W Polsce od początku lat 90. utrzymuje się podział na tych, którzy są „obywatelscy”, i tych, z których dopiero można zrobić prawdziwych obywateli. Członkowie KOD-u sami siebie postrzegają jako wzorowych obywateli, których zadaniem jest nieść „kaganek oświaty”, pouczać wyborców PiS-u, ludzi młodych czy mniej zaangażowanych – mówi Anna Radiukiewicz, autorka nowej książki „Obrońcy Demokracji − tożsamość zbiorowa Komitetu Obrony Demokracji”.
Kacper Leśniewicz: Kim właściwie są polscy obrońcy demokracji?
Anna Radiukiewicz: To oczywiście bardzo złożona i różnorodna grupa. Kiedy w swojej książce piszę o obrońcach demokracji, mam na myśli tych, którzy uznali, że szczególnie poważny problem z demokracją w Polsce pojawił się kilka lat temu.
Dokładnie w 2015 i 2016 roku na ulice polskich miast w reakcji na działania polityczne Prawa i Sprawiedliwości wyszły tysiące Polek i Polaków.
Na ulice wyszli wtedy ludzie, którzy stwierdzili, że w obliczu działań rządu i prezydenta demokracja jest zagrożona i że trzeba jej bronić. Wiele się wtedy mówiło i pisało o ożywieniu społeczeństwa obywatelskiego. Rzecz jasna nie było jednak tak, że nikt w Polsce przed KOD-em nie protestował. Chociaż w tym przypadku KOD zmobilizował szczególnych zwolenników.
Co ich wyróżniało?
Jak pokazywały ówczesne badania sondażowe, to były przede wszystkim osoby starsze z dużych miast, raczej zamożne, dobrze wykształcone. Potwierdziły to również moje badania.
Istnieją dwie popularne hipotezy na temat ich motywacji. Pierwsza mówi, że protesty były wynikiem oburzenia na to, w jaki sposób postępują politycy PiS-u wobec Trybunału Konstytucyjnego. Druga – z obawy, że ten oswojony i idealizowany przez nich czas sprzed rządów PiS-u może już nie wrócić.
I obydwie są prawdziwe. Dla mnie kluczowe było natomiast znalezienie odpowiedzi na pytanie o to, co się za tymi stwierdzeniami kryje. Co to dokładnie znaczy, że kiedyś było lepiej i jak ten lepszy świat wyglądał.
A także co to dokładnie znaczy dla uczestników ruchu, że PiS jest straszny. Za tymi stwierdzeniami, w moim przekonaniu, kryją się bardzo złożone odpowiedzi. Z tego powodu uznałam, że obrona Trybunału Konstytucyjnego nie jest wystarczającym wyjaśnieniem tamtego społecznego poruszenia.
A jak brzmi to dokładniejsze wyjaśnienie?
KOD był odpowiedzią na symptomy głębszej zmiany, jaka została wykorzystana politycznie przez PiS w 2015 roku, ale którą można obserwować po kryzysie gospodarczym 2008 roku.
Dlaczego akurat kryzys z 2008 roku?
Bo to wtedy okazało się, że to, co jeszcze do niedawna było święte w kontekście dyskusji o ekonomii i gospodarce, straciło swoją wartość jedynej racjonalności. Otworzyła się nieco szerzej przestrzeń na krytykę neoliberalnej polityki. PiS to wykorzystał politycznie, a KOD, jak dotąd, w odpowiedzi nie zaproponował w zasadzie niczego nowego, tylko wpadł w utarte koleiny w swojej krytyce PiS-u.
Staram się w mojej książce wykroczyć poza „stopklatkę” z krótkiego wzmożenia politycznego Polek i Polaków, przedstawiając działania KOD-u w perspektywie długiego trwania pewnego konfliktu, który toczy się w Polsce od wielu lat. Z tej perspektywy ta krytyka czy szerszy obraz sytuacji w Polsce KOD-u jawią mi się jako jego kolejny etap.
Czego dotyczy ten konflikt, kto i dlaczego stoi po konkretnej stronie?
Mam na myśli konflikt polityczny między Platformą Obywatelską i Prawem i Sprawiedliwością. To konflikt, który ewoluował w czasie, ale najprościej można powiedzieć, że dotyczy zderzenia dwóch różnych koncepcji państwa, propagowanych przez te dwie partie i ich sojuszników, a określonych jako III i IV RP.
I właśnie te spory organizują wyobraźnię społeczną i polityczną obrońców demokracji?
Można powiedzieć, że dostarczają im one podpowiedzi, w jaki sposób definiować sytuację i swoją rolę. Pozwalają interpretować społeczną rzeczywistość po wygranych przez PiS wyborach w 2015 roku. Mam tutaj na myśli rezerwuar mitów i pojęć, bez których niemożliwe byłoby wypracowanie podstawowego poczucia wspólnoty między tymi, którzy stoją na straży demokratycznych wartości, i odróżnienia się od „innych”, którzy tej demokracji zagrażają.
Społeczeństwo polityczne zastępuje społeczeństwo obywatelskie
czytaj także
A co obrońcy demokracji myślą na temat samej demokracji?
Myślą, że demokracja jest systemem sprzyjającym postępowi, dobrobytowi ekonomicznemu, ale też fundamentem III RP, do której idei wielu badanych jest mocno przywiązanych. Można powiedzieć, że najbliższe jest im proceduralne rozumienie demokracji.
Co to znaczy?
Najlepiej widać to po przywiązaniu KOD-erów do przestrzegania demokratycznych reguł i poprawnego funkcjonowania instytucji. Ich pierwsze skojarzenie dotyczy trójpodziału władzy czy konstytucji. Jednak nie mniej istotna w rozumieniu demokracji przez komitet jest wolność do wyrażania własnych poglądów oraz ochrona tych, którzy mają inne zdanie niż większość. Badani mocno podkreślali, że wolność jest kluczową wartością w demokracji. Mówili o tym również w kontekście poczucia, że to oni są grupą zagrożoną przemocą i szykanami ze strony większości.
Taką cenę płacą za to swoje zaangażowanie w walkę o demokrację?
Jeden z obserwowanych w badaniach wątków jest związany ze swoistym mitem ofiary. Pojawiał się on np. wtedy, kiedy moi rozmówcy mówili o spodziewanych ograniczeniach dotyczących protestów czy o procesie sądowym, w którym o zakłócanie porządku oskarżono m.in. uczestników ruchu. Uwidaczniał się on jednak przede wszystkim w reakcjach na negatywny wizerunek KOD-u przedstawiany np. w TVP czy w tzw. prasie prawicowej.
Czego się jeszcze obawiali obrońcy demokracji?
Wyraźną tendencją było także to, że badani spoza Warszawy dużo mocniej wyrażali obawy związane z możliwymi negatywnymi konsekwencjami swojej politycznej aktywności. Mówiąc wprost, obawiali się, że stracą z tego powodu pracę. Tymi obawami tłumaczyli też niedostateczne zainteresowanie komitetem w mniejszych miastach. Dużo mówili także o swoich emocjach i o wstydzie.
Czego dotyczył ten wstyd?
Wstyd odczuwali przed Europą za to, że Polska nie jest już pionierem przemian demokratycznych i że tak łatwo zaprzepaszczono osiągnięcia transformacji. Trzeba pamiętać, że opowieść KOD-erek i KOD-erów o demokracji to element ich szerszego obrazu świata ze szczególną rolą pamięci o ostatnich trzech dekadach demokratycznej Polski.
Zawisza: Liberalna opozycja to alimenty, piosenki Muchy i setki w TVN-ie
czytaj także
To znaczy, że obrońcy demokracji postrzegają ją przez filtr pamięci i doświadczeń z tego okresu?
Tak i nie ma w tym nic zaskakującego. Rozumienie demokracji jest zakorzenione w biografiach tych ludzi, dla których historia ostatnich 30 lat była jednak udana. Kojarzą ją z postępem, udaną modernizacją, poprawą jakości życia, szczególnie w porównaniu z okresem PRL-u. W takiej perspektywie obrona demokracji oznacza nie tylko domaganie się przestrzegania reguł, ale też postulowanie pozostania na ścieżce rozwoju społeczno-gospodarczego, która zbliża nasz kraj do „normalności”.
Normalności?
Tak, czyli do świata Zachodu, rozwiniętych liberalnych demokracji. Do Polski, której dzięki przemianom politycznym i gospodarczym nie trzeba się wstydzić, kiedy jest się np. na wakacjach za granicą. Ta tęsknota za „normalnością” pozwala zwrócić uwagę na to, że powstanie KOD-u należy rozumieć nie tylko jako wyraz sprzeciwu wobec działań PiS-u, ale też, a może przede wszystkim, wobec zmiany symbolicznej, realnego zagrożenia końca pewnej opowieści, w której obrońcy demokracji jako obywatele tego kraju najlepiej się odnajdywali. Opowieści, zgodnie z którą przemiana Polski po ’89 roku była niekwestionowanym sukcesem. KOD-erki i KOD-erzy sięgają do niej, tworząc tożsamość kolektywną swojego ruchu. Odtwarzają ją z już istniejących definicji i narracji. To miałam też na myśli, mówiąc o utartych koleinach, w które wpadł komitet.
Czyli są bardziej ruchem obrony status quo niż ruchem rewolucyjnym?
Tak, nie jest to w tym sensie ruch rewolucyjny, ale konserwatywny. Osoby zaangażowane w ten ruch bronią konkretnej „prawdy” o społecznym świecie, pewnej wizji naszego państwa przed konkurencyjną opowieścią Prawa i Sprawiedliwości.
Zatrzymajmy się na moment przy języku, za pomocą którego opowiadają tę swoją prawdę.
Na przykładzie KOD-u widać dobrze, jakie obszary społecznej rzeczywistości są poddawane krytyce, a jakie uznawane za takie, które tego nie wymagają. Kluczową rolę w organizowaniu wyobraźni obrońców demokracji odgrywają takie pojęcia, jak: Europa, Wschód, Zachód, demokracja, obywatelskość, ale też transformacja. Oczywiście istotne jest też Prawo i Sprawiedliwość, jego wyborcy i sposób ich postrzegania. Z każdym z tych pojęć wiąże się złożony zestaw skojarzeń.
Zacznijmy od Europy.
Bardzo istotne w przypadku KOD-u okazało się odwołanie do europejskości. Nie chodzi tylko o to, że członkowie ruchu postrzegali siebie jako Europejczyków czy że występowali w obronie Polski w Europie. Notabene jeden z większych marszów komitetu odbył się pod hasłem „Jesteśmy i będziemy w Europie”. W tym przywoływaniu Europy chodziło też o opowiedzenie się po stronie tzw. cywilizowanego, czyli zachodniego, a nie zacofanego, czyli wschodniego świata.
czytaj także
Brzmi trochę jak opowieść o Zachodzie z lat 90.
Można powiedzieć, że w postulatach komitetu na nowo odżyło jedno z haseł okresu transformacji o „powrocie do Europy” z całym zestawem pozytywnych skojarzeń, jakie konotuje europejskość. A jednocześnie bez refleksji nad tym, że ta mityczna Europa to też świat wielu problemów. Również takich, które wprost dotyczą jakości zachodnich demokracji. Dla mnie to było dość zaskakujące, że takie już przecież nie najnowsze hasła, jak „powrót do Europy” czy „powrót do normalności”, które chętnie wykorzystywano ponad 20 lat temu, są cały czas tak poręczne dla KOD-erek i KOD-erów.
To, w jaki sposób myślą o Europie, wpływa na postrzeganie i ocenę transformacji?
Z pewnością. Ta wyobrażona Europa to punkt dojścia, do którego miała Polskę doprowadzić transformacja. To lepszy świat, którego staliśmy się częścią, wchodząc do UE. Zdaniem niektórych oczywiście nie byliśmy jego częścią doskonałą, ale przynajmniej zajmowaliśmy w nim zasłużone miejsce.
A czy któreś z tych pojęć, które pani wymieniła, jest szczególnie istotne dla wyobraźni społeczno-politycznej badanych?
Szczególnie ważne są te odwołujące się do obywatelskości i społeczeństwa obywatelskiego. Obywatelskość jest bardzo pojemna. Stanowi główny punkt odniesienia do tego, co na swój temat myślą obrońcy demokracji. Pomaga im się kreować w określony sposób, co wpływa na obraz samego ruchu i tego, kto może do niego należeć, a kto znajduje się poza nim albo kto jest uważany za obywatela gorszej kategorii.
Kto należy do tej ostatniej grupy?
Nie będę tutaj przypominać, w jaki sposób mówiono i pisano w latach 90. na temat robotników, rolników czy mieszkańców peryferii, ale w sposobie, w jaki członkowie ruchu opisują „nie-obywateli”, widać pokrewieństwo z dawnym stylem narracji i takimi pojęciami jak ciemnogród czy homo sovieticus.
I kto uosabia takiego uwspółcześnionego homo sovieticusa?
Ta etykieta tylko czasem się pojawiała w wypowiedziach uczestników ruchu, znacznie częściej wobec wyborców PiS-u. Padały zarzuty o niedojrzałość i niskie obywatelskie kompetencje czy braki w mentalności najczęściej. Badani dodawali też, że problemy z demokracją są tak naprawdę pokłosiem takiej, a nie innej natury tych ludzi.
czytaj także
To znaczy, że wracamy do znanej opowieści o tym, jak to wyborcy PiS-u sprzedali demokrację za 500 zł?
Owszem, choć ostatnie miesiące pokazują jednak, że jakaś część obrońców demokracji odrobiła tę lekcję i nie używa już podobnych sformułowań wobec swoich oponentów. Wciąż jednak mamy do czynienia z patrzeniem na tych ludzi z góry.
Czyli?
Tego rodzaju postawa opiera się na paternalizmie wymieszanym z elitarystycznym etosem zaangażowanej inteligencji, jak często sami siebie opisują badani. Obrońcy demokracji są po prostu przekonani, że najlepiej rozumieją demokrację, dzięki temu, że lepiej rozpoznają skomplikowane procesy społeczno-ekonomiczne niż osoby głosujące na PiS.
Jaką formę przyjmuje taki paternalizm w kontekście obrony demokracji?
Przykładowo badani zwracali uwagę nie tylko na to, że wyborcy PiS-u zostali przekupieni, ale również na to, że brakuje im inteligencji, wiedzy, aby podejmować właściwie decyzje polityczne. Zdaniem tych osób nikt świadomy, przy zdrowych zmysłach nie wybrałby PiS-u. Byli też tacy, którzy widzieli w zwolennikach partii Kaczyńskiego ludzi zagubionych. Częściej opisywali ich jako niezaradnych niż jako znajdujących się w trudnej sytuacji ze względu na uwarunkowania zewnętrzne. W każdym razie jako ludzi, którym nikt nie dał wędki, a za to dał rybę – by przywołać jeszcze jedno z haseł modnych w transformacji, z którego korzystali KOD-erzy. To właśnie w tym kontekście pojawia się wątek edukacji obywatelskiej i gotowości do realizacji misji pedagogicznej.
Misji pedagogicznej?
Tak i to nie jest wynikiem tylko tego, że obrońcy demokracji po prostu tak myślą, ale ma to związek z tym, że u podstaw całego modelu społeczeństwa obywatelskiego obecnego w Polsce od początku lat 90. utrzymuje się dychotomiczny podział na tych, którzy są „obywatelscy”, i tych, z których dopiero można zrobić prawdziwych obywateli.
Na czym ta misja miałaby polegać?
W jakimś sensie taka postawa wpisuje się w dobrze znany model niesienia „kaganka oświaty”. W statucie stowarzyszenia zawiązanego przez KOD mówi się o tym, że jego celem jest np. propagowanie postaw i działań sprzyjających zachowaniu i rozwojowi demokratycznego państwa prawnego, ale też wspieranie i rozwój idei społeczeństwa obywatelskiego czy wiedzy o demokracji oraz promowanie postaw i zachowań obywatelskich.
Ci badani, którzy uważali, że KOD powinien zająć się taką edukacją, stwierdzali, że muszą po prostu cierpliwie i – powiedzmy sobie – przystępnie to wszystko tłumaczyć. Jeden z badanych miał nawet konkretny plan uformowania brygad złożonych z „misjonarzy”, którzy zapuszczaliby się na polskie peryferie i przekazywali swoją wiedzę.
Kim są ci, którym trzeba tłumaczyć te wszystkie kwestie związane z demokracją?
Jak mówiłam, sami badani byli przekonani o ponadprzeciętnej świadomości uczestników ruchu, co wiązali z zainteresowaniem sprawami ogółu, jakiejś szerszej wspólnoty, a nie wyłącznie własnymi problemami. To predestynowało ich do nauczania innych, wśród których mieli się znaleźć właśnie wyborcy PiS-u, ale też ludzie młodzi oraz ludzie bierni, niezainteresowani sprawami publicznymi. KOD-erki i KOD-erzy widzieli siebie jako dobrych obywateli, a tamtych jako obywateli niedojrzałych.
Jakimi obywatelami są wobec tego obrońcy demokracji?
Postrzegają swój ruch jako zrzeszający osoby wykształcone, kulturalne, odpowiedzialne, chętne do współpracy, oczytane, myślące krytycznie oraz zainteresowane tym, co dzieje się na świecie i w Polsce. Oprócz tego chętnie odwołują się do mitów na temat inteligencji zaangażowanej, pracy u podstaw w kontekście społeczeństwa obywatelskiego i wyrażają gotowość do mierzenia się z wyzwaniami współczesności. Warto również zwrócić uwagę, że badani zdecydowanie odżegnywali się od agresji i konfliktowości. W ten sposób odróżniają się od tzw. obrońców krzyża, uczestników miesięcznic smoleńskich czy Marszu Niepodległości.
Ale to już brzmi trochę jak obywatel dystyngowany.
Można powiedzieć, że obraz samych siebie wpisuje członków KOD-u w ideał obywatela demokracji liberalnej. W takim postrzeganiu obywatelskości pobrzmiewa również nuta klasycznego rozumienia obywatelstwa jako ucywilizowania, czyli nabycia odpowiedniej formy i ogłady. Dzięki temu zamiast do konfrontacji dążą do konsensusu, który można osiągnąć m.in. poprzez „cywilizowane” wyrażanie własnych opinii i poglądów, a nie poprzez agresję, konflikt. Trzeba jednak pamiętać, że oprócz tego część obrońców demokracji starała się wychodzić poza tak zakreślone ramy myślenia i działania.
W jaki sposób?
Wspominałam badanych, którzy mówili, że najważniejsze jest trafić do jak najszerszych grup społecznych z przekazem demaskującym. Trafić do tych, którzy być może mają słabsze narzędzia poznawcze. Natomiast bardzo ciekawe jest również, że zaangażowane osoby same siebie korygowały, tracąc wiarę w powodzenie tego typu działań.
czytaj także
Dlaczego?
Diagnozowały albo niemożliwe do przekroczenia ograniczenia potencjalnych odbiorców lekcji, albo zbyt trudny, hermetyczny przekaz związany z zamykaniem się KOD-u w największych miastach w gronie klasy średniej. Interesujące jest także, że badani zwracali uwagę na te klasowe ograniczenia, przepowiadając niepewną przyszłość KOD-u, o ile nie przezwycięży tego problemu.
Czyli powoli obrońcy demokracji zamykali się w swojej twierdzy.
W znacznej mierze jest to konsekwencją faktu, że wspomniany już przeze mnie model społeczeństwa obywatelskiego uprzywilejowuje działania klasy średniej kosztem mobilizacji i działań zbiorowych grup społecznie i ekonomicznie słabszych.
A czy można na podstawie badań powiedzieć coś o napięciach klasowych i w ogóle klasowej perspektywie w kontekście tożsamości obrońców demokracji?
Sam KOD jest ruchem klasy średniej, na co zwracali uwagę sami badani, opowiadając o swojej pracy, wykształceniu i jakości życia w ostatnich trzech dekadach. Chociaż niektórzy prezentowali go jako ruch ponad- czy pozaklasowy. Interpretuję to jako jeden ze sposobów na podkreślenie otwartości ruchu na różnych ludzi. Jedno z haseł komitetu brzmiało „KOD łączy, nie dzieli”.
Jak rozumieli tę otwartość?
Ta otwartość rozumiana jest w tym przypadku jako tolerancyjność i jak pokazują moje analizy, była też wykorzystywana dla uwidocznienia różnicy między komitetem a PiS-em czy też innymi istotnymi dla ruchu grupami, jak np. ruchy skrajnej prawicy.
Możliwe jest zatem w ogóle porozumienie czy rozmowa między obrońcami demokracji a grupami bardziej konserwatywnymi i radykalnymi?
W moim przekonaniu jedną z przeszkód może być właśnie wspomniana matryca społeczeństwa obywatelskiego. Ja widzę tu szerszy problem związany z trudnościami przekroczenia tego i innych schematów myślenia. Mam wrażenie, że nie potrafimy nazywać, zdefiniować wielu zjawisk społecznych, przede wszystkim dotyczących nierówności, w inny sposób, niż zaproponowano to w dyskursach rozwijanych po 1989 roku.
Badani to potwierdzali?
Uwidaczniało się to w pewnych dysonansach obserwowanych przeze mnie w rozmowach z nimi. Bywało np., że zauważali społeczne przyczyny problemów, ale szukając narzędzi zaradczych, skupiali się na „reperowaniu” jednostek i proponowali im „lekcje z obywatelskości i zaradczości”. Innym razem podkreślali wspominane hasło o niedzieleniu przez komitet i o jego otwartości, ale zaraz potem szafowali etykietami „faszyzmu” i „ciemnoty”.
To był horyzont, którego nie potrafili przekroczyć?
Jeśli oczekujemy demokratyzacji stosunków społecznych, musimy być świadomi, że stosując taką retorykę, daleko nie zajdziemy. To zresztą paradoks, że idea społeczeństwa obywatelskiego tak silnie związana z ideą demokracji w jej utopijnej wersji, której ulegli również KOD-erzy, prowadzi nas na zgoła niedemokratyczne manowce. Można powiedzieć, że z tego punktu widzenia komitet był skazany na porażkę w swoim dążeniu do obrony demokracji.
A co z samym polskim społeczeństwem? Jak je widzą obrońcy demokracji?
Obraz społeczeństwa polskiego jest w dużej mierze pokłosiem dominującej opowieści o liberalnym społeczeństwie obywatelskim. Jest tutaj miejsce dla indywidualnej wolności i odpowiedzialności za swój los, ale mało jest refleksji nad powodami nierówności społecznych i materialnych, brakuje też jakichkolwiek wzmianek o wyzysku czy dominacji.
Od czasu jak PiS w 2015 roku doszedł do władzy, ze strony publicystów i ekspertów słychać narzekania na to, że demokratyczna opozycja nie ma pomysłu na Polskę. Jakiej Polski chcą obrońcy demokracji?
Gdybym miała odpowiedzieć na to pytanie na podstawie moich badań, to najkrótszą odpowiedzią byłoby, że takiej, jaka była przed wyborami 2015 roku. Ogólnie rzecz biorąc, osoby, z którymi rozmawiałam, pozytywnie oceniały okres transformacji i rządy Platformy Obywatelskiej.
Nie znaczy to, że nie dostrzegały pewnych mankamentów tamtego okresu, jak np. niska aktywność polityczna, niski poziom edukacji obywatelskiej czy niedostateczne wsparcie ze strony państwa dla osób wykluczonych społecznie. Miałam jednak wrażenie, że są one dla nich mankamentami dlatego, że – w ich ocenie – przyczyniły się do przejęcia władzy przez PiS.
Z kolei rządy PiS-u to dla nich oznaka zatrzymania się Polski na ścieżce rozwoju, a nawet świadectwo tego, że z niej zawracamy. Oczywiście wśród KOD-erek i KOD-erów są osoby, dla których idealna Polska to państwo neoliberalne, i tacy, którzy widzieliby ją zdecydowanie bardziej jako państwo socjaldemokratyczne.
**
dra Anna Radiukiewicz – pracowniczka Zakładu Badań Elit i Instytucji Władzy Instytutu Studiów Politycznych PAN. Autorka książki Szkoła demokracji − kształtowanie i rozumienie roli działacza organizacji społeczeństwa obywatelskiego. W kwietniu 2021 roku nakładem Wydawnictwa Nomos ukazuje się kolejna jej książka Obrońcy Demokracji − tożsamość zbiorowa Komitetu Obrony Demokracji.
Kacper Leśniewicz współpracuje z „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Publikował m.in. w „Przekroju”, „Tygodniku Przegląd”, Nowych Peryferiach i „Nowym Obywatelu”. W 2017 roku nominowany do Nagrody im. Bolesława Prusa. W 2019 roku nominowany do Nagrody Grand Press w kategorii publicystyka za tekst Elity patrzą na wieś. Pisze doktorat o granicach symbolicznych klasy ludowej w miastach poprzemysłowych.