Kraj

Massive Attack i Sławomir, czyli Trzecia Droga donikąd

Wydawałoby się, że alternatywa oznacza coś nowego, świeżego, nietypowego. Okazało się jednak, że w rozumieniu liderów Trzeciej Drogi to jedynie zrobiona na odwal się próba przymilenia się po trochu do wszystkich. A nuż ktoś się na to złapie, warto spróbować.

Alians kojarzonego z rolnikami i wsią PSL z założoną przez byłego gwiazdora TVN Polską 2050 od początku wydawał się przynajmniej dziwny.

Ugrupowanie Szymona Hołowni początkowo próbowało stworzyć sobie wizerunek partii umiarkowanie progresywnej, która miała pomóc Polsce przejść przez zachodzące obecnie procesy – zmiany klimatyczne, sekularyzację oraz emancypację szeroko rozumianych mniejszości. Niedoszły dominikanin i były dyrektor stacji Religia.tv, czyli Telewizji Trwam dla fajnopolaków, miał być bardziej strawny dla przywiązanych do katolicyzmu Polek i Polaków niż progresywiści lewicowo-liberalni.

Dzięki temu wybiegowi ludność spoza największych aglomeracji miała zostać zachęcona do zagłosowania na nowoczesny i postępowy program, któremu kojarzący się z wikarym z osiedlowej parafii Hołownia dałby certyfikat polskości.

Każdy kij ma dwa końce, a proca ma trzy. Pl2050 i PSL idą trzecią drogą

Polska 2050 odcinała się przy tym od dwóch największych ugrupowań, zapewniając przy każdej okazji, że wnosi do polskiej polityki nową jakość. Koniec ze sporami personalnymi, których korzenie sięgają jeszcze lat 90. Hołownia wraz z ekipą obiecywał patrzenie w przyszłość i skoncentrowanie się wyłącznie na poprawie jakości życia nad Wisłą. Ich pierwsze ruchy personalne mogły dawać nawet pewną nadzieję – była lewicowa aktywistka Hanna Gill-Piątek czy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz należą do nielicznych osób w polskiej polityce, które jeszcze się nie zdążyły skompromitować.

PSL w wielu punktach jest wręcz przeciwieństwem Polski 2050. To partia głęboko zakorzeniona w początkach III RP, biorąca udział w wielu przeróżnych rządach i aktywnie kreująca polską kulturę polityczną po 1989 roku – od której przecież Hołownia zamierzał się odciąć. „Progresywny” byłby jednym z ostatnich przymiotników, jakie kojarzą się z tą partią. Pierwszym za to „nepotyzm”, a zaraz po nim „kolesiostwo”.

Jej politycy od lat reprezentują „uprzejmy konserwatyzm” – światopoglądowo bywają bardziej konserwatywni od niejednego działacza PiS, ale robią to kulturalnie i bez rozgłosu. Gdy konfederaci czy część pisowców reagują na zachodzące zmiany społeczne krzykiem i efektownymi wyzwiskami, PSL-owcy kwitują je pobłażliwym uśmiechem i rzuconym pod nosem „dajcie już spokój, dzieciaki”. Efekt jest ten sam, chociaż wrażenie znacząco odmienne. Dzięki temu działacze PSL mogą uchodzić za całkiem cywilizowanych i są raczej lubiani przez tak zwany salon.

Oba ugrupowania pasują więc do siebie co najwyżej średnio. Zbliżeniu na pewno pomógł fakt, że obecnie szefem ludowców jest młody i wyglądający na nowoczesnego Władysław Kosiniak-Kamysz, który pod względem zachowania, a ostatnio także stylu, na pierwszy rzut oka w miarę pasuje do byłego gwiazdora TVN. Co prawda Hołownia jest wyraźnie nadpobudliwy i odkąd wszedł do polityki, wciąż zachowuje się, jakby prowadził jakiś telewizyjny show, co uwydatnia sztywność stworzonego do polityki gabinetowej Kosiniaka-Kamysza, ale przy odrobinie dobrej woli można byłoby postawić tezę, że obaj dobrze się uzupełnią. Hołownia zapewni rozgłos i sympatię ze strony wyborców, a Kosiniak-Kamysz zdobędzie ich zaufanie i przekona do programu spokojnymi i merytorycznymi wypowiedziami.

Kosiniak-Kamysz: Opozycja powinna pójść w dwóch blokach

Wyobraźmy sobie, że szefem PSL wciąż jest na przykład Jarosław Kalinowski. Duet Kalinowski-Hołownia wyglądałby komicznie. Od razu byłoby widać, że taki alians nie ma prawa się udać, już łatwiej byłoby pożenić disco-polo z trip-hopem. Duety Massive Attack & Sławomir albo Tricky & Zenek wyglądałyby na ich tle całkiem sensownie. Osoba Kosiniaka-Kamysza pozwala jednak zapomnieć, czym tak naprawdę jest PSL – grupą interesu reprezentującą ustawionych wyjadaczy z polskiej prowincji. Od konserwatywnej prawicy różni ich wyłącznie pragmatyzm.

Swego czasu zorientowali się, że ukrywanie swoich prawdziwych poglądów jest całkiem praktyczne i daje przepustkę do krajowych centrów decyzyjnych, więc sprawnie przebranżowili się na umiarkowanych chadeków, w czym pomogło im odwoływanie się do dobrze zapamiętanego Witosa. W rzeczywistości reprezentują staropolską kulturę relacji społecznych, opartą na nieformalnych układach, zakulisowym korzystaniu z wpływów i na zasadzie „silniejszy ma prawo wziąć to, co sobie upatrzył”. Raczej nie dadzą ci w mordę, bo to by źle wyglądało, ale w wykorzystywaniu swojej pozycji dla osiągania partykularnych celów mało kto widzi tam cokolwiek złego. Przecież u nas zawsze się tak robiło.

Antyplatformerski zbieg okoliczności

Oba ugrupowania zbliżyły się do siebie wyłącznie z powodu okoliczności. Groziło im wchłonięcie przez Platformę Obywatelską, która zaczęła ostro się rozpychać na opozycji po powrocie Donalda Tuska. Gdy Kosiniak-Kamysz i Hołownia zorientowali się, że pierwszym celem Tuska nie jest pokonanie PiS, tylko całkowita dominacja po stronie antypisowskiej, a jedyną alternatywą jest bolesna wyborcza porażka, postanowili połączyć siły. Naprędce stworzyli więc historyjkę, że zbliżyła ich do siebie chęć wymiksowania się z coraz ostrzejszej polaryzacji i podobna wizja zielonej i uśmiechniętej Polski, która nie boi się współczesnych wyzwań, ale czerpie też z tradycji.

Powstał z tego jakiś ideowy potworek, który wygląda jak zestaw przykładów w zadaniu „znajdź niepasujące elementy – jest ich więcej niż jeden”. Hołownia z Kosiniakiem-Kamyszem długimi miesiącami opowiadali o wzajemnym docieraniu się i wspólnym wypracowywaniu programu, ale finalnie wygląda to tak, jakby PSL osobno napisał swoje postulaty, a Polska 2050 swoje. Potem je wymieszali, żeby zmylić mniej spostrzegawczych komentatorów i ogłosili jako program Trzeciej Drogi. Jedyną prawdziwą alternatywę dla PO-PiS-u, będącą owocem namysłu i wielogodzinnych rozmów.

Kobosko: Zwolennicy Polski 2050 mówią, że albo oddadzą głos na Hołownię, albo zostaną w domach

Niestety, program Trzeciej Drogi nie wygląda jak alternatywa dla dominujących od lat partii, tylko jak zrobiona na poczekaniu kompilacja ich niektórych pomysłów. Trzecia Droga jest trochę platformiana, trochę pisowska, ma też coś z Konfederacji, w pewnym stopniu zainspirowała się nawet Lewicą.

Wydawałoby się, że alternatywa oznacza coś nowego, świeżego, nietypowego. Okazało się jednak, że w rozumieniu liderów Trzeciej Drogi to jedynie zrobiona na odwal się próba przymilenia się po trochu do wszystkich. A nuż ktoś się na to złapie, warto spróbować. Obie partie nawet się nie postarały, żeby to wyglądało logicznie i spójnie albo żeby chociaż dołączyć do tego ze dwa oryginalne pomysły. Po prostu najpierw wsadzili po kilka swoich żelaznych postulatów, następnie przejrzeli, co w obecnym sezonie wyborczym jest na czasie, i uzupełnili tym spisaną naprędce listę obietnic. Ile wyszło? Dwanaście. No, dwanaście dobrze brzmi, niech będzie, dalej już nie szukamy. W ten sposób powstało „12 gwarancji Trzeciej Drogi”.

Postępowa i wrażliwa społecznie Polska 2050 zadbała więc o to, by w programie TD znalazły się rozwiązania progresywne i prosocjalne, które nie wzbudzają większych kontrowersji. Mamy więc usprawnienie instytucji asystenta osób z niepełnosprawnościami – dzięki TD asystenci będą znacznie lepiej wynagradzani i dostępni w całym kraju.

Polska 2050 chce też poprawić pozycję kobiet, chociaż zbiór ich postulatów w tej materii wskazuje, że jest to temat jeszcze przez tę partię niezgłębiony. Wśród trzech postulatów nazwanych zbiorczo „Kobiety, do przodu!” znalazło się na przykład publiczne finansowanie in vitro. No okay, ale dlaczego to się znalazło w segmencie skierowanym do kobiet? Tylko one mają problem z płodnością? A może tylko one tak bardzo chcą mieć dzieci? W jaki sposób finansowanie in vitro ma poprawić pozycję kobiet? Dlaczego umieszczono to właśnie tutaj? Żeby blok postulatów „prokobiecych” nie świecił pustkami?

Drugi postulat „prokobiecy” to referendum w sprawie przerywania ciąży. Skoro kobiety chcą mieć większe możliwości decydowania o swojej ciąży, poddajmy to pod powszechne głosowanie – niech wspólnie z mężczyznami o tym zadecydują. Przypomnijmy, że ten segment nazwano „Kobiety, do przodu!”.

Jedyny postulat prokobiecy, który jako tako pasuje, ale tylko na pierwszy rzut oka, to likwidacja różnic w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn. Cel chwalebny, problem w tym, że autorzy programu TD najwyraźniej w ogóle nie wiedzą, o czym mówią. Otóż środkiem do tego celu ma być zapewnienie kobietom równego z mężczyznami wynagrodzenia za, uwaga, taką samą pracę.

Ale przecież za lukę płacową nie odpowiadają w pierwszej kolejności przypadki łamania Kodeksu pracy, bo różnicowanie pensji ze względu na płeć jest w Polsce nielegalne (chociaż niestety wciąż dosyć powszechne), tylko bardzo niskie płace w zawodach sfeminizowanych, niski odsetek kobiet na najwyższych stanowiskach kierowniczych oraz niesprawiedliwy podział obowiązków domowych, w wyniku którego mężczyźni mogą poświęcić więcej czasu na pracę zarobkową. Równa płaca za taką samą pracę to żadne odkrycie, tylko oczywistość.

Zamiast szklanych domów – szklane ściany i sufity

Poza tym Polska 2050 dorzuciła jeszcze postulaty ekologiczne, czyli rozwój energetyki słonecznej i wiatrowej (PSL-owcy dorzucili biogazownie) oraz ograniczenie wycinki drzew. Oczywiście umiarkowane, żeby nie rozdrażnić świeżo upieczonych sojuszników. Chodzi tylko o eksport, gdyż „drewno z polskich lasów powinno przede wszystkim służyć polskiemu biznesowi”.

Poza tym mamy dwa konkretne postulaty z obszarów edukacji i ochrony zdrowia. TD obiecuje zwiększenie finansowania edukacji do 6 proc. PKB (czyli o ok. 30 mld złotych) oraz zwrot pieniędzy za prywatne wizyty u lekarzy, jeśli czas oczekiwania na wizytę z NFZ będzie dłuższy niż 60 dni. Co prawda lepsze byłoby usprawnienie publicznego systemu, by takie kolejki w ogóle się nie zdarzały, ale pomińmy tę drobnostkę. Ważniejsze pytanie brzmi – z czego mają się wziąć na to pieniądze, skoro równocześnie zamierzacie obniżyć dochody podatkowe i składki?

A przecież PSL-owcy wrzucili tu swoje żelazne postulaty w interesie małych i średnich przedsiębiorstw. Mowa o zamrożeniu stawek CIT, PIT i VAT do końca kadencji oraz zwolnieniu ze składek ZUS najmniejszych firm mających nieokreślone problemy finansowe. Chcą też przywrócić ryczałtową składkę zdrowotną, żeby zamożni samozatrudnieni z dochodem 50 tys. złotych miesięcznie mogli płacić na zdrowie prawie tyle samo co nauczycielka. Poza tym zamierzają zwolnić z opodatkowania rodziny mające trójkę dzieci lub więcej – nawet jeśli oprócz swoich pociech mają też górę pieniędzy.

Trzecia Droga zaznacza również, że chce skończyć z rozdawnictwem, gdyż to nakręca inflację. Z drobnym wyjątkiem dla rolników, rzecz jasna. Otóż ludowcy chcą zadbać o to, żeby tańsze produkty rolno-spożywcze z Ukrainy nie mogły konkurować z krajowymi producentami. Jeśli wjeżdżają, to tylko za kaucją i w celu wywiezienia ich za granicę.

Tylko antytuskowy Hołownia może pozbawić PiS władzy

Idą więc dalej niż PiS, który zakazał importu „tylko” czterech rodzajów nasion oleistych i zbóż znad Dniepru. TD, najpewniej z inicjatywy samego PSL, chce ograniczyć import całego sektora rolno-spożywczego z Ukrainy. Tylko że zakaz importu tańszych surowców rolnych i produktów spożywczych zadziała bardziej proinflacyjnie niż to legendarne „rozdawnictwo”. I będzie oznaczać de facto publiczne finansowanie producentów rolnych, tylko że kuchennymi drzwiami.

Trzecia Droga ma również plan dla mieszkalnictwa. Opiera się on na dobrej wierze i zaklęciach. „Rynkowo zwiększymy podaż mieszkań, obniżając tym samym ich cenę” – czytamy. Autorzy najwyraźniej przespali ostatnie półtora roku, które dowiodły, że na rynku mieszkaniowym te przesądy nie działają. Deweloperzy nie obniżyli cen nawet w sytuacji drastycznego spadku popytu. W wyniku podniesienia stóp procentowych liczba chętnych na zakup mieszkania radykalnie spadła, a ceny nominalne wzrosły. Jeśli ułatwimy deweloperom budowanie większej liczby mieszkań, to po prostu na rynku będzie więcej tak samo drogich mieszkań.

Studentom chcą natomiast ulżyć, wprowadzając „Akademik za złotówkę”. No i co to właściwie zmieni? Przecież akademiki już teraz są całkiem tanie i każdy student marzy o tym, by zdobyć w nich miejsce. Problemem jest właśnie mała liczba miejsc w akademikach, a nie ich cena. Odpowiedzią na problemy mieszkaniowe studentów byłoby zapewnienie uczelniom środków na stworzenie nowych lokali, których budowa sfinansowana zostałaby z budżetu państwa. Tego samego budżetu, którego Trzecia Droga chciałaby pozbawić części pieniędzy.

Studenci do nauki? Marzenie, a nie rzeczywistość

W tym miszmaszu znajdziemy więc elementy obecne w każdej z pozostałych partii. Niektóre powtórzone słowo w słowo. KO proponuje na przykład, by ZUS płacił zasiłek chorobowy już od pierwszych dni zwolnienia – Trzecia Droga poleca dokładnie to samo. KO chce przywrócenia ryczałtowej składki zdrowotnej – panowie i panie z TD nie mogą być gorsi. Główne punkty programu Konfederacji to uproszczenie podatków i dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców. Ależ zbieg okoliczności, w programie TD znajdziemy niemal bliźniacze pomysły. Lewica zamierza podnieść wynagrodzenia budżetówce (KO zresztą też) oraz wzmocnić inspekcję pracy – znajdziemy to również w programie Trzeciej Drogi. PiS walczy z ukraińskim ziarnem i chwali się zbrojeniami – Trzecia Droga zrobi to nawet bardziej!

Tak naprawdę największy atut Trzeciej Drogi opiera się na swoistym szantażu. Jeśli TD nie przekroczy progu wyborczego (który podnieśli sobie do 8 proc. na własne życzenie, bo wzajemnie sobie nie ufają, więc występują jako koalicja), to trzecia kadencja PiS będzie niemal pewna. Człowiek mający już dosyć zepsutego władzą i grającego na najgorszych emocjach PiS musi wbrew swojej woli trzymać kciuki za niezły wynik tego kuriozalnego projektu.

Osobiście czuję się sterroryzowany. Hołownia z Kosiniakiem-Kamyszem nawet nie starają się ukrywać, że wzięli wyborców niechętnych kolejnej kadencji PiS za zakładników. Mogliby przynajmniej udawać, że chodzi o coś więcej, ale nawet tego im się nie chce.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij