydenckie w Polsce

Czy ludzie LGBT+ powinni karnie schować się do szafy, żeby nie denerwować Polaków i pozwolić KO w spokoju wygrać wybory prezydenckie? Nie, bo każda partia polityczna przyzwyczajona do niemej i posłusznej mniejszości nauczy się ją ignorować, tłamsić i podporządkowywać swoim interesom. Komentarz Katarzyny Markusz.

Czy warto siedzieć cicho w szafie, licząc na to, że w jakiejś nieokreślonej przyszłości ta czy inna siła polityczna pozwoli z niej nieśmiało wyjść? Czy warto porzucać walkę o prawa człowieka, mając nadzieję, że pomoże to odsunąć od władzy radykałów? Czy warto wierzyć, że zwycięzcy rzeczywiście nam to kiedyś wynagrodzą?

Mowa nienawiści PiS w sojuszu z liberałami

Podobnie jak żaden z dotychczasowych polskich rządów nie zlikwidował wyzysku pracowników na umowach śmieciowych, tak nic nie wskazuje na to, żeby któryś z przyszłych dobrowolnie dostrzegł, że LGBT to tacy sami obywatele jak wszyscy inni i powinni w związku z tym mieć identyczne prawa – móc wziąć ślub cywilny, wychowywać dzieci, dziedziczyć po sobie.

PiS nienawidzi LGBT otwarcie, a w ostatnich dniach postanowił dać upust swojej nienawiści. Rozgrywając swój instrumentalny interes polityczny, usiłuje odwrócić uwagę wyborców od kryzysu ekonomicznego i zdrowotnego COVID-19. Za cenę ludzkiej godności i bezpieczeństwa.

Poseł Jacek Żalek na antenie TVN24 wyznał, że jego zdaniem „LGBT to nie ludzie, tylko ideologia”. Odniósł się do tego prezydent Andrzej Duda, który kilka dni wcześniej podpisał „chroniącą dzieci przed ideologią LGBT” Kartę Rodziny. Duda stwierdził na wiecu wyborczym, że „próbuje się nam wmówić, że [LGBT] to ludzie, a to jest po prostu ideologia”.  Poseł Przemysław Czarnek w TVP Info dodał: „Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją”.

14 rzeczy, których zabronił Duda, zakazując propagowania LGBT

Odpowiedzią na podpisanie przez Dudę Karty Rodziny, a więc po prostu poniżanie przez głowę państwa gejów, lesbijek, osób biseksualnych i transseksualnych, było Tęczowe Disco – spontaniczna zabawa taneczna pod pałacem prezydenckim, która odbyła się 11 czerwca.

Tak się złożyło, że happening ten wypadł w Boże Ciało. A jak wiadomo, katolików w Polsce nie wolno denerwować w dniu ich święta. Sprawa jednak – jak się wydaje – jeszcze bardziej niż katolików i betonowych wyborców PiS zdenerwowała fanatycznych wyznawców KO.

Tuż przed Tęczowym Disco KO też postanowiła zniechęcić do siebie wyborczynie LGBT. Tomasz Lis ogłosił na Twitterze, że wprawdzie jest za wolnością zgromadzeń, ale planowany taniec przed pałacem prezydenckim jest albo „PiS-owską prowokacją”, albo „dobrowolną, nieświadomą i bezmyślną pomocą dla PiS, Kaczyńskiego, Dudy i jego kampanii”. Uczestników imprezy nazywał „użytecznymi idiotami PiS”, a zwolenników lewicy „neobolszewikami”. Fake news o rzekomej prowokacji powtórzył m.in. wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej.

Lis atakował wytrwale Tęczowe Disco przez cały dzień i prawdopodobnie do dziś za swoje zachowanie nie przeprosił. Nie mogę tego sprawdzić, bo za zwrócenie mu uwagi, że robi ludziom coś złego, zostałam przez niego zablokowana.

Uuu doigrałam się. Nie wolno mieć innego zdania niż redaktor Lis, bo zamiast dyskusji będzie blok.O co chodzi? O ten…

Opublikowany przez Jewish.pl Piątek, 12 czerwca 2020

Sam Trzaskowski wciąż na temat LGBT nie powiedział nic. Unika tematu jak ognia i pewnie już tak do końca kampanii zostanie. Czy politycznie można próbować to zanalizować i zracjonalizować? Być może. Czy po ludzku należy to potępić? Z pewnością.

Czy dla liberalnych doradców i samozwańczych strategów wyborczych wygranie wyborów przez Rafała Trzaskowskiego jest ważniejsze niż prawa człowieka? Pewne jest jedno – mało co szkodzi partii tak jak jej najgorliwsi wyznawcy i nic tak nie zniechęca do głosowania na liberałów jak ślepy fanatyzm jej najzagorzalszych publicystów.

A wystarczyło dać ludziom równe prawa

Jeżeli mniejszości pozwolą się uciszyć w ramach jakichś partyjnych interesów i zamglonej obietnicy poprawy ich sytuacji w lepszym klimacie politycznym, to najprawdopodobniej już nigdy swego głosu nie będą mogły publicznie wypowiedzieć.

Oczekiwanie milczenia i subordynacji od jakiejkolwiek grupy społecznej, podporządkowanie jej losu fortunie własnych wyników sondażowych stanie się wiecznym szantażem. Niemoralnym i obłudnym, bo polegającym na zamiataniu pod dywan systemowego i trwałego upokorzenia, ubezwłasnowolnienia i pozbawiania praw obywatelskich setek tysięcy ludzi. A wszystko to pod szyldem: „Nie narzekaj, bo zaraz przyjdą tamci i będzie wam jeszcze gorzej”.

Zawsze były i nadal będą różne wymówki oraz powody, dla których „jeszcze nie pora” na odpowiednie zmiany w prawie, na małżeństwa jednopłciowe czy adopcję przez takie pary dzieci. Tymczasem są to rozwiązania, o czym być może nie wszyscy politycy w Polsce wiedzą, standardowe w wielu sprawnie działających zachodnich demokracjach. Ale my najwyraźniej takim krajem być nie chcemy.

PO mogła sytuację LGBT zmienić za swoich rządów. Nie skorzystała z tego, a teraz ma pretensje, że ci ludzie wciąż tych praw nie mają i ośmielają się o tym przypominać.

Lesbian & Gay Pride w Paryżu, 2008 rok. Fot. philippe leroyer
Lesbian & Gay Pride w Paryżu, 2008 r. Fot. Philippe Leroyer

„Wyrwać z serc wiarę w Boga i rozbić rodzinę”

Siedzenie pokornie w szafie i liczenie na to, że któraś partia kiedyś nas stamtąd wyjmie, jest niebezpieczną strategią. W najlepszym wypadku żadna władza nigdy tego nie zrobi i zawsze znajdzie ku temu dobre uzasadnienie. A w najgorszym – kiedy nadarzy się okazja, zrobi z nas wroga publicznego numer jeden.

Skąd to wiadomo? Z historii Polski. Dzisiejsza nagonka na LGBT to niemal kopia tej, jaka odbyła się na tych ziemiach prawie sto lat temu, a jej ofiarą byli wtedy Żydzi.

Im też nie wolno było wychodzić na ulicę w święta katolickie, bo uznawano ich za prowokatorów, którzy swoją obecnością zachęcają do antysemickiej przemocy. „Święta bez Żydów! Boże Narodzenie dniem narodzin odżydzonej Polski” – głosił plakat wydrukowany i propagowany przez narodowców w 1936 r.

Źródło: Archiwum Państwowe w Lublinie. Fot. Katarzyna Markusz

Skrajna prawica przekonywała, że Żydzi są zagrożeniem dla polskich dzieci, które z ich winy chodzą głodne. „Żydostwo w szabes zjada ryby i ciasta, a jednocześnie wsie polskie i miasta uginają się pod brzemieniem głodu. Dzieci polskie mrą z nędzy i chłodu”; „Z bogatej i żyznej ziemi polskiej wzbija się ku niebiosom płacz głodnych i nagich dzieci polskich!”; „Żydo-komuna (…) chce nam zniszczyć Kościoły, wyrwać z serc wiarę w Boga, odebrać własność prywatną, rozbić rodzinę, zmącić zgodę w narodzie polskim i uczynić z nas posłusznych niewolników” – to hasła, które również znalazły się na popularnych w latach 30. ubiegłego wieku plakatach i ulotkach. Brzmi znajomo?

Jak odpowiadały na to ówczesne władze? „Mój rząd uważa, że w Polsce krzywdzić nikogo nie wolno – podobnie jak uczciwy gospodarz nie pozwala nikogo krzywdzić w swoim domu. Walka ekonomiczna, owszem, ale krzywdy żadnej” – przemawiał 4 czerwca 1936 r. w Sejmie premier Felicjan Sławoj Składkowski.

Polscy Żydzi zostali tu nazwani gośćmi w nie swoim domu, których bić dobremu gospodarzowi niekoniecznie wypada, ale bojkotować czy zubażać już jak najbardziej tak. Cóż za łaskawość! To dowodzi, że żadna ze stron sceny politycznej nie myślała o Żydach jak o równoprawnych obywatelach. Wszyscy chcieli ich jakoś od siebie odsunąć, „zamknąć w szafie”, odłożyć w czasie niewygodny dla wszystkich „problem żydowski”, żeby się kiedyś sam rozwiązał. Kilka lat później rzeczywiście tak się stało. W polskich miastach i miejscowościach nawet wiele lat po wojnie można było usłyszeć, że „Hitler co złego zrobił, to zrobił, ale chociaż się Żydów pozbył”.

Niech to oni zejdą nam z drogi

PiS chce wygrać plebiscyt polityczny na nieodwracalnym rozognieniu nienawiści, a KO nie ma odwagi stanąć po stronie atakowanej mniejszości. Żadna z dwóch największych partii politycznych w Polsce nie jest zainteresowana obroną LGBT.

Jedynie Lewica i Robert Biedroń nie tylko mają odwagę domagać się równych praw dla dyskryminowanej mniejszości, ale też je definiować. Czołowi politycy KO, jeśli w ogóle wypowiadają się w ostatnich dniach przeciwko nienawiści, to taktycznie nie wspominają, w kogo i dlaczego została ona wymierzona. Jakby samo użycie słowa „gej” miało im pogrzebać kampanię.

Bardziej czy mniej aktywne, ale przyzwolenie na krzywdzenie i wykluczanie LGBT to jedna z kilku wąskich kładek, jakie łączą dwie największe siły polityczne w Polsce: KO i PiS. Ale zejście im z drogi i schowanie się w domu nie sprawi, że jakikolwiek problem zostanie rozwiązany.

Tak jak nie zniknął w Polsce antysemityzm, tak sama nie zniknie żadna inna, cynicznie rozgrywana przez polityków nienawiść do mniejszości. Tylko konsekwentna walka i mówienie o tym, że też ma się prawo do tego kraju, do tańczenia na tych ulicach, do swojego życia na równych zasadach, może przynieść upragniony skutek.

Pamiętajmy: jeśli choć raz zejdziemy im z drogi, już zawsze będą nas z niej przeganiać.

**
Katarzyna Markusz – dziennikarka portalu Jewish.pl, polska korespondentka Jewish Telegraphic Agency, publicystka „The Times of Israel”, badaczka historii polsko-żydowskiej.

Fot. Jakub Szafrański

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij